Przed pierwszym rokiem studiów,
wakacje spędziłam w Ośrodku Rehabilitacyjnym w Lądku Zdroju. Po
sanatorium „Na Górce” w Busku Zdroju, gdzie przebywałam
do 11 roku życia, było to drugie miejsce, w którym próbowano
mnie gimnastykować, masować i okładać parafiną, by moja
sprawność ruchowa jeżeli nie uległa poprawie, to przynajmniej się
nie pogorszyła. To właśnie w roku 1974 poznałam dwie
Górnoślązaczki : Aleksandrę K i Celinę O- studentki
drugiego lub trzeciego roku polonistyki. Kiedy okazało się, że
będę studiowała bibliotekoznawstwo, kierunek pokrewny filologii
polskiej, to otoczyły mnie opieką, zabawiając opowieściami z
życia studenckiego. Ja polubiłam je od pierwszej chwili, a z Celiną pisałam przez kilka lat. Jakiś czas temu, szukając wzoru
na serwetkę w „Albumie splotów szydełkowych” odnalazłam
kopertę z jednym z jej listów z 27.12.1985 roku.
Ola była niską szatynką, o
najpiękniejszych oczach, w kształcie migdałów. Długością
rzęs mogłaby się podzielić z drugą kobietą, a i tak tworzyłby
„firanę” przy powiece. Pięknem twarzy Bóg chciał jej
zrekompensować niedoskonałość figury. Chodziła o drewnianych
kulach, choć aluminiowe tzw. szwedki stawały się coraz
popularniejsze. Była zawsze uśmiechnięta, miała
wspaniałe poczucie humoru. Mówiła mało ale potrafiła
rzucić celną ripostę. Po skończeniu studiów chciała
pracować w szkole z dziećmi, niestety powiedziano jej, że
nauczyciel powinien odznaczać się nie tylko wiedzą ale i
estetycznym wyglądem, a ona takiego nie ma. Ten przejaw
dyskryminacji zawodowej bardzo boleśnie przeżyła, a wiem to z
listu Celiny. By się realizować, zaczęła pracę w bibliotece w
Katowicach gdzie mieszkała.
Celina miała niewielkie 2 pokojowe mieszkanko w Chorzowie.Opisała mi je ze szczegółami. Obiecałam, że kiedyś ją tam
odwiedzę, ale obietnicy nie spełniłam, chociaż Celinka
przyjechała do Warszawy i na pamiątkę spotkania ofiarowała mi
maselniczkę.
była podobna do tej tylko z namalowanym ornamentem. |
Kiedy zamieszkaliśmy w drugim
naszym wrocławskim mieszkaniu, mieszczącym się w 10 piętrowym
wieżowcu, to poznaliśmy rodzinę J, która zajmowała 3
pokojowy lokal na 5 piętrze. Rodzina ta składała się z oficera
wojsk lotniczych, pana Piotra, jego żony Niny i
dwóch synów :Leszka oraz Wojtka. Moja matka i pani Nina
bardzo się ze sobą przyjaźniły i wpadały do siebie na
pogaduszki. Ja też byłam częstym gościem u państwa J. Między
panami nie było tak silnej zażyłości, może ze względu na
różnicę w rangach i respektu jaki w związku z tym czuł mój
ojciec wobec lotnika. Chociaż pamiętam, że raz czy dwa byli razem
na sylwestra w Klubie Oficerskim. W pewnym momencie swego życia
traktowałam panią Ninę lepiej niż własną matkę. Po jednej z
awantur z rodzicielką, wybiegłam spłakana z domu i schroniłam się
właśnie na 5 piętrze, skarżąc się jak to źle zostałam
potraktowana. Nasza rozmowa miała być zachowana w sekrecie, więc
kiedy dwa dni później moja matka wielce rozżalona robiła mi
wyrzuty, że łażę po ludziach i opowiadam o naszych rodzinnych
sprawach, poczułam się oszukana. Zrozumiałam jednak wtedy, że to
była przyjaciółka mojej mamy, a nie moja i więcej zwierzeń nie było. Przed naszą
wyprowadzką do Warszawy rodzina J przeniosła się do Katowic ale
panie utrzymywały ze sobą kontakt telefoniczny i listowny aż do
śmierci mojej mamy. Pamiętam, że w katowickim mieszkaniu gościłam
wraz z matką raz. Wtedy mieszkała tam również świekra pani
Niny, niewidoma kobieta. Pewnego razu, gdy byłyśmy w domu same,
kobieta włożyła mi do ręki złoty pierścionek i kazała bym go
wzięła, bo tak miło jej się ze mną rozmawia. Nie ukrywam, że
się wtedy przeraziłam, bo zaczęłam podejrzewać, że nie jest ona
przy zdrowych zmysłach. Wieczorem, gdy leżałyśmy z matką w łóżku
powiedziałam jej o tym incydencie i poprosiłam, by oddając
pierścionek pani Ninie, uczuliła ją na takie zachowanie teściowej.
Nie byłam świadkiem rozmowy między nimi ale przez
następne dwa dni jakie tam jeszcze spędziłyśmy, czułam się
dziwnie. Miałam wrażenie, że gospodyni podejrzewała iż zostałam
obdarowana nie tylko pierścionkiem, a ten oddałam dla zmyłki. Moja
matka odwiedziła państwa J jeszcze tylko raz, gdy przenieśli się
oni na wieś, z chwilą przejścia pana Piotra w stan spoczynku. Ja
telefonicznie zawiadomiłam panią Ninę o śmierci mamy i to był
nasz ostatni kontakt. Nie wiem co się dzieje z nimi, mam
nadzieję,że wszyscy mają się dobrze.
Impulsem do dzisiejszych wspomnień
było przeczytanie notek z dwóch miesięcy roku 2012 na blogu
Andrzeja Art Klatera (http://klateracje.blogspot.com/). Fantastyczny gawędziarz, którego posty
są pełne humoru, dowcipu ale i życiowej mądrości. Z
przyjemnością przeczytam wszystko z 3 lat, a gdy skończę,
to zajmę się komentarzami. Jest ich pod każdym postem tak duża
ilość, że nie byłabym w stanie ogarnąć za jedną wizytą i
postu i komentarzy, stąd zdecydowałam się na podział. Tym, którzy
chcą się poskręcać ze śmiechu, polecam tego bloga i jego
nietuzinkowego autora, jeśli jeszcze go nie znają.
Muszę się przyznać, że tęsknie za korespondencją listowną. Zawsze marzyłam, żeby mieć kogoś z kim można by pisać. Niestety w dobie komputeryzacji pisanie listów to archaizm. A szkoda!
OdpowiedzUsuńJak byłam na praktykach nauczycielskich w dwóch szkołach, to trochę się zmieniło, ale niewiele. Jest schemat nauczycielki i nie można wykraczać poza ten wygląd. Wiadomo, że nauczyciel musi mieć schludny wygląd, ale bez szaleństw. Tylko nielicznych interesuje jakie masz podejście do uczniów i twoje zaangażowanie. Ja bardzo chciałam być nauczycielką polskiego. Jak Ci pisałam w mailu, nie wyszło. Żałuję bardzo, bo oceny z praktyk miałam najwyższe, a i uczniowie mnie polubili. Niestety ktoś miał inny plan.
Mam nadzieję, że Twoje przyjaciółki odnalazły się w innych pracach równie dobrze, co w nauczycielstwie.
Pozdrawiam serdecznie!
Karolinko,jesteś jeszcze bardzo młoda, więc i studia wieczorowe lub zaocznie możesz zrobić jak córcia podrośnie. Nie zawsze będziesz trafiała na złośliwe, sfrustrowane i zgorzkniałe wykładowczynie. O Oli nie mam wieści od tamtego pierwszego spotkania, a Celinka pisała, że jest z pracy bardzo zadowolona. Chociaż minęło od jej ostatniego listu 36 lat, to może jeszcze pracują albo udzielają korepetycji jako emerytki. Zaraz siadam by odpowiedzieć na Twojego maila. Gdybym miała adres, to raz w miesiącu wysyłałabym Ci wiadomość w zgodzie ze sztuką epistolarną. Buziaki. P.S. synowi bardzo się spodobał pomysł z wiaderkiem na włóczki.
UsuńNie sądzę, abym wróciła na studia, choć nigdy nic nie wiadomo.
UsuńPS. Bardzo się cieszę, że moje pomysły są doceniane ;). Pozdrów go i jego małżonkę :)
Jak powiada przysłowie "nigdy nie mów nigdy". Poza tym nie każdy musi mieć studia. Gdy ja przez lata nie mogłam znaleźć pracy, to mój syn się śmiał i mówił "co z tego, że masz dyplom, kiedy możesz nim sobie tyłek podetrzeć". No i w jakimś sensie ma rację, bo samą satysfakcją, że zrobiłam studia rachunków nie popłacę, żołądka nie napełnię. Pozdrowienia przekazałam, ale on i J. nie są małżeństwem, preferują póki co wolny związek, chociaż to się z pewnością zmieni,z chwilą pojawienia się potomstwa.
UsuńPodejmowałaś próby nawiązania kontaktu czy odnalezienia Oli i Celiny?
OdpowiedzUsuńDo Oli nigdy adresu nie miałam, a czy do Celiny ten z koperty jest aktualny to nie wiem. Czasami "odgrzewane" znajomości mogą nieść ze sobą rozczarowanie dla obu stron, dlatego siedzę cicho.
UsuńA to prawda! Czasem lepiej, by ludzie zostali we wspomnieniach. Miłego weekendu.
UsuńTobie też życzę miłej majówki.
UsuńZarumieniłem się, Iwono, chociaż Twoje zdanie o mnie jest niezmiernie dopieszczające!
OdpowiedzUsuńJestem rdzennym hanysem, chorzowianinem, toteż informacja o Twych kontaktach z mymi krajankami także sprawiła mi przyjemność.
Oprócz twórczości satyrycznej i przekładów param się także rasową poezją liryczną.
Parę tych utworów mogę Ci podrzucić drogą mailową ( przy pomocy Twojej poczty zwrotnej):
andrzejskupinski@gmail.com
uściski
Miły Andrzeju, moją podstawową wadą w kontaktach z płcią przeciwną było to, że ja lubiłam dopieszczać, a oni ze strachu ,że zostaną zagłaskani na śmierć czmychali jak spłoszone szaraki. Jestem rodowitą Dolnoślazaczką ale lubię wszystkich ludzi, póki nie robią mi krzywdy. Ciebie polubiłam za całokształt. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń