Pierwszą wersję tego tekstu próbowałam zamieścić w nocy z czwartku na piątek ale się nie udało. Byłam sfrustrowana i zła. Teraz się z tego cieszę, bo nie mogłabym Wam napisać o „cudownej” przemianie mojej siostry.
Znacie ten wierszyk Jana Brzechwy „wybiera się sójka za morze,ale wybrać się nie może. ” Tak było ze mną od ubiegłego piątku. Wybierałam się nie za morze ale do banku, bo trzeba było zrobić opłaty. Jak na złość albo deszcz siąpił, albo w nodze strzykało, albo ciśnienie waliło do łba. Od poniedziałku do środy przyjmuje mój lekarz rodzinny, dzwoniłam do przychodni, bo chciałam poprosić lekarkę o recepty na leki, bez konieczności osobistego stawienia się, gdyż było to ponad moje siły. Za każdym razem w telefonie słyszałam głos „osoba, do której dzwonisz, ma wyłączony telefon albo jest poza zasięgiem”. Zdziwiłam się, bo do tej pory taki komunikat czasami słyszałam jak dzwoniłam do osób prywatnych, a nie do instytucji. Lekarstw nie załatwiłam ale opłaty tak, przy wydatnej pomocy syna.
Nie wiem, co sprawiło, że od stycznia moje relacje z młodymi są dobre. Może przeczytali posta o Bożym Narodzeniu i głupio im się zrobiło, a może szok wywołany utratą pracy minął i oboje biorą się w garść. Synowej to wychodzi lepiej, bo od końca lutego pracuje w sklepie spożywczym i „kumka” całkiem sympatycznie i w zielonym jej do twarzy(mam nadzieję, że domyślacie się w sklepie z jakim logo pracuje). Zarabia nie za wiele, bo 1200 na rękę, praca jest dwuzmianowa ale za to blisko domu. Odpada kupowanie biletu miesięcznego i wystawanie na przystankach. Od czasu do czasu przebąkuje, że chciałaby poszukać czegoś innego, bardziej zgodnego z kwalifikacjami jakich nabyła w poprzedniej pracy(coś związanego z księgowaniem i fakturowaniem) ale cieszy się, że nie musi być finansowo zależna ani od K.J ani ode mnie. Poza tym z resztki kredytu kupiłam im pralkę, w miejsce tej, która się zepsuła kilka miesięcy temu. Nie muszą więc nosić prania do mnie, tylko piorą kiedy im wygodnie.
Syn pracy nie znalazł, bo też chyba nie szukał wystarczająco gorliwie. Ciągle nosi się z zamiarem własnej działalności. Teraz czeka na świadectwo pracy od byłych pracodawców, bo ktoś mu powiedział, że podobno chcąc się przekwalifikować, można dostać z Urzędu Pracy wsparcie finansowe. Gdyby to się okazało prawdą i dostałby jakieś środki, to czułby się podbudowany i zmotywowany, a wtedy ruszyłby do przodu.
Kilka dni temu rozmawiałam z siostrą przez telefon, gdy się dowiedziała, że chcę jechać do banku z synem, to zapytała”to on nie pracuje”? Nie mówiłam jej o jego planach, bo nie chcę zapeszyć. Wykręciłam się enigmatyczną odpowiedzią, że na razie nic odpowiedniego się nie trafiło. Na to ona głosem ironicznym „może ma za wysokie aspiracje”? W tym momencie odezwała się we mnie matka, bo odparłam:wystarczy, że twój zięć ma pracę zgodną ze swoimi aspiracjami. Chyba coś do niej dotarło, bo powiedziała „no to cześć siostra” i rozłączyła się. Kiedy dziś zadzwoniła, żebym porozmawiała z K.J czy chciałby pracować w prywatnej firmie elektrycznej, bo oni znają jej właściciela i mogliby zapytać o pracę, to pomyślałam, że chyba nasza matka jej się przyśniła. Moja matka kiedy żyła, to odgrażała się swoim bratankom, że jak nie będą dobrzy dla mnie i pozostałych członków rodziny, to ona będzie ich nawiedzała po śmierci.. Kiedy siostra zadzwoniła i wyjaśniła w jakiej sprawie, to ten żart rodzicielki mi się przypomniał. Zapytałam siostrę kiedy ma wizytę u lekarza(chodzimy do tego samego), bo ja się nie mogłam dodzwonić, to ona rozmawiając ze mną przez komórkę, drugą ręką z telefonu stacjonarnego połączyła się z przychodnią. Dziś o 17.00 mam zamówioną wizytę u innego lekarza, będę więc miała recepty na leki.
Jeżeli moje zdrowie i sprawność ruchowa się poprawią, to będę mogła powiedzieć, że idzie ku dobremu. Jak to mówią „jedna jaskółka wiosny nie czyni” i moje relacje z siostrą nadal będą dziwne, bo ona od chwili urodzenia się mojego syna, jest o niego zazdrosna, a on jej nie lubi. Od 30 lat jestem między młotem, a kowadłem, bo chciałabym żeby stosunki między członkami rodziny były przyjazne. Nic jednak nie poradzę na to, że siostra czuje się skrzywdzona przez matkę, bo jej zdaniem rodzicielka faworyzowała K.J kosztem jej córki. Myślałam, ze wraz ze śmiercią seniorki rodu, wszelkie pretensje ustaną i uda nam się zbudować serdeczne więzi ale nic na to nie wskazuje. Oboje są zatwardziali w swoich uprzedzeniach.
Jest sobotnie popołudnie, cały dzień świeci słońce i chce się żyć. Leki wykupione i zaaplikowane. Pogryzając mojego ulubionego makowca, wstawiam posta i w tym momencie przypominam sobie, że KTOŚ ma dzisiaj imieniny(tak przynajmniej mówi mój kalendarz), a ja wredna nie wysłałam e-maila z życzeniami. Kończę i spróbuję nadrobić gafę.
Poczytałam sobie trochę i myślę, że się bliżej poznamy i polubimy :)
OdpowiedzUsuńWitaj- miło mi, że zajrzałaś,ja już Cię lubię. Do miłego zobaczenia na moim lub Twoim blogu.
OdpowiedzUsuń