|
Podobno przygotowywano ten teren pod targowisko. Na drugim planie wieżowce, w jednym z nich mieszkałam 11 lat. |
Klasę II szkoły podstawowej spędziłam w placówce na Pl. PKWN,
oczekując kiedy oddają do użytku bliźniacze szkoły w moim nowym
miejscu zamieszkania. Dziesięciopiętrowy budynek przy ul.
Grabiszyńskiej stał się naszym kolejnym domem. Pomimo, że rodzina
składała się tylko z rodziców i dwóch córek, dostaliśmy 3
pokoje, z kiszkowatą kuchnią, łazienką i całkiem dużym prawie
kwadratowym przedpokojem. W budynku była winda i to doskonale
funkcjonująca, ale ponieważ lokal znajdował się na pierwszym
piętrze, to korzystaliśmy z niej tylko wtedy, gdy odwiedzaliśmy
rodzinę J., mieszkającą na V piętrze . Zwiększona kubatura
mieszkania wynikała z tego, że przysługiwał dodatkowy metraż z
racji dziecka niepełnosprawnego. Przy ulicy stało 5 jednakowych
wieżowców, między którymi pobudowane były 4 piętrowe domy,
składające się z 4 klatek. Miedzy tymi budynkami znajdowały się
podwórka, z trzepakiem, ławkami, piaskownicą i huśtawką.
Mieszkańcy od tylnej strony budynku zakładali przydomowe ogródki,
zwiększając powierzchnię zieloną, tego betonowego osiedla.
Najbardziej znanym miejscem w tym rejonie był Zakład Produkcyjny
PFWAG
.
Uwielbiałam to swoje miejsce zamieszkania. Po
przeciwnej stronie ul. Grabiszyńskiej biegła uliczka osiedlowa,
zabudowana garażami, a kończyła się przy stadionie „Śląsk”,
na którym byłam parę razy w czasach uprawiania przez moją starszą
o 3 lata siostrę lekkoatletyki . Próbowała swoich sił w skoku w
dal, skoku wzwyż i biegach przez płotki, w których prym wiodła
Grażyna Rabsztyn.
|
Najlepsza płotkarka PRL-u
|
Moja nowa Szkoła Podstawowa nr 105 znajdowała się niedaleko, ale
dla mnie był to jednak spory wysiłek. Nie pamiętam czy przez
pierwsze dwa lata odprowadzano mnie do szkoły, i który członek
rodziny to robił. Natomiast powroty odbywały się już w towarzystwie
Elżbiety B, mieszkającej w budynku prostopadle ustawionego do bramy
stadionu i żeby było śmiesznie przypisanego do Pl. Srebrnego. Za
tym blokiem oznaczonym nr 1 znajdował się faktycznie spory
piaszczysty teren, ograniczony nasypem kolejowym. Między murem
stadionu, a torami biegła wąska dróżka, którą mój ojciec
codziennie, podążał do pracy( ja tylko czasami). Nie lubiłam tej
drogi na skróty, ale szczerze powiedziawszy nie pamiętam dłuższej,
przyjaźniejszej by dotrzeć do ojca kiedy zachodziła konieczność.
Nasza klasa liczyła 33 uczniów(jeżeli wierzyć zdjęciu z
zakończenia VIII klasy), a wychowawczynią była Helena Ciesielska. W blokach znajdujących się w tym samym prostokącie zabudowy mieszkały jeszcze 4 inne osoby z mojej ówczesnej klasy pionu „c”. W pierwszym 4-piętrowcu mieszkała BB, niziutka brunetka, o dużych piwnych oczach, przez wszystkie lata nauki przyjaźniąca się z Ewą H. Ta była filigranową , blondynką o długich do ramion, falujących włosach i oczach jak bezchmurne niebo. Na parterze bloku stojącego tuż za budynkiem BB mieszkał Mirek O, mój drugi najważniejszy rówieśnik, którego obdarzyłam mianem przyjaciela. W wieżowcu identycznym jak mój na V pietrze mieszkała Ela O, której mama była w szkole kucharką, ale niestety zmarła na serce, gdy byłyśmy chyba w piątej klasie. W bloku Eli B miała mieszkanie rodzina Marka C, najwyższego i najchudszego chłopaka w klasie, którym interesowałabym się w kontekście damsko-męskim, gdybym nie wzdychała do Zbyszka K.
Ela B była moją najserdeczniejszą koleżanką, a wręcz
przyjaciółką, bo choć matka nie lubiła bym chodziła „po
ludziach", to znajomość z tą dziewczynką przyjmowała życzliwie.
Zawsze miałam duży temperament, byłam ruchliwa i gadatliwa.
Spokojna, zrównoważona i zawsze ustępująca mi Ela,
|
Oto ja z okresu podstawówki, chociaż nie
umiem konkretnie powiedzieć ile miałam wtedy lat.
|
była jakby moim dopełnieniem. Nie pamiętam żebyśmy się kłóciły,
gniewały czy czegoś sobie zazdrościły. Jedynym felerem naszej
przyjaźni był zakaz by Ela przychodziła do mnie czy kogokolwiek do
domu. Natomiast jej rodzice nigdy nie mieli za złe, gdy ja spędzałam
tam późne popołudnia aż do wieczora. Rodzina B mieszkała w
dwupokojowym mieszkaniu, jeden pokój zajmowali rodzice, drugi Ela
wraz z młodszą siostrą Joasią. Uwielbiałam panią domu, wysoką
szczupłą blondynkę, po której starsza córka odziedziczyła
kręcone jasne włosy. Ujarzmiała je zaplatając warkocze sięgające do pasa. Panią Ulę spotkałam przypadkiem w
uzdrowisku, gdzie przebywałam wraz z synem w sanatorium. Jak mnie
rozpoznała, nie wiem do dzisiaj, po prostu zawołała mnie po
imieniu, gdy prowadziłam dziecko na basen. Okazało się, że
przyjechała do młodszej córki, która wraz ze swoją pociechą Roksaną też była na leczeniu. Nasze spotkanie
zaowocowało nawiązaniem krótkotrwałego kontaktu
korespondencyjnego z Elą. Wtedy była ona już matką samotnie
wychowującą dwóch pięknych synów, którzy chodzili do tej samej
co my szkoły. Moja przyjaciółka po podstawówce ukończyła
Technikum Chemiczne i pracowała w zawodzie. Zawsze była bardzo
życzliwa ludziom i uczynna wobec nich. Nie zdziwiłam się, gdy przy
pomocy Google dowiedziałam się dwa dni temu, że w roku 2014
kandydowała na radną. Czy nią została tego niestety nie wiem.
Zapowiadając serię wspomnień o swoich przyjaciołach,
napisałam, że każdy z nich zostawił ślad w moim życiu. Ela była
dziewczyną o dużym poczuciu humoru, zawsze tak jak jej matka
uśmiechniętą. Dzięki temu, że miała spokojny, ugodowy charakter
i pozwoliła mi dominować, nie czułam się gorsza ani
zakompleksiona. Zresztą wszyscy inni ludzie z mojej podstawówki nie
dawali mi odczuć, że jestem inna, bo niepełnosprawna. Była w tym
wielka zasługa nauczycieli, wspaniałych, wyrozumiałych. Uczniowie
byli dla nich podopiecznymi, których należy wykształcić, wychować
i wypuścić w świat, na tyle silnymi, by dali sobie radę.
Z perspektywy czasu, jestem pewna że to było najpiękniejszych
5 lat jeszcze niedorosłego życia.
|
Ja to ta z prawej, obok koleżanka uważana za jedną
z najwyższych dziewcząt, przeze mnie zwana modelką
gdyż zawsze była elegancka. Niestety nie pamiętam jej imienia. |
W następnym odcinku opowiem o pierwszym z Mirków, którzy stanęli na mojej drodze. Pomimo pochmurnego dnia, życzę aby był on mile spędzony.
* zdjęcia nie osobiste zaczerpnęłam z Google