sobota, 27 lutego 2016

MOJE HOBBY- początki

    Jak już pisałam we „Wstępniaku” moim najważniejszym hobby jest życie, ale trzeba je było czymś wypełniać. Dla moich rodziców najważniejsza była wiedza, a tę zdobyć można w szkole. Dlatego nauka była na pierwszym miejscu. Moja matka nauczycielka, miała wielki szacunek dla tego zawodu, choć sama wykonywała go krótko. Nigdy nie pozwalała dzieciom skarżyć się na nauczycieli, że np. niesprawiedliwie ocenili naszą wiedzę lub że są do nas uprzedzeni. Szkołę podstawową musiałyśmy z siostrą zakończyć z takim świadectwem, które dawało gwarancję dostania się do liceum bez egzaminów. Moja siostra oceniana była jako zdolna ale leniwa. Zarówno nauczyciele jak i rodzice uważali, że stać ją na znacznie więcej. Szkołę średnią skończyła z przygodami. Niestety dwukrotna próba dostania się na studia prawnicze się nie powiodła, za każdym razem przy jednakowych wynikach, przyjmowano kogoś z punktami za pochodzenie.
    Ja szkołę średnią, która była koszmarem, skończyłam ze słabymi ocenami. Na egzaminie maturalnym z języka polskiego, na pytanie „co zamierzasz robić po maturze” odpowiedziałam, że chcę zdawać na Bibliotekoznawstwo, przyjęto moją odpowiedź z kpiącym uśmieszkiem.
Czasu wolnego w moim życiu miałam niewiele, a te nieliczne chwile matka próbowała zapełnić na swój sposób, nie pytając mnie o zdanie, czy chcę robić daną rzecz. Najpierw wymarzyła sobie, że zapisze mnie do szkoły muzycznej. Gdy przyszedł czas egzaminów, ja byłam świeżo po kolejnej operacji( wyglądałam mniej więcej tak jak na zdjęciu). Nauczyciele egzaminujący sądzili, że gips jest wynikiem wypadku, więc przesłuchiwali mnie cierpliwie. Zostałam przyjęta do szkoły, kiedy okazało się, że kalectwo jest trwałe, dyrektor szkoły powiedział wprost, że pianistką z prawdziwego zdarzenia nie będę i szkoda mnie męczyć w szkole muzycznej. Matka choć niepocieszona, nie zrezygnowała z mojej muzycznej „kariery”.Krótko po tym epizodzie, przeprowadziliśmy się do nowego większego mieszkania, w którym zawitało czarne pianino. Ja i siostra zostałyśmy zapisane do Klubu Oficerskiego, gdzie uczęszczałyśmy na lekcje gry na tym instrumencie. W wyznaczone dni siostra wiozła mnie na bagażniku damskiego roweru, a ja pomimo podłożonej poduszki, zawsze miałam obolały tyłek. To skutecznie zniechęcało mnie do tych zajęć ale próby przekonania rodzicielki, że to nie dla mnie, spełzły na niczym. Dopiero kiedy siostra złamała rękę w nadgarstku i nie mogła już grać, moja muzyczna edukacja też dobiegła końca. Nie miał mnie kto wozić na lekcje. Ulga jaką wtedy odczułam graniczyła z wielkim szczęściem. 
   Siostra zamieniła pianino na zajęcia sportowe w klubie sportowym „Śląsk”, trenując biegi przez płotki i skok wzwyż. Dla mnie trzeba było znaleźć nowe hobby i matka postanowiła zrobić ze mnie filatelistkę. O tym jak to się toczyło i skończyło opowiem następnym razem.

2 komentarze:

  1. A kiedy będzie "następny raz"?;-)))) Czekam niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Zante! Nie mam określonego systemu zamieszczania postów. Cieszy mnie jednak fakt, że cykl "Moje hobby" przypadł Ci do gustu. Moja "literacka" przygoda, była krótka i nie zachowały się żadne teksty. Ciebie interesuje proza, a ja próbowałam sił w poezji, z marnym skutkiem. Dziękując za komentarz, ślę ukłony.

    OdpowiedzUsuń