To,
co dzisiaj chcę opowiedzieć wydarzyło się między rokiem 1970 a
1974, czyli w czasie moich licealnych lat. Był słoneczny dzień,
wracałam ze szkoły w niezbyt dobrym nastroju. Szłam ze spuszczoną głową,
uważnie patrząc pod nogi, by nie wywinąć orła na nierównym
chodniku. Nagle usłyszałam dziecięcy głosik wołający „kurwa,
kurwa”. Zaskoczona przystanęłam i spojrzałam przed siebie, a
potem na boki. Byłam sama. Głos umilkł, więc ruszyłam w kierunku
domu. Zrobiłam zaledwie parę kroków, a wołanie się powtórzyło.
Obróciłam się wokół własnej osi i zobaczyłam przed sobą małą,
nagą postać w żółtych, majteczkach frote. Opalone na brąz
ciałko, było chudziutkim może 5-letnim chłopcem. Patrzył na mnie
spode łba.
-Na
mnie wołasz? zapytałam
-Odpowiedział
kiwnięciem głowy
-Czy
wiesz, co to słowo znaczy?
-Pokręcił
przecząco głową
-To
jest bardzo brzydkie słowo i nie można na nikogo tak mówić,
odparłam. Dlaczego mnie przezywasz? spytałam, ale nie
odpowiedział. Czy robisz tak, bo ja tak dziwnie chodzę?
-Przytaknął
Wtedy
odezwał się we mnie moralizator. Powiedziałam, że gdy byłam
mniejsza od niego, to zachorowałam i kiedy wyzdrowiałam, to już
nie umiałam chodzić inaczej. Dodałam także, że kiedy się kogoś
brzydko nazywa, to temu komuś jest przykro i smutno. Nie
powinieneś przezywać innych, dodałam. Odwróciłam się w kierunku
swojego wieżowca i poszłam dalej.
Szybko
zapomniałam o tym incydencie, bo nie pierwszy raz spotkałam się z
taką reakcją na kalectwo, choć nigdy wcześniej nie było to wyzwisko. Bardzo często dzieci pytały: „mamo, a dlaczego ona tak dziwnie chodzi”? Zazwyczaj
wtedy matki ciągnęły dziecko za rękę z taką siła, iż dziw, że
nie wyrywały kończyny z barku. Czasami kobiety bąkały „przepraszam”
ale zanim się oddaliły, ja próbowałam podjąć rozmowę, dając
dziecku odpowiedź na jego pytanie. W takich przypadkach, dziecko
uśmiechało się, zadowolone że nie zostało zignorowane. Częstsze
jednak były rejterady, jakby zaspokojenie ciekawości malucha było przestępstwem.
Od
spotkania z chłopcem minęło kilka dni. Znów wracałam ze szkoły
i jak to wtedy często bywało głowę miałam zaprzątniętą własnymi, niewesołymi myślami. Nagle wyrosła przede mną
postać, musiałam raptownie się zatrzymać. Cud, że nie
wyrżnęłam jak długa, przygniatając sobą małego znajomego. Stał
przede mną o kilka kroków, w takiej odległości, abym nie mogła
go uderzyć, gdybym miała taki zamiar. Wyciągnął do mnie rączkę
i otworzył zaciśniętą dłoń. Była brudna, a na niej leżał
jeden cukierek bez papierka. Zaniemówiłam. Nie wiedziałam czy
śmiać się czy płakać, bo zrozumiałam, że są to przeprosiny
za pierwsze spotkanie.
- To dla mnie, zapytałam? Tak jak wówczas nic nie powiedział tylko pokiwał głową. Gdyby nie fakt, że wtedy krzyczał za mną przekleństwo, to pomyślałabym, że mam do czynienia z niemową.
- To miłe, że chcesz mi oddać swojego cukierka, ale ja nie lubię słodyczy, powiedziałam starając się, by mówić poważnie chociaż w środku wszystko się skręcało ze śmiechu. Zrobisz mi przyjemność, jeżeli zjesz go za moje zdrowie, odparłam. Jego twarzyczka rozjaśniła się uśmiechem, a ja zobaczyłam szczerbate uzębienie. Wsadził cukierka do ust błyskawicznie, jakby się bał zmiany zdania i pobiegł w kierunku podwórka.
Zdarzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że zawsze warto
rozmawiać, bez względu na to, czy ma się za interlokutora
dorosłego czy dziecko. Nigdy więcej się nie spotkaliśmy, a ja
byłam z siebie dumna, bo uznałam, że odniosłam pierwszy sukces
wychowawczy.
Jak piękna historia, Iwono, nie dziwię się, że ja pamiętasz. Poleciały mi łzy wzruszenia...
OdpowiedzUsuńMuszę Ci się przyznać, że ilekroć ktoś sprawi mi przykrość i miałabym ochotę złorzeczyć na wredność ludzką, tyle razy przywołuję w pamięci tamto zdarzenie. Robi mi się lepiej. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.
UsuńTo jest przepiękna bajka dydaktyczna do opowiadania dzieciom aby lepiej rozumiały ludzi z problemami sprawnościowymi.
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że jako dziecko, umiałaś tak mądrze reagować na zaczepki. Myślę teraz, że ludzie doświadczeni niepełnosprawnością są bogatsi życiową mądrością od wszystkich innych. Może to marne pocieszenie ale jednak ma swoją wartość.
W opisywanym okresie nie byłam już dzieckiem, choć do dorosłości też jeszcze trochę brakowało. Każdy kogo los w jakiś sposób doświadczył, wzbogaca się o wrażliwość, która pozwala przyjmować niepowodzenia z większą pokorą. Ukłony.
UsuńPiękne. Przypomniało mi się zdarzenie przykre, dziwne i wstydliwe z mojego życia...i zupełnie nie na temat... Koniec lat 90-tych, wracałam z pracy. Stałam na przystanku autobusowym w Katowicach, czekajac na autobus do Sosnowca. Stałam z boku, zamyślona, pogrążona w moich czarnych myślach, zmęczona klientelą galerii, w której pracowałam, tych dyrekrorów, prominentów, którzy kupowali tam wyrafinowane prezenty dla swych kochanek (przesadzam), kiedy ja jestem w czarnej doopie i nie mam na bilet... Po przystanku kręcił się młody ćpun po prośbie. Podszedł do mnie z prosbą o parę zł, a ja, wyrwana z letargu, odmawiam mówiąc, że nie mam na bilet :(. Chłopak popatrzył smutno i odszedł. Za chwilę podchodzi do mnie i daje mi bilet na autobus.... Stałam tak z tym biletem w szoku i wstydzie jakimś, przepuszczając kolejne autobusy. Długo nie mogłam tego zdarzenia ogarnąć, co właściwie się stało.
OdpowiedzUsuńTo żadna dydaktyczna bajka. To bajka o tym jak łatwo wrzucamy ludzi do jednego wora, szufladkujemy, pozbawiając często cech człowieczeństwa... Często póżniej zastanawiałam się, co skłania takiego żebraka do życia na ulicy i poniżania się.
Ty Iwonko mogłas też wyzwać chłopczyka od brudnych łobuzów, ale zadałas sobie trud, żeby cos wyjaśnić. Opłacało się ;-)
W opisanym przez Ciebie zdarzeniu nie ma nic wstydliwego. Pokazałaś, że ktoś kogo "zwyczajni" ludzie potrafią zepchnąć na margines społeczeństwa, ma wrażliwość i empatię. Zawsze staram się widzieć w drugim człowieku przede wszystkim dobro. Dlatego daję drugą szansę każdemu i tylko od tego kogoś zależy czy z niej skorzysta. Buziaki.
Usuńbardzo dorośle i madrze sie zachowałaś, a i ten mały chłopiec cos zrozumiał z tego co mu powiedziałas....
OdpowiedzUsuńnie wiem czy teraz taka sytuacja byłaby mozliwa....
serdeczności Iwonko
W każdym czasie może zdarzyć się sytuacja podobna, chociaż przyznaję, że młodsze pokolenia rozpieszczone wzrastającym dobrobytem, zatracają wrażliwość, umiejętność współczucia na rzecz egoizmu i myślenia przede wszystkim o sobie. Miłego tygodnia.
UsuńNie wiem, nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, aby jakiś brzdąc wyzywał na minie np. z powodu starości. Jak znam siebie, pokazałbym mu środkowy palec.
OdpowiedzUsuńWybacz Asmodeuszu, ale przesadziłeś, próbujesz się pokazać gorszym niż jesteś. Rozumiem, że nawet taki kilkulatek wie, co oznacza środkowy palec, ale co takie działanie by przyniosło? dokładnie nic, bo przy najbliższej okazji mogłoby Cię spotkać coś podobnego. Jeżeli jednak zadałbyś sobie trud uświadomienia temu "osobnikowi", że kiedyś tez będzie stary i to z niego wtedy będą się śmiali, to może skłoniłbyś do zastanowienia? Pozdrawiam.
UsuńPiękna historia :) Nie zareagowałaś gniewem na chłopca, który Ci naubliżał, a wytłumaczyłaś i było to dla niego dużo lepsze niż cokolwiek innego. Jestem pewna, że już nigdy nikogo tak nie wyzywał :) A za oddanie cukierka na pewno był Ci wdzięczny :)
OdpowiedzUsuńMoim marzeniem była praca z dziećmi. W momencie wyboru szkół dorośli wpłynęli na zmianę decyzji, ale w głębi duszy ciągoty dydaktyczne i domorosła psychologia pozostały do dziś. Dobrze, że w tamtym okresie byłam mniejszym łasuchem i potrafiłam powstrzymać się od pochłaniania słodyczy w każdej postaci.:-))))
UsuńZawsze uważałam, że z dziećmi należy rozmawiać "normalnie"w języku dla nich zrozumiałym, bo to mali ludzie, a nie upośledzone jednostki. To prawda, możesz to uznać za sukces wychowawczy:-)
OdpowiedzUsuńMnie wielokrotnie z dziećmi rozmawiało się lepiej i poważniej niż z dorosłymi. Mały człowiek potrafi być do pewnego momentu otwarty na krytykę, dorosły człowiek raczej rzadko. Uściski.
UsuńHistoria jak z bajki. Na marginesie - to straszne, że wciąż (bo ciągle tak jest) nie potrafimy rozmawiać o ludziach z jakichś powodów innych. Nie wiem, mało w nas empatii, przytłacza nas nieuzasadniony wstyd?
OdpowiedzUsuńÓw wstyd tkwi w nas od pokoleń. Nasze babki i matki nie potrafiły rozmawiać o sprawach alkowy, a my mamy problemy z akceptacją ludzi chorych, inaczej wyglądających lub żyjących wg własnych reguł. Potrafimy korzystać z osiągnięć techniki, ale nie umiemy zaoszczędzonego w ten sposób czasu przeznaczyć na pracę nad sobą. Uśmiechów miliony przesyłam.
UsuńBardzo słusznie zrobiłaś, bo tak jak pisze Jotka należy podejść do dziecka jeśli robi coś nie tak, jak do kogoś, kto rozumie (a jak widać z historii Twojej ten chłopiec zrozumiał swój błąd), a nie do kogoś bez takich możliwości.
OdpowiedzUsuńJak byłem nad morzem zastanawiałem się tylko kiedy zakończy się rekrutacja na studia i co mogę zrobić jeśli nie będzie chętnych na ten właśnie kierunek. Poza tym jakoś za bardzo nie myślałem o studiach czy podobnych sprawach.
Spotkanie z nowymi osobami to zawsze coś ciekawego, choć akurat dla mnie to pewne wyzwanie ze względu na moją nieśmiałość. Ale nawet i to da się przejść. :) Co do wyglądu to nie ma się co rozpisywać, ot kolejny okularnik jakich wiele ze mnie. :D
Hmmm... wydaje mi się, że jeszcze minie dużo czasu nim będę mógł porównywać się z prawnikami, jest paru takich, którzy są dla mnie wzorem do którego warto dążyć.
Pozdrawiam!
Sądzę, że nie ogłaszano by naboru na studia, gdyby nie spodziewano się określonej liczby zainteresowanych danym kierunkiem. Trzymam kciuki, by było po Twojej myśli. Za czasów mojej młodości nieśmiały okularnik porównywany był z takowym intelektualistą, a taki miał zawsze wzięcie u płci pięknej. Jakże pięknie mieć wzorce i autorytety, którym się chce dorównać. Najważniejsze by mieć w życiu cel, do którego się zmierza i pragnie osiągnąć. Pozdrawiam.
UsuńW czasach, kiedy ty chodziłaś do liceum, a ja byłam takim dzieckiem w majtkach, rodzice niechętnie tłumaczyli takie sprawy. Prawdopodobnie dlatego, że sami nie wiedzieli jaka jest najlepsza reakcja. Wszyscy jesteśmy ciekawi inności, ale z drugiej strony nie potrafimy wziąć byka za rogi i po prostu zacząć rozmawiać. Może dobrym początkiem byłoby popatrzenie w oczy ludziom jadącym z nami windą:-) To całkiem dobre ćwiczenie.
OdpowiedzUsuńCałe życie się uczymy, rozmowy z drugim człowiekiem także, choć każdy z innym skutkiem. Ja bardzo lubię rozmawiać, z ludźmi w windzie, na ulicy czy na blogu. Cieszę się, że mam okazję robić to z Tobą. Ukłony.
UsuńCzy ja już pisałem kiedyś, że jesteś, Iwono, dzielną i mądrą kobietą?
OdpowiedzUsuńCoś kiedyś wspomniałeś, a ja odrzekłam, że jest to opinia na wyrost. Mam jednak nadzieję, że kiedyś będziemy mogli przekonać się jakimi jesteśmy, przy okazji osobistego spotkania. Do miłego...
UsuńWspaniała historia, byłaś niezwykle dojrzałą osobą jak na swój wiek i tak rozsądnie zareagowałaś na zaczepkę. Masz rację,że trzeba rozmawiać,chociaż czasami jest to bardzo trudne, zwłaszcza w trudnych dla nas momentach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie;(
Umiejętność pokonywania trudności jest równie ważna jak zdolność rozmawiania. Witam na moim blogu, zapraszam częściej i pozdrawiam serdecznie.
UsuńIwuśko, nie tęsknię za jesienią(!), za grzybkami tak, ale u mnie w ogródku w tym roku wyrósł tylko jeden( masakra!)
OdpowiedzUsuńZa Tobą bez przerwy, codziennie zaglądam na Twój blog, zaczytuję się w Twoich wspomnieniach, przypominam swoje z dawnych szkolnych lat.
Niedługo będę mogła już dzwonić, bo syn znalazł mój telefon w swoim samochodzie i za parę dni mi przywiezie.
Twoje spotkanie z chłopaczkiem wzruszyło mnie. Nie wiem czy potrafiłabym tak rezolutnie postąpić. Szczera rozmowa dała pozytywny efekt.
Pozdrawiam, Iwonko i ściskam mocno.
Masz siły by dziergać te "piękności" pokazywane na swoim blogu robótkowym, to może znajdziesz je również by wyjść z ogródka do lasu i poszukać grzybków? Dopóki nie stajemy "oko w oko" z daną sytuacją, to chyba nikt nie wie jak należy postąpić. Stęskniona i spragniona rozmowy, pozdrawiam serdecznie.
UsuńCałkiem niedawno pomagałam przyjaciółce na festynie. Handel gadżetami i zabawkami to nie taka łatwa sprawa. Dzieciaki wszystko dotykają, przestawiają. Przyjaciółka resztką cierpliwości zwraca uwagę grupie 12- latków, aby nie załączały zabawek. Im więcej mówiła, stawały się bardziej złośliwe. Podeszłam do ich grupy i zwróciłam się do prowodyra:
OdpowiedzUsuń- Popatrz, jak to wygląd może człowieka zmylić. Wyglądasz na inteligentnego, a tu proszę, coś z tobą nie halo. Zrobił się pąsowy, bo jak ma teraz imponować grupie i od tamtej pory kłaniał się nam, ale z daleka.
Pięknie napisane opowiadanie czyta się jak bajkę, bo i dzieci wtedy były nieco inne. Zepsułyśmy pokolenie naszych dzieci.
Rok 73 to czas moich narodzin :)
Pozdrawiam
https://goodmorning73.blogspot.com
https://zolza73.blogspot.com/
Witam na blogu, chociaż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zamieściłaś komentarz pod pierwszym moim postem na starym blogu "Moje hobby, to życie" w maju 2009 roku. Nie mogę się wypowiadać za innych rodziców, jednak z doświadczeń z własnym synem, zgadzam się z Tobą, że młode pokolenia są rozpieszczone, rozwydrzone i w większości przedstawiają pozycję roszczeniową. Pozdrawiam
UsuńPi,ekna historia , nie mam słow. Zwyczajnie - jak na małolate wykazalaś pewnie najwyższy stopień intuicji.
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu...
W moim życiu intuicja odgrywa wielką rolę, bo często korzystam z jej "podszeptów" i zazwyczaj dobrze na tym wychodzę. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńNajwidoczniej nikt nie tłumaczył chłopcu takich podstawowych rzeczy. Byłaś Iwonko bardzo roztropną, mądrą dziewczyną, a skoro dziecko oddało Ci swojego ostatniego cukierka w ramach przeprosin to znaczy, że lekcja trafiła prosto do jego serduszka. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńWielokrotnie przekonałam się, że kiedy rozum idzie w parze z sercem, to połączenie takie daje dobre rezultaty. Przesyłam ukłony.
UsuńBrawa dla Iwonki !! ;o)
OdpowiedzUsuńZa brawa dziękuje, w zamian uśmiech i serdeczne pozdrowienia przekazuję.
UsuńNiestety podejrzewam, że takich sposobów reakcji pouczanych dzieci jest b. mało, może 1/1000. W tych 999 przypadkach przytoczyłbym anegdotę.
OdpowiedzUsuńRzecz dzieje się w pociągu w Polsce:
Do 8 osobowego przedziału wchodzi Murzyn. Siada naprzeciw małego chłopca, który zdziwiony szarpie śpiącego ojca za rękaw:
- Tata, Murzyn!
Zanim ojciec się dobudził Murzyn przystępuje do pouczania.
- Chłopczyku, Murzyn to taki sam człowiek jak biały, ma tylko inny kolor skóry
Na to coraz bardziej przerażony chłopczyk jeszcze mocniej szarpie ojca:
- O! I gada!!!
Twoja reakcja była trafna, celna i dobrze osadzona w realiach PRL. Wtedy nawet staruszka mogła wziąć za ucho dryblasa i zaprowadzić go na posterunek za to, że np. przeklinał na ulicy.
Dzisiaj dla dryblasa staruszka jest tylko chodzącym bankomatem na dwóch nogach, którego jak się walnie bejsbolem w łeb to kasa wyleci.
Z Twojego komentarza nie zorientowałam się, która opcja jest Ci bliższa? Ja jednak wolę babcię targającą za uszy i nie sądzę, by realia PRL-u miały z tym coś wspólnego. Ukłony.
UsuńFajnie by było, aby taki symbol "babci targającej za uszy" powrócił, ale świat leci do przodu i nie sądzę, aby to była najlepsza metoda wychowywania dziecka przez obcego dorosłego.
UsuńNie bardzo wiem jakie "opcje" mogły się wyłonić z naszych komentarzy skoro mamy raczej zbieżne poglądy na temat wychowywania.
Jeżeli się różnimy to raczej w ocenie tych PRL. Agresja niepełnoletnich jest bowiem realna. To co teraz dzieci robią dzieciom, a nawet dorosłym, nie mieściło się w głowach dzieci z PRL. I o to tylko mi chodziło.
... powinno być: "w ocenie PRL"
UsuńAgresja jednego człowieka wobec drugiego-słabszego była od zawsze, tylko nie mówiło się o niej tak otwarcie jak teraz. Pisząc o "opcjach" nie byłam pewna, która jest bliższa Tobie(babci czy bejsbola). Teraz mam jasność. Pozdrawiam.
UsuńPewnie jest tak jak piszesz w kwestii tych studiów moich, poza tym w poprzednim roku kierunek ruszył i miał nawet sporo studentów. Dzięki wielkie, mam nadzieję, że się wszystko wyjaśni z korzyścią dla mnie.
OdpowiedzUsuńMoże to nieco nie skromne, jednak wydaje mi się, że przy bliższym poznaniu mogę zyskać w oczach innych osób. Problemem jest tylko parę pierwszych spotkań. :)
Czas pewnie pokaże na ile będę w stanie zbliżyć się do tych moich wzorców. Mam nadzieję nawet na odrobinę tego zbliżenia.
Pozdrawiam!
Jeżeli bardzo nam zależy i szanujemy drugiego człowieka, to przy bliższym spotkaniu zyskuje większość z nas. Życzę spełnienia oczekiwań i pozdrawiam najserdeczniej.
UsuńOt, historia z gatunku tych pouczających i jak na bardzo młodą damę poradziłaś sobie wyśmienicie. A odchodząc (nie opuszczając) od tematu dalej, wiele zła powstaje w świecie z tego powodu, że nie potrafimy wyjaśnić innym przyczyn takiego a nie innego zachowania i z tej niewiedzy powstaje przepaść między ludźmi, a dotyczy to spostrzeżenie nie tylko przykrej, ale przecież niezawinionej odmienności osób kalekich, lecz również każdej innej odmienności. Ale jakże uboższym byłby świat, gdybyśmy byli skrojeni "pod sznurek" z tego samego materiału... a tak na marginesie marginesu... puściłem klip z muzyką Paganiniego i popatrz, ten włoski kompozytor i wirtuoz cierpiał ponoć na "zespół Marfana", a objawem tej choroby jest przerost długości palców u rąk, co, paradoksalnie sprzyjało jego genialnej, ekwilibrystycznej grze na skrzypcach.... pozdrawiam z Francji
OdpowiedzUsuńInność fizyczna, kulturowa czy wyznaniowa zawsze budzi niepokój, ale zgodnie z zasadą "ile cierpliwości tyle mądrości" powinniśmy pracować nad sobą, by umieć tłumaczyć. Do niedawna muzyka skrzypcowa była mi zupełnie nieznana. Niedawno poznałam w sieci kobietę, która ją kocha i mi ją przybliża. Może dzięki temu i z Tobą będę mogła kiedyś porozmawiać o wirtuozerii Paganiniego. Ja nieodmiennie pozdrawiam z Warszawy.
UsuńPrzypominam sobie takie głupie zachowania z dzieciństwa. Potem byłą gorzka piguła edukacji, trochę wstydu i wyrósł człowiek na osobę tolerancyjną. Twoja piguła edukacyjna była słodka. Gratuluję
OdpowiedzUsuńJeżeli lubisz rozwiązywać tajemnice zaginionych
Usuńhttp://pan-nieistotny.blogspot.com/2015/06/niech-i-tak-bedzie.html
Pozdrawiam
Drogi Antoni bardzo się cieszę, że zajrzałeś na blog.Nie ma chyba człowieka, który nie przeżyłby chwil zawstydzenia. Jeżeli jednak potrafimy wyciągać należyte wnioski i się poprawić, to nawet wstydliwe sytuacje są pouczające. Dziękuję za odwiedziny i serdecznie pozdrawiam.
UsuńWitam nowego komentującego na moim blogu. Dla mnie każdy człowiek jest "istotny" i choć nie lubię tajemnic, to z przyjemnością zrewanżuję się wizytą u Pana Nieistotnego. Ukłony
OdpowiedzUsuńPięknie opowiedziana historia. Widać z Ciebie urodzony pedagog, a historyjka słodka, pouczająca i wzruszająca.
OdpowiedzUsuńBardzo martwię się egoizmem ludzi z którymi muszę się stykać. A Ty okazałaś tyle cierpliwości obcemu chłopcu! To było altruistyczne.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Zawsze lubiłam ludzi, a dzieci w szczególności. Chciałam z nimi pracować i przez bardzo krotki okres paru miesięcy, to mi się udawało, przynosząc mnie wiele radości, a im korzyść. Niestety znaleźli się ludzie, którym taka komitywa się nie podobała i zmuszono mnie do zmiany pracy. Do miłego zobaczenia.
UsuńBardzo nieprzyjemne pierwsze spotkanie, pewnie w domu słyszał takie słowa..., ale za to to drugie jest rozczulające. Pewnie, że warto tłumaczyć dzieciom różne kwestie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i komentarz. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńBardzo wzruszyło mnie Twoje opowiadanie. Pięknie rozmawiasz z dzieckiem. Masz rację, z dziećmi trzeba rozmawiać. Miałam kilku niepełnosprawnych uczniów, ja uczyłam ich, a oni mnie. Pamiętam bal choinkowych, dzieciaki z mojej klasy tańczyły z kolegą na wózku. Było to tak naturalne, że aż piękne. Pozdrawiam serdecznie .
OdpowiedzUsuńWszak człowiek niepełnosprawny różni się od zdrowych tylko stopniem sprawności, czasami wyglądem, ale serce i wnętrze, a także umysł w większości przypadków ma takie samo. Gdyby ludzie sztucznie nie budowali barier między sobą i traktowali się z szacunkiem, to życie byłoby o wiele łatwiejsze, piękniejsze i szczęśliwsze. Pozdrawiam.
Usuń