Podobno przygotowywano ten teren pod targowisko. Na drugim planie wieżowce, w jednym z nich mieszkałam 11 lat. |
Uwielbiałam to swoje miejsce zamieszkania. Po przeciwnej stronie ul. Grabiszyńskiej biegła uliczka osiedlowa, zabudowana garażami, a kończyła się przy stadionie „Śląsk”, na którym byłam parę razy w czasach uprawiania przez moją starszą o 3 lata siostrę lekkoatletyki . Próbowała swoich sił w skoku w dal, skoku wzwyż i biegach przez płotki, w których prym wiodła Grażyna Rabsztyn.
Moja nowa Szkoła Podstawowa nr 105 znajdowała się niedaleko, ale
dla mnie był to jednak spory wysiłek. Nie pamiętam czy przez
pierwsze dwa lata odprowadzano mnie do szkoły, i który członek
rodziny to robił. Natomiast powroty odbywały się już w towarzystwie
Elżbiety B, mieszkającej w budynku prostopadle ustawionego do bramy
stadionu i żeby było śmiesznie przypisanego do Pl. Srebrnego. Za
tym blokiem oznaczonym nr 1 znajdował się faktycznie spory
piaszczysty teren, ograniczony nasypem kolejowym. Między murem
stadionu, a torami biegła wąska dróżka, którą mój ojciec
codziennie, podążał do pracy( ja tylko czasami). Nie lubiłam tej
drogi na skróty, ale szczerze powiedziawszy nie pamiętam dłuższej,
przyjaźniejszej by dotrzeć do ojca kiedy zachodziła konieczność.
Nasza klasa liczyła 33 uczniów(jeżeli wierzyć zdjęciu z
zakończenia VIII klasy), a wychowawczynią była Helena Ciesielska. W blokach znajdujących się w tym samym prostokącie zabudowy mieszkały jeszcze 4 inne osoby z mojej ówczesnej klasy pionu „c”. W pierwszym 4-piętrowcu mieszkała BB, niziutka brunetka, o dużych piwnych oczach, przez wszystkie lata nauki przyjaźniąca się z Ewą H. Ta była filigranową , blondynką o długich do ramion, falujących włosach i oczach jak bezchmurne niebo. Na parterze bloku stojącego tuż za budynkiem BB mieszkał Mirek O, mój drugi najważniejszy rówieśnik, którego obdarzyłam mianem przyjaciela. W wieżowcu identycznym jak mój na V pietrze mieszkała Ela O, której mama była w szkole kucharką, ale niestety zmarła na serce, gdy byłyśmy chyba w piątej klasie. W bloku Eli B miała mieszkanie rodzina Marka C, najwyższego i najchudszego chłopaka w klasie, którym interesowałabym się w kontekście damsko-męskim, gdybym nie wzdychała do Zbyszka K.
Ela B była moją najserdeczniejszą koleżanką, a wręcz
przyjaciółką, bo choć matka nie lubiła bym chodziła „po
ludziach", to znajomość z tą dziewczynką przyjmowała życzliwie.
Zawsze miałam duży temperament, byłam ruchliwa i gadatliwa.
Spokojna, zrównoważona i zawsze ustępująca mi Ela,
Oto ja z okresu podstawówki, chociaż nie umiem konkretnie powiedzieć ile miałam wtedy lat. |
była jakby moim dopełnieniem. Nie pamiętam żebyśmy się kłóciły,
gniewały czy czegoś sobie zazdrościły. Jedynym felerem naszej
przyjaźni był zakaz by Ela przychodziła do mnie czy kogokolwiek do
domu. Natomiast jej rodzice nigdy nie mieli za złe, gdy ja spędzałam
tam późne popołudnia aż do wieczora. Rodzina B mieszkała w
dwupokojowym mieszkaniu, jeden pokój zajmowali rodzice, drugi Ela
wraz z młodszą siostrą Joasią. Uwielbiałam panią domu, wysoką
szczupłą blondynkę, po której starsza córka odziedziczyła
kręcone jasne włosy. Ujarzmiała je zaplatając warkocze sięgające do pasa. Panią Ulę spotkałam przypadkiem w
uzdrowisku, gdzie przebywałam wraz z synem w sanatorium. Jak mnie
rozpoznała, nie wiem do dzisiaj, po prostu zawołała mnie po
imieniu, gdy prowadziłam dziecko na basen. Okazało się, że
przyjechała do młodszej córki, która wraz ze swoją pociechą Roksaną też była na leczeniu. Nasze spotkanie
zaowocowało nawiązaniem krótkotrwałego kontaktu
korespondencyjnego z Elą. Wtedy była ona już matką samotnie
wychowującą dwóch pięknych synów, którzy chodzili do tej samej
co my szkoły. Moja przyjaciółka po podstawówce ukończyła
Technikum Chemiczne i pracowała w zawodzie. Zawsze była bardzo
życzliwa ludziom i uczynna wobec nich. Nie zdziwiłam się, gdy przy
pomocy Google dowiedziałam się dwa dni temu, że w roku 2014
kandydowała na radną. Czy nią została tego niestety nie wiem.
Z perspektywy czasu, jestem pewna że to było najpiękniejszych
5 lat jeszcze niedorosłego życia.
Ja to ta z prawej, obok koleżanka uważana za jedną z najwyższych dziewcząt, przeze mnie zwana modelką gdyż zawsze była elegancka. Niestety nie pamiętam jej imienia. |
Wiele pamiętasz dzieciństwa - dość wczesnego. Najważniejsze, że miałaś wokół tylu znajomych i przyjaciółki. I że nigdy nie czułaś się inna. jak będzie z niepełnosprawnymi dziećmi teraz? Własnie usłyszałam, że jeśli mają zgodę na nauczanie indywidualne to wszystkie zajęcia muszą odbywać się w domu. Poprzednio było tak, że na lekcje nie wymagające kontaktu oko w oko z nauczycielem, np. zajęcia plastyczne, muzyczne itp, dzieci mogły przychodzić do szkoły i być z rówieśnikami. Komu to przeszkadzało? I po co taka stygmatyzacja - o, niepełnosprawny, nie chodzi do szkoły.
OdpowiedzUsuńDobre rzeczy zapamiętuje się chętnie, chociaż jak się okaże za parę odcinków, złe też niestety pamiętam. Sytuacja dzieci niepełnosprawnych w każdym okresie powojennej Polski jest coraz gorsza. Za mało w tym względzie mają do powiedzenia rodzice i nauczyciele, a za dużo politycy niestety. Pozdrawiam.
UsuńZnowu odnajduję podobne elementy, aż niewiarygodny zbieg okoliczności, mianowicie moja najlepsza koleżanka w liceum miała na imię Ela, a pracę zaczynałam z emerytowaną nauczycielką...Heleną Ciesielską, poważnie :-)
OdpowiedzUsuńZe mną i Elą było odwrotnie, niż u Was, ja byłam tą cichą i nieśmiałą, ale też nigdy się nie kłóciłyśmy...
Nawet gdyby przyjąć, że imiona Elżbieta i Helena były w owym czasie popularne, to fakt istnienia dwóch kobiet o tym samym imieniu, nazwisku i wykonywanym zawodzie należy uznać za rzecz niecodzienną. Pozdrawiam.
UsuńBardzo lubię czytać takie wspomnienia :) Moja koleżanka nie miała na imię Ela, była to Asia :) Moja mam tez nie lubiła jak chodziłam ,,po ludziach", ale Asia to była inna historia - tyle mamy wspólnego :)
OdpowiedzUsuńCzy utrzymywałyście ze sobą kontakt już po skończeniu nauki? Ja bardzo żałuję, że w następnych latach(tak dla mnie ciężkich) nie szukałam "ratunku" w rozmowach z Elą czy panią Heleną. Miałam taka możliwość, bo z rodzinnego miasta wyprowadziłam się dopiero po maturze.
UsuńKażda dziewczynka marzy o takiej przyjaciółce, takiej na pogodę i niepogodę. Ja nie miałam tego szczęścia. Mieszkałam na małej wsi, dzieci nie było za wiele. Miałam koleżanki, ale nie było takiej przyjaciółki od serca, więc nadrabiałam ten brak książkami;)
OdpowiedzUsuńMnie z Elą miłość do książek także łączyła, może kiedyś opowiem o jednym takim epizodzie. Wiem, że w obecnym miejscu zamieszkania nie masz polskiej tv, więc życzę Ci abyś znalazła osobę, która będzie dzieliła z Tobą chwile "pogody i niepogody" jak to ładnie ujęłaś. Jest wielkim darem mieć w życiu bliską sercu i duszy osobę. Ukłony.
UsuńŚlicznie opowiadasz i tak szczegółowo! Super się czytało. Muszę też przeczytać część 1. Takie wspomnienia to miłe też dla piszącego. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńPierwszego komentarza mi nie wyświetliło. Dziękuję za słowa uznania, które są dla mnie zachętą do kontynuowania opowieści. Nie ukrywam, że w trakcie pisania miałam wątpliwości czy moje wspomnienia mogą kogoś zainteresować. Pozdrawiam.
UsuńNa każdym etapie edukacji miałam bardzo bliskie przyjaciółki. Moje Szkolne przyjaźnie są bardzo trwałe. Utrzymuję kontakty ze wszystkimi:))
OdpowiedzUsuńFajne są wspomnienia z dzieciństwa.
Tych kontaktów bardzo Ci zazdroszczę, bo ja pomimo, że często myślę o ludziach przeze mnie opisywanych:jak żyją, co robią, to nie miałam wystarczająco dużo samozaparcia, by stare znajomości pielęgnować, zdobywając jednocześnie nowe, które by też wzbogacały ale w inny już "dojrzalszy" sposób. Dziękując za komentarz, życzę miłego dnia.
UsuńNie miałem przyjaciół szkolnych z podstawówki. Może dlatego, że "zwiedziłem" aż trzy szkoły kończąc na "Tysiąclatce". Od każdej z tych szkół dzieliła mnie odległość 100-200 m. Za to miałem dużo przyjaciół wśród dzieci z sąsiedztwa, które chętnie przychodziły do mojego czarodziejskiego ogrodu. W szkole średniej poza przyjaciółmi pojawiły się już pierwsze poważne miłości, zaś studia to już burza hormonów. Prawdziwe kontakty biznesowe, przyjacielskie i te najważniejsze z żoną pojawiły się na studiach podyplomowych i w trakcie kilku specjalizacji realizowanych poza miejscem zamieszkania i poza Polską. Nigdy jednak nie przykładałem większej wagi do układów przyjacielskich, bo po 1/ było ich sporo, a po 2/ widziałem jak bardzo krępowało nas uzależnianie od świata polityki. Podobnie zresztą jak Ty wolałem samemu sprawdzać się w życiu.
OdpowiedzUsuńJak sam stwierdziłeś tego najważniejszego przyjaciela, żonę zdobyłeś.Nie miałam tyle szczęścia, by w dorosłym życiu mieć partnera. Kontakty z ludźmi dla mnie zawsze były bardzo ważne i każdy układ był szczególnie ceniony. Nie za bardzo rozumiem, co masz na myśli mówiąc o sprawdzaniu się samemu? Dziękuję za komentarz i przesyłam pozdrowienia.
UsuńSympatyczne są takie przyjaźnie z podstawówki, szkoda tylko, że często kontakt urywa się po zakończeniu edukacji.
OdpowiedzUsuńNietrwałość kontaktów wynika chyba z małej dbałości z naszej strony i to jest poważny błąd, który dostrzegamy na starość, kiedy już zbliżamy się do kresu. Miło mi, że wpadłaś. Niestety "nie pomiziamy" razem kotów, bo ja mieszkam z psami. Gotowanie nigdy nie było moją mocną stroną, chociaż jeść lubię,mięso w szczególności. Zapraszam częściej do siebie, a z rewizytą się zapowiadam. Ukłony.
UsuńFajnie jest powspominać. Miłych wrześniowych rozmyślań życzę i serdeczne pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRównież życzę aby wrzesień był dla Ciebie udany. Ja mam teraz mało okazji do aktywnego życia towarzyskiego, dlatego z takim upodobaniem uciekam we wspomnienia. Będzie ich jeszcze trochę na blogu, dlatego zapraszam. Powodzenia.
UsuńU mnie jedna ,może nie przyjażń ,ale dobre koleżeństwo ,jeszcze z czasów przedszkola.
OdpowiedzUsuńTak samo z podstawówki.
Największe jednak przyjażnie to z czasow studenckich.Wtedy było jak w kalejdoskopie ,ale do dzisiaj przetrwały dwie ,w tym jedna męska ;i nikt mi nie powie ,ze damsko -męska nie istnieje.Bywa ,ale rzadko.Biały kruk.
W kolejnym odcinku "Przyjaciół" opowiem o facecie, który miał spory wpływ na mnie i dlatego pomimo upływu lat, ciągle go pamiętam i z rozrzewnieniem wspominam.Mnie się przyjaźnie męsko-damskie nie udały, ale wierzę że są możliwe, chociaż jak podkreślasz bardzo rzadkie. Ukłony.
UsuńNiby o zwykłych sprawach piszesz, a wciąga, bardzo wciąga!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie tak mocno jak bagno, bo kto by pisał "Kroniki", które tak zawsze mnie rozweselają i poprawiają humor. Pozdrawiam.
UsuńZ podstawówki pamiętam zaledwie kilka nazwisk.
OdpowiedzUsuńSpotykaliśmy się głównie w szkole, zaledwie kilkoro mieszkało blisko szkoły.Ja miałam do szkoły 1,5 km. A potem "rozeszliśmy się" po różnych liceach i wszystkie kontakty się urwały.
Chodziłam do żeńskiego liceum i nie miałam przyjaciółki ale przyjaciela, z męskiego liceum.
To było bardzo praktyczne rozwiązanie- dzięki niemu dobrze poznałam "męski punkt widzenia", poza tym nikt nie rozpowiadał moich dziewczyńskich "tajemnic".
Całe życie lepiej się dogadywałam z facetami niż z kobietami.Może dlatego,że większość moich rówieśnic sama nie wiedziała czego chce a logika postępowania była im tak samo obca jak Kosmos?
Miłego;)
U mnie z pamiętaniem nazwisk jest niestety fatalnie. Dobrze pamiętam aparycję osoby lub zdarzenie z nią się kojarzące. W czasach, gdy relacje lepiej układały mi się z facetami, to nie byli oni skłonni zaznajamiać mnie z "męskim punktem widzenia"(woleli być tajemniczy). Natomiast z rozkoszą oddawaliśmy się zadaniom z zakresu anatomii własnych ciał. Na temat kobiecej logiki wolę się nie wypowiadać, bo mój syn ciągle zarzuca mi jej brak. Ukłony.
UsuńZ przyjemnością zagłębiłam się w świecie Twoich wspomnień z dzieciństwa:) I pod ich wpływem pojawiły się moje. Z czasów podstawówki pamiętam kilka osób, a niektóre z nich zdarza mi się spotkać gdy jestem w rodzinnej miejscowości. Z najlepszą koleżanką trzymałyśmy się od zerówki do końca ogólniaka. Potem nasze drogi się rozeszły, różne kierunki studiów w różnych miastach i kontakt się urwał. Ze studiów-jednych i drugich- nie przetrwała żadna znajomość. Teraz mam 2 dobre koleżanki poznane przez bloga:), 1 w osobie sąsiadki i dobrego kolegę geja:) Wystarczy. Przyjaciółkami nazywam tylko mamę i siostrę:)
OdpowiedzUsuńCałe dzieciństwo i bardzo wczesną młodość spędziłam w domu z ogródkiem w miejscowości otoczonej lasami. Mnóstwo przestrzeni i wolności... W bloku mieszkam od jakichś 15 lat, czuję się jak w klatce i chyba nigdy się nie przyzwyczaję. Dlatego gdy tylko mogę, uciekam...
Dziękuję pięknie za odwiedziny, zapraszam ponownie i pozdrawiam serdecznie!
Witam na blogu. Przyjaźń trwająca przez dwa poziomy nauczania jest bardzo wartościowa, dlatego, że to właśnie w czasie kształcenia się formułujemy poglądy, postawy życiowe i główne zasady postępowania. Ja jestem mieszczuchem, choć zawsze lubiłam wieś, bo moja matka z niej pochodziła. Teraz kiedy atrakcje miejskiego życia nie mają dla mnie powiewu nowości i wyjątkowości, chętnie przeniosłabym się do małego miasteczka lub na wieś, ale obawiam się czy dałabym radę ze względów zdrowotnych. Pozdrawiam.
UsuńMiło czytać takie wspomnienia...;o) Ja moją "podstawówkową" Przyjaciółkę (a nawet "przedpodstawówkową" mam do dzisiaj), że o "podstawówkowym" Mężu nie wspomnę...;o)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg Twoich wspomnień...;o)
Czytając Twojego bloga, zdążyłam się zorientować jakim skarbem jest ten "podstawówkowy" mąż i szczerze zazdroszczę(a myślałam, że wyzbyłam się tego destrukcyjnego uczucia). Wieloletnia przyjaciółka, sprawdzająca się w każdych okolicznościach, jest na wagę złota Pozdrawiam.
UsuńTeż lubię wracać do czasów szkolnych i wspominać moich przyjaciół.
OdpowiedzUsuńDzięki naszej klasie.pl mamy z sobą kontakt i wiemy, co się z nami dzieje oraz jak teraz wyglądamy.
Serdecznie pozdrawiam.
Za Twoją radą spróbowałam odszukać moich kolegów z podstawówki. Niestety tylko dwa nazwiska się "pokryły", ale czy to tylko zbieżność nazwisk czy odnaleziona osoba, to jeszcze nie sprawdziłam. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.
UsuńNie pamiętam prawie nikogo z podstawówki. Ze szkolnych przyjażni i znajomości zachowały się dwie a i to zadzierzgnięte poza szkołą i niejako pózniej. I tak to bywa...
OdpowiedzUsuńOddaliłaś się nie tylko od znajomych ale i od kraju, może dlatego jeszcze trudniej jest pielęgnować zażyłości. Kłaniam się.
UsuńMieszkałam w podobnym wieżowcu, też na pierwszym piętrze, sporo pamiętasz z dzieciństwa...Wracanie do tych chwil to miłe doświadczenie..
OdpowiedzUsuńWitam na blogu i już na wstępie zapowiadam rewizytę. Pamięć to jedna z niewielu rzeczy, która zawodzi mnie póki co najmniej. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
UsuńMiło powspominać przyjaciół. Moje przyjaźnie z podstawówki nie zaowocowały dozgonnymi kontaktami:)) chociaż czasem zdarzało mi się spotkać koleżanki. Piszę w czasie przeszłym, ponieważ po ostatniej przeprowadzce na drugi koniec kraju, już raczej nie wpadniemy na siebie przypadkiem. Natomiast przyjaźnie ze studiów trwają do dziś i bardzo je sobie cenię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Ja również zmieniłam miejsce zamieszkania, co przypieczętowało nieutrzymywanie kontaktów z kolegami szkolnymi. W odróżnieniu od Ciebie, mam kontakt tylko z jedną dziewczyną z czasu studiów, z którą byłam wtedy mocno zżyta. Dziś pomimo, że obie jesteśmy w wieku emerytalnym jakoś trudno nam się spotkać. Pozdrawiam.
UsuńUprzedziła mnie Poprzedniczka... w istocie, miło wspominać przyjaciół, ale także pewne miejsca, które, kto wie, czy dla nas nie znaczyły najbardziej i to z powodów, o których inni się nie domyślają... także pewne sytuacje, w jakich się znaleźliśmy... aż korci, aby tę naszą przeszłość powołać ponownie do życia, nawet dla siebie samego tez warto. W końcu każdy z nas zostawia po sobie ślad i niechże on będzie na tyle wyraźny, aby nie zmyła go pierwsza ulewa przyszłości... pozdrawiam z Dover
OdpowiedzUsuńNiestety Andrzeju nie wchodzi się "dwa razy do tej samej rzeki", teraz to już jest inne życie, więc i przeszłość byłaby nie taka jak ją zapamiętaliśmy.Przeszłość daje nam nutę nostalgii, a przyszłość szczyptę ciekawości. Uściski.
UsuńA moja klasa w podstawówce liczyła 7 osób, to był pierwszy taki rocznik, później już to się stało standardem, teraz w jednej z klas była tylko dwójka dzieci. Wychowywałam się na wsi, a tam tak bywa. Nauczyciel miał czas dla każdego haha :-D
OdpowiedzUsuńJako wnuczka i córka wiejskich nauczycielek dobrze wiem o czym mówisz. Pozdrawiam.
UsuńJaka fantastyczna podróż w czasie... :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za komplement i odwiedziny. Pozdrawiam.
Usuń33 osoby w klasie, a teraz klasy są tak mało liczne. I w sumie nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej. Mniejszą grupę łatwiej się uczy, no i nauczyciel może poświęcić więcej czasu na tłumaczenie. Uczniowie też lepiej mogą się poznać i łatwiej zintegrować, co w liczniejszych grupach jest trudniejsze. Ale nie niemożliwe. ;) To trochę smutne, kiedy miejsca z naszej przeszłości nagle znikają i w ich miejscu stoi np. supermarket.
OdpowiedzUsuńTo jak przebiega lekcja nie zależy od liczebności klasy, ale od umiejętności nauczyciela, by zainteresować omawianym tematem. Nie na darmo się mówi, że największym przekleństwem jest "obyś cudze dzieci uczył". Dlatego od dawien dawna są zawody, do wykonywania których należy mieć przede wszystkim powołanie. Zgranie uczniów zależy od indywidualnych charakterów, czy grupa mała czy duża jeżeli w niej znajdzie się malkontent, to integracja zawsze będzie utrudniona. Gdy wszyscy wykazują chęci do stworzenia przyjaznej atmosfery, to liczebność grupy ma wtórne znaczenie. Świat się zmienia, więc i otaczająca nas architektura też podlega tym procesom, to chyba dobrze, bo w przeciwnym razie stalibyśmy w miejscu. Dziękuję za komentarz i przesyłam buziaki.
UsuńMoja klasa w podstawówce nie była aż tak liczna - zaledwie 10 osób.
OdpowiedzUsuńPamiętam chyba każdego, z każdym mam jakieś wspomnienia; i te dobre, i te złe... Wydaje mi się, że też mogę powiedzieć, że zostawili po sobie jakiś ślad w moim życiu; w końcu przez dość długi czas byli jego częścią :)
Najważniejsze jest by mieć wspomnienia, bo bez względu na to czy są dobre czy złe, zawsze nas wzbogacają o nowe doświadczenia, dzięki którym się rozwijamy(chociaż nie wszyscy uczą się na błędach). Pozdrawiam i do miłego zobaczenia na blogu.
UsuńCiekawie jest porównać twoje wspomnienia ze swoimi. Miałam szczęście chodzić 8 lat do tej samej klasy. Pamietam wszystkich moich kolegów, ale do ósmej klasy wielu się wykruszyło (z I kl. pamietam tylko tych, którzy byli co najmniej do klasy piątej). Zaczynało nas 36 osób, a skonczyło 22. Z podstawówki do tej pory utrzymuję kontakt z moją przyjaciółką. Z liceum też mam jedną przyjaciółkę i kilka dobrych znajomych. Pisz dalej, ciekawie się czyta :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że uznałaś moje pisanie za ciekawe. Ja z podstawówki pamiętam wszystkich ale z wyglądu czy określonych sytuacji. Przy niewielu potrafiłabym połączyć imię(nazwisko) z osobą i to trochę smuci, ale pamięć już taka jest-wybiórcza. Ukłony.
UsuńTo dobrze, że masz takie cenne wspomnienia ze szkoły, wiele osób zabiera ze sobą znacznie cięższy bagaż. Lubię czytać takie wspomnienia, Ty swoim pisaniem wracasz do pierwotnej idei bloga - pamiętnika. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię serdecznie i życzę dobrej nocy. A za moim oknem deszcz pada, pada i wiatr hula. A mnie dobrze i ciepło. :)
dobranoc
bardzo nastrojowy ten Twój komentarz. W Warszawie dzisiaj jakoś ponurawo. mam nadzieję, że pomimo niedoskonałości pogody urlop się udał i powróciłaś do M pełna sił, optymizmu i dobrego humoru. Tego właśnie życzę na dni i noce. Uściski.
UsuńTakie wspomnienia to jest wartościowa sprawa, ponadto jest to też jakiś przyczynek do komentowania, wspominania własnych przeżyć ze szkoły itp.
OdpowiedzUsuńWidziałem parę wpisów wstecz, że planujesz spotkanie blogerów ze stolicy. Jak dla mnie idea jest całkiem słuszna, choć na razie (tak do października) mam nieco spraw do załatwienia w związku z uczelnią i nie tylko. Do tematu zawsze możemy wrócić według mnie.
Wydaje mi się, że na tych studiach (o ile dojdą do skutku) będę miał dość sporo nowych rzeczy do nauki. Dlatego pomyślałem sobie, że chyba będę też chodził na takie początkowe zajęcia na których zostaną przypomniane podstawy prawa cywilnego, karnego, konstytucyjnego itp. Bo późniejsze wykłady dotyczące legislacji będą się bardzo mocno z tym wiązały. A tak będę miał powtórkę i przygotowaną bazę pod nowe wiadomości.
Przez te trzy tygodnie przeczytałem cztery książki, popisałem nieco wierszy, nadrobiłem też jeden serial, poza tym sporo czasu starałem się spędzać poza pokojem, na przykład na plaży.
Pozdrawiam!
Piotrze, myślałam, że urlop polega na wyluzowaniu się, a nie na rozmyślaniu o studiach i dodatkowych zajęciach. Co do idei spotkania z blogerami z Warszawy, to bardzo chciałabym ją zrealizować ale obawiam się, że mnie samej to się może nie udać, chociaż jestem bardzo ciekawa jak wyglądacie. Trzymam kciuki za pozytywne załatwienie wszelkich spraw, które Cię teraz absorbują. Ukłony przyszły prawniku.
UsuńPewnie trudno Ci będzie uwierzyć, ale mam przyjaciółki jeszcze ze szkoły podstawowej z którymi nadal utrzymuję kontakt i spotykam się. Mam też taką którą poznałam w sanatorium gdy byłam w IV klasie i do dzisiaj jest to moja najlepsza przyjaciółka.Nawet jutro się z nią spotkam bo jesteśmy jak te dwie kobiety które kilkanaście lat siedziały w więzieniu w jednej celi a jak je jednocześnie wypuszczono to jeszcze razem stały przed więzieniem i gadały bo nie zdążyły sobie wszystkiego powiedzieć :-))
OdpowiedzUsuńWręcz przeciwnie, sama mam przyjaciółkę z ogólniaka, z którą utrzymuję kontakt. Co prawda tylko telefoniczny, bo ona została w moim ukochanym Wrocławiu. Pozdrawiam.
UsuńPrzyjaciółki - w tamtym czasie to skarb. Ja miałam co najmniej dwie :)
OdpowiedzUsuńŻyczliwi, wierni, oddani i pomocni ludzie(przyjaciółki i przyjaciele) w każdym okresie naszego życia, to bezcenny dar, bo nigdy nie wiadomo kiedy zostaniemy wdeptani w ziemię i potrzebna będzie dłoń, która pomoże nam się podźwignąć. Mam nadzieję, że w chwili obecnej masz także takie osoby. Pozdrawiam.
UsuńMoja pierwsza przyjaciółka z przedszkola zginęła w wypadku..ale do tej pory ją pamiętam,,dziś akurat taki dzień,że mogę upamiętnić szczególnie jej imię KRsysia..Krysia Sienkiewicz,,już potem drugiej takiej nie znalazłam....co my nie wyrabiałyśmy razem:):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To w ludzkiej pamięci jest właśnie najwspanialsze, że dobre chwile czy ludzi zachowujemy na długo, a złe wypieramy, by nie raniły dalej. rozumiem, że zbieżność imienia i nazwiska przyjaciółki ze znaną aktorką jest przypadkowa. Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i jeżeli masz swoje miejsce w sieci, to postaram się je odnaleźć, by złożyć rewizytę. Pozdrawiam.
Usuńhttp://dobregoodnia.blogspot.com/
Usuń:):):):)
tak ,ta zbiezność imienia i nazwiska raczej przypadkowa,,psze raczej bo przecieżnie znam rodziny Krysi..to było tak dawno...
UsuńBloga odnalazłam i wpisałam sobie jego adres na listę odwiedzanych miejsc, więc najprawdopodobniej spotkamy się jeszcze wielokrotnie. Ukłony.
Usuńbedę czekać z angielską herbatą podaną w pięknej angielskiej porcelanie:):)
UsuńZaczęłam właśnie zbierać:)
Nie wiem czy będę umiała wypić taką herbatę w angielskiej porcelanie. Raźniej czułabym się z fajansowym kubkiem w ręku. Do miłego zobaczenia. Pozdrawiam.
UsuńNie ma sprawy kubki też mam:):):)
UsuńDo miłego w tej wielkiej przestrzeni...