czwartek, 12 maja 2016

MOJE HOBBY - szycie

    Swoją pasję szycia odziedziczyłam po babci i matce. Jednak nasz poziom umiejętności w tym względzie był jak zenit i nadir. Babcia podstawy szycia zdobyła w czasie nauki na pensji, nie miałam jednak okazji przekonać się jak były one duże. W czasie naszego wspólnego 12 letniego życia, zajmowała się ona już tylko cerowaniem lub drobnymi naprawami odzieży czy pościeli. Mam jednak pewność, że szycie nie było jej obce, posiadała maszynę, która przez lata była źródłem moich najskrytszych marzeń.








   Matka była krawieckim samoukiem, a zmusiło ją do tego posiadanie rodziny, w której przez większość lat pracował tylko ojciec. Mnie matka ubierała przez 40 lat i bardzo sobie to chwaliłam, siostra zbuntowała się w wieku lat 17, znalazła sobie inną krawcową. Pierwszą maszyną matki był Singer z pięknym stolikiem na metalowych nogach, między które chowało się maszynę(nie było pokrywy),nakrywało się ją serwetą,  gdy nie była w użyciu.
Kiedy prosiłam mamę, by nauczyła mnie szyć, to słyszałam słowa takie jak w innych tego rodzaju sytuacjach-ja zrobię za ciebie. W tym przypadku jednak był atut dodatkowy, pedału maszyny nie byłam w stanie wprowadzić w ruch nogami. Kiedyś pod nieobecność matki próbowałam i mi się nie udało. Położyłam się wtedy na podłodze i chciałam to zrobić rękoma, będąc przekonaną, że dowiem się jakiej siły należy użyć, by poruszyć koło zamachowe.Przy tej okazji złamałam igłę i wtedy uwierzyłam, że szycie na maszynie jest nie dla mnie. Chyba, że dostałabym maszynę po babci, bo tam uruchamiało się koło korbką z pięknym białym porcelanowym wykończeniem.
 Kiedy wreszcie przedmiot moich westchnień trafił w moje ręce, okazało się, że jest to bezwartościowy korpus, bo ktoś wymontował cały mechanizm, a jego odtwarzanie było nieopłacalne.
    W latach 1951-62 matkę ubierała pani Stasia, sąsiadka mieszkająca vis -a - vis. Być może podpatrując ją matka zdobywała swoją krawiecką wiedzę, form jednak nie umiała robić. Choć szyła wszystko, to spodni nigdy. Twierdziła, że aby uszyć dobrze układające się na sylwetce spodnie, to trzeba mieć doskonałą formę. Nie będzie przesadą, gdy powiem, że wszystkie ubrania, na których będziecie mnie widzieli spoglądając na zdjęcia, były autorstwa mojej matki. Miała ona dwie bardzo ważne w szyciu zalety, choć wykroje robiła na „czuja” bezpośrednio na materiale, to miała wyobraźnię i nigdy więcej nie popełniła raz zrobionego błędu. Po wielu latach maszynę pedałową matka zastąpiła taką z dorobionym motorkiem i pedałem elektrycznym.
Służyła jej ona do roku 1979, kiedy to siostra po urodzeniu córki kupiła własnego „Singera”, bo planowała szyć dla swojego dziecka. Sama tego zamiaru nie zrealizowała. Nasze dzieci i prawnuka obszywała niezawodna mama. Swoją przygodę z szyciem dla rodziny (w tym i dla siebie) matka zakończyła mniej więcej w momencie pojawienia się w Polsce second handów.
"W Polsce pierwsze sklepy tego typu pojawiły się już w czasach PRL-u. Wtedy to działały tzw. komisy odzieżowe. Oddawano tam za duże, lub za małe ubrania, za to pochodzące z paczek przysyłanych od rodzin z Zachodu. Rzeczy kupione w takich sklepach nie były tanie i zwykle kojarzyły się z luksusem. Rozkwit tej branży w Polsce spowodowała transformacja ustrojowa, dzięki czemu łatwiejsze stało się sprowadzanie odzieży używanej z Zachodu"(za wikipedią).
     Ja niestety nie posiadam wyobraźni przestrzennej i ciągle potrafię popełniać dawne błędy. Dlatego moje szycie jest czasochłonne, bo więcej w nim poprawek niż właściwego szycia. Zanim praktycznie zmierzyłam się z szyciem, to zadbałam o podstawy teoretyczne.Niewiele mi to dało, bo robione formy były nieprecyzyjne, a więc i szyte rzeczy pozostawiały dużo do życzenia.*
  













 Patchwork – metoda szycia, w której zszywa się małe kawałki materiału (o podobnych geometrycznie kształtach, np. patchwork z kawałków trójkątnych) w większą całość, tworząc nowy wzór. Słowem tym określa się także pracę wykonaną tą techniką. 


   Kiedy syn miał 7-8 lat chciałam uszyć poszwę patchwork , żeby nie spał pod zwykłym szarym, wojskowym kocem. Owszem zamiar zrealizowałam ale zepsułam przy tym maszynę, a naprawa jej kosztowała tyle, że za pieniądze te mogłabym kupić 3 komplety pościeli dziecięcej. Moja siostrzenica widząc jak zszywam ze sobą kwadraty powiedziała, że torebka uszyta w ten sposób byłaby ciekawa. Przez tygodnie szyłam torbę, taką dużą, by pomieściła w niej wszystko, co musi mieć ze sobą młoda mama, ponieważ wózek nie posiadał na wyposażeniu takowej. Mina mojej siostry i jej córki, gdy zobaczyły to „coś” wystarczyła mi za wszelki komentarz. Nie chcąc wyrzucić swojego „dzieła”, używałam go przez lata jako schowka dla rzeczy wypranych, czekających na prasowanie. Od tego momentu, a był to rok 2002 moje krawieckie zapędy ograniczają się do uszycia torebek, podszewek dla torebek szydełkowych, podwinięcia obciętych nogawek u spodni, czy wymiany zepsutego zamka w kurtce. Wyjątek od tej reguły stanowią pokrowce na pudełka tekturowe(mam w nich poupychane poszewki, prześcieradła i poszwy, bo jak układałam bieliznę pościelową na półkach, to przy wyjmowaniu jedną ręką danej sztuki, burzył mi się cały stosik), kosmetyczki- pojemniki podwieszane np. na poręczy fotela lub krzesła, pokrowce na krzesła.      W roku 2013 odważyłam się wyhaftować 3 wzory dla mojej przyjaciółki „Zrodzonej” i Jej dwóch córek, a potem z tak przygotowanego materiału uszyłam bluzki. To była totalna katastrofa i chociaż najstarsza z pań ubrała swoją i przysłała mi zdjęcie, to jednocześnie wyznała, że starsza córka ze swojej zrobiła poszewkę na poduszkę, a losy tej trzeciej pozostały nieznane. Na zdjęciach poniżej zobaczycie dwie bluzki(jedna przerobiona z sukienki kupionej na targowisku, druga uszyta przeze mnie). Torebka na zdjęciu, to jest jedna z 5 planowanych. Zamierzałam ich tyle uszyć, bo chciałam przeznaczyć je jako fanty na bożonarodzeniowy kiermasz organizowany przez Fundację „Możesz więcej”.

kosmetyczka-schowek zawieszana za pomocą tasiemek na oparciach foteli lub krzeseł)

bluzka uszyta własnoręcznie.










Pudełko tekturowe obszyte ceratą(były też pokryte materiałem z poprutych ubrań)

                                                                                                                        W swojej historii przygód z szyciem mam też epizod z zabawkami. Pierwsze były żółw siedzisko i torba śniadaniowa - słoń dla mojego syna. On nie chciał tego używać, więc ja nosiłam w torbie obiady ze szkoły, bo przez rok pracowałam w szkole jako „umysłowa intendenta”jak nazywała mnie siostra. Dziesięć lat temu powtórzyłam numer z żółwiem dla syna mojej siostrzenicy ale nie widziałam, żeby kiedykolwiek go używał. Nie wiem też jaki los spotkał rybkę udającą „Nemo”, którą uszyłam dla wnuczki koleżanki(na ekranach kin był wyświetlany wówczas film „Gdzie jest Nemo”).                                                                                
W ciągu ostatnich dwóch tygodni postanowiłam powrócić do szycia zabawek. Miały to być prezenty dla dzieci jednej z nowo poznanych blogowiczek, bo ona bardzo lubi robić podstawki szydełkowe (nota bene bardzo ładne). Co z tego wyszło opowiem w następnym poście.                                                                                    

 *(materiały ilustracyjne książek i maszyn zaczerpnięto z Google-grafika). Przepraszam za nierówne ustawienie tekstu, ale nie umiem sobie poradzić z wyrównaniem ostatniego akapitu.                                                                                                                    
                                                                                     



14 komentarzy:

  1. Uwielbiam te Twoje wspomnienia. Powiedz mi, jakim cudem pamiętasz tak dokładnie daty??? No i ten Twój dystans do swoich robótek zawsze wywołuje we mnie lepszy humor ;-))
    Przyznam, że ja jestem całkowitym antytalenciem w tej dziedzinie. I z tego powodu moja babcia z pewnością w grobie już nie raz się przewróciła, bo była wyśmienitą krawcową. Mieszkaliśmy bardzo daleko od babci, co Jej nie przeszkadzało, by co pół roku przysłać dla mamy, brata i mnie wielki karton z ubraniami, które nie tylko były naprawdę przecudnej urody to zawsze, ZAWSZE pasowały. Skąd miała wyczucie, o ile brat i ja urośliśmy pozostaje do dziś dla mnie tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Zante- tych dat nie jest w postach aż tak wiele, a ponieważ z każdą łączyło się jakieś ważne zdarzenie, to wraz z nim utrwaliła się i data. Bardzo dobra krawcowa, potrafi uszyć wyśmienicie nawet bez brania dokładnej miary, to świadczy o jej wielkości. Widać Twoja babcia była właśnie taką mistrzynią. Cieszę się, że wprawiłam Cię w dobry humor. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Zgadzam się z moją poprzedniczką. Twoje posty są MEGA ciekawe i mają w sobie niesamowity humor i werwę. Jakbym czytała wspomnienia 20-30-latki :). Mam nadzieję, że uznasz to za komplement. Każdy nowy czytam z zapartym tchem :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolinko-straszna z Ciebie "komplemenciara". Lubię ludzi, lubię pisać i wspominać, wtedy naprawdę młodnieję, a w moim wieku nie jest to bez znaczenia. Uściski.

      Usuń
  3. Witam koleżankę po fachu, przynajmniej tak wyczytałam z profilu, mamy jeszcze to wspólne, że lubimy(umiemy) szyć, chociaż ja od kilku lat maszyny używam rzadko, ale kręcą mnie patchworki, wiec może kiedyś...
    Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Część Jotka(Twojego nicku nie kojarzę z żadnym czytanym przeze mnie blogiem. Daj znać jak Cię znaleźć?). Podejrzewam,że ja lubię szyć choć nie umiem, a Ty lubisz i umiesz. Moje patchworki, to po prostu zszyte ze sobą kawałki materiałów, nie tworzą jednak nowego wzoru, więc jest to taki niby patchwork. Fajnie jednak jest nawiązać kontakt z czynną bibliotekarką. Zapraszam częściej i dziękując za odwiedziny, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dwa blogi wyświetlają się w profilu bloggera...bywam w Kawiarni i u Ariadny i w paru innych miejscach:-)

      Usuń
    2. Witaj Jotko! Być może zorientowałaś się już, że sobotni wieczór spędziłam u Ciebie na blogu. Nie tylko przeczytałam go w całości ale także "ściągnęłam" kilka adresów Twoich ulubionych blogów. Zamierzam tam zaglądać w ramach codziennej "prasówki". Zastanawiałam się, czego mi zabrakło na Twoim blogu i olśniło mnie późną nocą- nie było Twoich prac krawieckich. Być może znajdę je na tym drugim blogu. Miłej niedzieli.

      Usuń
    3. Moje prace krawieckie to już historia, mam jedynie jakieś swetry przez siebie udziergane, a maszynę mam nowa nawet, ale do małych przeróbek i takich tam...naszyłam się kiedyś nawet zarobkowo, teraz bolą mnie plecy...ale chodzi za mną patchwork ewentualnie jakas spódnica, lubiłam na lato takie falbaniaste:-)
      Mój drugi blog:
      http://blog-biblioteki-sp6-inowroclaw.blogspot.com/

      Usuń
    4. Dlatego przydałaby się na Twoim blogu jeszcze zakładka z tymi swetrami(może są robione jakimś ciekawym mniej znanym wzorem), falbaniastymi spódnicami lub przeróbkami. Pomyśl o tym.

      Usuń
  5. Przygodę z szyciem zaczęłam od ręcznego uszycia ubranka dla małej laleczki. Miałam wtedy z 6 lat. Następnie uszyłam strój krakowski dla lalki nieco większej.miałam pewnie 10-11 lat. Poem już poooszło! Teraz prawie nie szyję. Zmiana ustroju zdecydowanie wpłynęła na niewykorzystywanie umiejętności.
    Jednak czasem, coś...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Miły Ozonie- wielka szkoda, że nie wykorzystujesz umiejętności tak wcześnie rozpoczętych. Niby można teraz wszystko kupić jak nie w sieciówkach, to na bazarach lub w lumpeksach, jednak ja wyznaję zasadę, że ten sposób jest dla tych, którzy nie umieją albo im się nie chce. Ci, którzy potrafią i którzy chcą, powinni to robić. Pobudzają swoją wyobraźnię, utrzymują sprawność ciała i umysłu. Tak przynajmniej jest w moim przypadku i bardzo się cieszę, że od czasu do czasu mi się zachciewa. Pozdrawiam i zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja babcia nadal ma tego singera ;) a ja chyba po niej i po dziadku krawcu przejęłam smykałkę do szycia albo samą pasję do tego. Ciągle coś szyję, zaszywam, przerabiam ;) Ostatnio nawet zasłon nowych mi się zachciało i znalazłam, ze mogę w necie dostać tkaniny zaslonowe gotowe do samodzielnego obszycia. Wzory mi się spodobały, bo takie bardzo wiosenne, więc się skusiłam na takie www.tekstylialand.pl/kupony-tkanin-c-29_217.html :) Śliczne, prawda? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam na moim blogu. dziękuję za podpowiedź sklepu internetowego. Ostatnio kupowałam tkaniny jakieś półtora roku temu i zastanawiałam się jak mam to zrobić, żeby tym razem one przyszły do mnie. Posiadanie pasji, to najwspanialsza rzecz, bo wzbogaca nasze życie. Trzymam kciuki za wszystkie uszyte rzeczy, a Ciebie i właścicielkę zabytkowej maszyny pozdrawiam serdecznie. Zapraszam częściej, jeżeli masz bloga, na którym mogłabym obejrzeć prace, to poproszę o adres.

    OdpowiedzUsuń