niedziela, 10 lipca 2016

NAŁÓG


   Historia jest tragiczna, chociaż rozpoczęła się niewinnie 41 lat temu. Po pierwszym roku studiów (tak mi się wydaje, że to właśnie było wtedy) wyjechałam do sanatorium do Ośrodka Rehabilitacyjnego w Lądku Zdroju. Poznałam tam dwie Górnoślązaczki: Olę i Celinę. Olka była na etapie popalania papierosów. Dla mnie temat nie był nowy, bo wszyscy członkowie mojej rodziny byli palaczami. Ja do opisywanego momentu wzbraniałam się dzielnie. Kiedy jednak Olka wyciągnęła paczkę „Feminy” i powiedziała, „one są bardzo słabe, spróbuj”, no to nie chciałam wyjść na cykora.

To jest właśnie miejsce, w którym rozpoczęłam swoją  nikotynową edukację. W tej chwili nosi nazwę Dom Weterana.
od takiej paczki się zaczęło

O ile pamiętam stateczna, zrównoważona i zawsze rozsądna Celinka, nie brała udziału w tym niecnym procederze. Pod jednym względem moja koleżanka miała rację, papierosy były słabiutkie, bo pusty filtr zgniatałam zębami, a część wypełniona tytoniem wydawała mi się nad wyraz krótka i po kilku pierwszych „szlugach” nie czułam się napalona ani tym bardziej uzależniona. Tkwiło we mnie głębokie przekonanie, że panuję nad nową „umiejętnością” i w każdej chwili mogę to zakończyć.
   Z natury jestem człowiekiem otwartym i szczerym. Nigdy nie lubiłam tajemnic, sekretów, działania w ukryciu.Wiedziałam, że rodzice nie będą zachwyceni tym, że palę papierosy, ale po powrocie do domu nie chciałam oszukiwać, kryć się i kombinować. Chociaż listy z sanatorium pisywałam rzadko, bo to tylko miesiąc rozłąki, to jednak wtedy poszedł w świat tekst zatytułowany „Kochani rodzice, zaczęłam palić papierosy”, a dalej było to co już wiecie z dwóch wcześniejszych zdań.Jak wspomniałam papierosami „Femina” nie byłam zachwycona i powiedziałam sobie, że jeżeli mam już palić, to takie, by je „czuć”. W moje życie wkroczyły „Zefiry”. Lubię zapach i smak mięty, więc przez jakiś czas były to „moje” papierosy. Po rozpoczęciu roku zaczęłam jednak eksperymentować z innymi markami. Od rodziców dostawałam 100zl(czerwonego Waryńskiego) kieszonkowego w miesiącu i nie obchodziło ich, jak ja to wydaję. Biorąc pod uwagę, że pierwszą rzeczą było kupienie bloczka(100 sztuk) biletów ulgowych, to te 50(zielony Świerczewski) na niewiele wystarczało.  Mentol wysuszał mocno gardło, na scenę wkroczyły „Carmeny”. Długie, białe i mocno aromatyzowane, nie zagrzały miejsca w mojej torebce. Po nich było „Caro”, przez krótki czas „Klubowe”, które stale palił mój ojciec. Z chwilą gdy siostra wyszła za mąż zapanowała w rodzinie moda na „Ekstra mocne”, bo takie palił jej mąż. Wszyscy poza ojcem przerzuciliśmy się na „schabowe”. Były warte swej nazwy. Najgorzej z tym nałogiem było w czasie, gdy tytoń był na kartki. Nie wystarczało przydziału na osobę, dla naszej rodziny. Ja raz w kantynie jednostki kupiłam karton „Wiarusów”, bo były w wolnej sprzedaży ale nie dla siebie tylko dla swojej lekarki, ginekologa. Ponieważ przyjęła mnie na wizycie prywatnie u siebie w domu i nie chciała za to pieniędzy, to "Wiarusy" dałam w podziękowaniu.
   Przez te 40 lat ceny papierosów ulegały zmianom. Kiedy te, które aktualnie paliłam drożały, to poszukiwało się tańszych lub w takiej samej cenie ale „lepszych” smakowo. Dlatego też przez ostatnie kilka lat „małpując” matkę paliłam „Goldeny”, a ostatni rok „Winstony”.
   Nadszedł czerwiec 2016 roku, kaszel, ból głowy, złe samopoczucie i przeświadczenie, że to wszystko z powodu zbyt dużej ilości wypalonych papierosów. Pali się więcej, bo człowiek się oszukuje, że papieros uspakaja, gdy stres dobija, bo nic nie układa się tak jak by się chciało. Choroba jednak wzięła górę i nie ciągnęło do papierosa dzień, potem drugi i następne. Po pięciu dniach nie palenia, gdy zaczęłam brać antybiotyk, czułam się wprost rewelacyjnie: z rana nic nie dusiło w piersiach, nie było kaszlu i flegmy. Tylko poczucie lekkości, jakby nagle ubyło lat. Powiedziałam sobie wytrzymałaś 5 dni, wytrzymasz tydzień, a potem były trzy następne. Nie palę od miesiąca. Jak długo wytrzymam? Nie mam pojęcia. W 2012 i 2013 roku, gdy leżałam najpierw tydzień, a potem dwa w szpitalu, to też nie paliłam, bo nie chciało mi się z nogami jak balon drałować na dwór by się zaciągnąć. Jednak pierwszą rzeczą jaką robiłam po opuszczeniu szpitala było zapalenie papierosa i powrót do nałogu. Kiedy różni ludzie namawiali mnie, żebym rzuciła palenie, bo mam skrócony oddech, bo zaburzenia krążenia, to śmiałam się, że każdy musi na coś umrzeć, a u mnie przynajmniej „gruźlicy nie stwierdzą z braku płuc”. Po trzech tygodniach od rzucenia palenia, wzięłam kalkulator do ręki i zrobiłam proste działania matematyczne 41 lat x 365 dni x paczka papierosów dziennie równa się 14965 dni x 10 zł za paczkę(średnia cena) to daje 149 650 zł. Całkiem niezłą sumkę puściłam z dymem, a jeżeli uwzględnić, że cena niektórych papierosów przekraczała 10 zł, a niekiedy paliło się więcej niż paczkę, to gdyby zaokrąglić tę kwotę do 200 000, to być może nie popełniłoby się wielkiego błędu.
Nie namawiam palaczy żeby rzucili palenie, tym bardziej że alkoholik niepijący nawet wiele lat, nadal jest alkoholikiem, bo w każdej chwili może sięgnąć po kieliszek. Tak jest z każdym innym nałogowcem: palaczem, hazardzistą, seksoholikiem.
   Kiedy tydzień nie paliłam, to mój syn powiedział: po takim czasie, głupio byłoby wrócić ale ja Cię czymś zdenerwuję i Ty sięgniesz z powrotem po fajki. W ciągu tego miesiąca denerwował mnie wielokrotnie, tak jak niezliczoną ilość razy łapałam się na tym, że chce mi się zapalić. Przypominałam sobie wtedy te wieczory(bo wtedy najczęściej to nachodzi) kiedy zlewałam się potem, czułam niewytłumaczalny lęk i nerwowość. Bałam się, że antybiotyk nie działa, a mnie dopadła sepsa. A to była reakcja organizmu na odstawienie nikotyny. Podobno jak się wytrzyma te objawy przez miesiąc, to w miarę upływu czasu będzie lepiej. Póki co nie jest. Do niedawna w każdym pokoju leżał jeden papieros ale syn je wypalił „żeby ciebie nie kusiło” mówił, gdy po nie sięgał. Przez te 30 dni teoretycznie zaoszczędziłam 400 zł, bo nie wydałam ich w czerwcu na papierosy. Kupiłam sobie w tej kwocie drukarkę ze skanerem 180 zł, pompkę do kół i maszynkę do strzyżenia włosów. Ponieważ jednak w czerwcu ogólnie na utrzymanie wydałam znacznie więcej pieniędzy,  więc tej „papierosowej oszczędności” nie widać. Mam jednak nadzieję, że w swoim postanowieniu nie wracania do palenia wytrzymam pozostałe miesiące(jeżeli nie życia, to przynajmniej tego roku) i wtedy zacznie być ona odczuwalna nie tylko na zdrowiu ale i w kieszeni. Jedyna rzecz nad jaką nie potrafię jeszcze zapanować, to jedzenie kanapek, zup, kotletów co dwie godziny, a pomiędzy nimi zagryzanie paluszkami, krakersami, cukierkami lub żucie gumy., gdy nachodzi chęć zapalenia.  A przecież nadmierne kilogramy są dla mnie równie niewskazane jak palenie. Wczoraj syn był w aptece po suplement diety na chrząstkę stawową, maść na zmienioną skórę podudzi, a o „Apetiblocku” zapomniałam.
   NIKOGO DO NICZEGO NIE NAMAWIAM, opisałam tylko to co się wydarzyło w czasie tego "chorowitego" miesiąca.

17 komentarzy:

  1. Akurat ten nałóg jest mi obcy :-). Jasne, że próbowałam, w Liceum Plastycznym, w kibelku szkolnym, namawiana przez koleżanki.... Ale mi nie smakowało, więc nie sięgałam więcej. I tak jest do dziś :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam konsekwencję i wytrwałość. Ja niestety takimi cechami w stosownym czasie się nie wykazałam.Choć mogłam zaprzestać palenia dużo wcześniej , to jednak takie doświadczenie też jest w życiu potrzebne.Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ach, to nawet nie tyle wytrwałość, co .... chęć bycia orginalną. Od dziecka byłam trochę "inna", a w liceum szybko zauważyłam, że mam respekt u chłopków, bo nie reaguję, jak moje koleżanki, na kiwnięcie palcem..... :-)

      Usuń
    3. Nawet nie wiesz jak bardzo podoba mi się ta Twoja inność. Wygooglowała sobie Twoje nazwisko i obejrzałam kilka cukrowych witraży. Delikatna kreska, pastelowe kolory, wszystko leciutkie jak mgiełka. Zamawiam sobie mały obrazeczek, co prawda u nas są złotówki a nie euro jak w Holandii ale w banku można wymienić, więc przelew też chyba można zrobić w ten sposób(nie bardzo wiem, bo dopiero od niedawna robię opłaty bezgotówkowo) ale jako dwie kulturalne osoby z pewnością dogadałybyśmy się. Z tego co wiem, ten brak reakcji na dominację mężczyzn pozostał Ci do dzisiaj.Lubisz być wolną kobietą. Powodzenia.

      Usuń
  2. Na szczęście ten nałóg został mi oszczędzony, może dlatego, że zawsze lubiłam iść pod prąd, więc gdy wszyscy palili lub próbowali- ja odmawiałam, zresztą u mnie w domu kurzyli wszyscy jak kominy , a mnie to odstręczało...
    Rzucanie nałogu jest trudne, mój brat próbował 3 razy, teraz pali e-papierosy...
    Moja mam paliła ponad 40 lat dużo, zmarła na raka płuc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobraź sobie, że do matury przyjmowałam taką postawę jak Ty, zarzekałam się, że ja nigdy.I naprawdę nie umiem powiedzieć szczerze, co sprawiło, że po miesiącu czy dwóch, poglądy mi się zmieniły o 180 stopni. Chyba jestem słaba charakterologicznie i inni łatwo mogą na mnie wpływać. Podobno e-papierosy są w efekcie gorsze od normalnych, tak twierdzi mój syn, który też w ten sposób próbował się odzwyczaić. Są tacy, którzy uważają, że trzeba to zrobić to nagle, inni twierdzą iż ograniczając codziennie ilość wypalanych papierosów. Ja męczę się strasznie poi takim natychmiastowym odstawieniu ale wiem też, że powolne w moim przypadku nie zdało egzaminu. Ja paliłam tyle co Twoja mama, pytanie tylko co uznamy za "dużo", może jednak nie podzielę Jej losu. Do miłego...

      Usuń
  3. Ja jestem obrzydliwym palaczem. Piszę obrzydliwym, bo mam poczucie winy, że nadal palę i ... palę. Każdego wieczoru przyrzekam sobie, że od jutra zacznę z tym walczyć i mi się przypomina, tak średnio, w połowie paczki. I macham ręką, by wieczorem znów sobie przyrzekać. Efekt taki, że nadal palę oraz wpędzam się w poczucie winy. Debilizm do n-tej potęgi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Zante- 25 maja siedziałam z sąsiadką, piłam "Żubrówkę" imieninową i paliłam papierosa za papierosem, bo wiadomo, że przy alkoholu więcej tego "schodzi". Gdyby w tamtym momencie ktoś mi powiedział, że dwa tygodnie później zapalę ostatnią fajkę, to popukałabym się w czoło i twierdziła, że ten ktoś gada głupoty. Musisz wybrać-albo palisz i nie wpędzasz się w poczucie winy, albo rzucasz i wtedy nie ma powodu do takich odczuć. Palenie przez cały dzień i wieczorne wpędzanie się w poczucie winy, nie ma sensu, bo odbierasz sobie całą radość i przyjemność jaką odczuwasz przy paleniu. Lubię Cię więcej niż bym chciała bez względu na to czy jesteś palaczem czy też nim przestaniesz być. A potęgę zostaw na wzmocnienie innych swoich działań. Zdrówka.

      Usuń
    2. No co ja Ci mam powiedzieć... Przecież nie będę się sprzeczać, bo masz rację. Z czerpaniem bezwarunkowej przyjemności mam kłopot w wielu dziedzinach życia. Ale jak wiesz, pracuję nad tym. I choć to dużo trudniejsze niż w teorii, to się nie poddaję. Pewnie dlatego, że odczuwam sporo zmian.
      Ja też Cię bardzo lubię (nie lubię tylko jak całymi miesiącami nie odpisujesz na maile ;-))) i sprawia mi radość, że to uczucie wzajemne. Buziole

      Usuń
    3. Jesteś niesprawiedliwa, bo ostatnio się poprawiłam jeżeli chodzi o maile(zeszłam do paru tygodni).Jeżeli są to zmiany na lepsze, a wierzę że tak, to jeszcze mocniej zaciskam kciuki, by Ci się powiodło, na każdej płaszczyźnie działalności. Pamiętaj, że najmłodsze pokolenie w rodzinie Cie potrzebuje, a przecież syn też nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, co do przedłużenia nazwiska rodowego.

      Usuń
  4. Ja pale, jestem chora na POCHp ,palę dalej pomimo wsystkich przeciwskazań.Staram się ograniczać ale sama wiesz jak to jest.
    Nie marzę o rzuceniu bo sobie siebie nie wyobrazam bez papierosów.Poza tym małpując Marię Czubaszek przysięgłam jednego Sylwestra ,że nigdy nie rucę palenia. Tej przysięgi dotrzymałam:))
    Tobie jednak życzę wytrwania w zwalczaniu tego okropnego nałogu. No, sama wiem ,że okropny,śmierdzący,kosztowny i zdrowotnie rujnujący.Acha - pij dużo wody,i wodę z cytryną..Woda wyplukuje nikotynę z organizmu,cytryna ,wiadomo wit, C ,podobno rozbija związki nikotyny....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, bardzo się cieszę, że nie ja jedna uważam palenie za paskudny nałóg i ... palę dalej.

      Usuń
    2. Reniu oczywiście, że wiem jak to jest, bo moje nogi nie byłby w takim złym stanie, gdybym nie paliła, nie byłoby kłopotów z krążeniem. Oczywiście powinnam jeszcze skończyć ze słodyczami, bo może te krążeniowe sprawy mają związek z cukrzycą, która jest chorobą rodzinną, bo cała żeńska część ją miała. Nie ma jednak gwarancji, że jak zaczniemy nagle żyć zdrowo, to przedłużymy sobie życie. Każdy ma prawo do chwili słabości i przyjemności. Niektórzy zalecają jedzenie surowej marchewki, ja nie dałabym rady, bo nie mam czym gryźć. Piję jednak soki marchwiowo-jabłkowo-brzoskwiniowe, które ponoć zawierają witaminę C i oczywiście 2 litry wody obowiązkowo, nie tylko ze względu na nałóg. Ukłony.

      Usuń
  5. Na szczeście ten nałóg mnie nie dotyczy, ale pali mój mąż, podobno "od zawsze", twierdzi, że rozpoczął w podstawówce. Najgorsze są długie loty... jest okrutnie podenerwowany, mimo innych sposobów dostarczania nikotyny do organizmu.
    Podziwiam za rzucenie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu każdy palacz ma jakąś wymówkę, jeden pali od "zawsze", drugi bo miał ciężkie dzieciństwo, a jeszcze inny od tak jak ja od dziwnego przypadku, przez "leczenie stresów i nerwów", aż po dzień kiedy to mój organizm powiedział dość. Nigdy nie byłam w pełni zadowolona ze swojego ciała, ale tym razem jestem wdzięczna, że się zbuntowało. Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. :) dopiero dziś przeczytałam post - jak widzisz wszyscy palacze mają te same wymówki. Ale na całkowite odtrucie trzeba wielu lat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pocieszenie, bo już myślałam, że coś ze mną nie tak. Niby lepiej się czuję, bo nie kaszlę, nie sapię po każdym kroku i oddycham swobodniej, głębiej, a jak przychodzi co do czego, to słaba jestem jak przysłowiowa "mucha w smole" i ruszać mi się nie chce.

      Usuń