Bardzo mi się spodobało to zdjęcie, dlatego włączam je do swojego posta, mając nadzieję, że autor(ka) nie będzie miała nic przeciwko temu. Zazdroszczę "Pozytywnej" optymizmu. |
Popołudniu robiąc sobie obiad,
źle odstawiłam ulubiony dzbanek i spadł na posadzkę. Ponieważ
był plastikowy, to wyszczerbił się w kilku miejscach i z żalem oraz bólem serca, musiałam go wyrzucić. W ten sposób
spełniło się porzekadło „nieszczęścia chodzą parami”.
Ostatnie dni października
dżdżyste i ponure najzwyczajniej w świecie przespałam, a w nocy
tłukłam się jak „Marek po piekle”. Pierwszy listopada spędziłam w minorowym nastroju, bo jest to dzień,
który zawsze działał na mnie przygnębiająco. Od 2 do
5-tego dziergałam upominek dla Jotki, bo chciałam żeby jej
dzieciaki dostały zakładki, a Ona coś, co Jej mnie przypomni nie
tylko w jesienne wieczory. Rzecz jest niewielka i prawdziwe
rękodzielniczki może dziwi iż zajęło mi to tyle czasu. Sprawa
jest prosta: pierwszego dnia zrobiłam ¾, drugiego dnia
większość sprułam i odrzuciłam zniechęcona. Trzeciego i
czwartego dokończyłam pracę.
Miesiąc temu mój syn
skaleczył sobie prawą rękę. Nie poszedł do lekarza tylko
„leczył” ją sam. Częściej mu się rana otwierała i ropiała
niż wygajała. W związku z tym znów nie było mowy o
malowaniu figurek czy jakimkolwiek zarabianiu. Moja złość spływała
po nim jak po kaczce woda. W miniony czwartek pokazał mi wygojoną
rękę, to znaczy rana jest zasklepiona ale pozostała gula, szpecąca
rękę. U mężczyzny to nie przeszkadza, więc nic nie powiedziałam.
Byłam szczęśliwa, że będzie wreszcie mógł zacząć nie
tylko malować ale i sprzątać, bo moje mieszkanie bardzo tego
potrzebuje. Poza tym obiecał, że w niedzielę obetnie mi włosy,
żeby było wygodniej je myć i o nie dbać. W niedzielę rano
przyszedł dość wcześnie, nawet zrobił mi kawę i śniadanie. Gdy
miał już wychodzić(zawsze robi to szybko, jakby przebywanie z
matką pod jednym dachem groziło mu pomorem),zauważyłam, że dwa
palce prawej ręki są złączone plastrem. Zapytałam co się stało.
Przyznał się, że w piątek zabalował tak mocno, iż przy upadku
najprawdopodobniej złamał sobie rękę. Była mocno spuchnięta gdy
ją widziałam ale łudzę się, że to tylko stłuczenie, bo w
przeciwnym razie, kto wie jak długo znów nie będzie mógł
podjąć się jakichkolwiek zajęć, a przecież święta za pasem.
Dochodzi godzina dziewiąta,
rozpoczyna się nowy tydzień, a ja piszę tego posta w nadziei, że
może jeszcze o mnie nie zapomnieliście. Nastrój mam nadal
pod psem, deszczowo i ponuro za oknem, więc mogłabym wrócić
do ciepłego łóżka i udawać, że mnie nie ma. Tym bardziej,
że gołe nogi marzną od podłogi, a od nich przeziębia się
reszta ciała. Zapowiedź takiego „grypowego” stanu miałam już
w zeszłym tygodniu, na szczęście rozeszło się po kościach.
Najprościej byłoby założyć dresy i nie wyziębiać się ale nie
wiem dlaczego drażni mnie, gdy mam na nogach spodnie, skarpety lub
kapcie. Gdy wstaję, to ubieram się z rozsądku, a już po dwóch
godzinach zdejmuję wszystko. Jak powiadają „złej baletnicy
przeszkadza rąbek u spódnicy”, ja właśnie tak się
ostatnio zachowuję i wcale mi się to nie podoba. Może w tym
tygodniu uda mi się przeczytać zaległe posty z września i
października u Iwony K( „http://iwonakmita.pl/), dotrzymując w ten sposób obietnicy,
że od listopada będę czytywała jej bloga na bieżąco. Więcej na
temat " kobiety po 50-ce” w okolicach 20 grudnia, bo wtedy będzie inauguracja Jej nowego czasopisma „Czas na wnętrze”.
Do zobaczenia za tydzień, bo wtedy(choć trudno w to uwierzyć), minie rok istnienia "Karuzeli".
Tak to już bywa, że nic człowiekowi nie wychodzi. Najgorsze, że obecna pogoda jest nie do zniesienia. U mnie w tej chwili jest bardzo ciemno i ponuro, muszę zapalić światło, aby jakoś funkcjonować.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie umieściłaś zdjęcia swojej robótki.
Pozdrawiam.
Cieszę się bardzo z Twojego komentarza. Ja nigdy nie lubiłam ciemności, dlatego przy tej pogodzie od rana palę duże światło i chociaż mam żarówki energooszczędne, to truchleję na myśl o rachunku za energię po nowym roku. Zdjęcia robótki nie chciałam zamieszczać, bo ma to być niespodzianka dla Jotki. Znając Ja jednak, daję głowę, na na swoim blogu pochwali się i zakładkami i "niespodzianką". Pozdrawiam.
UsuńJuż od dawna używamy tylko żarówek energooszczędnych, bo nie jesteśmy z mężem rozrzutni.
UsuńNiestety, już po godzinie 14 robi się ciemno.
Dziś było słoneczko, ale już sobie gdzieś poszło.
Pozdrawiam.
U nas słońca nie zaobserwowałam tylko nieopisany chłód, dlatego niedzielę spędziłam w ciepłej pościeli. Ukłony.
UsuńPiszesz dopiero rok? Trudno w to uwierzyć...
OdpowiedzUsuńCzasem są takie dni, że naprawdę wszystko się wali. Na szczęście to mija ;)
Jeśli synowi zrobiła się na dłoni blizna, niech wciera CEPAN - jedna z tańszych maści, która spłyci i rozjaśni bliznę.
Miłego dnia, Iwonko i jak najmniej złych zdarzeń :)
Dziękuję za pokrzepiające słowa. Nazwę maści zapamiętam, bo na pewno się kiedyś przyda. Po tym rozcięciu synowi został "wzgórek", bo rana nie była zszyta. Również życzę miłego tygodnia . Pozdrawiam.
UsuńMam nadzieję, że wrócił Ci lepszy nastrój, choć wciąż szaro, buro za oknem ;)
UsuńDo wiosny przecież tylko kilka miesięcy. Zleci...
Jesień ma to do siebie, że nastroje zwykle są w dolnych rejestrach wesołości. Mam nadzieje, że jednak znajdziesz choć promyczek humoru :)
OdpowiedzUsuńOd ponad tygodnia zaglądałam niecierpliwie, żeby zobaczyć czy coś napisałaś i się doczekałam. Ściskam gorąco i dbaj o siebie ;)
To tak jak ja do Ciebie, kiedy będziesz miała internet na czymś więcej niż tablet? A jak tam Twoja ręka? O siebie to ja dbam ale organizm rządzi się swoimi prawami. Ściskam serdecznie całą Waszą gromadkę.
UsuńRęka juz całkiem dobrze. A choinka podświetlana powstanie na dniach :) jestes absolutnie genialna! Sciskam
UsuńTy mała Trzpiotko, wiesz jak mi poprawić humor. Różnie o mnie mówiono, ale że jestem genialna, to zdarza mi się po raz pierwszy.Czekam na efekt Twojej twórczości.
UsuńNo, nareszcie jesteś.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem stany zniechęcenia. Miewam też....I z doświadczenia wiem, że lekarstwem jest "wyjść do ludzi", choćby wirtualnie. Pamiętaj, że tu jesteśmy :-)
Pozdrawiam serdecznie
Z tym wyjściem nawet wirtualnym jest coraz gorzej, bo leżę w jednym pokoju, a laptopa mam w drugim. Syn chciał mi go przenieść, ale ja wiem, że kiedy już jestem za Wami i blogiem mocno stęskniona, to wtedy wbrew bólowi i niemocy muszę wsiąść na wózek i się przemieścić. Ta Twoja maszyna w tekturowej walizce, to wspaniały zabytek, nie widziałam takiej jakieś 50 lat. Najważniejsze, że wespół z nią tworzysz takie fajne siedziska. Całusy.
UsuńWalizka jest zabytkowa, ale w środku nowiusieńka maszyna, (kupiona dwa miesiące temu), a stara, orginalna, jest w piwnicy :-)
UsuńJesień ma to do siebie,że każdemu obniża nastrój. Ale dobrze,że dałaś głos pomimo ..Przynajmniej wiem,że jest jak jest- nie lepiej nie gorzej...Mnie też prześladuje pech. Znowu mi się zepsuł komputer. No powiedz - co ja takiego w sobie mam,że elektronika mi wysiada na sam mój widok. Piszę z tableta i jak mi wyjdzie podwójnie, to z góry przepraszam. Jutro lecę do Polski.Masz pojęcie jaka mam nerwówke😆
OdpowiedzUsuńElektronika może nie jest Twoim największym przyjacielem, ale wystarczy żebyś znalazła sobie Pana Informatyka, który w dzień będzie dbał o sprzęt , a w nocy o Ciebie. Życzę miłego pobytu w rodzinnym kraju. Uściski.
UsuńNie zapomnieliśmy i cierpliwie czekamy, a takie dni zdarzają się każdemu i gdy się opowiada, to brzmi to nawet zabawnie...
OdpowiedzUsuńAle mnie zaciekawiłaś tą niespodzianką! Teraz będę miała do myślenia!
Z bosymi nogami nie mogłabym siedzieć, czasem nawet latem zakładam skarpetki, a w dresie chodzę non-stop, tak już mam, lubię wygodę i domowe ciepełko.
Dbaj o siebie i nie daj się grypie!
Ja też jestem ciepłolubna, ale to pewnie przez te rany na podudziach, nie mogę mieć spodni na nogach, bo każde obtarcie czuję. Obiecuję dbać o siebie i jak najszybciej wysłać przesyłkę, ale to w dużej mierze zależy od "humoru" mojego syna, bo w tym temacie jestem od Niego uzależniona. Pozdrawiam cały Inowrocław.
UsuńŁączę się w bólu. ;) Nie jestem ani przesądny, ani nie mam zbytniej awersji do jesiennych ciemności, ale przełom października i listopada "zaliczyłem" podobnie. Na ropiejące rany (i także bolące nogi) niezłe są stare sposoby, czyli np. moczenie w szarym mydle w sprzedaży jest takie "Biały Jeleń.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Za zdrowotne rady dziękuję, zapamiętam. Za mojej młodości "szare mydło" było takie nie tylko z nazwy ale i z wyglądu. Dziś szarość potrafią rozjaśnić do białego. Pozdrawiam.
UsuńIwonko - taki problem to nie problem :) Dzbanek, pilot , deszcz :) to rzeczy na które nie mamy wpływu - fakt , prościej znieść takie potknięcia jak za oknem słońce niż jesienna plucha ale uszy do góry
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że do góry wolałabym podnosić nogi niż uszy, ale masz rację masz rację, utrata dzbanka czy sprawności pilota to nie problem. Zanim jednak człowiek zda sobie z tego sprawę, to trochę się zirytuje. Ukłony.
UsuńNareszcie. Wprawdzie nie znamy się długo, ale przyzwyczaiłam się do Twoich wpisów i komentarzy - także tych na moim blogu. Nie uwierzysz, ale kilka razy chciałam pisać do ciebie maila, ale pomyślałam "nie przesadzaj Iwona, pewnie Iwona ma co innego do roboty, poza tym nie chciałam tak włazić z butami w twoje życie. Nie przejmuj się tym "zobowiązaniem" do czytania moich wpisów, nic na siłę, ochota sama przyjdzie. Mam nadzieję, że będzie już lepiej z Twoim humorem - u mnie już jest i tego samego Ci życzę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDroga Jago bardzo bym chciała, aby Twoje plany związane z wizytą w stolicy udały się w pełni. Bardzo mi pochlebia fakt, że uznałaś mnie za jedną z "atrakcji", wyznam jednak szczerze, że mój obecny stan fizyczny nie pozwoliłby mi spotkać się z Tobą, bi moja niedołężność pogłębiająca się z każdym dniem bardzo mnie irytuje i to niezadowolenie okazuję otoczeniu. Póki nim jest mój syn, to pół biedy, bo zostaje w rodzinie, ale gdybym przez przypadek, a nie ze złej woli uchybiła Tobie lub komukolwiek innemu, mnie życzliwemu, to zagryzłabym się.Mam nadzieję, że nie masz za złe mej szczerości. Wierzę jednak gorąco, że w letni czas, jeżeli moje zdrowie się poprawi, będziemy miały możliwość umówienia się na spotkanie.
Usuń:) spokojnie - będę skazana na wizyty w stolicy przez jakiś czas
UsuńMam nadzieję, że stolica to doceni i należycie Cię uhonoruje. Miłego dnia.
UsuńA wpisy czytam ale miałam straszny obłęd więc nie zawsze czas mi pozwalał na wpisanie choć paru słów ...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że obłęd minął i teraz ze spokojną głowa będziesz mogła nie tylko czytać ale i komentować.
UsuńJesień ma to do siebie, że jest najpiękniejszą pora roku! Ta plucha, ten wiatr, poranne przymrozki - wreszcie człowiek czuje, że żyje. Chciałabym żeby ten stan trwał 10 miesięcy, bo dwa miesiące daję wiosnie (ale tej wczesnej). Też jestem bezskarpetkowiec, i snuję się po domu w powłóczystej szacie..
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, żeby pogoda była w Tobie. Pozdrawiam i przesyłam moc dobrej energii.
W powłóczystą szatę zaplątałabym się, więc nie mogę Cię naśladować, choć z pewnością wyglądałabym powabniej niż w dresie czy szlafroku. Niestety nie podzielam zachwytu jesienią, bo wtedy mój reumatyzm mocno daje mi się we znaki i czuję się nieszczęśliwa. Natomiast bardzo lubię wiosnę i dla mnie, to ona mogłaby trwać 10 miesięcy. Pozdrawiam.
UsuńBez skarpetek? Bose stopy? Aż mi się zimno zrobiło od samego czytania. Chociaż sobie koc połóż na podłodze pod te stopy. Ja po raz pierwszy od wielu, wielu lat nie mam jesiennego doła, więc życzę, by i Ciebie nie dotykał.
OdpowiedzUsuńChcesz powiedzieć, że Syn nadal na utrzymaniu partnerki i Twoim?
Moja Droga, to nie takie proste. Wszelkie dywany, koce czy inne podkłady pod nogami, to wróg numer 1, bo zwijają się, rozjeżdżają i mogę przywitać "matkę ziemię" niespodziewanie. Zawsze lubiłam chodzić na bosaka i robię to całe "chodzące" życie ale do tej pory reszta nóg była ubrana, więc o zmarznięcie było trudniej. Odpowiedź na Twoje pytanie niestety jest twierdząca.
UsuńZ kocem to się chyba nie zrozumiałyśmy. Mi chodziło o to, żeby go pod stopy podkładać, gdy siedzisz przy laptopie.
UsuńNo i żałuję, że zadałam pytanie o Syna.
Okrywanie nóg kocem, owszem. Jednak nie potrafię tak skoordynować ruchów, by podłożyć go pod stopy. One zawsze zostają bose, stąd łatwość przeziębiania się. Pytanie było normalne, a odpowiedź tak lakoniczna, bo jestem w tej mierze bezsilna i gdy o tym myślę, to "nóż w kieszeni mi się otwiera".Ponieważ coraz mocniej jestem uzależniona od jego fizycznej pomocy, to muszę pewne rzeczy przyjmować nawet, gdy mi się nie podobają. Podobno jesień nie podziałała na Ciebie depresyjnie, więc tak trzymaj do wiosny i o jeden dzień dłużej. Sto uśmiechów przesyłam.
UsuńNo rozumiem i to w pełni. Uzależnienie od drugiego człowieka, choćby najbliższego, jest wyjątkowo przykre. Do tego nie masz specjalnie wyboru. Bardzo mi przykro. I doskonale rozumiem, że nie robisz rabanu. Przytulam.
UsuńJak może być mi zimno, nawet boso, kiedy przytula mnie ktoś taki jak Ty. Miłej niedzieli i nadchodzącego tygodnia.
UsuńDroga Iwonko K nie chciało mi wyświetlić miejsca na odpowiedź pod Twoim komentarzem, dlatego robię to nieco dalej. Czytanie Twojego bloga nie jest przymusem ale przyjemnością. Tyle tylko, że nie zawsze jestem w stanie podnieść się z łóżka, by dotrzeć do laptopa i się jej oddać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCiągle kombinuję jak Ci zmajstrować trochę wiosny...;o)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że z Ciebie taki "Słodowy". Fakt, że wpadasz i komentujesz jest dla mnie wystarczająco radosny. Przyroda ma swoje prawa, więc nie zaburzajmy ich robiąc wiosnę jesienią. Ukłony.
UsuńPrzesyłam słońce. Takie prosto z serca, bo za oknem ściana deszczu, niestety.
OdpowiedzUsuńSłońce z tak daleka, grzeje mimo ściany deszczu. Na szczęście Ty ze swoją 4 budrysów, nie musisz się przejmować aurą, bo każdego dnia, któryś z nich swoją pomysłowością czynną lub intelektualną , jest w stanie rozgrzać do czerwoności. Pozdrawiam i do zobaczenia przy czytaniu kolejnych postów.
UsuńIwono, jakiś pech Cię dopadł, ale to na pewno minie. Lubię tu zaglądać, chociaż często piszesz o rzeczach niewesołych, ale skoro piszesz, to znaczy, że jest w miarę ok.
OdpowiedzUsuńJa to skarpetki miec muszę, ale nie dlatego, że marznę - po protu nie lubię miec gołych stóp. A że mam ogrzewanie podłogowe, to mi w ste stopy zawsze ciepło :)
Gdyby życie składało się tylko z radosnych chwil, jakże byłoby monotonnie. Życzę aby do ciepłych stóp, dołączyło gorące z miłości i optymizmu serce, a wtedy żadne pluchy, pechy i inne niespodzianki, nie będą straszne
UsuńNie poddawaj się jesiennej chandrze:)) Zawsze zdarzają się dni, w których coś się nam nie udaje. Ja ostatnio kilka razy coś zbiłem, w tym ukochany pamiątkowy kubek MTŻ (skleiłem go pracowicie)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mojego bloga na wierszyk. Może poprawi Ci nastrój:))
Pozdrowienia
Wojtusiu na Twoim blogu byłam, wierszyk przeczytałam choć komentarza nie zostawiłam, bo nie wyrażam zdania na temat czyjejś twórczości.To tłuczenie, to oznaka iż ktoś mocno o Tobie myślał, a przedmioty wylatywały z rąk. Jak mawiała moja przyjaciółka ze szkolnych lat"gdzie się tłucze,gdzie się leje, tam się zawsze dobrze dzieje. Pozdrawiam Ciebie i Małżonkę.
OdpowiedzUsuńSpróbuję Cię, Iwonko, rozbawić jedną zmych fraszek:
OdpowiedzUsuńNa tandeciarza
Pewien wariat nad wariaty
Kupił pannie sztuczne kwiaty.
Czyż postradał on rozumy?!
Nie, panienka była... z gumy!
A na dobicie jeszcze epigramat:
Do kobiet podejście mam rozsądne:
Lubię te żądne przygód i w ogóle nierządne.
tulę czule
Zniosłabym i sztuczne kwiaty, byle samą być z gumy, a nie poskręcaną reumatyzmem. Nigdy nie byłam żądna przygód, ale to drugie mi pasuje. Ucałowania.
UsuńJa czasem nawet sypiam w ciepłych skarpetkach, nie wyobrażam sobie siedzenia z gołymi nogami, nawet latem najłatwiej mi marzną. Od dziecka podobno mama mówiła o mnie: "zimne nóżki, zimne rączki". :) I tak zostało. Dlatego chodzenie bez ciepło opatulonych nóg, szczególnie jesienią, uważam za niemożliwe. I Ty gorąca dziewczyno imienniczko też powinnaś uważać.
OdpowiedzUsuńInne rzeczy oprócz zdrowia, jak pilot czy plastikowy przedmiot do użytku domowego można wymienić, dokupić sobie ładniejszy, jak mawia moja przyjaciółka.
Ale i Ty i Twój syn chyba lubicie ryzyko, bo Ty ryzykujesz przeziębienie, a on delikatnie mówiąc powinien dostać w D..., że z takimi obrażeniami do lekarza nie chodzi. A może nie płaci ubezpieczenia i po prostu nie może... Nie wnikam, ale czasem lepiej zamiast tego ostatniego opłacić nawet wizytę u lekarza, taniej wyjdzie.
p.s. czy nie możesz przestawiać w telewizorze niczego bez pilota? mój już chyba też z takich nowoczesnych, nawet nie wiem, gdzie bym miała coś zrobić, gdyby mi się pilot utopił. :)
Pozdrowienia cieplutkie z zamglonego Bremerhaven :)
Uściski! Trzymaj się tam!
Przepraszam, że dopiero dzisiaj odpowiadam na komentarz. Przeoczyłam go, widać wizyta u lekarza konieczna. Syn jako bezrobotny faktycznie nie ma ubezpieczenia, ale nie do końca w nim jest problem. On czy na ubezpieczenie czy prywatnie do lekarza żadnej specjalności nie pójdzie. Woli cierpieć. Ja nie mam siły tłumaczyć, bo to można robić w stosunku do dziecka czy nastolatka, który nie ze wszystkich konsekwencji zdaje sobie sprawę, a nie w odniesieniu do faceta w wieku chrystusowym.Oczywiście można regulować telewizor ręcznie, ale żeby wcisnąć dany guziczek, to za każdym razem trzeba wstać, a u mnie to największy problem. Nie ruszam się z domu, bo sama już nie mam siły, a synowi się nie chce wywieźć matki do parku, nie wiem jaka u nas pogoda, ale bez względu na nią, pozdrawiam Ciebie i Partnera.
UsuńPozdrawiam serdecznie, z oczy zbadaj koniecznie.
OdpowiedzUsuńTeraz ze względu na szczególny czas, nie za bardzo mam finanse na nowe okulary, taksówki i badania. Jednak zaraz po 10 stycznia okulista jest moim priorytetem. Miło, że wpadłaś z wizytą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeśli masz Internet, przy takiej awarii zawsze można włączyć radio internetowe. Ja często tak umilam sobie pisanie.
OdpowiedzUsuńZ pewnością masz rację, tylko jeszcze trzeba wiedzieć jak to zrobić. Niestety moja znajomość internetu nie obejmuje umiejętności ściągania.
Usuń