Dziewiętnastego sierpnia otrzymałam
maila od jednej z moich ulubionych blogerek. „Jotka”, autorka
bloga „Pani od biblioteki ” , poinformowała mnie, że wysłała drobny upominek ze swojego urlopowego pobytu w Grecji. Bardzo
wzruszyła mnie tym, że chciała sprawić przyjemność osobie,
która nigdy nie odwiedzi żadnego obcego kraju , a i swój własny
zna słabo. Co prawda dzięki książce Jadwigi Śmigiery „Mój
kraj nad Wisłą” i innym blogerom, którzy opisują swoje wojaże
i miejsca zamieszkania, ilustrując opowieści zdjęciami, mam okazję
zobaczyć to i owo, ale dużo fajniej jest być w ciekawym miejscu osobiście.
Niestety przez opieszałość
mojego syna, dopiero po miesiącu otworzyłam małą białą kopertę,
w której znajdowały się dwie kartki i magnes na lodówkę. Jedna
kartka pokazywała piękno Grecji,
a druga miła na celu rozweselenie
mnie, bo brak postów na blogu mógł wskazywać, że mój nastrój
jest kiepski i weny brak. Magnes na lodówkę zniknął błyskawicznie
w kieszeni syna, bo jego partnerka je zbiera.
Kiedy oglądałam pocztówkę przez głowę przeszła mi myśl „z czym kojarzy mi się Grecja”? Próbując odpowiedzieć sobie na to pytanie, postanowiłam przemyśleniami podzielić się z Wami.
Najpierwsze były mity greckie.
Moje pokolenie poznawało je z „Mitologii”
Jana Parandowskiego, natomiast synowi kupiłam „Mity greckie”
Stanisława Srokowskiego, wydanie III z 1995 roku. To właśnie do
tej pozycji zajrzałam, by przypomnieć sobie dobrych i złych bogów.
Ulubionymi byli:
PROMETEUSZ -bo dał ludziom ogień, a więc ciepło i światło, a został za to przykuty do skał Kaukazu. Ciekawe do jakich skał należałoby przykuć rządzących, którzy wciskają nam ciemnotę i robią przed Europą ciemnogród z naszej pięknej ojczyzny.
EROS, bóg miłości, bo jak każdy pragnęłam kochać(to się spełniło) i być kochaną(klapa na całej długości i szerokości geograficznej). Ale nadziei nie tracę, póki życia.
ATENA-bogini wojny, przedstawiana w złotej zbroi-też bardzo, bardzo lubię złoto(nie koniecznie w formie oręża) lub z sową na ramieniu jako atrybutem mądrości.
HERKULES-heros, zasłynął z wykonania 12 prac i śmierci w męczarniach, których sprawczynią była Dajanira. Przydałby się i mnie taki, co to prace w moim mieszszkaniu by zrobił i nie zdarł ze mnie skóry.
APOLLON -bo autorów pięknych i mądrych wierszy wieńcem laurowym nagradzał. Chciałabym znaleźć się w gronie ludzi tak uhonorowanych.
DIONIZOS- ten to potrafił się bawić, a jego bachanalia sławę zyskały w całym antycznym świecie.
Wśród mieszkańców Olimpu, byli i tacy, którzy mojej sympatii nie zyskali. Co ciekawe, gdy chciałam przytoczyć ich imiona, to okazało się, że to same kobiety. Czyżbym była mizoginistką?
HERA -niby patronka macierzyństwa, a przeszkałała Latonie w narodzinach bliźniaków, Apolla i Artemidy. Uważa się ją także za opiekunkę małżeństwa, piękna i rodziny, a cechował ją gwałtowny charakter, zazdrość i mściwość. Dlatego wykorzystując swoją pozycję na Olimpie, w okrutny sposób pozbywała się rywalek(Semele,Persefony,Io,Kallisto, Echo).
PANDORA-kobieta ulepiona z gliny, ożywiona przez Zeusa. Wiedziona niezdrową ciekawością, otworzyła wbrew zakazowi puszkę, z której na świat wylazły na świat „ból, lęk, starość,bieda, głód, zemsta, nienawiść, podłość,skrytość, podejrzliwość,nieufność, intryga,kłamstwo, egoizm, pycha, wyskoczyły też wszystkie choroby, które sprawiają, że ludzie cierpią i umierają”.(S.Srokowski "Mity greckie").
ERIS- uskrzydlona bogini niezgody, chaosu i nieporządku. Chyba z Olimpu zeszła na ziemię i zamieszkała w naszym kraju.
Mówiąc czy myśląc o Grecji nie można nie wspomnieć o Homerze. Uważa się go za ojca poezji epickiej i autora epopei „Iliada” i „Odyseja”. Jako 16-latka traktowałam te dzieła jak przymusową lekturę i nie przypadła mi ona do gustu pod względem treści czy formy spisania(wiersz bohaterski czyli heksymetr daktyliczny). Niechaj wybaczą mi ci, którzy z uwielbieniem pochylają się nad opowieścią o ostatnich 51 dniach 10-letniej wojny lub podziwiają zręczność z jaką Homer opisał przygody Odysa zwanego także Ulissesem. Ja nie mogłam pojąć jak setki mężczyzn walecznych, odważnych i chyba niegłupich, mogło zmarnować 10 lat, walcząc o jedną kobietę. Najtragiczniejsze było to, że wielu straciło życie, a Helena Trojańska ocalała i wróciła z Menelaosem do Sparty.
Nie dostawałam też wypieków na twarzy, czytając o licznych przygodach Odysa i jego niewierności( dziecko z czarodziejka Kirke i 7 lat spedzonych u nimfy Kalipso, w zamian za niesmiertelność), kiedy w tym czasie w Itace jego słynąca z wierności żona Penelopa oganiała się od wielbicieli, którzy chcieli posiąść ją i zawładnąć majątkiem.
Będąc początkującą „wierszokletką” poznałam twórczość Safony, najwybitniejszej greckiej poetki, mieszkanki wyspy Lesbos. W swoim domu założyła koło, którego zadaniem była opieka nad niezamężnymi niewiastami z arystokratycznych rodów. Uczyła ona młode dziewczyny gry na instrumentach, tańca, przygotowując do zamążpójścia. Jej liryki miłosne, przeznaczone dla podopiecznych, mówiły o radości wspólnie spędzanych chwil i o smutku, gdy panny opuszczały „szkołę” Safony. Ciekawe czy późniejsze guwernantki lub właścicielki pensji dla dobrze urodzonych dziewcząt, korzystały z doświadczeń greckiej poetki. Ilekroć słyszę o Safonie, to nie wiedząc czemu, przypomina mi się Jadwiga Łuszczewska zwana Deotymą, polska poetka i powiesciopisarka okresu romantyzmu, a to za sprawą takiego tekstu:
Deotyma kiecki nie ma,
zamiast kiecki,
ma strój grecki.
W swoim dorobku Łuszczewska nie miała utworów nawiązujących do antyku. Jej poematy poświęcone historii Polski, nie zyskały uznania krytyki, ale historyczne powieści dla młodzieży już tak. Najbardziej znane, to sfilmowana w roku 1964 przez Marię Kaniewską „Panienka z okienka” oraz „”Branki w jasyrze”. Z bogatej literatury romantycznej, w której znaleźć możemy nawiązania do motywów greckich wspomnę o Słowackim i „Grobie Agamemnona” oraz o Norwidzie i „Coś ty Atenom zrobił Sokratesie”.
Przechodząc do współczesności, to pamiętam rok 1966 i Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie, na scenie którego wystąpiła Angela Zilia, wysoka, smukła i piękna, ubrana w biało-czarną sukienkę. Zaśpiewała „Cyganerię” i w Dniu Polskim zdobyła I Nagrodę za interpretację „Dzień niepodobny do dnia”.
Demis Roussos,pojawił się w Sopocie w roku 1979
a przeboje „My Friend the Wind”, „Goodbye My Love Goodbye”,
porywały nie tylko festiwalową publiczność. Niektórzy pamiętają
z pewnością filigranową kobietkę z grzywką, Mireille Mahieu,
która po francusku wyznawała „Akropolis adieu” . Z rodzimego
podwórka muszę napisać o Eleni, piosenkarce greckiego pochodzenia,
która swoimi piosenkami „Miłość jak wino”, „Nic miłości
nie pokona”(tytuł także książki, będącej wywiadem z
piosenkarką), „Po słonecznej stronie życia”, zawsze potrafiła
mnie wprawić w dobry nastrój.
Książka Nikosa Kazandzakisa „Grek Zorba” została spopularyzowana przez swą ekranizację w roku 1964, a główny motyw muzyczny taniec Zorba był tańczony nie tylko na greckich weselach. Martin Scorsese w 1988 zekranizował drugą najważniejszą powieść „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, ale książki nie czytałam i filmu nie oglądałam. Pozostaję zafascynowana „Zorbą”.
Jeżeli już weszliśmy na plan filmowy, to nie mogę nie powiedzieć o „Agencie nr 1” z doskonałą rolą Karola Strasburgera, który wcielił się w postać Jerzego Iwanowa-Szajnowicza, polskiego pochodzenia agenta brytyjskiego wywiadu, działającego w Grecji w czasie II Wojny Światowej. Film na podstawie książki Stanisława Strumph-Wojtkiewicza zrealizował w 1971 Zbigniew Koźmiński.
Na koniec kilka słów o człowieku, który nie był związany ani z literaturą, ani ze sztuką czy muzyką lub filmem. Nauczyciel geografii w V Liceum Ogólnokształcącym im. Jakuba Jasińskiego we Wrocławiu, nazywał się Jorthanis Lazopoulos i był moim wychowawcą. Nie wiem jak inni moi koledzy, ale ja zawsze stresowałam się przed każdą lekcją, bo choć był to łagodny, wesołego usposobienia człowiek, to miał zwyczaj odpytywać na środku klasy, a uczniów wybierał, celując palcem w listę obecności. Jeżeli nie dawało się natychmiast odpowiedzi na pytanie o stolice Polski i Grecji, lądowało się w ławce z dwóją w dzienniku. Pomimo, że przy nazwisku mogło widnieć kilka dwój, to nie pamiętam żeby ktoś powtarzał klasę z powodu niezaliczenia przedmiotu.
I to tyle moich wspominków i fascynacji Grecją i tym, co się z nią wiążę. Nadmienię tylko, że chociaż kilka razy trafiałam w TV na reklamę produktów pochodzenia greckiego, sprzedawanych w ramach „tygodnia...” w Lidlu, to nigdy nie udało mi się w określonym czasie trafić do sklepu. Zawsze brakowało funduszy. Dlatego choć uwielbiam jeść(szczególnie słodycze), to na temat smaków kuchni greckiej nic nie umiem powiedzieć. Na odwrocie widokówki z Iraklionu, Jotka napisała” zdjęcia nie oddają zapachów, wiatru i klimatu,ale zawsze to jakaś namiastka i źródło wspomnień”.Tych, którzy nie znają „Pani od biblioteki”, odsyłam na blog https://paniodbiblioteki.blogspot.com/2021/09/kocha-lubi-gotuje, a stałych bywalców zachęcać nie muszę.
Wierzę, że Ci, którzy zamieszczą pod niniejszym postem komentarz, podzielą się swoimi skojarzeniami dotyczącymi tego pięknego kraju.