poniedziałek, 24 kwietnia 2017

NIESPODZIANKI

To jajo zrobiło furorę w mojej rodzinie , a za sprawa mojej siostrzenicy,
trafiło na jej profil na FB
   Święta wielkanocne miałam bardzo miłe, choć nie było to zasługą moją czy najbliższej rodziny. Na tydzień przed nimi dopadł mnie wirus i wszystko, co robiłam wcześniej zostało odłożone.
O swoich przygotowaniach do Wielkanocy napiszę w kolejnym poście, teraz chciałabym opowiedzieć o tytułowej niespodziance.
   W wielką środę wytrwale dobijał się mój listonosz. Podziwiałam Go za cierpliwość, gdyż stał tam dobre 10 minut. Gdy wreszcie dotarłam do drzwi, wręczył mi paczuszkę. Byłam wdzięczna, że mi ją przyniósł, a nie ograniczył się do pozostawienia awiza, jak to czynią inni doręczyciele, zmuszając abym udała się na pocztę.
   Nadawcą przesyłki była jedna z ulubionych blogerek „Azalia”. W pudełku oprócz kartki z życzeniami znajdowały się: przysmaki(na pierwszy rzut poszła czekolada „Jedyna”-dlatego nie zdążyłam zrobić jej zdjęcia), drożdżowy baranek- ja zawsze kupowałam cukrowego, ten ofiarowany był miłą odmianą. Ponieważ bardzo mi przypadł do gustu ofiarowałam go synowej, która pracując miała mało czasu by pomyśleć o drobiazgach dekorujących stół. Nakazała mojemu synowi kupić bazie z bukszpanem i tulipany, które woli od żonkili, preferowanych przeze mnie. Oczywiście bujający wiecznie w obłokach K.J. zapomniał i o baziach i o kwiatach do obu domów. Dlatego ten Baranek był tak mile widziany. 
Otrzymany „zajączek” był hojny, bo czekolada na gorąco i herbatka owocowa dopełniały tę część paczki. Na jej zawartość składały się także wyroby dziewiarskie wykonane przez nadawczynię. Otwierające posta JAJO było tak piękne, że trafiło do wnuczki mojej siostry, a jej matka umieściła jego zdjęcie na swoim profilu na FB.  Resztę robótkowych „śliczności" zatrzymałam. 



 Etui ze sznureczkiem, do powieszenia na szyi stało się pokrowcem dla mojego nowego aparatu fotograficznego. Dwa kolorowe motyle i broszkę w postaci kwiatka, za zgodą ofiarodawczyni przekażę na kiermasz organizowany przez zaprzyjaźnioną fundację, w której działa "Rozalia".
Mnie ten wspaniały podarunek będzie przypominać jedwabna chustka w kwiaty znajdująca się wśród ofiarowanych rzeczy. Na co dzień towarzyszyć mi będzie oprawny w dermę kalendarz na 2017 rok, bo uwielbiam tego rodzaju suweniry. Z lat poprzednich kiedy to sama kupowałam sobie podobne kalendarze, zachowałam okładki.


przykład okładki  z wcześniejszych lat










   Nie tylko „Azalia” zadała sobie trud przysłania mi „zajączka”. Dzieci, podopieczni  pani bibliotekarki czyli „Jotki”,zrobiły dla mnie kartki i przed świętami trafiły one na mój domowy adres.





















Te dwa wydarzenia w połączeniu z Waszymi życzeniami zamieszczonymi na moim blogu, sprawiły, że łatwiej było mi zmagać się z przeziębieniem,
które dopiero teraz odpuszcza.Dzięki temu mogłam zasiąść do laptopa 
i skrobnąć te parę zdań. 
W następnym poście, o moich próbach zrobienia zajączków, dla wybranych znajomych.

Pomimo że pogoda nie sprzyja(mnie na przykład bolą stawy rąk na całej ich długości), życzę wszystkim udanego ostatniego tygodnia kwietnia i następującego tuż po nim długiego majowego weekendu.

niedziela, 16 kwietnia 2017

ZYCZENIA



W TEN POCHMURNY, CHŁODNY PORANEK 

                                                                                 życzę
                                                             
                                                            POGODY DUCHA, ZDROWIA, WIARY W LEPSZE JUTRO.

sobota, 1 kwietnia 2017

LENIWY MARZEC



                                                                             
   Miniony miesiąc nie był udany, deszczowa pogoda działała sennie i przygnębiająco. Miała też wpływ na moje stawy rąk i nóg. W większość dni leżałam i pomstowałam na swoją niedołężność, bo nie mogłam utrzymać igły czy szydełka w dłoni, a kiedy nawet mi się to zdarzyło, to rezultat był daleki od oczekiwanego. Nie oznacza to jednak tego, że byłam całkowicie bezczynna.
Filet w wersji roboczej, nie usztywniony .
   Zrobiłam dwa filety, które miały stać się podstawą torebek. Pierwszą zrobiłam dość szybko i nawet nieźle mi wyszła. Jednak na wszycie podszewki czekała dwa tygodnie. Pierwsza próba połączenia wierzchu ze spodem okazała się nie udana, źle się układało. Uszyłam kolejny wkład i ten spełnił swoją rolę. Gdy torebka była gotowa i pozostało tylko przymocowanie do siebie filetu z podszewką, zrobiłam brzydko wyglądający szew. Chcąc poprawić szycie, przecięłam nie tę nitkę, co należy i w torebce zrobiła się dziura. Cała praca musiała zostać spruta, a ja rozpoczęłam dzierganie od początku. Po tym zdarzeniu zostały mi dwa spody i być może jeden z nich wykorzystam do wolnego filetu. Nowa torebka jest większa, w związku z czym potrzebowała innego środka. Tym razem poszło sprawniej, chociaż szczerze powiedziawszy, wszyty zamek, nie jest przykładem dobrej roboty, bo ten element wszelkich torebkowych wkładów, zawsze wychodzi mi najgorzej.
Zdjęcie niezbyt wyraźne, bo robione z ilustracji w książce.
 Przód torebki przyozdobiłam „słonecznikiem” zaczerpniętym z książki Marii Dworskiej „Dzianina dla domu”. Zanim zaczęłam kupować inne wydawnictwa poświęcone szydełkowaniu, to właśnie ta pozycja, dostarczała mi wielu inspiracji. Można bowiem znaleźć w niej podkładki pod kubki i chwytaki do garnków, makatki i dywaniki do łazienki i ozdoby do pokojów(narzuty do sypialni, poduszki na kanapy, serwety, obrusy lub komplety serwetek).
   Kiedy robota nad czymś mi nie wychodzi, to próbuję czegoś innego. W trakcie tygodni oczekiwania na chęć usztywnienia torebki pierwszej(tej sprutej) machnęłam dwie serwetki według jednego wzoru. Jest to mój ulubiony motyw, dlatego robię go z różnej grubości nici. Zielono czarna „muszla” zrobiona jest z wełny, ale druga z żółtych nici. Mniejszej nie pokazuję na zdjęciu, bo wraz z torebką jest prezentem, a nie chcę spalić niespodzianki adresatce.


    Ze wspomnianej już książki „ściągnęłam” wzór poduszki podobnej do tej na zdjęciu, tyle tylko, że ograniczyłam się do jednego koloru zielonego, a zamiast bieli, zastosowałam czerń jako bardziej kontrastową. Ta moja praca, podobnie jak zakładka i etui na okulary, to dalsze prezenty.

Zdjęcie robione z książki, stąd ostrość nie najlepsza.
.
   Dzisiaj jest 1 kwietnia, tradycyjny Prima Aprilis ale ten post, to nie dowcip. W nowym tygodniu wymienione prezenty powędrują do miejsca przeznaczenia, a ja jeżeli zdrowie pozwoli zajmę się rozmyśleniami na temat zbliżającej Wielkanocy, bo wiecie, że ze świętami mam zawsze problem i bardzo często przygotowania kończą się na myśleniu.