To o czym chcę dzisiaj napisać
zaczęło się pod koniec sierpnia 2011 roku, kiedy wieczorową porą
przekroczyłam próg własnego mieszkania, wracając z urlopu.
Na powitanie obległy mnie obie suczki Vega i Masza ale nie wyłonił
się ze swojego pokoju mój syn. Pomyślałam, że baluje
gdzieś z koleżkami. Postanowiłam napić się herbaty, więc
skierowałam kroki do kuchni. Zapalając światło automatycznie
obejrzałam się na pokój syna. Najwyraźniej nie spodziewał
się mojego powrotu, bo drzwi były otwarte na tyle, na ile pozwalała
rozłożona kanapa.
Obok mojego syna dostrzegłam
czarne długie włosy i twarz kobiety z nozdrzami tak szeroko
rozwartymi, że skojarzyły mi się ze świńskim ryjem. Po plecach przeszły
zimne dreszcze jakbym miała febrę. Przeraziłam się nie na żarty
taką swoją reakcją, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie
doświadczyłam widząc panienkę w pościeli syna. Zaczęłam
obawiać się, że z tą będą kłopoty i to nie małe.
Gdyby nie to moje skojarzenie z ryjkiem, to dziewczyna z kanapy wyglądałaby jak ta powyżej. * ilustracja zaczerpnięta z Google- grafika. |
Następnego ranka liczyłam, że
syn wyjaśni mi kim jest dziewczyna, bo nie była to ta , z którą
dwa tygodnie wcześniej był na urlopie i spędził 3 ostatnie lata.
Młodzi wstali w chwili, gdy byłam w kuchni. Uchylili drzwi(ja je
zamknęłam poprzedniego wieczoru) i dziewczyna podając rękę
powiedziała „jestem J...”. Rumor z pokoju dochodził spory, więc
domyśliłam się, że syn sprząta. Przez głowę przemknęła myśl
„potrafi zagonić go do sprzątania, niebywałe”. Nakłoniłaś
mojego syna, do sprzątania swojego pokoju powiedziałam. Ona na
to, że „lubi sprzątać.” Jeśli mi powiesz, że lubisz też
prasować, to Ci nie uwierzę, rzekłam. Jej odpowiedź była
twierdząca. Przez trzy lata ta wymiana zdań była najdłuższą
jaka nam się trafiła.
Panna J zamieszkała u nas na parę
tygodni, które zamieniły się w 5 miesięcy. Mój syn
był w niej zakochany, co ciągle powtarzał, ale ja nie wierzyłam w
podobne uczucie z jej strony. Sporą zasługą panny J było to, że
nakłoniła syna do poszukania pracy. Oboje przez kilka miesięcy
pracowali w T-mobile. Pieniądze z tego były marne, więc cały
ciężar utrzymania 3 osób spadł na mnie. Święta Bożego
Narodzenia w 2011 były jednymi z najgorszych, bo milczenie przy
stole ciążyło. Od początku tej historii denerwowało mnie to, że
syn wyszedł z założenia, że do swojego pokoju może sprowadzać
kogo chce i ja nie mam nic do powiedzenia. Gdyby na wstępie
uczciwie powiedzieli jak się sprawy mają, że została wyrzucona z
mieszkania, w którym dotychczas mieszkała, a na pomoc swojej
rodziny nie może liczyć i na dokładkę jest bez pracy, to nie
czułabym się taka zignorowana we własnym domu. Sama
zaproponowałabym kilka wariantów rozwiązania problemu.
W styczniu dałam pannie J pieniądze
na wynajęcie pokoju na dwa miesiące, by tylko pozbyć się (co tu
dużo mówić )niechcianego gościa z domu. Przez miesiąc mój
syn pakował plecak , tym co było w lodówce i jeździł do
panny J, która wynajęła pokój w mieszkaniu, gdzie
już była para również młodych ludzi, miałam nadzieję, że
się dogadają. Pokoik był wąską klitką, gdzie mieściło się
niewiele sprzętów, a o dwóch osobach nawet nie było
co marzyć. W przeciwnym razie syn być może przeprowadziłby się
razem z nią.Liczyłam na zbyt dużo. Pod pretekstem, że mężczyzna
podgląda pannę J w łazience, wróciła do naszego domu.
Dziewczyna była cicha ale
stanowiła źródło konfliktów moich z synem. Na niego
miała sposób -płacz na zawołanie kiedy tylko coś szło nie
po jej myśli. Kiedyś K.J podsłuchał moją rozmowę z adwokatem,
którego pytałam jak mogę dokonać eksmisji syna, bo byłam
na to gotowa. Nie wprowadziłam swojego zamiaru w czyn, bo dość
niespodziewanie acz szczęśliwie znaleźli oboje pracę w jednej
firmie. Tyle tylko, że ona miała pracować na miejscu, on dojeżdżał
do Ożarowa. Wynajęli sobie kawalerkę i mieszkali w niej rok.. W
czasie gdy byłam w szpitalu zamienili dotychczasową kwaterę na
inną. Ponieważ pierwszego mieszkania nie widziałam, bo mnie nie
zaprosili.Drugiego też nie pokazali mi aż do lutego tego roku, kiedy zrobiłam im nalot. Kubaturowo mieszkanie tak samo duże jak moje ale przyznaję ma
dobrą aurę, bo i mnie w nim było miło posiedzieć.
Widuję pannę J tylko na Boże
Narodzenie. Ona do mnie nie dzwoni, rzadko prześle sms, czy nie
potrzebuję czegoś ze sklepu, gdy jest promocja.Moich telefonów z reguły nie odbiera i nie oddzwania. Ma też zwyczaj nie odpisywać na sms-y wykręcając się zmęczeniem, a to mnie wkurza maksymalnie, bo na wiadomość można odpisać załatwiając potrzebę fizjologiczną, bo robi się to w pozycji siedzącej. W chwili obecnej,
gdy już zaakceptowałam ją jako członka rodziny, wolałabym wiele spraw uzgadniać we trójkę, a
nie tylko z moim synem. Poniekąd rozumiem dystans synowej do mnie,
bo nie zapomniała jak wyglądały nasze relacje przez pierwsze 3
lata. Niemniej jednak biorąc pod uwagę charakter mojego syna „nic
się nie zarabia, żyje się jak hrabia”, tylko stawiając twarde
warunki możemy doprowadzić do zmiany Jego postępowania. W
przeciwnym razie sam się będzie staczał i ciągnął nas za sobą.
Przez te lata przeszłam z moim synem piekło na ziemi, bo ciągle
im brakowało pieniędzy i on „poszukiwał” ich nie w pracy, a w
mojej kieszeni, a ostatnio również w
hazardzie, co przeraża mnie najbardziej, bo wiem jak kończą ludzie
od niego uzależnieni. Panna J o wyczynach K.J wiedziała wcześniej,
znosiła w milczeniu jego pijaństwo i inne ekscesy(ja jak się okazało wiedziałam tylko o namiastce, sam się do tego przyznał). Nie liczyłam na
to, że związek przetrwa 3 lata. Kiedy stało się to faktem,
składając im życzenia świąteczne w 2014, poprosiłam żeby nie
mówiła do mnie „pani Iwono” tylko „mamo”. Po utracie
pracy z końcem minionego roku, ona znalazła pracę już pod koniec
lutego. Słabo płatna i ciężka praca ekspedientki nie jest
spełnieniem jej marzeń, ma wyższe aspiracje o czym mówi.
Pracuje jednak, bo nie chce być ode mnie zależna finansowo. Za to
ją szanuję. Mój syn jest bardzo trudnym we współżyciu
człowiekiem z czego doskonale zdaje sobie sprawę, bo sam mówi,
że nie wie jak J z nim wytrzymuje. Ich związek jest dla mnie
dziwny, gdy syn się skarżył, to mówiłam otwarcie, by go
zakończył i nie wpędzał dziewczyny w lata. On jednak z jednej
strony, nie wyobraża sobie życia bez Niej, a z drugiej potrafi
sprawić przykrość w najmniej odpowiednim momencie. A Ona? Raz
wszczyna awanturę z błahego powodu, innym razem reaguje płaczem na kłopoty, albo (co jest według
mnie najgorsze) pociesza go, że nic się nie stało, gdy ten narobi
głupot.
15 sierpnia była 5 rocznica ich
poznania. Nie ukrywam, że wzruszyłam się, bo ja nie miałam tyle
szczęścia, by być z kimś tyle czasu, a bardzo chciałam żeby
życie osobiste syna było udane o wiele bardziej niż moje własne. Na dwa dni przed 5 rocznicą ich
poznania omawiałam z moim ancymonem sposób w jaki powinni lub
chcieliby ją uczcić. Po wyjściu ode mnie nawyczyniał tyle, że
zmarnował doniosłość tego wydarzenia i kilka innych rzeczy.
Kiedy zaczęli ze sobą sypiać i w
późniejszych latach nie przypuszczałam, że dzisiaj będę
pisała posta na cześć „synowej”( w Sylwestra K.J włożył jej
na palec pierścionek).Nie ma już panny J, teraz jest Córka.
W dniu 5 rocznicy, każdemu z osobna złożyłam stosowne życzenia,
o dziwo oboje za nie podziękowali.
Ach, życie....I te relcje teścowa-synowa....Z moich aktualnych jestem bardzo, bardzo zadowolona. Ale pierwsza żona starszego syna - to też niezła historia... Po pięciu latach oficjalnego małżeństwa, kiedy zaczęłam Panią Psycholożkę tolerować - okazało się, że z powodu coraz intensywniejszego "spiernia się", ich dalsze wspólne życie stało sie niemozliwe. Nastapił rozwód. I choć boleję nad tym, że nie mam wnuków, to w tym wypadku wyszło na dobre. A związek był raczej toksyczny.
OdpowiedzUsuńA teraz miło mi widzieć, że moi synowie są szczęśliwi ze swoimi kobietami. Wiem też, że wszystkie strony napędzaja się pozytywnie i inspirują wzajemnie.
Pozdrawiam serdecznie
Co do wnuków, to chyba nie wszystko jest stracone? Jeżeli w nowych związkach chłopakom się układa, to kto wie co im pisane. Żukowszczyzny przecież nie przygotowują tylko ze względów naukowych. Uściski.
UsuńOczywiście, że mam jeszcze nadzieję na wnuki. Tyle, że zegar tyka.... No i inna para kaloszy: oni tam a ja tu... nigdy nie będę taką babcią z prawdziwego zdarzenia, która jest na każde zawołanie, i która rozpieszcza wnuki nieprzyzwoicie :-)
UsuńMyślę, że jeżeli Oni chcą mieć dzieci, tak jak Ty wnuki, to dopilnują zegara. Ostatecznie od Ciebie do nas nie jest tak daleko(co innego USA,Kanada), a rozpieszczanie ponad miarę i bycie na każde zawołanie jest przereklamowane. Mój miał taką babcię w osobie mojej matki i co z niego wyrosło? Same kłopoty. To co się osiąga z trudem lub rzadko, bardziej się ceni. Uśmiecham się !!!
UsuńCóż - nie zawsze możemy decydować za swoje dzieci. trzeba im pozwolić popełniać swoje błędy :) To ich życie i ich decyzje - oby im się udało i nie żyli na Twój koszt i Twój rachunek
OdpowiedzUsuńNie rościłam sobie prawa do decydowania za nich. Chciałam tylko informacji o ich planach, bo mieszkali nie sami i na dokładkę pod moim dachem. Ja gdy mieszkałam u rodziców mogłam zapraszać gości obu płci, ale każdy z nich musiał pożegnać się do 22.00. Nie do pomyślenia było, żeby mężczyzna, z którym w danym momencie byłam związana nocował ze mną w jednym pokoju. Rozumiem to,że mój syn to już następne pokolenie i obyczajowość również w sprawie seksu "poszła naprzód". Nie pozwala to jednak na nieliczenie się z innymi domownikami, a tak właśnie postąpili młodzi wobec mnie. Nawet jeżeli syn znajdzie pracę, a synowa zmieni ją na lepsze,na moją pomoc i tak będą liczyli, bo jedno będzie zarabiało na opłacenie mieszkania, a drugie na jedzenia. Pozostałe wydatki tak czy inaczej przejdą na mnie. Nie mam nic przeciwko pomocy finansowej dziecku, byleby nie wykorzystywało tego ponad miarę. Dzięki za komentarz.
Usuńpodziwiam cie, ja bym sie nie zdecydowała, aby mój syn zamieszkał z dziewcyna w moim domu....może jestem dziwna...
OdpowiedzUsuńale mój syn wyprowadził sie jeszcze przed ślubem do swojej obecnie zony, oboje pracują, jest dobrze tylko nie mają dzieci ....a szukali przez 10 lat pomocy u wszystkich lekarzy
dobrze że twój syn i synowa nareszcie sie ustatkowali,to dobry znak
pozdrawiam
Ja nie miałam wyboru, syn postawił mnie przed faktem dokonanym, dlatego moja akceptacja jego partnerki trwała aż 3 lata. Mieszkanie niby na swoim ale w cudzym mieszkaniu trudno nazwać ustatkowaniem, no i brak pracy przez syna też temu nie sprzyja. Mój syn bardzo mocno przeżył fakt, że wychowywał się bez ojca. Nie chce decydować się na dziecko, bo jak sam mówi, "nie będę sprowadzał na świat dziecka, jeżeli na siebie samego trudno jest mi zarobić". Są rzeczy, których ludzki mózg zrozumieć nie potrafi, jedni maja dzieci, chociaż ich nie chcą, inni ich nie mają chociaż bardzo pragną. Mnie w 18 roku życia lekarze powiedzieli, że z racji kalectwa i budowy ciała, nie mam co liczyć na posiadanie dziecka. Zajście w ciążę było zaskoczeniem ale i wielkim darem od Boga. Jeżeli Twoje dzieci, nie znalazły pomocy u lekarzy, to może problem leży nie fizjologicznej sferze(bezpłodność, wady rozwojowe narządów), tylko w psychiczno-emocjonalnej? Znałam ludzi, którzy po wielu latach starania się o dziecko, decydowali się na adopcję, a w rok czy dwa po niej, doczekiwali się własnego potomka. Fantastycznie jest być matką, cudownie byłoby zostać babcią ale czasami nie jest to możliwe. Bardzo się cieszę, że zajrzałaś, ja również serdecznie pozdrawiam.
UsuńRóżne rzeczy ludzi przyciągają do siebie, czasem tylko oni wiedzą, czemu są ze sobą tak długo. Może już się dotarli lub to jakiś rodzaj uzależnienia od partnera?
OdpowiedzUsuńW końcu oboje znoszą swoje wady i ciągle wracają...
Gdybym miała wybierać, to stawiałabym na "uzależnienie", bo o dotarciu jeszcze długo nie będzie mowy. Mój syn jest zbyt chimeryczny. Jednak ona wygląda na długodystansowca, bo pokonała poprzedniczki długością bycia w związku z moim synem. A cierpliwość i chęć posiadania własnego domu, motywują Ją do znoszenia partnera takim jaki jest.
UsuńMiejmy nadzieję, że to są złe dobrego początki. Trudno nie zuważyć, że z trudem, ale jednak usuwają przeszkody na swojej drodze. Prawdziwy sprawdzian jednak dopiero przed nimi, gdy - byż może - dojdą im obowiązki rodzicielskie
OdpowiedzUsuńZgadzam się Andrzeju, że dla człowieka prawdziwym sprawdzianem jak radzi sobie w życiu jest moment narodzin dziecka. W chwili obecnej jednak wolałabym, żeby go nie mieli, bo mój syn musi jeszcze dużo nad sobą pracować i dorosnąć do bycia "głową rodziny", bo na razie jest on "jeźdźcem bez głowy". Miło, że wpadłeś, choć temat nie jest "militarny", a Ty o ile zdążyłam się zorientować,takie preferujesz. Pozdrawiam i do miłego ...
UsuńBlog o legionach prowadzę raczej z obowiązku wobec nieżyjących już członków rodziny. Prawdziwe życie blogowe wre na:
Usuńhttp://anzai.blog.onet.pl/
Zapraszam.
Byłam, zobaczyłam, wpisałam się. Jestem człowiekiem "starej daty" i pomimo, że okres międzywojenny, to nie jest mój ulubiony temat historyczny, to jednak bliżej mi do niego niż do Anzai.blog.onet.pl. Będę jednak od czasu do czasu wpadać na oba Twoje blogi, bo cenię ludzi, o szerokich horyzontach i rozległych zainteresowaniach.
UsuńTo jest,jak rozumiem 5 lat. Tzn,że z obydwu stron jest" cóś ".
OdpowiedzUsuńJa miałam lepsze doświadczenia. Zięcia poznałam na urodzinach córki 5lat po ich rozwodzie...
To mnie zaskoczyłaś, bo nie wiedziałam, że Ania była mężatką, a jest rozwódką. Jednak to miłe, że po rozwodzie ex-partner pamięta o Jej urodzinach. Pozdrawiam Ciebie, a Anusię ściskam.
UsuńChciałabyś zostać babcią?
OdpowiedzUsuńKiedyś chciałam jak każda kobieta, która rozumie kolejność dziejów: najpierw się rodzisz, potem umierasz; najpierw zostajesz matką, a potem babcią. W chwili obecnej uważam, że oboje są za słabi psychicznie i niestabilni finansowo, by powoływać świadomie na świat dziecko. A ja parę lat temu byłam na tyle sprawna, że mogłam choć trochę pomóc. Dziś jestem tak niedołężna, że gorzej jak małe dziecko.Wkrótce będę potrzebowała pomocy i stanę się obciążeniem. Ze mną na wózku i z dzieckiem w "chuście" na pewno by sobie nie poradzili. Moc uśmiechów ślę.
UsuńPo takim "początku" może być tylko lepiej !! I tego Ci życzę z całego serducha...;o)
OdpowiedzUsuńWitaj miło mi, że wpadłaś z wizytą i naprawdę pragnęłabym żeby Twoje słowa były prorocze. Mam Cię chyba na liście blogów od "Jotki", więc rewizyta murowana. Już wkrótce weekend i to podobno słoneczny, więc wszystkiego dobrego z tej okazji.
Usuń5 lat to już sporo czasu, może im się - i Tobie z nimi - wszystko dobrze poukłada. A co do spania u dziewczyny czy chłopaka, w domu jego/jej rodziców - jeśli już byli dorośli, nie wtrącałam się, a wcześniej nie mieli takich pomysłów. No, ale to były bardzo rzadkie wypadki, i zawsze pytali.
OdpowiedzUsuńJa też jestem raczej tolerancyjna ale w tym przypadku, chodziło o to, że sprowadził dziewczynę nie na jedną noc, po której poszła do domu, tylko zakwaterował Ją nie pytając mnie o zdanie, bo o zgodzie już nie mówię. Do zobaczenia. Ukłony.
UsuńIwonko. Moja synowa mieszka już u mnie 4 lata. Początki były trudne - Młoda zamieszkała u nas jako osoba niepełnoletnia. Musiałam być dla niej trochę jak mama, więc może dlatego traktuję ją jak córkę.
OdpowiedzUsuńW sumie - nie wyobrażam sobie, żebyśmy zostali sami w domu, bez dzieci.
Życzę Ci jak najlepszych stosunków z synową :)
Coś tak czuję, że nie miałaś łatwego życia...
Co do mojego życia, to nie narzekam. Najtrudniejsze było pierwsze 18 lat, kiedy to, uczyłam się akceptować swoje kalectwo i ograniczenia, z niego wynikające. Ja bardzo chciałam mieć własny kąt i ze strachem myślałam o mieszkaniu ze swoimi rodzicami czy też z ewentualnymi teściami(jak każda kobieta marzyłam o miłości i mężczyźnie, który ofiarowałby mi ją. Dlatego cieszę się, że młodzi mieszkają osobno, chociaż szkoda, że nie we własnym tylko wynajmowanym lokum. Ja od dwóch lat staram się zamazać złe wrażenie jakie wywarłam na dziewczynie, ale ona bardzo nieufna jest. Jak mówi przysłowie, "kamień drąży skałę", może i ona z czasem zaufa. Pozdrawiam.
Usuń