piątek, 8 lipca 2016

KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ i to przez dwa dni z rzędu

                                          

   Uwielbiałam serial „Koń, który mówi”, bo odpowiadało mi poczucie humoru  bohaterów w tym tytułowego zwierzęcia. Ten film przypomniał mi się właśnie dzisiaj, bo od rana przeżywam gehennę. Nie mogłam wstać z łóżka, choć obudziłam się przed siódmą. Nogi były tak napięte, że nie chciały oderwać się od podłogi. Przesunęłam się całym ciałem na koniec kanapy, podniosłam na rękach na taką wysokość, by tyłek posadzić na stojącym obok krześle. Będąc w pozycji siedzącej, zabrałam się za pakowanie czasopism ze wzorami serwetek, dla młodej znajomej poznanej niedawno w sieci. Kiedy paczka była zrobiona(teraz czeka aż syn będzie miał ochotę zanieść ją na pocztę), postanowiłam przejść do drugiego pokoju i poczytać blogi. Przyjęłam postawę stojącą, a tu nogi ani nie chcą się podnieść, ani przesunąć o centymetr. Po kwadransie bezskutecznych prób, byłam zmuszona rzucić się na kanapę i balansując ciałem, podążać cielskiem w kierunku wezgłowia.
    Nie wiem czy naprawdę zeszczuplałam. Syn i kobieta z banku tak twierdzą, ale jak przychodzi do przemieszczania się czy to na stojąco czy siedząc, to jakoś tak ciężko.
Kiedy 23 czerwca nie mogłam dowlec się do banku, myślałam, że to z powodu miesięcznego leżenia, bo w tym czasie faktycznie miałam mało ruchu, sił nie wystarczało. Wczoraj ledwo doczłapałam do laptopa,  zwaliłam takie samopoczucie na pogodę. Deszczowo i pochmurnie, stawy rąk i nóg bolą mocniej, a smarowanie „Voltarenem” nie pomaga tak bardzo jak tej pani od hortensji w reklamie. Kilka dni temu, gdy znów nastąpiła blokada w chodzeniu, a ja nie chciałam uruchamiać wózka, bo boję się uzależnić, to znalazłam sposób na „chodzenie”. W jednej ręce trzymam trójnogą kulę(zupełnie nie wiem czemu kupując ją wzięłam tylko jedną), a drugą pcham chodzik. Wygląda to komicznie ale przynosi rezultaty o tyle, że żółwim tempem posuwam się. Sądzę, że wspierając się na kuli przenoszę ciężar ciała na tę stronę i dlatego przeciwległa dolna kończyna jest w stanie się przesunąć.
    Dzisiaj jednak nawet ten sposób chodzenia zawiódł, bo nie udało mi się przejść od stołu w inną część pokoju. Lewa noga tkwiła przy podłodze jakby była przyklejona. W chwili, gdy  klapnęłam na kanapę i usiadłam na środku, wzięłam starą smycz, zakończoną pętlą, wsadziłam tam lewą stopę. Unosząc ją rękoma,  podniosłam nogę 50 razy na wysokość 5 cm od podłogi. To była moja gimnastyka. Na nic więcej niestety mnie nie stać. Kiedy przyszedł syn, by wyprowadzić psy, kazałam sobie zrobić kawę i śniadanie(sama nie dawałam rady dojść do kuchni), wierząc że wzmocniona w ten sposób przejdę do laptopa by poczytać i napisać niniejszy tekst. Za myślenie mi dzisiaj nie płacą, bo zamiast poprosić syna, by pomógł mi przemieścić się do pokoju, to ja pozwoliłam mu wyjść. Pięć minut później klnąc na czym świat stoi okręcałam się wokół własnej osi, by przetoczyć się do przedpokoju. Na wysokości łazienki, weszłam do niej za potrzebą i siedząc na sedesie za pomocą smyczy ćwiczyłam lewą nogę. Pięćdziesiąt zgięć i wyprostów pozwoliło mi przejść od łazienki(2 m) do pokoju syna i usiąść przy laptopie. W czasie marszu, nie tylko w prawej ręce dzierżyłam kulę, ale lewą trzymając się chodzika ściskałam smycz rozciągniętą od stopy do biodra. Jak noga nie chciała się ruszyć, to ją podciągałam za sznurek i w ten sposób pokonywałam dystans.
Nie tylko koń by się uśmiał, widząc jakie cuda uskuteczniam, by się poruszać. Wieczorem poproszę syna żeby zrobił mi zdjęcie.
w prawej ręce kula,w lewej trzymam sznurek  i wspieram ją na uchwycie chodzika.










Następnego dnia godzina 11.30
Tego samego wieczora już nie chciało mi się przenosić zdjęcia do laptopa. Być może kogoś zgorszę, tą fotką ale trudno, obiecałam. W piątek rano podniosłam się z łóżka, opierając się o mały stolik doszłam prawie do drzwi ale dalej już nie mogłam zrobić lewą nogą kroku. Powrót do łóżka był możliwy, dzięki temu, że przysunęłam do miejsca gdzie stałam krzesło, usiadłam na nie i potem suwając je w kierunku kanapy, przeniosłam się.
    Reszta odbyła się tak jak wczoraj. Przyszedł syn, zrobił śniadanie i rozpoczęła się dyskusja typu „co było pierwsze jajo czy kura”. On twierdził, że nie mogę chodzić, bo za dużo używam opaski magnetycznej. Po drugie zanikają mi mięśnie i ja nie zginam nóg w kolanach. Oba stwierdzenia, to bzdura i gdy próbowałam mu to uświadomić, znowu doszło do awantury. By uciąć temat kazałam wystawić wózek, napompować koła i przejechałam do mniejszego pokoju. Gdybym go prosiła żeby mnie przeprowadził, to tyle by ględził, że straciłabym resztkę nerwów i cierpliwości. On zaraz potem poszedł do siebie, bo okazało się, że poświęcenie matce półtorej godziny, to za długo. Teraz muszę dowiedzieć się, gdzie naprawiają chodziki, bo oba hamulce mam zepsute i już parę razy rozciągnięta byłam ponad miarę, gdy „kochaś” mi odjechał za daleko, a ja nie mogłam go przystopować. W poniedziałek jadę do sklepu ze sprzętem rehabilitacyjnym,tam kupowałam chodzik, może i tam będę mogła go naprawić, jeden problem miałabym z głowy.  Muszę, też znaleźć faceta, „złotą rączkę”, bo ja myślałam iż z kręceniem na rotorze nie daję sobie rady, bo ma on za daleko rozstawione pedały. Mój ancymon twierdzi, że to trzpień na którym pedał jest osadzony jest za długi i dlatego ja mogę pchnąć tylko do wyprostu nóg, a nie jestem w stanie zrobić ruchu okrężnego. K.J dzisiaj oświadczył, że hamulcami i rotorem się nie zajmie, bo nie zna się na wszystkim. Dlatego muszę do tych dwóch rzeczy poszukać innych, którym chciałoby się tym zająć. Najzabawniejsza będzie chwila, gdy już te rzeczy będą zrobione, wtedy on zainteresuje się, ile mnie to kosztowało i oczywiście stwierdzi iż przepłaciłam. Dzisiaj na przykład wygłosił tezę, że ja zamiast rotora powinnam mieć stepper, a jak jakiś czas temu, prosiłam żeby się zorientował jakie urządzenie z tych dostępnych do ćwiczeń będzie dla mnie dobre, to twierdził, że żadne.
    Nie ma chyba gorszej rzeczy niż brak odpowiednio dużego grona znajomych, bo wtedy można byłoby szukać ludzi, którzy znaliby się każdy na czym innym. Chyba jednak gorsze jest posiadanie syna teoretyka, który wszystko wie najlepiej, ale jak przychodzi do konkretów, to mówi "nie mogę znać się na wszystkim".  Znać się nie musi ale zainteresować się tym, kto może się znać, to chyba by mógł? Czy wymagam za dużo?
    Poza tym może w punkcie naprawy rowerów, facet będzie umiał wymienić pedały w rotorze na takie z krótszym trzpieniem. Kończę wpis i wracam do Google, poszukać, gdzie blisko nas jest naprawa rowerów. Miłego weekendu.

14 komentarzy:

  1. Pomimo problemów z przemieszczaniem się, życzę również miłego wekendu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Twój weekend również mija sympatycznie. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Masz problem faktycznie.Pomimo wszystko życzę miłego wekendu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie od samego początku było wiadomo, że wraz z wiekiem i zmianami zwyrodnieniowymi, taki moment nastąpi, że będzie coraz trudniej, ale nie sądziłam, że już teraz. Myślałam , że mam przed sobą jakieś 10 lat. Za naszej młodości mówiło się w przypadku problemów "szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń". Będę musiała sparafrazować owo zdanie i mówić "kulę w dłoń i niedołężność goń...". Ukłony

      Usuń
  3. Problemy masz wielkie jak Kilimandżaro i podziwiam Cie, że potrafisz jeszcze z humorem o nich pisać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Jotko, toć ja na najmniejszy pagórek wejść nie mogę, ba nawet do własnego brodzika, a Ty mi tu i Afrykę i wieczne śniegi przywołujesz. Ani upałów nie znoszę, ani śniegu, a problemy to są takie tylko jak tatry, Sudety albo Karkonosze(w żadnych z tych gór nie byłam, ale myślę, że z polskimi to dałabym sobie radę). Oglądałam zdjęcia z urlopu, trochę zazdroszczę tych wód i krajobrazów. Udanego dalszego urlopu. Uściski.

      Usuń
  4. Iwonko, czy Twoim nogom żaden lekarz nie może pomóc? I czemu tak się wzbraniasz przed wózkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze droga moja, że się odezwałaś, bo już maila chciałam słać, czemu to moich nóżek nie podziwiasz. Jeżeli mówiąc o pomocy, masz na myśli te zaczerwienienia od stopy do kolana, to chyba nie ma lekarza, który wiedziałby dlaczego te nogi wyglądają tak źle. Państwowi i prywatni: naczyniowcy i dermatolodzy, ci konwencjonalni i zielarze, orzekli, iż jest to zapalenie tkanki podskórnej. Zaaplikowali maści, które pomagają jak umarłemu kadzidło. Jeżeli natomiast masz na myśli to, że drastycznie szybko spada mi sprawność ruchowa, to lekarze mają na to jedną receptę-rehabilitacja. Tyle tylko żeby ją dostać, to trzeba swoje odczekać, wiem po sąsiadce, która do niedawna zdrowa była, a teraz wysiadły jej kolana. Po drugie trzeba mieć siłę, by na te ćwiczenia dojeżdżać. Gdy byłam w szpitalu w 2013 próbowałam umówić się na prywatne wizyty z pracującym tam rehabilitantem ale mnie olał. widocznie uznał, że rencistki nie stać na 70 zł za 45 minut gimnastyki. Wzbraniam się przed wózkiem, bo łatwo się przyzwyczaić do poruszania się przy jego użyciu, tylko wtedy mięśnie, ścięgna(podkurczone ale jednak)nie będą zmuszane do wysiłku, a osłabienie i zanik ich, idą lawinowo. Sama nie jestem w stanie zrobić przysiadów, wymachów, podnoszenia nóg na określoną wysokość. Dogadałam się jednak z moim synem, który uważał, że ja sama muszę, że będzie mi pomagał podnosić nogi do góry, odwodzić w bok i zginać. Od dwóch dni to robimy: rano jedna noga, wieczorem druga. Liczę, że po miesiącu osiągniemy przynajmniej tyle, że chodzenie będzie łatwiejsze. Poza tym nie mogę iść przy wózku, tak jak przy chodziku, bo wtedy jego przód się wznosi ale w nocy odkryłam, że stojąc przodem do siedziska i kładąc ręce na oparciach dla rąk tylko w sposób odwrotny niż gdybym siedziała, mogę go pchać przed sobą i się poruszać tak jak przy "kochasiu". Z tą różnicą, że jak noga nie będzie chciała się ruszyć, to blokuję koła hamulcem, odwracam się tyłem, siadam na wózek i resztę dystansu pokonuję jadąc. Nie damy się tak łatwo. Jest ciężko, momentami strach zagląda w oczy,że to już koniec, ale wtedy wypinam "cztery litery" i ruszam do boju, choćby nawet na czworaka. Buziaki.

      Usuń
    2. No wszystko rozumiem :( A może, skoro zaoszczędzasz trochę pieniędzy, bo w przeciwieństwie do mnie zmądrzałaś (mówię o papierochach z nowszego postu) choć raz w tygodniu zorganizowałabyś sobie profesjonalną, prywatną rehabilitację w domu?

      Usuń
    3. Problem z prywatną, profesjonalną rehabilitacją nie leży w środkach finansowych, bo te miałam jeszcze przed rzuceniem palenia. Chodzi o to, że nie udało mi się trafić na rehabilitanta/kę, który zechciałby przyjeżdżać. Poza tym moje ćwiczenia nie są aż tak skomplikowane. Dwadzieścia lat pobytów w sanatoriach, nauczyło mnie jakie ćwiczenia powinnam wykonywać, żeby zachować sprawność. Tyle tylko, że we wcześniejszych latach uważałam iż chodząc na zakupy, sprzątając, mam tyle ruchu i gimnastyki rąk i nóg, że dodatkowe ćwiczenia są mi nie potrzebne. Później(mniej więcej od 6 lat), gdy zaczęły się problemy z podudziami i do bólu odczuwanego wewnątrz doszły zmiany skórne(bolesne) na zewnątrz, to sama nie ćwiczyłam, a syn nie kwapił się z pomocą, bo nie rozumiał iż sama nie jestem w stanie. Teraz zdaje się, że coś do niego dociera i gdy nie jest skacowany lub w inny sposób niedysponowany, to pomaga mi podnosić, zginać, odwodzić i kręcić jakbym jeździła na rowerku. Przysiadów tylko za mnie nie zrobi, a z tymi mam najtrudniej. Bardziej od profesjonalnego rehabilitanta potrzeba mi samodyscypliny, regularności i chęci. Jak widzisz z tym "zmądrzeniem", to nie do końca jest prawda. Ukłony.

      Usuń
    4. "Zmądrzenie" miało dotyczyć oczywiście fajek. Ale... ty to doskonale wiesz ;-)))
      A o tym rehabilitancie to myslałam, po części, właśnie z powodu trudności z mobilizowaniem się do ćwiczeń. Ty masz poważne problemy, ale w pewnym wieku, nawet dla zdrowych systematyczne ćwiczenia są niezbędne. Jak widzisz, jestem świetna w teorii. W praktyce zapał mi siada w 2-3 dniu. Za to zestawów ćwiczeń dla 50+ mam w zkładkach od groma!! ;-))))

      Usuń
    5. Ja w piątek kupiłam sobie "Artresan", na odwrocie ulotki podanych jest 6 ćwiczeń dla osób z problemami stawowymi. Pięć z nich od dawna wykonuję. Nie dla mnie jest zgięcie nogi w pozycji brzusznej. Mój syn pomagał mi ćwiczyć dwa dni, przez dwa następne chodził jak z krzyża zdjęty, bo najpierw bolał go ząb, przez który nie jadł i nie spał, a teraz jest najzwyczajniej tym stanem zmęczony. Na mnie deszczowa pogoda też nie wpływa dobrze, bo prawa kończyna nie chce się wyprostować i postawić na ziemi. Jednak nie dam się, bo co ja tam w tym lepszym świecie, robiłabym bez Ciebie i innych, którzy tak dzielnie mnie dopingują w tych ćwiczeniach. Z zawartości zakładek korzystaj, to zrobimy zawody jak się spotkamy, w jakiej kategorii jeszcze nie wiem, ale kondycja jest potrzebna do wszystkiego. Uśmiechów miliony ślę.

      Usuń
  5. Blisko mnie jest świetny serwis rowerów, ale nie wiem gdzie mieszkasz, więc nie polecę. Ja w Warszawie we wschodniej części. Jakby co napisz maila, co do sprzętu lepiej się w niego wyposażyć w takiej sytuacji, bo nie ma chyba nic gorszego niż taka niemoc. Współczuję Ci tych problemów z poruszaniem. Dawno nie byłam u wielu znajomych, w tym u Ciebie, stąd nie wiem, co się stało, że teraz masz problemy z chodzeniem.
    W każdym razie życzę Ci skuteczniejszej pomocy, może tu na blogu ktoś coś doradzi i jak najszybszego powrotu do zdrowia!
    Pozdrowienia serdeczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Iw-nowa nie dziwię się, że nie masz czasu na czytanie blogów, kiedy tyle pracy- nie tylko sprzątania. Jako osoba z Dziecięcym Porażeniem nigdy nie chodziłam sprawnie, ale obecne kłopoty są wynikiem osteoporozy i wszelkich innych zwyrodnień. Czterdzieści lat mieszkam w Warszawie ale bij zabij nie mam pojęcia, które dzielnice zaliczają się do wschodniej części. Ja jestem z Żoliborza. Żeby wymienić linki i hamulce w moim "kochasiu" nie potrzeba jakiegoś wybitnego fachowca, bo jeżeli da się to zrobić, to powinien umieć z tym sobie poradzić przeciętny chłop, wiedzący, do czego służy śrubokręt czy obcęgi. Do nich zalicza się mój syn, ale jemu się nie chce, stąd konieczność szukania fachowca. Taka niemoc jest uciążliwa ale bywają gorsze rzeczy np. ślepota(dla nikogo nie miałam takiego szacunku i podziwu jak dla ludzi ociemniałych). Widzę, słyszę, myślę, a więc żyję i chociaż chodzić też by się chciało, to jednak gdy przyjdzie jeździć, będę dziękować Bogu, że mogę w ten sposób przedłużyć swój żywot. Życząc Tobie 100 lat w zdrowiu, abyś mogła w sposób właściwy nacieszyć się swoim nowym domem i oczywiście M, przesyłam ukłony tam, gdzie obecnie się znajdujesz.

      Usuń