Był 29 kwietnia br, godzina 23.00,
postanowiłam się położyć, choć jak na mnie to wczesna pora.
Miałam nadzieję, że uda mi się usnąć w miarę szybko. Po
godzinie kręcenia się z boku, na bok, byłam zła. Postanowiłam
zastanowić się, co mogłabym robić takiego, aby przed snem się
zmęczyć tak bardzo, że padałabym na łóżko jak nieżywa.
Czytanie blogów czy też pisanie własnego, to wysiłek
intelektualny, a mnie potrzebny był fizyczny. Bolące plecy, biodro
i podudzia wykluczały marszobiegi czy nawet wolne spacery. Musiałam
znaleźć zajęcie dla rąk i głowy, no i wymyśliłam. Uszyję
podstawki dla dwójki smyków, a będą one w kształcie
zwierzątek. Pora była późna, więc realizację odłożyłam
do rana. Następnego dnia już o 6.00 znalazłam książkę, która
miała mi zagwarantować podbudowę teoretyczną i niezbędne formy.
Kiedy wycięłam z papieru poszczególne elementy, to należało dobrać materiały, z których podstawki będą wykonane. Zanurkowałam w szafie i zaczęłam wyrzucać na środek pokoju worki, reklamówki, pudełka po butach czyli wszystko to, w czym dane rzeczy były poupychane. Na stole wylądowała maszyna, nożyczki, igły i cały krawiecki asortyment. Pierwszą podstawką miał być żółw, który w moim zamyśle miał mieć pancerz okrągły a nie tak jak u Anny Misiurskiej „Zabawka ze skrawka” - prostokątny.
Tak wygląda żółw, którego uszyła autorka, widać go tylko w połowie , bo książka liczy sobie ponad 30 lat i jest oklejona taśmą. |
W żaden jednak sposób nie mogłam zrozumieć, dlaczego pomimo usilnych starań, korpus wyszedł dużo za mały w stosunku do głowy i nóg. Na domiar złego wycinając głowę drugiego gada, wycięłam dwie jednakowe części, tak że jak przyszło do zszycia, to pół głowy było z materiału na prawej stronie, drugie pół na lewej. Głowę musiałam zrobić z zupełnie innego materiału, bo tego z którego były nogi zabrakło. Znowu jej rozmiar wydał mi się za duży. Uszyte „nie wiadomo co” podzieliło los pierwszego, przeleciało przez pokój. Poprawiony żółw nr 1 ma od nowości zranioną łapę, bo rozpruwając go na czynniki pierwsze, nie zauważyłam przecięcia. Dostrzegłam, gdy był już gotowy. Bałam się, że „wymieniając" nogę, narobię więcej szkód i ponownie przeleci przez pokój.
Ostateczna wersja żółwia nr 1 |
Słonia już nie szyłam, bo odechciało mi się krawiectwa.
Tak wygląda słoń którego zamierzałam uszyć dla rocznej Ali, ponieważ nie powstał dostanie książkę. Dodaj napis |
Miały być 3 dni, skończyłam po 3
tygodniach, a to dlatego, że zamiast pracować godzinę i kwadrans
odpoczywać, w praktyce robiłam godzinę dziennie a przez resztę
odpoczywałam.
Chwała Bogu, że nie mam MĘŻA, bo
gdyby był pedantem, to na widok bałaganu jaki zrobiłam, zażądałby
rozwodu w trybie natychmiastowym. Jeśli miałby charakter pośredni
między pedantem i brudasem, to najprawdopodobniej zachowałby się
tak jak mój syn, po tygodniu omijania worków, pudeł i
wszelkich ścinków. Pewnego dnia wszedł do mieszkania i
odezwał się w te słowa: „ a tak właściwie to co ty robisz, że
taki rozgardiasz w chałupie”? Twoja matka wyżywa się artystycznie,
padła odpowiedź. Spojrzał w kierunku kanapy, gdzie spoczywał żółw
nr 1 jeszcze przed poprawkami i powiedział: ”masz na myśli tego
zdechłego żółwia”? W tym momencie doznałam olśnienia nr
2: głowa nie wydałaby mi się za duża gdyby pancerz był wypchany
ale wtedy nie mógłby być podstawką, bo wszystko by z niego
spadało. Złe okazało się nie tylko wykonanie ale i sam pomysł.
Tym, którzy sami chcieliby wydziergać żółwia odsyłam
http://magicznesploty.blogspot.com , moim zdaniem jest to
najpiękniejszy gad jakiego widziałam wśród tych pokazanych
w Google-grafika. Inne uszyte wspaniałe zwierzątka znajdziecie na
blogu http://robie-bo-lubie.blogspot.com/.
Trochę boczyłam się sama na
siebie, że dupa wołowa ze mnie, bo porywam się z motyką na
słońce, a i tak kończę zawsze tak samo porażką. Dziś już mi przeszło,stąd ten post. Gdyby komuś z
czytających w głowie zrodziło się pytanie w stylu: „wie że nie
umie, to po co robi(na dokładkę chwali się tym na blogu)”,
uprzejmie odpowiadam – krojenie, fastrygowanie, prowadzenie pedału
maszyny ręką , a nie nogą, to wszystko są ćwiczenia stawów
kończyn górnych, żeby reumatyzm za szybko nie wziął ich w
swe władanie. A prace pokazuję, bo nie chcę by znaleźli się
tacy, którzy powiedzą: „mówiła, że pokaże, a tego
nie zrobiła, pewnie ich nawet nie uszyła”. Jestem człowiekiem,
który „wilków się nie boi, a kochać się lubi”,
więc i krytyka mi nie straszna.
Tych, którzy mnie czytają ale
nie komentują oraz tych co robią obie rzeczy, pozdrawiam
serdecznie. Najbardziej jednak ciekawi mnie tych 3 obserwatorów,
kim są? Może się ujawnią?
Twoja determinacja w robótkach ręcznych mnie powala ;-))))))))))))
OdpowiedzUsuńA pod co ma być taka podstawka?
Ładnie to tak, naśmiewać się ze starszej pani? Podstawki były robione dla dzieci, aby zachęcić je do jedzenia, a więc pod talerz, kubeczek czy miseczkę. U siebie zrobiłaś wakacyjną przerwę ale jesteś aktywna na wielu blogach, co mnie bardzo cieszy. Jak tam Twoje przedsięwzięcie? Mam nadzieję, że idziesz do przodu jak błyskawica, tego Ci życzę i serdecznie pozdrawiam.
UsuńWyszedł Ci świetny post, pełen humoru :-)
OdpowiedzUsuńZante ma rację, twoja determinacja i ekspresowe podjęcie sie zadania zasługują na medal?
Że nie wyszło jak z bajki? Ale ile czasu miałaś zajęcie i było o czym napisać i podobało mi się:-)
Jak zawsze jesteś pełna życzliwości i zachęty do dalszego działania. Masz rację, zwierzątka nie wyszły tak jak sobie wymarzyłam ale co się pobawiłam i na złościłam, to moje. Bardzo bym chciała, żeby moje posty zawsze się podobały. Teraz mam na tapecie obiecane drobiazgi dla Twoich czytelników, choć nie bardzo wiem jaki szablon obrać dla męskiej części miłośników książek. Uśmiechy i ukłony ślę, do miłego zobaczenia.
UsuńZawsze powodzeniem cieszą się motoryzacja i sport, a dla obu płci zwierzęta :-)
OdpowiedzUsuńAuta, motocykla czy piłki nożnej nigdy nie wrabiałam, nawet nie wiem czy na tak wąskim pasku, umiałabym. Natomiast o kotach i psach też myślałam. Nogi bardzo bolą i robota mi nie idzie tak szybko jak bym chciała ale z obietnicy się wywiążę. Powodzenia w docieraniu do końca roku szkolnego. Uściski.
UsuńŻółwik ładny, warto było
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zawsze warto jest coś robić, kosić trawę, bawić się z psem. Najgorsza jest bezczynność i nuda. Dziękuję za pochlebna opinię i do miłego zobaczenia przy kolejnych postach na Twoim blogu. Warszawianka pozdrawia Krakusa.
UsuńBardzo fajny żółwik :-) Nie ma co nim rzycać :-) Szyłam też kiedyś taśmowo "potworki".... Ale ja mam problem z rękami..... I teraz wszelkie prace manualne ograniczam do...malowania. I to ostatnio co raz rzadziej i bolesniej. Muszę się znieczulić trochę :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Moje ręce przez lata były moim najlepszym przyjacielem, bo to dzięki nim podnosiłam się z każdego upadku. Miałam w nich taką siłę, że chłopcy chętnie się ze mną siłowali na rękę. Dziś reumatyzm atakuje nadgarstki i łokcie i żeby zachować ich sprawność ciągle próbuję prac manualnych. Niestety w odróżnieniu od Ciebie nie potrafię malować, rzeźbić. Do miłego zobaczenia na Twoim blogu.
UsuńDo ręcznych robótek, Iwonko, zawsze miałem dwie lewe ręce. Z wyjątkiem jednych takich, ale ich tu nie zdradzę, bo wyszedłbym na bezecnego raczej zbereźnika!
OdpowiedzUsuńNatomiast w chwilach chandry biorę się za gotowanie. Kuchnia francuska, chińska czy też śląska, obojetnie, byle dłużej się paprać!
Efekt podobno jest nie tylko jadalny, ale mniam, mniam...
ściskam i niezmiennie zapraszam
Wyszedł byś na zbereźnika, gdyby wyszło na jaw mistrzostwo w rozpinaniu stanika? Ja gotować nie potrafię, bo nikt nie miał cierpliwości mnie pouczyć. Życzę jak najmniej chwil z chandrą i wpraszam się na degustację, gdybym kiedyś zawitała do Chorzowa. Przesyłam najcieplejsze myśli na jakie mnie stać.
UsuńŚliczny żółwik! Podziwiam Cię, bo ja szyję tylko proste rzeczy - nawet bardziej reperuję;D
OdpowiedzUsuńA już takie tworzenie to dla mnie nieosiągalne;D
Miśko- niestety z przykrością stwierdzam, że nie kojarzę Twojego nicka z żadnym odwiedzanym przeze mnie blogiem. Dlatego bardzo proszę o dokładny adres, żebym mogła złożyć rewizytę. Artystyczne reperowanie odzieży jest trudniejsze niż szycie, a ja jak mogłaś się przekonać nie tworzę wielkich kreacji tylko bawię się w szycie. Tak z perspektywy lat wiem, że osiągnąć możesz wszystko jeżeli tylko będziesz miała właściwą motywację. Pozdrawiam.
UsuńCzytając miałam łzy w oczach ze śmiechu ;). Uparta z Ciebie baba jest, co mnie bardzo cieszy! Żółwie świetne! Chciałabym zobaczyć wypchaną wersję :). Ściskam i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPS. Uwielbiam Twój humor ;)
No i bardzo dobrze, bo śmiech to zdrowie, a ja wiem, że masz dla kogo być w najwyższej formie. Co do humoru, to nie wiem o czym mówisz, wszyscy twierdzą, że ja nie mam poczucia humoru. Jednak i w tej kwestii jak we wszystkich innych staram się. Mam nadzieję, że K i A dostali wymarzone prezenty z okazji DD, ja przesyłam im milion całusów.
Usuńteż z lubię sobie "podłubać" ale raczej w okresach jesienno-zimowych. Często brakuje mi cierpliwości żeby skończyć to co zaczęłam
OdpowiedzUsuńMiła Jago doskonale wiem o czym mówisz, ja mam chyba z pięć wielkich reklamówek z napoczętymi robótkami:pokrowce na krzesła, serweta szydełkowa, 4 torebki itp. Ponieważ lubię szybko widzieć efekt pracy, to nie porywam się na swetry, spódnice czy inną odzież. Dla mnie każdy okres jest dobry, żeby znaleźć sobie zajęcie. Gdybym więcej chodziła, bywała między ludźmi, to pewnie też robótki byłyby odkładane na jesień i zimę. Dziękuję za odwiedziny, jesteś zawsze mile widziana. Życzę udanego weekendu.
UsuńIwonko, to Ci się spodoba. Mam nadzieję, że link sie otworzy KLIKNIJ
OdpowiedzUsuńOwszem fajna sztuczka, chętnie będę sobie odtwarzać, gdy zechcę uszyć poszewki na poduszki kanapowe, ale te raczej upycham do skrzyni, bo nie lubię poduszek ozdobnych. Filmik ten jest też dobrym instruktażem, dla tych, którzy twierdzą, że rękodzieło to nie dla nich, bo nie mają do tego smykałki. Buziaki.
Usuń