Są ludzie, którym w życiu
się wszystko układa zgodnie z oczekiwaniami. Nazywamy ich
szczęściarzami lub „w czepku urodzonymi”. Można też
powiedzieć, że do nich odnosi się przysłowie „bogatemu, to i
byk się ocieli”. Bywają też tacy, którzy nie będąc
przesadnie przesądnymi, mają pecha. Tym bliskie jest przysłowie
„biednemu zawsze wiatr w oczy”. Do tej grupy ludzi należę ja i
mój syn.
Bywałam gdzieś albo za
wcześnie albo za późno. Po wielu latach szukania pracy, gdy
ją wreszcie znalazłam, to postanowiłam wykupić na własność
swoje mieszkanie. W dniu powrotu od notariusza, zjawił się kurier z
pismem, że pracę straciłam. Cały finansowy ciężar wykupu
musiała wziąć na siebie moja matka. Ostatnią ratę płaciłam już
po jej śmierci.
W młodości gdy zależało mi żeby wyglądać
wyjątkowo, bo miałam randkę, to w drodze na spotkanie zaliczałam
upadek, kąpiel w kałuży, poplamienie lub rozdarcie odzieży. Kiedy
zdarzało mi się upaść na ulicy, to dziwnym trafem pierwszym do
pomocy okazywał się podchmielony mężczyzna, dzięki czemu i mnie
ludzie brali za pijaną, a nie ułomną. Chociaż z drugiej strony
pijany facet nie ubliżył mi nigdy , natomiast trzeźwi wielokrotnie
byli grubiańscy. Na stare lata mam pecha coraz rzadziej. Może
dlatego, że mało wychodzę, a może przeszłam do grupy ludzi,
którzy mają tyle samo pechowych co i szczęśliwych zdarzeń.
Mój syn nie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. W szkole podstawowej i w liceum uprawiał szermierkę. Nie mam jednak jego
zdjęcia w pełnym rynsztunku ponieważ w dniu, gdy robiono im
zdjęcie on był na zwolnieniu lekarskim i jako jedyny występuje na
nim w normalnym ubraniu. W ostatnich tygodniach pech dał o sobie
znać dwukrotnie. Najpierw rozbił telefon, który kupił sobie
zaledwie miesiąc wcześniej. Była o niego awantura i „ciche dni”,
bo gdy go spytałam jaki chciałby mieć telefon komórkowy, bo
może kupiłabym mu pod choinkę, odparł że nie tak drogi jak 4
poprzednie, gdyż nie ma do nich szczęścia. Taki do 500 zł odparł.
Dałam mu te pieniądze, a on wtedy( po kilku dniach namysłu i
szukania w internecie), powiedział że za taką kwotę, to takiego
który „mógłby wszystko” nie kupi. Dołożył
sobie z własnej pensji.
Dwa dni po historii z telefonem,
wrócił z pracy zły jak osa. Okazało się, że jego
pragnienie, by z zakładem pracy związać swoją przyszłość się
nie spełni, bo po 4 latach pracy dostał wypowiedzenie.
Czy znajdzie pracę w Warszawie lub gdziekolwiek, czas pokaże.
Niestety nie ma też szczęścia
do urządzeń elektrycznych, szczególnie telewizorów.
Od chwili wyprowadzki z domu, zepsuły mu się 4 odbiorniki. Szóstego
stycznia kupił kolejny, a ja ciekawa jestem jak długo ten będzie
sprawny.
Tradycją stało się to, że zęby
zaczynają go boleć w weekend, kiedy nastawia się na odpoczynek
albo w wigilię. Temu ostatniemu sam jest sobie winien, bo
stomatologa omija szerokim łukiem. Też miałam problemy
dentystyczne, bo wolałam wyrywać niż leczyć i dlatego teraz
jestem bezzębna ale jak boli i gęba puchnie, to należałoby zacząć
coś z tym robić. A on woli cierpieć i łykać przeciwbólowe.
W tym roku na Boże Narodzenie zęby nie bolały ale od 10 stycznia
narzeka na ból stopy. Jednak kiedy mówię:” do
chirurga, a nie do mnie, te żale”, to słyszę zawsze to samo
-boję się. Na upór podobnie jak na głupotę lekarstwa
niestety jeszcze nie ma.
Powiadają, że los się odmienia
co 7 lat(takie przekonanie miał Paweł, ojciec mojego syna). W
naszym jednak przypadku częściej jest 7 lat chudych, a rok tłusty
niż odwrotnie.
Dziś jest 13 stycznia, ja
zwyczajowo nie wychodzę z domu, żeby nie kusić losu. Nie oznacza
to jednak, że pech nas nie dosięgnie. A może zamieszczenie tej notki właśnie 13, choć to nie piątek, wpłynie na pomyślność. Przesądnym w różnym stopniu, polecam bloga Wiedźmy, gdzie znajdziecie wiele ciekawych informacji także na temat odwracania pecha - http://zapiskiwiedźmy.pl
Mój tata mawiał nieco inaczej (choć sens dokładnie taki sam): bogatemu to nawet byk się doi.;-)))
OdpowiedzUsuńJak byłam nastolatką, to się wkręciłam w odczarowywanie pecha. Jak się czegoś bałam to mówiłam głośno, że to "coś" się nie stanie. ;-)))) Wtedy działało. Chyba muszę do tego wrócić;-)))
Ty także "powiedziałaś" głośno, na blogu. Może i u Ciebie zadziała ;-)))))
Witaj Zante- nie mam pojęcia czy mówienie czegoś głośno sprawia, że złe się nie dzieje. Może dlatego, że ja zawsze głośno mówię, często nie zdając sobie z tego sprawy. Przy okazji dziękuję za pochwałę mojej poprzedniej notki. Twojej oceny nie skomentowałam, bo mnie zatkało z wrażenia.Pech czy nie, to cieszę się, że mam szczęście znać takich ludzi jak Ty, którzy zawsze znajdą dobre słowo na pocieszenie. Nadchodzą ponoć znów mrozy, dlatego trzymaj się ciepło i nie szalej za bardzo w Dzień Babci. Pozdrawiam.
UsuńO, ja Cię przepraszam! Dzień Babci to pierwsze MOJE święto, które będę celebrować jak szalona ;-)))))))) Urodzin, imienin, dnia kobiet, walentynek i czego tam jeszcze nie lubię i chętnie bym całkiem przeszła nad nimi do porządku dziennego. Ale Dzień Babci jest super!!! ;-))))
UsuńZgadzam się , że Dzień Babci jest super i nawet gdybyś go nie celebrowała po raz pierwszy, to i tak zawsze będzie najpiękniejszym świętem. Ja niestety chyba nigdy nie będę mogła świętować z tej okazji, bo mój syn twierdzi, że nie ma warunków ani mieszkaniowych ani finansowych, by powoływać dziecko na świat. Jego partnerka zdaje się podzielać tę opinię, więc marne mam szanse na zostanie babcią. Z okazji zbliżającego się święta składam życzenia całej Twojej rodzinie:dumnym rodzicom, ich pociesze no i oczywiście Dziadkom. Żyjcie sto lat, by doczekać się prawnuków.
UsuńMój dobry znajomy uparł się, każdy 27 dzień miesiąca jest dla niego pechowy, dlatego brał urlop i nigdzie z domu nie wychodził. Na niewiele się to zdało, bo w domu też go spotykały różne „nieszczęścia” o czym w zabawny sposób potrafił opowiadać przez kilka dni ;)
OdpowiedzUsuńKolejny raz sprawdza się mądrość przysłów:"co komu pisane, to go nie minie."
UsuńWspółczuję, faktycznie za dużo tych niefortunnych "przypadków" Was spotyka.
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę i uśmiech- na szczęście:)
Uśmiech i życzenia szczęścia mile widziane, dziękuję.
OdpowiedzUsuń