niedziela, 28 stycznia 2018

MNIEJ LUB BARDZIEJ ZNANI - "Schylony jak narcyz nad ruczajem"*

Znalezione obrazy dla zapytania Książki Jana SztaudyngeraW grudniu minionego roku postanowiłam odkurzyć półki z książkami. Chciałam w ten sposób poprawić sobie humor. Są kobiety, które w tym celu idą na zakupy. U mnie i z chodzeniem i z kasą(niezbędną przy sprawunkach) kiepsko, stąd sprzątanie. Wpadła mi w ręce książka „Uśmiech i poezja Jana Sztaudyngera", autorstwa Wojciecha Natansona. Dla mnie Sztaudynger, to przede wszystkim autor fraszek. Taką oto ich definicję znajdujemy w owej książce: „drobne, króciutkie, złożone z dwóch wersów nazywa „ucinkami”.To nie znaczy, że fraszki dłuższe miały się odznaczać mniejszą zwartością i celnością. Fraszki „swawolne” nazywał”szumowinami”(piana powstała przy gotowaniu konfitur).” Postanowiłam ponownie ją przeczytać ,licząc że spełni terapeutyczne zadanie. Jest to publikacja niezwykła z kilku powodów. Na zaledwie 176 stronach opowiedziano o kulturze, sztuce i nauce polskiej w latach 1916-70. Wspominając lata szkolne spędzone w III Gimnazjum im. „Króla Jana III Sobieskiego” w Krakowie przy ulicy o tej samej nazwie, autor nie tylko mówi o wieloletniej przyjaźni z Janem Sztaudyngerem. Sypie jak z rękawa nazwiskami wykładowców i kolegów szkolnych. Omawia imprezy, w których uczestniczyli jako wielbiciele literatury, teatru i malarstwa. Przede wszystkim jednak ukazuje nam Sztaudyngera jako liryka, satyryka, teoretyka i praktyka lalkarstwa w Polsce i pedagoga. Wymienia i omawia najcenniejsze tomy i poszczególne utwory, ilustrując cennymi cytatami. Zanim przedstawię Wam Jana Izydora Sztaudyngera, to kilka słów o autorze tej jakże ciekawej książki:

Wojciech Natanson(pseudonim Leszczyński)(1904-1996) polski pisarz, krytyk teatralny i tłumacz. Ukończył Gimnazjum Jana III Sobieskiego w Krakowie, studiował na Uniwersytecie Jagielońskim prawo, otrzymał tytuł doktora prawa międzynarodowego. Romanistykę kończył na Sorbonie. W okresie międzywojennym publikował w krakowskiej „Gazecie Literackiej”. Żołnierz AK, brał udział w powstaniu warszawskim. Pracował w najznakomitszych teatrach jako kierownik literacki(„Teatr Stary”, Teatr Śląski”, Teatr Ludowy”, Teatr Rozmaitości”). W latach 1946-50 redagował „Listy z Teatru”, pisywał recenzje do wielu czasopism (m.in. „Teatr, „Słowo Powszechne”,”Kierunki”, Życie Warszawy”).Był autorem recenzji i felietonów o twórczości Stefana Żeromskiego, Stanisława Wyspiańskiego, Karola Wojtyły. Przetłumaczył „Dramaty” Alberta Camusa, „Łowcy meteorów” Juliusza Verne. Napisał „Boy Żeleński, powieść biograficzna”(Warszawa 1983, LSW) i „Sekrety fredrowskie”(Warszawa 1984 LSW).

   Pierwszą refleksją po skończonej lekturze było :jak to możliwe by w tak krótkim życiu(w chwili śmierci miał 66 lat) stworzyć i zdziałać tak wiele. Nie byłam odosobniona w tym odczuciu, bo oto co napisał sam Natanson:„GDYŚMY NAD GROBEM PRZYPOMINALI LICZNE JEGO ZASŁUGI,OGARNĘŁO NAS ZDZIWIENIE,ŻE TYLU RÓŻNYMI SPRAWAMI SIĘ ZAJMOWAŁ, TYLE GATUNKÓW SZTUKI UPRAWIAŁ”.

   W książce znajdziemy nazwiska ludzi bardzo znanych(np. Ludwik Solski-aktor, Julian Przyboś, literat), jak i takich, o których dziś nikt już nie pamięta, a byli elitą lat międzywojennych(Leon Chwistek,Zenon Klemensiewicz, Franciszek Fuchs, Stanisława Wysocka). Wspomina ludzi o nieprzeciętnych umysłach i wielkiej charyzmie. Mówi o tych, którzy przeżyli okupację  oraz o tych, którzy zginęli w zawierusze II Wojny Światowej. Opisuje życie kulturalne Krakowa, pokazując jak bardzo Polacy z chwilą odzyskania niepodległości byli spragnieni wolnej, pięknej literatury, wspaniałego malarstwa, porywających przedstawień teatralnych.
   Snując opowieść o  Janie Sztaudyngerze(nigdy nie używa drugiego imienia poety) rozpoczyna od genealogii. Przedstawia prapradziadka, oficera bawarskiego, który przybył do ówczesnego Księstwa Warszawskiego i za sprawą pięknej i młodej Katarzyny osiadł w Piotrkowie. Temu przodkowi Sztaudynger poświęcił poniższe strofy:

Mój prapradziad,
Oficer armii bawarskiej,
Znalazł się w Piotrkowie
Po kataklizmie dziejowym
Przez Napoleona
I tu pozostał.
Kiedy umierał jako człowiek 77-letni,
Miał tu już dom,
Nową żonę Katarzynę
I syna Józefa.
Prapradziad Józef
W dniu śmierci swego ojca liczył lat osiem.
(wiersz zamieszczony na wstępie tomu Łatki na szachownicy )**

    Dziadkowi, inżynierowi budującemu mosty na terenie Rosji, ożenionemu  z córką Franciszka Gautier, warszawskiego obywatela, zaprzyjaźnionego z Tadeuszem Kościuszką. (Rodzina ta wywodziła się z Francji) napisał inny wiersz:

...Paryż jest mój !
Może na tej ulicy
Moja prababka
Zgubiła
Bukiet fiołków, podwiązkę, łzę?!
Może ten właśnie most
Łukiem nakreślił mój dziad,
Śmiałym jak łuki brwi
Zmarszczone w gniewie!
Legendę wymarłą rodu
Tropię
W uliczkach skamieniałych koralem
Na oceanu dnie...
(wiersz Kropla francuskiej krwi)

   Jan Izydor Sztaudynger(1904-1970) był synem Izydora Jana Józefa Sztaudyngera i Anny z Kokowskich. Jak pisze Natanson poeta odnajdywał u swego ojca „cechy typowo francuskie”:dowcip,poczucie humoru , praktyczność, oszczędność i trzeźwość. Był przekonany, że własny temperament i zamiłowanie do dowcipów i fraszek, to cechy odziedziczone po przodkach. Ojciec fraszkopisa był jednym z pierwszych narciarzy w Polsce. Nic więc dziwnego, że to właśnie jemu zostały zadedykowane Kantyczki śnieżne, zbiór wierszy narciarskich powstały po jeździe na nartach w towarzystwie Gustawa Morcinka.
Matka Boska na nartach
Zjechała z gór Beskidu
(A dobrze jeździć umie,
Nie zrobi narciarzom wstydu!).
( Matka Boska na nartach)

   Wiersz ten doczekał się dwóch diametralnie różnych ocen. Zdaniem Zofii Kossak „bardzo utalentowany skądinąd poeta” nie pisał pod działaniem głębszej podniety religijnej, ale tak sobie, dla mody, ze snobizmu i powierzchniowego rozrzewnienia”. Zofia Kossak użyła przy tym określenia dość ostrego, „akatolicka parodia”. Natomiast „Wasylewski z uznaniem wspominał, że autor " Kantyczek śnieżnych" zdjął Matce Boskiej skrzydła z ramion i przypiął je do nart.

   Mnie bardzo spodobała się anegdota, którą W. Natanson przytoczył, a którą miał Sztaudynger opowiedzieć na wieczorze autorskim w Zakopanem :….Potem(to znaczy po wizycie ojca w Muzeum Narodowym w Sukiennicach) cała rodzina szła na ciastka do którejś ze starych krakowskich kawiarni. Jedną rurkę z pianką dostawała matka, drugą starszy synek Jan,trzecią młodszy Jerzyk. Dziesięć zaś spożywał ojciec. „I słusznie mu się to należało-wspominał Sztaudynger. - Po pierwsze był najstarszy. Po wtóre , największy. Po trzecie na te wszystkie ciastka on właśnie zarabiał”.
  
 Anna z Kokowskich rodowita Krakowianka miała wielki wpływ na swego męża, który przez całe życie był pod jej urokiem. Odznaczała się pracowitością, niebywałą energią. Była bardzo muzykalna i wykazywała zdolności przy tworzeniu batików czyli rysunków woskiem na tkaninach. Wspomnienie o niej zawarł poeta w Szczęście z datą wczorajszą.

Rodzice Anny mieszkali w Myślenicach nad Rabą. Należał do nich kawałek pola, ogród i lasek. Dziadek poety był emerytem wykorzystującym należycie okres odpoczynku. Natomiast babka organizowała Janowi imieniny z przedstawieniami, co mogło mieć wpływ na późniejsze jego zainteresowania lalkarstwem. Był jej ukochanym wnuczkiem. Dziadkom poświęcił Dom na rzeczkach.
Jan Izydor Sztaudynger ożenił się z Zofią Jankowską- bardzo miła, powabna i dowcipna sekretarka czasopisma „Tęcza”[...] przyczyniła się swą energią do umożliwienia Sztaudyngerowi debiutu. W jej domu , w atmosferze pogody, spokoju,optymizmu i życzliwości, znalazł poeta bodźce, które były mu tak bardzo potrzebne. Rozbity, rozgorączkowany, borykający się z trudnościami, skłonny do depresji – trafiał na pewniejszy grunt. Nastąpiły zaręczyny i ślub- tak o Zofii pisał Wojciech Natanson. W 1933 urodziła mu się córka Anna. Współautorka tomu wspomnień Chwalipięta czyli rozmowy z Tatą. W 1946 urodził się syn Jacek.

Taki byłem ciekawy,
Jaka będziesz Ty moja córeczko,
Żem pochylał się dniami już naprzód,
Ponad pustym dla Ciebie łóżeczkiem.
I chodziłem i kwiatów pytałem,
Czy będziesz jak one, czymś białym?
I pytam się w nocy miesiąca,
Czy będziesz tak cicha i lśniąca.
( Prolog do cyklu wierszy O mojej córce)
***
Czy nie lepiej ci było,mój synu,
Gwiazdy się rodzić promykiem,
Listeczkiem dzikiego wina,
Stokrotką nad strumykiem?
(Czy nie lepiej-wiersz nieopublikowany)

   Wnuczka Dorota była pomysłodawczynią do dwóch tomów „Śmiesznoty”(dziadek to pisze takie śmiesznoty) i „Chwalipięty”. Jej też poświęcił Zwrotki dla Dorotki jeden z tomików wierszy jakie napisał dla dzieci(„Muchomory”, „Kasztanki”, „Narodziny obłoczka”, „Dróżką przed siebie”).
Mijają lata. Nie wierzy mi,
Bo jej mijają dopiero dni.
(O wnuczce)

 Jan Sztaudynger otrzymał staranne wykształcenie. Uczęszczał do Wzorcowej Szkoły Ćwiczeń przy Seminarium Nauczycielskim w Krakowie. Po wybuchu I Wojny Światowej kontynuował naukę na Prywatnych Polskich Kursach Gimnazjalnych w Brnie na Morawach. W 1915 podjął naukę w III Gimnazjum im. Króla Jana Sobieskiego w Krakowie. Po jego ukończeniu i zdaniu matury w roku 1922, rozpoczął jednocześnie studia polonistyczne i germanistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sztaudynger tytuł doktora historii literatury(wikipedia podaje, że posiadał tytuł doktora filozofii) uzyskał u profesora Józefa Kallenbacha, pisząc pracę na temat wpływu Goethego na młodego romantyka Stefana Floriana Garczyńskiego. Dzięki ukończeniu rocznego Studium Pedagogicznego, mógł podjąć pracę nauczyciela szczebla średniego w Dębicy, Bydgoszczy i Poznaniu(w Studium Nauczycielskim im. Ewarysta Estkowskiego). Nauczał z przerwami w latach 1928-37.

Ucieszyłbym się na własnym pogrzebie.
Gdyby mówiono, żem był godny ciebie.
(Do gimnazjum Sobka)

Wędrówka zdawała się być przeznaczeniem poety spragnionego cichej przystani. W latach 1904-1929 mieszkał w Krakowie przy ul. Długiej. W latach 1930-39 gościł go Poznań. Tu dokonała się artystyczna przemiana, poezja wzbogaciła się o dramatyczne tony. Uzmysłowił sobie także , że posiada talent satyryczny. Okupację spędził w sandomierskiej wsi Malice, należącej do jego krewnych Mikułowskich - Pomorskich. W 1945 osiedlił się w Łodzi, do której wrócił w 1951, po krótkim pobycie w Szklarskiej Porębie(1947-51). Ostatnie lata życia spędził w domku rodziców w Zakopanem. Każdemu miastu, w którym mieszkał lub przebywał poświęcił cykle lub pojedyncze wiersze czy fraszki (Krakowskie piórka,Ballady poznańskie,Strofy wrocławskie, Puch ostu ).

   Debiut poetycki odbył się na łamach krakowskiej „ Nowej Reformy” redagowanej przez wielbiciela literatury i dziennikarza Michała Konopińskiego.Utworem opublikowanym był  „Zmierzch”. Wlastimil Hofman-malarz, któremu poeta poświęcił wiersz, przesłał artykuł poety podpisany pseudonimem Jan Korab, do czeskiego czasopisma literackiego, gwarantując w ten sposób debiut czeski. W roku 1925 wydano pierwszą książkę poetycką Dom mój z przedmową bardzo modnego w tamtym czasie pisarza Karola Huberta Rostworowskiego. 

W naporze dni bez znaczenia i wielkich, bo małych
nieszczęść,
Zbiegałem z miasta do Ciebie w przejrzyste, jasne
powietrze,
W opiekę drzew twych domowych, kur rozgadanych
i świątka,
Gdzie malowałeś bez przerwy wątłe anielskie
dziewczątka...
(Kuźnia skrzydeł -Wlastimilowi Hofmanowi).

   Szczególnym tomem jest Rzeź na Parnasie. Jak podkreśla Natanson "wbrew tytułowi i opinii, zbiór nie ma czysto pamfletowego charakteru. Kpiny sąsiadują z wyrazami uznania , a nawet zachwytu. 
                                      ... księżyc pisze z nieba
                                    Do pana błagalne listy:
                                     Ach chciałbym być jak Pan
                                     Niesamowicie srebrzysty
                                            (Iwaszkiewicz )

    „Po wojnie, a zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu fraszkopisarstwo zaczynało przesłaniać twórczość liryczną. Krytycy a nawet czytelnicy widzieli w nim już jedynie autora niefrasobliwych, lekkomyślnych fraszek. „Swawolne” wysunęły się na plan pierwszy wśród czytelników. Autor cyklowi fraszek "frywolnych" nadał nazwę „szumowiny”. Tom tak zatytułowany został wydany z posłowiem Anny Sztaudynger- Kaliszewicz w roku 1986. Przed wojną powstały 23 fraszki, które weszły w skład zbioru Piórka wydanego pierwszy raz po wojnie w 1954 przez „Czytelnika”. Potem piórek było więcej( „Krakowskie piórka”, „Stare i nowe piórka”, „Piórka z gór”). Piórko oznacza powiewność, lekkość i tym charakteryzują się utwory Sztaudyngera.

Na wagę złota nie ceń moich fraszek,
Ale na piórka które roni ptaszek.
(fraszka z tomiku Piórka)
                   ***

Z góralem sprawa jest krótka,
On koniem jeździ, nim wódka.
(Furmani)

 
  Oprócz „Piórek” w licznych „odsłonach” były też Wiórki(wymyślone przez córkę Annę), Supełki, Śmiesznoty. Różni artyści robili ilustracje do fraszek, ale Maja Berezowska była najwyżej ceniona przez samego poetę. Jak pisze Natanson "swawolna i dosadna ale nie wulgarna.
  

 Szczególną rolę w twórczości poety odegrał Boy- Żeleński, którym był zafascynowany i dla którego napisał utwór Boyowo i bojowo. Również sławne "Słówka"nasunęły Sztaudyngerowi myśl opublikowania tomu fraszek zatytułowanych Półsłówka(K.A.W. 1986, seria Osobliwości).  Matka Boya , Wanda Żeleńska ułożyła antologię ulubionych swoich utworów na wszystkie dni roku. Sztaudynger podchwytując jej pomysł, zebrał 366 fraszek i ułożył je w formie kalendarza, z fraszką pod datą każdego dnia. W ten sposób powstał Raptularz zakochanychZnalezione obrazy dla zapytania Książki Jana SztaudyngeraA pod datą 24 czerwca(imieniny Jana) znajdujemy takie oto słowa:

Źle wróżysz mi jaśminie,
Bo wróżysz mi Jaś minie...
(Zła wróżba)


    W swoim dorobku ma Sztaudynger „Mikrodramaty”- sceniczne odpowiedniki fraszek czy też kropli lirycznych. Są to króciutkie sztuki. Dwie z nich zamieszczono w tomie Pięć  grzechów głównych i zostały wydane jeszcze za życia autora("Wygnańcy Ewy" i "Jak zwykle wszystko winą jest Amora"). Ten drugi tytuł posłużył do nazwania tomu 6 mikro sztuk, które zostały wydane w 1973.  Większy utwór dramatyczny "Apostołowie" nie został opublikowany, bo niektóre sceny są tylko naszkicowane.  



    W ostatnich latach życia pisze wiersze dla dzieci, wspomnienia o matce i ojcu oraz "bajki dla dorosłych", żartobliwe i antropomorficzne (wyobrażenie bogów na wzór ludzi).Według Natansona najzabawniejsza jest „Pani Zajączkowa”-pochwała mądrej małżonki, lekkomyślnego zajączka. Utwór odznacza się niespodziewaną i zaskakująca pointą. Jest aluzją do rozsądku żony poety. Bajki dla dorosłych znalazły się w zbiorze "Śmiesznoty".



 Postępek męski
Uśmiechem witać klęski
                                     (Postępek męski)



   Tomu wspomnień o swym życiu i twórczości nie zdążył napisać. Rodzina spisywała opowieści i pomysły, a poeta zmieniał i poprawiał na gorąco maszynopis. W roku 1973 Wydawnictwo Łódzkie wydało książkę „Chwalipięta czyli rozmowy z Tatą”, a przedmowę napisał Tadeusz Chróścielewski. Obok „Piórek” jest to chyba najbardziej znana czytelnikom pozycja Sztaudyngera.
   Rozprawa popularnonaukowa Marionetki dotyczy teatrów lalkowych w Polsce. Poeta odbył  także podróż do Czechosłowacji i Francji, by poznać tamtejsze teatry lalkowe. Pisywał dla tych teatrów sztuki(„Chiński mur czyli 101 awantura Stracha na wróble”, „Przygody Kubusia”, „Królewicz Szafirek i ochmistrz okularnik”-baśń w 3 aktach), wydawał czasopismo „Bal u lal” oraz kwartalnik „Teatr lalek”.
   Zajmował się Sztaudynger także tłumaczeniami. Już w szkole średniej przekładał wiersze Horacego i drobne utwory Goethego(„Goethe i pseudo-Goethe”, „Dywan Wschodu i Zachodu”). Szczytowym osiągnięciem było przełożenie dramatu w 5 aktach Książę   Homburgu H. Kleista. Nie można pominąć milczeniem przekładu nowel oraz powieści Papież z ghetta. Legenda rodu Pier Leonich. Gertrudy von Le Fort, wybitnej, krytycznie nastawionej do hitleryzmu katolickiej pisarki niemieckiej.  

Nie umrę wszystek,
Zostanie po mnie figowy listek

(Horacy krócej)
                ***
Rzeźbie moje wierszyki jak kozikiem w drzewie,
 Jak je trudno wyrzeźbić, nikt prócz mnie nie wie...
          (Rzeźba kozikiem)


 Podsumowując twórczość  Sztaudyngera autor „Uśmiechu” tak napisał

JEDNA Z TAJEMNIC POEZJI SZTAUDYNGERA: GORYCZ I BÓL, ZAMIENIAŁY SIĘ W RADOŚĆ, WZRUSZENIE – W ŻART. NAJISTOTNIEJSZYM NURTEM OWEJ TWÓRCZOŚCI BYŁO ZAGADNIENIE SZCZĘŚCIA - SZCZĘŚCIE JEST GDY SERCE UPAJA SIĘ CHWILĄ, GDY JEST PODDANE POD DYKTAT WSZECHŚWIATA. TEN SPOSÓB POJMOWANIA SZCZĘŚCIA WYRAŻAŁ SIĘ ZACHWYTEM WOBEC PRZYRODY, UNIESIENIAMI NAD PIĘKNEM MIAST, BŁYSKAMI HUMORU I POCHWAŁĄ PIĘKNA ŻYWEGO.
PRZEMIENIAĆ POZORNE DYSONANSE W POCZUCIE ISTOTNEJ HARMONII,BÓL W ŚMIECH,DROBNE LUDZKIE SPRAWY W POEZJĘ, PRZESZŁOŚĆ W NADZIEJĘ,KONFLIKT W PRZYMIERZE, PRZEMIJALNOŚĆ W TRWANIE – oto cel pisarstwa Jana Sztaudyngera.

Któż o kolorach może mówić lepiej
Niżeli właśnie my, poeci – ślepi
(Któż o kolorach)

   Czy w twórczości Sztaudyngera można odnaleźć uśmiech? Z pewnością tak i to nie tylko we fraszkach.
Tworzę dzieła wiekopomne,
O których jutro sam zapomnę
(Dzieła wiekopomne)

              ***
A kiedy do mnie przyjdzie ta z kosą,
Niech będzie ładną , młodą, bosą,
Abym nie słyszał zawczasu
Stukania jej obcasów
(Zamówienie)

   Ci, którzy czują niedosyt, mogą zajrzeć na najlepszy blog literacki 2015 roku(notka z 6.10.2015) http://okruchy.pl/spotkania/spotkanie-w-domu-jana-sztaudyngera/

*„schylony jak narcyz nad ruczajem” -określenie poetyckie użyte przez Witolda Zechentera w książce „Upływa szybko życie”, odnoszące się do Sztaudyngera.
**Dla przejrzystości tekstu pominięto cudzysłów w tytułach utworów, stosując pogrubienia i kolor niebieski, dla ważnych (zdaniem autorki notki) tytułów poszczególnych tomików lub utworów.                                         

65 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Witaj, dawno Cię nie było w komentarzach. Należał do pokolenia, które ja osobiście podziwiam. Niestety ludzie urodzeni w początkach XX wieku odchodzą nie tylko z powodów naturalnych, ale także w zapomnienie u potomnych. Ukłony.

      Usuń
  2. Uwielbiam Sztaudyngera - jego myśli są takie celne, trafne i uniwersalne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba mieć wielką wiedzę humanistyczną, bardzo pozytywny stosunek do człowieka i wielki krytycyzm do samego siebie, by umieć przy użyciu minimum słów, wyrazić maksimum myśli. Dziękuję za odwiedziny, obiecuję rewanż i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  3. Jak dobrze przypomnieć sobie o takich wspaniałych twórcach.
    Najpiękniejsza, ze wspomnianych tu, fraszek jest ta o jaśminie. Majstersztyk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z zacytowanych przeze mnie fraszek mnie najbardziej podoba się ta o koziku. Czytając po 30 latach na nowo "Uśmiech" spojrzałam i na lirykę okiem dojrzałej kobiety, i stwierdzam że jest piękna. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Iwonko, Twoja dziesiejsza notka, ba! artykuł nawet, to prawdziwa perełka w zalewie polityki i kłótni wszelakich!!!
    Na szczęście twórczość Sztaudyngera wraca do łask jako lektura już w podstawówce, kupiłam nawet dwa opasłe tomiska i gdy znajdę chwilę, poczytam także:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przychylną ocenę moich starań. Życzę przyjemnej lektury zakupionych książek. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Musiał Cię ten Sztaudynger bardzo zauroczyć - rzadko kiedy spotyka się tak wspaniale opracowaną notkę na temat jakiegoś twórcy.
    Wykonałaś bardzo dobrą robotę, Iwonko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy zauroczył mnie nie tylko Sztaudynger, ale także Natanson, który choć dr prawa międzynarodowego, to jednak wielki humanista. Dzisiaj, to już "wymierający gatunek". Podziwiam ludzi o tak szerokich horyzontach, bo dzięki nim uświadamiam sobie jak mało sama wiem i umiem. Dziękuję za odwiedziny, przychylną ocenę notki. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Tym bardziej doceniam, bo ze mnie humanista, jak z koziej.... ;)
      Profesjonalne podejście do sprawy, to i pochwała się należy! :)

      Usuń
    3. Twoje notki zaprzeczają tezie o "trąbie". Piszesz ciekawie, masz wielką wrażliwość i lekkie pióro, a według mnie, to cechy humanisty. Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Też musiałabym odkurzyć półki z książkami, ale obawiam się, że natychmiast zaczytałabym się w jakiejś książce, której dawno nie widziałam.
    Mam prześliczne malutkie wydanie fraszek Sztaudyngera, ale już nie pamiętam, gdzie ono leży. Musiałabym poszukać i na nowo poczytać.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zanim odkurzyłam książki, zaczytałam się w "Błękitnym zamku, więc wiem co masz na myśli. Jednak spojrzenie na ulubione pozycje po latach, ma tylko dobre strony,pozwala dostrzec to, co umknęło przy pierwszym czytaniu, gdy człowiek był obarczony marzeniami, a nie doświadczeniem. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię książki i filmy biograficzne, bo faktycznie są poszerzające wiedzę i pouczające. Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Czasami warto robić sprzątanie w biblioteczce. Też muszę zajrzeć do swoich archiwów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo jestem ciekawa, co w nich znajdziesz. Jak napiszesz, to przeczytam, choć z Twoim blogiem bez komentarza"mam taki problem, że nigdy nie wiem, która notka jest najnowsza. Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Moja ulubiona niegdyś fraszka Sztadyngera to " I tyle na mnie rzucono kamieni, że to niedługo w pomnik się zamieni" - gdzie niegdyś starannie wykaligrafowane wisiało u mnie na ścianie....
    Bardzo pięknie opracowałaś temat i przybliżyłaś nam poetę i człowieka.. Bardzo pięknie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż notka wyszła bardzo długa, a ja ledwie musnęłam temat. Przytoczona przez Ciebie fraszka(nie spotkałam się z nią ani w książce, ani w tych materiałach z internetu, które przeczytałam)oddaje dokładnie to, co Sztaudyngera spotykało w życiu jako człowieka. Na każdym domu, w którym mieszkał umieszczono tablice, ale nie wiem czy doczekał się pomnika. Jednak największy hołd złożono by pisarzowi, gdyby rok 2020(50 rocznica śmierci) ogłoszono jego imieniem.

      Usuń
  10. A na półce u mojej mamy stoi "Raptularz zakochanych", kiedyś do niego zaglądałam dość często. Odkąd jestem na swoim (czyli już od wielu lat) sama próbuję pisać fraszki. Dla mnie to taka gimnastyka umysłu, jak w kilku słowach zawrzeć jak najwięcej treści. I czasem nawet mi się uda. Sztaudynger to mistrz fraszek niedościgniony.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zamieszczasz swoje utwory na blogu(pytam, bo bywam u Ciebie od niedawna i nie zdarzyło mi się trafić).Motto Przybosia minimum słów-maksimum treści, powinno być bliskie nie tylko tym, którzy próbują pisać. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Oczywiście. Moje fraszki znajdziesz w zakładce FRASZKI. Skopiowałam tam wszystkie z bloga na Onecie i napisałam już też kilka nowych.
      Serdeczności

      Usuń
    3. Przy najbliższej wizycie spróbuję poczytać. Do miłego zobaczenia.

      Usuń
  11. Twoje sprzątanie zaowocowało bardzo interesującym tekstem. Gratuluję i dziękuję za przybliżenie sylwetki Sztaudyngera. Pozdrawiam 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzliwą ocenę moich wysiłków i za gratulacje. Postaram się zrewanżować. Póki co pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  12. Sztaudyngera kojarzę z niesamowitym poczuciem humoru. Miło mi do Ciebie zajrzeć, bo dowiedziałam się nieco więcej
    https://zolza73.blogspot.com/
    https://mrocznastrefa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to macie coś wspólnego, bo Ty mnie też kojarzysz się z ogromnym poczuciem humoru, chociaż przyznaję, nie zawsze przeze mnie w pełni rozumianego. Pozdrawiam.

      Usuń
  13. Ja ostatnio wpadłam do piwnicy. Zalega tam mnóstwo książek których nawet nie miałam okazji przeczytać
    Wzięłam kilka na chybił trafił i czytuje w wolnych chwilach
    Wolnych chwil jednak niewiele więc jestem dumna jak udaje mi się dziennie choć jeden rozdział przeczytac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam na moim blogu. Ja niestety nie posiadam ani piwnicy, ani balkonu, więc książki świeżo przeczytane lądują w kartonach.Te starsze z dolnych półek wchodzą na niedostępne pod sufitem. Nawet kilka chwil z dobrą książką relaksuje, więc warto je znajdować(i chwile i książki). Zapraszam częściej, pozdrawiam.

      Usuń
    2. Piwnica jest zbawienna choć powoli przypomina składowisko śmieci bo moi rodzice cierpią na syndrom "to jeszcze się przyda"

      Usuń
    3. W takim razie pozdrowienia dla Rodziców od tej, która też tak ma. Tobie ukłony

      Usuń
  14. Miałam chyba 14 lat, gdy usłyszałam od taty, przy okazji jakiejś w domu imprezki: "Myjcie się dziewczyny, bo nie znacie dnia ni godziny". Wówczas myślałam, ze to tato wymyślił... A póżniej wpadły, zakochując się w Mai Berezowskiej - dotarłam do fraszek Sztaudyngera ilustrowanych przez moja idolkę. Gdzies przy licznych przeprowadzkach wcięło mi książeczkę...
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Cos mi umknęło... a raczej "przekomponowałomisię"...miało być: a póżniej, zakochujac się w Mai Berezowskiej - dotarłam do fraszek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maja Berezowska w moim domu "była portrecistką", bo przez 25 lat wisiała na ścianie reprodukcja portretu dziewczynki. Z artystką jako ilustratorką nie miałam większej styczności, chociaż rysunki wykonane piórkiem są przeze mnie uwielbiane. Sporo fraszek przeniknęło do języka potocznego, funkcjonując obecnie jako porzekadła. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja bym w tym momencie zastanowiła się nad swoim życiem i zadała pytanie - skoro ten facet mógł tak wiele w tak krótkim okresie, to dlaczego ja jeszcze nie zrobiłam niczego?

    Bardzo motywującą biografię przedstawiłaś. Powinno się mówić nie tylko o książkach, ale o ich autorach. Wielu może być wzorem dla pokoleń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy jesteś pewna, że nie zrobiłaś niczego? Twój blog "Marszruta" o ile dobrze pamiętam, mówi coś innego. Niestety w obecnych czasach autorytety nie są w modzie, a szkoda. Co gorsza zdarzają się tacy, którzy odwołują się do niewłaściwych wzorców. Dziękuję za wizytę i pozdrawiam.

      Usuń
  18. Wow, jestem pod wrażeniem tego opracowania. Napracowałaś się i stworzyłaś perełkę :-) I jak to można niechcący znaleźć inspirację... Kiedyś, jeszcze na starym blogu, miałam wszystkie posty zaplanowane na kilka miesięcy do przodu. Obecnie też inspiruje się na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pierwszym blogu w latach 2009-2013 też miałam zarys główny bloga z pomysłami na poszczególne notki, które przeplatałam bieżącymi wydarzeniami. Na tym blogu jest nieco inaczej, a to ze względu na zdrowie, nie najlepsze niestety. Dziękuję za odwiedziny i przesyłam uściski.

      Usuń
  19. opowiem w tym utworze
    o faunie i o florze
    raz faun do igraszek skory
    pozbawił nimfę flory

    siedzi we mnie ów fragment od tak dawna, że już zapomniałem od kiedy, a duszy archiwisty nie mam i nie umiem już sobie przypomnieć, ale zgadywać mogę - nie goliłem się jeszcze wtedy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz już się golisz, czy wolisz na drwala? Ja wczoraj trafiłam wreszcie na Twojego bloga, bo wcześniej odpowiadało mi, "że nie odnotowano". Tak więc będę odwiedzała Cię jak innych raz w tygodniu. Zatem do zobaczenia. Dziękuję za wizytę i witam na moi blogu.

      Usuń
    2. chodzę na gładko, żeby mnie wiatr nie zaczepiał, a reszta świata tak - przynajmniej ta ładniejsza.
      nie odnotowano? a cóż to za komunikat? - jeszcze takiego nie widziałem.

      Usuń
    3. Być może za pierwszym razem źle spisałam adres strony i stąd taka informacja. Niestety przestałam być "ładniejszą częścią świata" ale na Ciebie będę miała oko. :-))) Pozdrawiam.

      Usuń
    4. ostatnio zaczepiła mnie pani siedemdziesięcioletnia - oko puszczała i żarcikiem poczęstowała i mało brakowało, a łokciem pod żebra dostałbym z życzliwości. nie czas na samobiczowanie - po co się skazywać.

      Usuń
    5. Uważasz, że się samobiczuję przyznając iż nie jestem już piękna i młoda? Nie wstydzę się swego wieku, a uroda każdemu przemija. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

      Usuń
  20. Pięknie to przygotowałaś !! ;o)

    OdpowiedzUsuń
  21. Fiu, fiu, fiu. Jak dla mnie za taką notkę należy się szacunek, bo opracować temat drobiazgowo i ciekawie to jest sztuka.

    Może będę chwalipiętą z lekka, bowiem rozumiem jak ten szanowany twórca mógł tyle spraw i tyle dzieł zostawić po sobie. Sam próbuję co niecoś stworzyć w dziedzinie słowa i jego obrotem, ilościowo mam się już czym chwalić (nie wiem jak z jakością). :)

    Z ostatnich moich odkryć mogę wymienić ,,Pegaz Zdębiał" Barańczaka, chyba kiedyś wypożyczyłem ale za młody mogłem być, by docenić całość.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś nader łaskawy z tą pochwałą, ale jeżeli się podobało(pomimo, że trochę długie), to się cieszę. Niestety Barańczaka znam z nazwiska ale nie z twórczości, niestety.A ta twoja twórczość, to? Proza, poezja? Jakość jest najważniejsza ale ilość też nie bez znaczenia. Dziękuję za wizytę i kłaniam się.

      Usuń
    2. Piszę jak czuję, ot co. :)

      Ja też średnio znam twórczość Barańczaka.

      Właściwie spróbowałem wszystkiego, może poza rzeźbą w życiu. Ale najbardziej wychodzą mi chyba wiersze i opowiadania krótkie. Troszkę też kiedyś rysowałem/malowałem i proste utwory muzyczne na komputerze robiłem.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Próby muzyczne mnie nie dziwią, bo jesteś pasjonatem muzyki. Czy opowiadania i wiersze znajdę na blogu, gdybym się w niego zagłębiła? Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Ale nie mam słuchu muzycznego, więc jednak powinny dziwić. :) Ale to zupełnie prosty program z gotowymi próbkami dźwięków, nawet przypadkowe ustawienie dawało dobry efekt.

      Moje wiersze i parę opowiadań znajdziesz tu: https://wierszezebranekb.blogspot.com

      Cóż nie da się czasem kogoś zmusić do czegoś. Ale akurat urząd pracy mimo wszystko nie jest taki zły.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. wielka szkoda, że nie potrafię instalować nawet prostych programów, bo taki bardzo by mi się przydał. Może nie masz słuchu absolutnego, ale jakiś masz na pewno. Pod wskazany adres zajrzę. Pozdrawiam.

      Usuń
    6. Żałuję, że nie umiem na odległość pomóc. Bo znam parę programów do różnych działań powiedzmy artystycznych i nie tylko.

      Nie wiem czy spodobają Ci się moje wiersze i inne bazgrołki. Ale mimo to zapraszam zawsze. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo, ale to bardzo postarałaś się, aby przekazać w swoim tekście tak interesującą opowieść o Sztaudyngerze, którego głównie fraszki znam i zawsze je podziwiałem, natomiast moja wiedza o samym autorze jest niewielka. Nawiasem mówiąc szczególnie doceniam krótkie formy literackie, w których udaje się autorom wydobyć za pomocą niewielu słów jakąś istotną, sensowna myśl, a takimi własnie utworami są miedzy innymi fraszki... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ocenę postu. Ja niestety nie potrafię pisywać zwięźle, jestem rozgadana, bo wszystko wydaje mi się ciekawe i warte przekazania. czytuję Twoje opowiadania chociaż nie zawsze potrafię skomentować(rozmowa na cmentarzu). Pozdrawiam serdecznie, dziękując za wizytę.

      Usuń
    2. ...oj, nie będziemy się licytować, kto większym jest gadułą :-) :-) :-)
      Wcale Ci się nie dziwię (komentarz), bo trudno odnosić się do rzeczy nieukończonej, zwłaszcza że pozostawiam po sobie opowiadania lub ich fragmenty, w których eksperymentuję z narracją oraz sytuacjami z pogranicza rzeczywistości i fantazji .... również pozdrawiam...

      Usuń
    3. To rozgraniczenie jest najtrudniejsze. Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszych udanych eksperymentów.

      Usuń
  24. dziękuję za przypomnienie, lecę poszukać tych które kiedyś znałam...... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę miłej zabawy przy czytaniu. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.

      Usuń
  25. takie znaleziska remanentowe fajnie się czyta... niedawno trafiły mi się "Myśli nieuczesane" S.j.Leca wyd.1959 r. z ilustracjami Daniela Mroza /znanego mi z ilustracji dzieł S.Lema/, po prostu perełka...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leca też czytywałam, choć nie z tak starego wydania. Lema niestety nie czytuję, bo fantastyka, to nie mój ulubiony gatunek. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.

      Usuń