Ten post miał być napisany wczoraj,
ale nie byłam w stanie, właśnie z powodu łez.
W nocy z piątku na sobotę, nie
mogąc spać, siedziałam przy laptopie i robiłam przegląd moich
ulubionych blogów. Kiedy doszłam do „Dojrzałe jest pyszne" ukazała się odpowiedź „nie znaleziono takiego bloga”.
Zdziwiłam się, a nawet trochę poirytowałam, bo przecież wiem, że
taki blog jest. Nie ma jednak sensu mieć go na swojej liście jeżeli
nie można do niego dotrzeć. Weszłam w „ustawienia” i chciałam
skasować daną pozycję. Pomimo wciśnięcia „usuń”, po wejściu
na bloga, pozycja nadal znajdowała się na prawym marginesie. Tak
kombinowałam, próbując zmienić ten stan rzeczy, że
skasowałam całą listę. Następnej nocy próbowałam ją
odtworzyć, dodając inne nie uwzględnione do tej pory blogi. Nie
wiem czy pierwotną listę przywróciłam. Udało mi się
jednak ponownie umieścić wyżej wspomniany blog i tym razem po
nakierowaniu kursora na jego nazwę, trafiałam do celu. Co prawda
problem „nie znaleziono adresu..” pojawił się tym razem przy
okazji dopisanego bloga „leszek-moje-refleksje-blog.onet” ale tym
razem już nie próbowałam go usuwać tylko wpisałam go
ponownie, a kiedy nowy zapis poskutkował, usunęłam stary i o dziwo
udało się.
Po kolejnej nieprzespanej nocy, z
których każda to męczarnia(a jak duża wie „iw-od-nowa”,
bo u siebie opisała ten problem), w poniedziałek rano wstałam o
7.00. Nie było sensu przewracać się z boku na bok, czemu za każdym
razem towarzyszył ból prawej pachwiny. „Czego się nie
najesz, to się nie na liżesz” jak powiadają. Zasiadłam do
laptopa i w pierwszym rzędzie weszłam na bloga Róży W, by
uczcić fakt, że mogę do niego trafić z własnego miejsca, a nie
przez listę Zante. Na początek przeczytałam „dykteryjki” były
tylko trzy, więc mogłam zrobić to za jednym zamachem. Obśmiałam
się, co zachęciło mnie do dalszego czytania. To był błąd.Gdybym
na tym skończyła lekturę, to mógłby być to całkiem miły
dzień. Ja jednak posłuchałam podszeptów „szatana” i trafiłam na posta „Dochodowy sposób na życie. Dziecko”.
Jeszcze przed dotarciem do końca, oczy mi się zaszkliły,
ekran stał się mniej wyraźny. Serce zaczęło walić, a cała
reszta buzowała jak wulkan przed erupcją. Musiałam przerwać,
zamknęłam bloga. Próbowałam się uspokoić, w tym celu
postanowiłam udać się do łazienki, bo pęcherz upominał się o
swoje, pierwszy raz byłam mu wdzięczna, bo zazwyczaj daje znać o
sobie w nieodpowiednich momentach, wzbudzając moją irytację. Po
wejściu do przedpokoju, natrafiłam na przeszkodę- wielką kałużę.
Któraś z moich suczek nie wytrzymała. Musiałam wrócić
do pokoju, chwycić szmatę do podłogi(leży tam, podobnie jak druga
w kuchni, na wypadek gdyby woda z misek została rozlana, bądź to
przez baraszkujące psy, bądź przez nieuważną panią), przejść
do kuchni, po tę drugą i obie rzucić w mokre miejsca.
Wykorzystując nieliczne suche miejsca na ścierkach zrobiłam kurs
do łazienki i z powrotem, nie poślizgnąwszy się na mokrym gresie,
co groziło „przywitaniem matki ziemi”.
Zasiadłam ponownie do laptopa w
nadziei, że notki na innych blogach będą weselsze, optymistyczne i
pozwolą powrócić do równowagi. Chwilę relaksu
miałam czytając „Jak każda kobieta” na „Niecodzienne
notatki” i uśmiech, gdy na „Pragmatyk na wsi...” znalazłam
myśl Umberta Eco „Kto czyta książki żyje podwójnie”.
Na tym powinnam zakończyć przegląd blogów. Ponieważ jednak
pora była wczesna, w tv jak zawsze nic ciekawego, a ja nie miałam
pomysłu na inne spędzenie poranka, to czytałam dalej.
Smutek powrócił po
przeczytaniu na „Kura pazurem” posta „Dawstwo szpiku”(tu
ukryte w oczach łzy, przesłaniające dobre widzenie, spłynęły po
policzkach, wsiąkając w ubranie) i na „Tatulowe opowieści”
refleksji zatytułowanej „Przemijanie jest ważnym składnikiem
życia...publicznego”. Tego było za wiele dla mojego systemu
nerwowego. Wyłączyłam laptopa.
Dziś po bezsennej nocy wstałam
nieco później, bo o 9.00. Zaczęłam od przeglądu blogów,
których nie ruszałam od piątku do poniedziałku. Na jednym z
blogów(„Raptularz Zgagi”) pozostawiłam komentarz, bo jej
notka „Są takie drobne radości...” nastawiła mnie pogodnie do
dnia. Obśmiałam się do rozpuku czytając nie najnowsze wpisy na
„Moich 100 błędów wychowawczych”(te zbyt szybko
przesuwające się obrazki na początku strony głównej,
sprawiają mi trudność, by trafić na rzeczy najnowsze, dlatego gdy
kliknę na pierwszy i doczytam tekst do końca, to klikam na któryś
z zamieszczonych poniżej tekstu. Wierzę jednak, że tę technikę
publikacji bloga, kiedyś pomimo podeszłego wieku, opanuję na tyle,
że będę na bieżąco). Przeczytałam też wpisy na obu
blogach Klarki. Ten o spacerze z kijkami ubawił mnie niezmiernie,
ale mniej mi było do śmiechu, kiedy czytając o pokoju do
wynajęcia, kątem oka rzuciłam na liczbę ogólną
wejść(ponad 11 milionów, jeżeli dobrze odkreślałam w
pamięci po trzy miejsca przed postawieniem przecinka) i poniższą
pozycję -wejścia dzisiaj 145.
Zazdrości wyzbyłam się jakieś
35 lat temu, nie zazdroszczę ludziom ładnego domu, samochodu,
pieniędzy czy czegokolwiek innego. Powiadałam i powiadam- to co
mają, to na to zapracowali(zasada nie dotyczy polityków, bo
oni mają, to co mają w dużej mierze dzięki naszym wyborom).
Ukłucie żalu jednak wystąpiło. Ja pierwszego bloga prowadziłam 5
lat i statystyki gdyby je zliczyć, do imponujących nie należały,
ale były zadowalające. Poczytność obecnego jest szczerze mówiąc
mizerna, ale wina tkwi w autorce bloga, a nie w innych blogerach,
którzy są dowcipniejsi, mają lekki styl pisania, dzięki
czemu ich teksty czyta się z przyjemnością. Może Iwona Zmyślona(chociaż to
tylko nick, bo jest jak najbardziej prawdziwa) powinna zaprzestać
prowadzenia bloga, zmienić styl pisania albo tematykę postów?
Tylko, że wtedy nick stałby się prawdziwy, a ja byłabym
„zmyślona”.
Nie ma dla mnie większego komplementu niż ten, że moje słowa wywołują takie emocje. Chciałabym wywoływać tylko uśmiech jak w dykteryjkach (jest ich chyba w tej chwili 8), ale wokół mnie dzieją się także przykre rzeczy i o nich też piszę, bo mnie dotykają, a też nie chciałabym być "zmyślona" tylko prawdziwa.
OdpowiedzUsuńI jak widzisz - nie tylko Zante Cię czyta ;)
Miła Różo-dziękuję za komentarz i bardzo przepraszam za podanie w tekście niewłaściwej ilości dykteryjek. Przeczytałam oczywiście wszystkie 8. Owa trójka powinna się odnosić do zakładki "związki i...", w której znajduje się tekst o haniebnym procederze, tak wspaniale przez Ciebie opisanym. Nie wiem o czym ma być Twoja książka, ale mam nadzieję, że będę ją mogła nie tylko przeczytać ale i nabyć. Trzymam kciuki za sukces. Serdecznie pozdrawiam, a szczególne ukłony przesyłam RR za słowa:"babeczka powinna być mięciutka i pachnąca". Ja w życiu trafiałam tylko na mężczyzn sprzed telewizora, którzy nie potrafili docenić moich "krągłości".
UsuńNie masz absolutnie za co przepraszać. Pomyślałam tylko, że w związku z technicznymi problemami na blogu coś Ci się nie wyświetla.
UsuńRR dziękuje :) Z tymi krągłościami nie ma tak lekko - łatwiej jest mi schudnąć niż przytyć, ale RR mnie pilnuje i karmi ;)
Różo- ja mam z krągłościami odwrotny kłopot, szybciej tyję niż udaje mi się zrzucić, a powinnam jakieś 30 kg, bo ręce coraz słabsze i mam kłopoty z pchaniem chodzika, a w chwili obecnej tylko on umożliwia mi przemieszczanie się chociażby w tak małej przestrzeni jak własne mieszkanie. O dalszych eskapadach już nawet nie myślę, a powinnam, by mięśnie sparaliżowanych nóg nie zanikały zbyt szybko. Niestety mnie nie ma kto pilnować i dopingować. Pozdrawiam.
UsuńWitaj !.
OdpowiedzUsuńGwoli sprawiedliwości muszę wyjaśnić, że razem z Leszkiem pisaliśmy bloga na onet.pl.
Ze względu na niewspółmierna ilość dowcipasów /błędów/ przez admina przenieslismy sie do blox.pl, ktory tylko raz nas zablokował.
Na razie idzie nieźle ale czasy są takie, że pukających do drzwi ogladam dokładnie przez wizjer.
Myślę, że będę częściej Twoim gościem bo widze tu sporo znajomków.
Pozdrawiam
Witaj Piotrze- wpisałam adres Waszego bloga drugi raz i zadziałało. Ja będę odwiedzać Was ze względu na teksty jakie piszecie. Lubię poszerzać grono znajomych, mam nadzieję, że odwiedziny u mnie, pozwolą nam się poznać na tyle, abyś nie bał się gdy zapukam do Twoich "blogowych drzwi". Miłego tygodnia.
UsuńCzyli Ciebie też dopadła bezsenność... U mnie skończyła się w poniedziałek i od tego dnia sypiam znacznie lepiej.
OdpowiedzUsuńKiedy mam wrażliwszy moment, trudno mi się czasem czyta te smutne lub refleksyjne wpisy, a czasem wręcz nie jestem w stanie. Jakkolwiek interesują mnie one często znacznie bardziej, niż zwykła gazetowa prasówka.
Mam nadzieję, że już lepiej sypiasz.
Co ważne - często bywają takie sytuacje, że "nie znaleziono bloga" Trzeba odczekać kilka minut i potem się dziwnym trafem ten blog odnajduje.
Mnie też ostatnio nie odwiedza aż tak wielu czytelników, ale ten blog jest mi potrzebny, dlatego go prowadzę.
I sądzę, że jednak docieram do sporej liczby ludzi.
Pozdrowienia
Droga Iw- na bezsenność cierpię od wielu lat i nie zapowiada się, żeby nastąpiła poprawa, bo jestem nadwrażliwcem i nawet drobny nieprzyjemny incydent czy przeczytanie posta o haniebnych praktykach jakich dopuszczają się ludzie wobec siebie, jest w stanie odebrać mi spokój i sen. Ja po utracie pierwszego bloga, chciałam zrezygnować z obecności w sieci. Jednak dopadła mnie depresja i żeby z niej wyjść bez udziału psychologów, psychiatrów i terapeutów, postanowiłam założyć nowy "internetowy pamiętnik". Radę jak postępować przy umieszczaniu na liście kolejnych blogów zapamiętam. Pozdrawiam.
UsuńIwonko - najpierw małe sprostowanie komentarza mego wspólnika. Oczywiście miał na myśli serwer bloggera a nie nie bloxa. Chociaż przyglądałem się temu portalowi planując ucieczkę z Onetu.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą miło jest poczytać, że ktoś wstaje w nocy by dodać do ulubionych naszego bloga. I nie ważne są praprzyczyny. Ego blogera nie wnika w nie.
Przyznaję jednak rację Piotrowi - warto tu zaglądać. Przyznaję, oprócz tego wpisu jeszcze nic nie czytałem. Ale zauważyłem, że masz wielką zdolność pisania szeroko o wielu sprawach nie gubiąc wątku i nie tracąc zwartości wpisu. To na prawdę sztuka. Myślę, że obiecuje to wiele miłych doznań i interesujących doświadczeń.
Pozdrawiam.
Miły Leszku- ja wybrałam bloggera za namową innej blogowiczki, która czytywała mojego pierwszego bloga, utraconego w wyniku likwidacji "Blogomanii". Czuję się mocno zażenowana Twoją oceną mojego sposobu pisania. Dziękuję za te słowa. Bardzo bym chciała żeby doznania z czytania moich postów były miłe. Pozdrawiam i zapraszam ponownie.
UsuńMam ochotę wysmarować Ci soczystego maila, ale nie mam jak. Proszę więc abyś to Ty pierwsza napisała. Przeczytałam wszystkie Twoje komentarze pod moimi wpisami i chciałabym na nie odpowiedzieć raz a treściwie.
OdpowiedzUsuńMożesz napisać na:
szydelkokiry@o2.pl
Czekam z niecierpliwością :)
Pozdrawiam gorąco :)
Jestem.Eh,
OdpowiedzUsuńWitaj, cieszę się, że dałaś znać o sobie, bo szczerze powiedziawszy, nie załapałam o co chodzi z tymi silnikami i odpuszczaniem:zawieszasz bloga, masz deprechę, czy kłopoty natury prywatnej? dwa razy wchodziłam do Ciebie żeby zamieścić komentarz(raczej dać znać, że pamiętam i mi Ciebie brakuje), ale nie wiedziałam co napisać.
UsuńŻyłem w nieświadomości. Dzisiaj natrafiłem na ten blog i ze zgrozą dowiedziałem się, że swoimi opowieściami sprowadzam smuteczki na niektórych "Wrażołków". Tak mi się jakoś układa, że siadając do komputera mam często inne przesłanie niż to, co spod klawiatury wychodzi.
OdpowiedzUsuńWciąż szukam pomysłów na kolejne opowieści, które mogłyby rozweselać, a nie przygnębiać czytających. Pisząc bloga chyba sama wiesz jak to bywa.
Miło ze umieściłaś mnie w czytelni.
Pozdrawiam
Witaj w moich skromnych progach. Nie ukrywam, że umieszczając Twojego bloga na swojej liście, kierowałam się tekstami, a nie tym kto jest ich autorem. Dopiero dzisiaj kiedy zobaczyłam komentarz, zapoznałam się z Czesławem B. Gratuluję wspaniałej rodziny, ja niestety nie mam wnuków i być może nigdy ich nie będę miała. Trochę zszokowało mnie określenie "wrażołków", bo automatycznie ciśnie mi się do tego rym "matołków". Ponieważ jednak żadne z nas tym rymem nie może być określone, to rozumiem, że "wrażołkowie", to Twoje określenie osób nadmiernie wrażliwych, u których inni ludzie swoimi wypowiedziami wywołują stany nadmiernego wzruszenia. Odrzucając zgrozę, która nikomu nie służy i neologizmy, życzę by teksty płynęły prosto z serca, bo ono jak wiadomo raz potrafi być smutne, innym razem szalejące z radości. Do miłego zobaczenia na "Tatulowych opowieściach.
Usuń"Wrażołki" to określenie ludzi wrażliwych jakie do naszego domowego języka wprowadziła moja starsza córka. Nie wiem czy to jej własne słowotwórstwo, czy tylko zapożyczenie z książek jakie pochłania. Nam pasuje.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Dziękuję za odwiedziny i wytłumaczenie znaczenia słowa "wrażołki". Zapraszam do czytania innych postów. Pozdrawiam.
Usuń