sobota, 2 stycznia 2016

PÓŁ NA PÓŁ(jedno cielę, jeden wół)

                                                       
   No i jest ten nowy rok. Zgodnie z tytułem, dla mnie zaczął się trochę dobrze, trochę źle. W Sylwestra dzieciaki chciały przyjść przed północą wypić szampana. Wykręciłam się, że idę wcześnie spać. Położyłam się faktycznie około 20 ale ponieważ sen nie nadchodził, to oglądałam przez dwie godziny „Sylwestrową moc przebojów”. Nie wiedzieć czemu nie lubię takich masówek. Wolę pół godziny „Jaka to melodia” niż takie zbiegowiska. Zawsze zastanawiam się jak znoszą to ludzie, którzy mieszkają w pobliżu miejsca organizacji czegoś takiego jak sylwester na rynku we Wrocławiu, Katowicach czy gdzie tam komu przyjdzie ochota.
   Po wysłuchaniu piosenek „Bonny M”(bardzo lubię ten zespół, chociaż nie przepadam za polskim wydaniem disco polo), najadłam się bigosu. Zadowolona z pełnego brzucha grałam w kierki do 0.30 i wtedy sama zadzwoniłam do dzieci. Okazało się, że mój syn wśród fajerwerków i wrzawy postanowił wręczyć J pierścionek, którego ona oczekiwała na gwiazdkę ale pod choinką nie znalazła. Od niedzieli się zastanawiał jak to zrobić i co powiedzieć. Bardzo unikał określenia „pierścionek zaręczynowy”, bo jak sam przyznał: „ ona będzie oczekiwała ślubu w ciągu roku”. A mój syn na małżeństwo nie jest jeszcze gotowy. Panna natomiast była szczęśliwa w stopniu najwyższym.
   Następnego ranka nie było tego szczęścia widać na obliczu mojego syna. Minorowy nastrój łączył się jednak z pracą, którą stracił, a nie z życiem osobistym. Z półsłówek, które udało mi się z niego wyciągnąć między wigilią, a sylwestrem wnoszę, że nie samo wypowiedzenie go gnębi ale sposób w jaki się z nimi zakład pracy pożegnał, po czterech latach.
   Ja choć martwię się najbliższą przyszłością, bo początek roku nie jest dobrym momentem na szukanie pracy, to w głębi duszy cieszę się, że przestał być „przynieś, wynieś pozamiataj”. W jego dotychczasowym zakładzie pracy jest jeden człowiek, który bardzo synowi imponował, którego K.J podziwiał i szanował. Jest to mężczyzna lekko po 40-stce, pod kierownictwem którego syn pracował przez parę miesięcy, oddelegowany ze stałego miejsca pracy. Jak wynikało z wypowiedzi syna, to „facet wymagający ale konkretny i sprawiedliwy”. Taka opinia w ustach mojego potomka, to naprawdę dowód wielkiego uznania.
   Jeżeli mogę sobie życzyć czegoś na początku tego roku, to właśnie tego- aby mój syn w nowej pracy trafił na takiego kierownika, doceniającego podwładnego, potrafiącego skrytykować, gdy się należy ale i umiejącego pochwalić jeśli się na to zasługuje. Nie uwierzycie pewnie ale przez te parę miesięcy pracy z tym facetem moje „ladaco”przyjeżdżało uśmiechnięte, zadowolone, rzadko kiedy umęczone, a jedynie zmęczone i usatysfakcjonowane z dobrze wykonanej pracy, z udanego dnia. Wtedy był szczęśliwy jak nigdy wcześniej, a ja wnosiłam modły do Najwyższego, żeby mógł pracować z tym mężczyzną już na stałe.
   Kiedy zasiadałam do laptopa by opisać swoje dwa pierwsze dni tego roku, nie miałam zamiaru rozpisywać się na temat zwolnienia z pracy moich dzieci, bo stało się i już się nie zmieni. Trzeba iść naprzód z wiarą w lepsze jutro. Ale jest to właściwe miejsce i czas, by podziękować TEMU nieznanemu przełożonemu , bo to dzięki jego nieugiętej postawie, moja synowa odeszła z pracy z poczuciem krzywdy ale nie upokorzona. To on wbrew woli właścicieli sprawił, że wypłacono jej pieniądze za czas zwolnienia i nie odesłano z dyscyplinarką tylko dlatego, że ktoś inny nie przekazał kadrom, że jest ona na chorobowym. Sposób rozwiązania umowy o pracę, pozbawia ją odprawy ale pozwala zachować godność, że nie była leserką, pracy nie lekceważyła, bo zaraz po zwolnieniu lekarskim stawiła się na stanowisku.

   Dziękuję Panu K, który w życiu kieruje się słowami Kartezjusza :”niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. Być porządnym człowiekiem, to sztuka, on opanował ją do perfekcji.

5 komentarzy:

  1. Iwonko, albo jakieś literówki albo ja się zwyczajnie zgubiłam: to Syn czy Synowa mieli takiego mądrego, fajnego szefa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W niczym się nie zgubiłaś, skrótowo mówiąc oboje.Tyle tylko, że ona jemu podlegała cały czas pracy w tym dziale, a syn tylko w okresie nasilenia prac konkretnego typu. Dlatego pozwoliłam sobie, na taki, a nie inny wpis, bo ten mężczyzna wywarł wpływ na całą moją rodzinę i nawet nie jest tego świadomy. Czy to nie cudowne,że na świecie istnieją nie tylko Prezesi...

      Usuń
    2. ;-))) Czyli jednak się zgubiłam, bo nie wiedziałam, że K i J pracowali w jednej firmie ;-)))) Teraz wszystko ogarnęłam.

      Usuń
  2. Strata pracy dla młodych ludzi nie jest, przynajmniej dziś problemem.
    Jeśli ktoś zna języki, jest dyspozycyjny, przedsiębiorczy, odważny!
    Nasze pokolenie pracowało w jednej firmie, czasem przez całe życie.
    Dziś młodzi szukają lepszej pracy, lepszych pieniędzy i możliwości realizowania, wykazania się w działaniu.
    Są przebojowi, za co biję im brawo:)
    Dalej pewnie doczytam, jak sprawa ma się z synem i synową.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie wymienione przez Ciebie cechy, akurat nie dotyczą ani mojego syna ani synowej. Są introwertykami,mają kłopoty w nawiązywaniu kontaktów, ale to chyba cecha wielu ludzi wychowywanych tylko przez jednego rodzica. Oboje znaleźli pracę, nie jest ona zgodna z ich oczekiwaniami, ale pieniądze nie śmierdzą, a są niezbędne żeby się utrzymać.

    OdpowiedzUsuń