środa, 27 stycznia 2021

LEKCJA ŁACINY!

 


     Dla poprawienia nastroju sobie, a może i Wam, cofnę się pamięcią do lat 1974-78. Wśród licznych zajęć w ramach studiów, miałam lektorat z łaciny. Maleńka, szczuplutka, starsza pani Augustyniak, próbowała przekazać piękno języka, który dawno, dawno temu był  urzędowym, a teraz nazywany jest „martwym”. We współczesnym świecie, używają go:  nauczyciele łaciny,księża, lekarze i prawnicy. No i może nieliczne grono pasjonatów językowych, którzy znają po kilka języków, bo lubią się ich uczyć. Zawsze mówię, że nikomu niczego nie zazdroszczę, bo jeżeli ktoś coś ma, to zazwyczaj dzięki ciężkiej pracy, więc jeżeli chcę mieć to, co ten ktoś, to muszę pracować. W tym przypadku zazdroszczę poliglotom łatwości uczenia się danego języka, wytrwałości no i osiągnięcia celu.



   W procesie edukacji uczyłam się języka rosyjskiego, który zmorą stał się dla mnie dopiero na etapie licealnym. Na studiach lektorat z tego języka polegał przede wszystkim na oglądaniu filmów w wersji oryginalnej, wyświetlanych w Domu Kultury Rosyjskiej i Radzieckiej na ul. Foksal w Warszawie. Nie zbyt chętnie tam chodziłam, bo jak dla mnie było daleko i ciężko. Zawsze docierałam zmęczona i spocona. Niemniej jednak kiedy już dotarłam, to nigdy nie żałowałam, bo pomimo wydźwięku ideologicznego większości filmów, była to dobra kinematografia.


    Drugim językiem poznanym w podstawówce był niemiecki. Uczyłam się go ze strachu. Całe życie boję się, by nie powtórzył się 1939, a wtedy wyznawałam zasadę, że należy znać język swojego wroga. Z wymową miałam problemy, bo nie wiedziałam czy „ch” należy wymawiać miękko jak uczyła nauczycielka czy twardo jak kazała matka. Gramatykę znałam dobrze i nauczycielka w klasie VI-VIII, twierdziła, że „szprechała" bym doskonale, gdybym nie była leniwa i uczyła się słówek. Jak się ma ograniczone słownictwo, to nawet w języku ojczystym ma się trudności z wysławianiem. W czasie studiów posługiwanie się językiem niemieckim, ograniczało się do czytania tekstów zawodowych i poznawania słownictwa w tym zakresie.

   Wracając do łaciny, to lekcji ze szkoły średniej nie pamiętam. Dopiero zajęcia z panią Augustyniak sprawiły, że lubiłam ten język, chociaż tłumaczenie tekstów szło mi bardzo opornie. Do dziś jednak pozostał sentyment, a przetrwał w poznawaniu łacińskich sentencji, które uwielbiam. Proponuję zabawę, będziecie mogli sprawdzić, które z podanych poniżej zdań są Wam znane. Oto wybór moich ulubionych sentencji:

   AMOR VINCIT OMNIA

   BEATE VIVERE EST HONESTE VIVERE

  CAVE ME, DOMINE, AB AMICO,AB INIMICO VERO ME IPSE CAVEBO                                         

   DE GUSTIBUS ET COLORIBUS NON EST DISPUTANDUM

   LACRIMIS ADAMANTA MOVEBIS

   MAJOR SUM, QUAM CUI POSSIT FORTUNA NOCERE

   NON OMNIS MORIAR

   PER ASPERA AD ASTRA

   QUO VADIS

   SAPIENS SEMPER 

      Czy już wiesz ile znasz sentencji z tych podanych? A może masz swoją ulubioną, podaj ją w komentarzach. Dla tych, którzy mieli wątpliwości, czy dobrze przetłumaczyli, a nie mają pod ręką słownika "Łacińsko-polskiego.Polsko-łacińskiego", podaję polską wersję:

               Ad.1 Miłość zwycięża wszystko (akcent na „o” w słowie omnia)

                 Ad 2 Żyć szczęśliwie, znaczy żyć uczciwie(akcent na „i” w słowach vivere)

                 Ad.3   Strzeż mnie Boże od przyjaciół, od nieprzyjaciół sam się obronię(akcent na „o” w słowie domine)

                  Ad.4    O upodobania i kolory nie należy się spierać(akcent na u w gustibus i na drugie o w coloribus) 

                  Ad.5 Łzami skruszysz nawet diament(akcent na „a” w lacrimis)

                  Ad.6 Jestem mocniejszy od losu- nie może mi więc zaszkodzić

                  Ad.7 Nie wszystek umrę(akcent na „o”w słowie moriar)

                   Ad.8    Przez cierpienie do gwiazd. Przez cierpienie do sławy

                    Ad.9    Dokąd idziesz

                    Ad.10  Mędrzec zawsze szczęśliwy(akcent na „a' w wyrazie sapiens)

      Od czasu zakończenia edukacji minęło ponad 40 lat. Niewiele miałam okazji mówić w omówionych językach, dlatego wszystko praktycznie zapomniałam i dziś mogę mówić o znajomości danego języka w czasie przeszłym. 

środa, 20 stycznia 2021

"AUGUSTOWSKIE NOCE"

 

Maria Koterbska

   Wczoraj o godzinie 6 rano przeglądając WP dowiedziałam się, że zmarła Maria Koterbska.

Karolina Wożniak tak napisała:Maria Koterbska, słynna polska piosenkarka, nie żyje. Artystka zmarła w wieku 96 lat. O śmierci wokalistki poinformował prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski.

"Chyba nie ma osoby, która nie kojarzyłaby piosenki "Serduszko puka w rytmie cza-cza". Utwór cieszył się swego czasu sporą popularnością - był nawet wykorzystywany w reklamach. Niestety artystka, która wykonywała ten hit, zmarła. Maria Koterbska została pożegnana w pięknych słowach przez prezydenta Bielska-Białej. Informację o śmierci potwierdził syn wokalistki, Roman Frankl, w rozmowie z Polskim Radiem."

"Z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci wielkiej damy polskiej piosenki, wspaniałej osoby, wybitnej bielszczanki – Marii Koterbskiej" - czytamy we wpisie. "Legendarna artystka 13 lipca ubiegłego roku świętowała swoje 96. urodziny pełna optymizmu i pogody ducha. Taką też ją wszyscy zapamiętamy. Zapamiętamy też największe przeboje, jak 'Karuzela', 'Serduszko puka w rytmie cza-cza', 'Augustowskie noce;' i wiele innych"."W imieniu wszystkich bielszczan rodzinie Pani Marii i jej najbliższym składam wyrazy współczucia. Świat dziś wiele stracił… Dziękujemy za wszystko Pani Mario. Móc Panią znać, to był prawdziwy zaszczyt" - podsumował Jarosław Klimaszewski."

"Maria Koterbska urodziła się w Bielsku. W latach 50. była stałą bywalczynią niedzielnych audycji w audycji "Melodie świata" w Radiu Katowice. Stałym punktem programu były piosenki wokalistki.Gwiazda występowała również w Teatrze Satyryków, a występy w nim miały ogromne znaczenie w jej karierze. Piosenkarka współpracowała także z kabaretem Wagabunda, z którym koncertowała w Europie oraz w USA."

    Tak pożegnała piosenkarkę WP, w radio też o tym mówiono. Czy informację tę zamieściły telewizje, tego nie wiem. W "Faktach" ja przegapiłam wzmiankę o tej jakże popularnej w latach 1950-1980 wokalistce. 



   Dwa lata występów Marii Koterbskiej  w Teatrze Satyryków przyczyniły się do zmiany repertuaru, co wymagało innego operowania głosem. Z tego okresu pozostała piosenka „Wio koniku”, ale większość nagrań się nie zachowała. Jednak ich ślad można odnaleźć w „Wiązance przebojów z lat pięćdziesiątych”, którą współtworzyli Wojciech Młynarski i Tomasz Śpiewak.(1967).Od roku 1956 współpracowała z Kabaretem literatów „Wagabunda”, którego była współinicjatorką.Wystąpiła w filmach:”Skarb”(1948), „Irena do domu”(1955), „Sprawa do załatwienia”(1953).

Wikipedia podaje 18 tytułów Jej piosenek, ale nie wykazano wszystkich. Wydała  dwie płyty długogrające. Jej dyskografia, to płyty wydawane w latach 1960-2010: "Ulubione przeboje", "Ulubione piosenki", "Nie mówmy, że to miłość", "Maria Koterbska"(1972, 1980), "Jubileusz","Życie zdarza się raz", "40 piosenek Marii Koterbskiej".

   Uczestniczyła w III Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie, w Festiwalu Opolskim(jako wykonawczyni i jako jurorka), a także występowała na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Gościła w wielu programach rozrywkowych „Zgaduj zgadula”, „Podwieczorek przy mikrofonie”. Pod koniec lat 70-tych występowała wraz ze swoim synem Romanem Franklem, a w roku 2007 wzięła udział w koncercie poświęconym Jackowi Lechowi.

   Została dwukrotnie odznaczona: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w roku 1979 i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski w roku 1999.

                                 


    Zanim zakochałam się w piosenkach Anny Jantar, to Maria Koterbska była jedną z tych, których piosenki nuciłam najchętniej. Mój obecny blog „Na karuzeli życia” swój tytuł zawdzięcza jej piosence „Karuzela”. Tytuł dzisiejszej notki także nawiązuje do wielkiego przeboju. Jeszcze przed piosenką "Futbol" Maryli Rodowicz, Maria Koterbska podkreślała umiłowanie Polaków do piłki nożnej w piosence "A mój chłopiec piłkę kopie".W roku 1952 Julian Sztatler zaśpiewał "Wio koniku", a potem przebój ten wykonywała Pani Maria.  Jako rodowita wrocławianka nie mogłam nie znać piosenki „Niebieskie tramwaje”(inny tytuł „Wrocławska piosenka”). A ileż to dziewcząt uważało się za „Brzydulę i rudzielca”, lub której serduszko nie pukało w rytmie „cha-cha”. Chrapkę na „Rudego rydza” miały nie tylko dziewczyny, ale tylko one wzdychały do „Chłopców z obcych mórz”, szeptały "Nie mówmy o miłości" lub spoglądając w lustro przyznawały, że "Uroda przemija w nas". Gdy za oknami robiło się mokro, szaro i dżdżyście lub słońce za bardzo paliło , przypominał nam się przebój „Parasolki”, bo sprzedawał je stary handlarz „w dziwnym mieście,w którym nigdy deszcz nie pada”. Kiedy w roku 1992 J. Józefowicz i J. Stokłosa w Teatrze Buffo wystawili „Do grającej szafy grosik wrzuć”, to dawno przed nimi wrzuciła go Maria Koterbska. 

    Jej syn Roman Frankl napisał książkę:" Maria Koterbska.Karuzela mojego życia", a wydał ją Państwowy Instytut Wydawniczy w 2008. Niestety jest to jedyna biografia artystki.

    Kultura polska utraciła kolejną wspaniałą osobę, której występy rozświetlały dni, a fani będą Ją wspominali jeszcze długo, po kres życia swego.

      ZEGNAM PANI MARIO I DZIĘKUJĘ ZA WZRUSZENIA, KTÓRYCH MI PANI DOSTARCZYŁA SWOIMI PIOSENKAMI. 


poniedziałek, 11 stycznia 2021

CZYŻEWSKA CZY JĘDRUSIK - starożytny spór o miano "najpiękniejszej", we współczesnym wydaniu.

  


    P
rzygotowując się do napisania postu o serialu „Osiecka” poczytałam trochę o ludziach, których znała, a w których wcielili się współcześni polscy aktorzy. Zapoznałam się z biogramem Elżbiety Czyżewskiej w Wikipedii. Znalazłam tam taki fragment:” Współpracowała z Ludwikiem René przy sztuce Don Juan(1964), gdzie grała Mirandę i przy Po upadku według autobiograficznego tekstu Arthura Millera, gdzie wcieliła się w postać Maggie (rola była pastiszem Marilyn Monroe). Na premierze sztuki obecny był sam Miller, który wracając ze Związku Radzieckiego wstąpił do Warszawy, aby obejrzeć sztukę. Po przedstawieniu gratulował Czyżewskiej. Do samej aktorki przylgnął wówczas przydomek „polskiej Marilyn Monroe”.
  Po śmierci Elżbiety Czyżewskiej w Gazecie.pl zamieszczono następującą informację:Po świetnie zagranej roli Marilyn Monroe w sztuce Artura Millera "Po upadku" często nazywano ją "polską Monroe". 

   Kilka dni później w teleturnieju "Va banque" było pytanie o to, kogo nazywano "polską Marilyn Monroe" i ze zdziwieniem usłyszałam, że prawidłowa odpowiedź brzmi :Kalinę Jędrusik. Ponieważ zdarzało się w polskich teleturniejach, że nie uznawano poprawnej odpowiedzi i uczestnicy musieli się odwoływać, więc uznałam, że i tym razem popełniono błąd. Po następnych kilku dniach przeglądając artykuły na Wirtualnej Polsce natrafiłam na artykuł Agnieszki Niemojewskiej w „Rzeczpospolitej” „ Kalina Jędrusik pierwsza skandalistka PRL”, gdzie dziennikarka napisała: Kalinę Jędrusik nazywano polską Marilyn Monroe, ona sama bez skrupułów podsycała wizerunek seksbomby. Ostentacyjnie eksponowała swą cielesność i łamała wszelkie normy społeczne. Kiedy grała lub śpiewała, to przede wszystkim emanowała zmysłowością.”

   Dziś znalazłam artykuł Łukasza Knap'e z 19.06.2017 roku pod tytułem”Odsłonięty dekolt z krzyżykiem. Powstaje film o Kalinie Jędrusik”. Oto fragment tekstu: ”Katarzyna Klimkiewicz ogłosiła, że nakręci film o Kalinie Jędrusik, jednej z najbardziej kontrowersyjnych i enigmatycznych gwiazd filmowych PRL-u. Nazywano ją demonem zmysłów, uosobieniem skondensowanego seksu, Wielką Gorszycielką i polską Marilyn Monroe. Akcja filmu będzie rozgrywać się 1963 roku, kiedy podczas Barbórki aktorka odsłoniła dekolt, na którym miała krzyżyk. Dostała wtedy zakaz występu w telewizji.” Nie wiem co prawda z jakich źródeł czerpali informacje dziennikarze, ale w 4 artykułach pojawia się ten sam przydomek w odniesieniu do dwóch polskich aktorek.

   Lubiłam obie aktorki. Elżbietę Czyżewską na dużym ekranie widziałam w filmie Andrzeja Wajdy „Wszystko na sprzedaż”, w którym wcieliła się w żonę Zbigniewa Cybulskiego. Większość filmów obejrzałam w telewizorze, a moimi ulubionymi są: Żona dla Australijczyka”(niby nie lubię dwa razy oglądać jednego filmu, ale z polskich jest kilka takich, które bawią mnie niezmiennie i to jest jeden z nich), „Giuseppe w Warszawie”, „Gdzie jest generał”, Mąż swojej żony”. Z filmów dramatycznych widziałam może 3-4 ale nie utkwiły mi w pamięci, natomiast choć lubię polskie seriale żadnego z 6, w których grała nie oglądałam („Układy”,”Prawo i porządek.Zbrodniczy zamiar.”(amer.),”Brygada ratunkowa”(amer.), „Seks w wielkim mieście”(amer.). „Klub profesora Tutki”, „Kapitan Sowa na tropie”).    Natomiast Kalinę Jędrusik poznałam najpierw w „Kabarecie Starszych Panów”. Czyli jako piosenkarkę, dopiero później rozpoznawałam ją w filmach:” Ziemia obiecana” na dużym ekranie(rola Zuckerowej w scenie z Danielem Olbrychskim, zohydziła mi praktycznie film,bo uważam, że nic nie wnosiła znaczącego). W telewizji obejrzałam ulubione: „Lekarstwo na miłość”, „Ewa chce spać”(te, które mogę obejrzeć co kilka lat i zawsze mnie bawią),”CK Dezerterzy”, „Niewinni czarodzieje”,”Dziewczęta z Nowolipek”.Niestety żadnej z Pań nie widziałam na deskach teatru.  Szczerze mówiąc uważam, że Elżbieta Czyżewska nie tylko z racji zagrania w sztuce Millera ma prawo by nazywano ją "polską Marilyn Monroe". Miller mąż amerykańskiej aktorki, mógł uznać, że polska aktorka świetnie zagrała byłą żonę,ponieważ wracając ze Związku Radzieckiego, wpadł do Warszawy i był na spektaklu. Nie natrafiłam na informację, że poznał osobiście czy też widział w jakiejkolwiek roli Kalinę Jędrusik, wątpliwe więc jest, że to ją by tak nazwał. Natomiast jest prawie pewne, że zrobił to Stanisław Dygat.

   Gdzie zatem leży prawda?   Każda z tych aktorek zapisała się znacząco w historii polskiego filmu, teatru czy telewizji. Której ów laur się należy? Być może na to pytanie odpowie film o Kalinie Jędrusik, choć nie wiadomo jeszcze jaki właściwie będzie miał tytuł „Bo we mnie jest seks” jak napisano na WP czy „Jesienna dziewczyna” jak donosi Onet film. Premiera podobno już w 2021 roku. W kinie się z Wami nie spotkam, raczej obejrzę go w TV.  I tak to za sprawą dziennikarskiej wiedzy(lub jej braku) Polska ma dwie „Marilyn Monroe”, kiedy tymczasem Ameryka tylko jedną.

Kalina Jędrusik

środa, 6 stycznia 2021

"JA JESTEM W PODRÓŻY"


 

   Obejrzałam 4  odcinki serialu „Osiecka”. Pierwszy miał dobre tempo, akcja toczyła się wartko. Przy kolejnych odcinkach było coraz gorzej, to co opowiedziano w trzech, można było zawrzeć w jednym, dzięki czemu widz nie miałby uczucia znużenia. Postanawiając napisać post na temat serialu, chciałam najpierw  poznać reakcje innych.

   Pierwszą recenzję znalazłam w „Gazecie wyborczej”,którą Jarek Szubrycht zatytułował „To nie jest serial dla młodych ludzi”. Zgadzam się z autorem, że widz, i to niekoniecznie młody może mieć problem z rozpoznawaniem  pierwowzorów osób,w które wcielają się aktorzy. Ja sama zastanawiałam się w czasie oglądania odcinka pierwszego, kim jest tajemniczy Stefan, do którego wzdycha młodziutka bohaterka serialu. W scenie restauracyjnej, gdzie przy stoliku siedzą: pan Jerzy, Cybulski, Kobiela, Hłasko, Osiecka, nie wiedziałam kim jest pan J,aż do momentu gdy Osiecka wypowiada „Andrzejewski zapłaci”. Wtedy jasnym się stało, że mowa o autorze „Popiołu i diamentu”. Myślę, że w kolejnych 9 odcinkach takich postaci znanych w PRL-u, ale już mniej ludziom urodzonym po roku 1980, będzie w tym serialu sporo. Tym bardziej, że po roku 1989 od czasu do czasu emitowano filmy nakręcane w Polsce Ludowej, ale tylko te najbardziej znane: trylogia „Sami swoi”, „Czterej pancerni i pies”, „Stawka większa niż życie” czy „Czarne chmury”. Skąd młodzi ludzie mają znać wielki kunszt aktorski Cybulskiego, Kobieli, Czyżewskiej i innych wybitnych aktorów z otoczenia Osieckiej. Jako absolwentka Wydziału Dziennikarstwa UW i Wydziału Reżyserii Łódzkiej Szkoły Filmowej, obracała się przede wszystkim w kręgu literatów i filmowców. 

   Tytuł kolejnej recenzji „Romansowała i imprezowała do upadłego” autorstwa Kaliny Mróz mnie rozbawił. Dowodzi on tego, że tak jak scenarzyści i twórcy serialu, dziennikarkę bardziej interesowało życie osobiste Osieckiej niż Jej dokonania literackie. To jest kolejny słaby punkt serialu. Zamiast ukazać wielokierunkowość zainteresowań poetki, nacisk położono na Jej relacje męsko-damskie. Czy w późniejszych już nie komunistycznych czasach, młodzi ludzie nie romansowali i nie imprezowali?

    Natomiast kuriozalne były dla mnie wypowiedzi krytyka filmowego Tomasza Raczka i przyjaciółki Osieckiej, Magdy Umer, którzy serial oceniają przez pryzmat tego, kto wyłożył pieniądze na jego realizację i gdzie jest emitowany, a nie o czym mówi i co zawiera.

Tomasz Raczek, tak się wyraził:

"Spróbowałem oglądać Osiecką na TVP1, ale nie dałem rady: to jakby dostać szarlotkę na zarzyganym talerzu. To moja emocjonalna reakcja na poczucie przykrości jakie miałem, oglądając ten serial w TVP. Po prostu odrzuciło mnie od ekranu. Miejsce, w którym serial jest prezentowany, czyli TVP, jest zaprzeczeniem wszystkiego, czym była twórczość Osieckiej. Stąd moja metafora. ”Zarzygany talerzyk” nie dotyczy twórców serialu, nie dotyczy aktorów, których szanuję, ale samej TVP.”

   Ja czegoś nie rozumiem, kiedy TVP emituje film o Zenku Martyniuku, to jest "cacy", a jak o Osieckiej, to już jest "be"? Przecież to ta sama telewizja, ten sam prezes Jacek Kurski. Czy słaby serial stanie się wybitnym, gdy wyemituje go inna stacja? Czy Magda Umer twierdząc, że obejrzy serial, gdy prezesem zostanie Jarosław Kurski, bo teraz nie pozwala jej na to światopogląd, ma pewność że pod rządami drugiego z braci, telewizja państwowa przestanie być tubą propagandową władzy? Kiedy czytałam wypowiedzi tych dwóch osób miałam wrażenie, że prywatne uprzedzenia wzięły górę nad profesjonalizmem i nie chodzi o serial, tylko o dowalenie Kurskiemu i TVP.

   Serial jest przeciętny, brakuje w nim tego najważniejszego elementu-ukazania talentu Agnieszki Osieckiej. W odcinku 1 poznajemy fragment Jej pamiętników, które prowadziła od 9 roku życia. W 2-gim, gdy wchodzi w środowisko STS-u (Studenckiego Teatru Satyryków) słyszymy jedną piosenkę z Jej tekstem "Kochankowie z ulicy Kamiennej", chociaż napisała dla STS-u ich 166 w latach 1954-72. W odcinku 4 śpiewane są:"Okularnicy" i "Mówiłam żartem". Czy w następnych, twórcy też ograniczą się do jednego utworu, np. w odcinku 5 będzie to przebój "Niech no tylko zakwitną jabłonie" w świetnej interpretacji Haliny Kunickiej? Za mało jest w serialu Agnieszki -poetki, a za dużo kobiety-skandalistki, bo za taką ją wielu uważało. Dobitnie o tym świadczy scena, w której rozmawia Ona z urzędnikiem SB, gdy pyta o możliwość powrotu Marka Hłasko do Polski lub Jej wyjazdu do Paryża. 

   Rozczarowana  opinią T. Raczka i M. Umer, poszukiwałam wypowiedzi Agaty Passent i jej ojca Daniela. Nie znalazłam ale nie byłam zdziwiona. Wykazali się wielką mądrością i kulturą osobistą- źle mówić nie chcieli, a dobrze nie mogli. Znalazłam natomiast artykuł Magdaleny Maksymiuk "Osiecka. Kolejna wersja październikowego pomnika". Bardzo mi się spodobała ta recenzja, bo omawiając mocne strony serialu jak i wskazując słabości podaje konkretne przykłady. "Osiecka, mimo dobrych chęci twórców, ale i świetnie obsadzonych głównych postaci,  jest  po prostu kolejną telewizyjną produkcją o życiu wybitnej jednostki. Tylko tyle i aż tyle.[...] Świetnie te niuanse charakteru i fizyczności chwyta fantastyczna Eliza Rycembel w roli młodej Osieckiej, a przeistaczając się w swoją bohaterkę, dba aby w pełnej krasie na ekranie zaprezentować te wszystkie sprzeczności młodego charakteru, które potem, po latach, doprowadzą i do ogromnego sukcesu i do zguby poetki. Wbrew pierwotnym obawom, aktorsko serial TVP okazuje się więcej niż poprawny. Ożywają legendy Cybulskiego, Bogumiła Kobieli, Marka Hłasko, Jerzego Andrzejewskiego czy Elżbiety Czyżewskiej. Ożywa także wspomnienie inteligentnej, zaangażowanej, debatującej zaciekle młodzieży, spotykającej się po klubach dyskusyjnych w celu roztrząsania zagadnień filozoficznych, geopolitycznych, kulturowych, zapamiętale czytających wszystko i wszędzie i mającej bardzo ukształtowane poglądy na ogrom tematów. Portret studenckiego życia, tak bardzo pełnego i bogatego,formującego światopoglądy i przyjaźnie na całe życie jest w "Osieckiej" zachwycający.[ ....] A jednak, Odnosi się wrażenie, że oglądamy kronikę, linearnie ułożone kalendarium, a nie spójną, mądrze zagospodarowaną historię wybitnej indywidualności. A przecież zwiastuny tego geniuszu gdzieś tam są, przewijają się. Słychać te wyjątkowe słowa Osieckiej, rytm jej myśli układany we frazy, w każdym wyrazie, słychać gorycz porażki,słodycz zakochania, desperacje niespełnionej miłości, temperament i ogień duszony czasami, w jakich przyszło jej przeżyć te najwspanialsze lata młodości. Brakuje w "Osieckiej" czegoś, co jest charakterystyczne dla samej bohaterki, co do dziś wywołuje ogromne emocje, budzi kontrowersje i sprawia, że chcemy wciąż więcej i więcej z jej życia i doświadczeń. Brakuje czułego narratora, wyjątkowego, nieodtwórczego spojrzenia. Telewizja natomiast wciąż widzi Osiecką jako jakąś wersję październikowego pomnika, który warto wspomnieć, ale nad którym nie warto się na dłużej i z refleksją pochylić." 

     Wyeksponowano Jej małżeństwa, romanse i flirty, a twórczość wspomina się tak przy okazji. W odcinku 1 młoda Osiecka wypowiedziała takie zdanie:"Ja teraz tworzę, nieszczęśliwa miłość, to bardzo ciekawe doświadczenie twórcze", i to być może jest klucz do prawdziwego poznania i przedstawienia osoby poetki. Jej utwory mówią o poszukiwaniu miłości i szczęścia, a liczne związki z mężczyznami były środkami dążenia do celu, a nie nim samym.Emocjonalnie silnie związana z ojcem, który był dla Niej autorytetem i dawał do pewnego momentu poczucie bezpieczeństwa, poszukiwała mniej lub bardziej świadomie mężczyzny odznaczającego się takimi właśnie cechami. 

   Serial obejrzę do końca, bo jestem ciekawa, jakie utwory wybrali autorzy do zilustrowania dorobku, tej niesamowicie wrażliwej, trochę przekornej, nieco chwilami złośliwej ale chyba bardzo nieszczęśliwej kobiety. Zastanawia mnie jak została przedstawiona przyjaźń z Jeremim Przyborą, bo ich korespondencja, byłaby fascynującą lekturą i przykładem zanikającej sztuki epistolarnej,której powinno się uczyć w dzisiejszych szkołach, tak jak dawniej kaligrafii. Młodzież wychowana na smsach i mailach ma ogromne trudności z pisaniem pięknym polskim językiem.

    Łudzę się nadzieją, że serial stanie się doskonałym pretekstem do przypomnienia filmów z udziałem Cybulskiego, Kobieli czy Czyżewskiej. Młodzi ludzie, urodzeni powiedzmy po roku 1980,  nie mieli okazji obejrzeć "Popiołu i diamentu", "Wszystko na sprzedaż" czy "Zezowatego szczęścia", a są to filmy wybitne,które przedstawione na oskarowej gali, mogłyby konkurować z produkcjami z całego świata.

   "Dlaczego skazano tę Osiecką, na tak zwykły, grubo ciosany serial? Ktoś tak zupełnie wyjątkowy, kto w istotny sposób wpłynął na całe pokolenia, kto żył pełnią życia, nie bojąc się konsekwencji, zasługuje może nie na pomnik - ten wciąż usłany jest na ulicy Francuskiej kwiatami od wielbicieli. Zasługuje jednak na produkcję, która nie będzie tylko odliczać kolejne dni życia bohaterki z perspektywy mniej lub bardziej przelotnych miłostek".(M.Maksymiuk "Osiecka"). 

   Mam wrażenie, że nie potrafimy stworzyć dobrego filmu(serialu) o silnych,inteligentnych, niepoddających się konwenansom kobietach. Co prawda w roku 1980 Janusz Majewski, na podstawie scenariusza Haliny Auderskiej nakręcił 12 odcinkowy serial "Królowa Bona" z wyśmienitymi kreacjami: Aleksandry Ślaskiej(Bona), Zdzisława Kozienia(Zygmunt Stary), Jerzego Zelnika(Zygmunt II August) i Anny Dymnej(Barbara Radziwiłłówna), ale dzisiejsi scenarzyści, reżyserzy czy producenci, nie lubią chyba sięgać do najlepszych wzorców. 

   Nie znam całego dorobku Osieckiej, ale cenię Ją za pracowitość, za melancholię skrywaną w duszy, a odbijającą się w oczach. Podziwiam umiejętność obserwacji ludzi i ich słabości, by szarą rzeczywistość przemienić w poetyckie strofy.

    Agnieszka Osiecka swą podróż zakończyła przedwcześnie, w wieku 61 lat. Gdyby nie choroba, mogłaby nas cieszyć swoimi tekstami jeszcze przez wiele lat. Dziś miałaby 85. W roku 2015 nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się biografia poetki, autorstwa Uli Ryciak "Potargana miłość". Dla tych, którzy po obejrzeniu serialu, będą czuli niedosyt, może być ona wspaniałą lekturą na zimowe wieczory.