Jakiś czas temu zobaczyłam w telewizji reklamę „nie jutraj” ( jutranie-reklama – YouTube)- filmik można obejrzeć w obu wariantach żeńskim i męskim.
Trochę mnie zirytowała, bo „jutranie”, było dla mnie neologizmem trudnym do zaakceptowania. Okazuje się, że nie miałam racji. Na stronie PressReader.com - Repliki gazet z całego świata jest artykuł zamieszczony w „Agorze”-”Obcy język polski jutrać”(nie dopatrzyłam się nazwiska autora tekstu), w którym możemy przeczytać : „Okazuje się, że czasownik jutrać ( i jego rzeczownikowa forma gerundialna jutranie) wcale nie jest neologizmem, wytworem radosnej twórczości językowej rodaków żyjących w trzeciej dekadzie XXI stulecia. … Chodzi o słowo archaiczne, staropolskie odnotowane po raz pierwszy w „Słowniku polszczyzny XVI wieku”. Wspomina się o nim w „Słowniku języka polskiego”(tzw. Warszawskim) Jana Karłowicza, Władysława Niedźwieckiego(Warszawa 1902 t. II s.189). Zostało utworzone przez dodanie do jego rdzenia formatu o znaczeniu niedokonanym -ać(jutr- + -ać)". Kolejny raz sprawdziło się porzekadło, że „człowiek uczy się całe życie”. Posiadane przez mnie słowniki „Słownik poprawnej polszczyzny” Doroszewskiego i 3 tomowy „Słownik języka polskiego”, z których korzystam jak mam wątpliwości, podają tylko słowo jutro. Natomiast wyraz jutrać, omawia Wikisłownik, wolny słownik wielojęzyczny.
Wspomniana reklama nie dotyczyła odkładania rzeczy do zrobienia na jutro. Miała zachęcać do inwestowania(w konkretnym banku), nawet małych kwot na przyszłą emeryturę, żebyśmy nie musieli żyć z 1/3 obecnej pensji, gdy przyjdzie na nią pora.
Pewnej nocy, gdy nie mogłam spać, pomyślałam że wstanę i opracuję post na blog. Na pulpicie laptopa mam kilka niedokończonych notatek. Nie chciało mi się jednak wyjść spod ciepłej kołdry i pomyślałam „jutro też jest dzień”. Ledwo myśl uleciała, a ja zorientowałam się, że też "jutram", jak bohaterowie reklamy. Jestem we właściwym wieku, ale emerytura mnie nie dotyczy, bo od 1989 żyję z renty. Mogę „jutrać” do woli i w zeszłym tygodniu robiłam to codziennie, bo nie najlepiej się czułam. Gdy byłam młoda, mawiałam(i próbowałam nauczyć tego syna), „co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj, następny dzień będzie wolny”. Było to oszukiwanie samej siebie, nastawał kolejny poranek, okazywało się, że są nieprzewidziane kłopoty do rozwiązania i obowiązki do wypełnienia. Nie myślałam wtedy o emeryturze i starości, a teraz bardzo chętnie wracam do czasów młodości. Może i starość nie udała się Panu Bogu, ale moje jutro będzie takie samo jakie jest dzisiaj, więc coraz chętniej stosuję prokrastynację. Kolejne przysłowie bowiem powiada:" co się odwlecze, to nie uciecze".
Prokrastynacja lub zwlekanie, czy też ociąganie się (z łac.procrastinatio– odroczenie, zwłoka) – tendencja, utożsamiana z odwlekaniem, opóźnianiem lub przekładaniem czegoś na później, ujawniająca się w różnych dziedzinach życia. Przez pojęcie prokrastynacji rozumieć należy dobrowolne zwlekanie z realizacją zamierzonych działań, pomimo posiadanej świadomości pogorszenia sytuacji wskutek opóźnienia[1]. Mechanizm prokrastynacji polega na tym, że dzięki odłożeniu wykonania czynności na później początkowo następuje poprawa samopoczucia - pojawiają się radość oraz ulga, że nie trzeba działać natychmiast, a ponadto można zaangażować się w bardziej przyjemne, aktualne zadania. Odwlekaniu na później sprzyja złudzenie, że jutro będzie lepiej. Jednak uświadomienie sobie konieczności wykonania jakiegoś zadania powoduje stres, strach oraz nerwowość spowodowaną poczuciem, że zbyt mało czasu pozostało na dokładne i prawidłowe wykonanie planowanej czynności[2].
A Wy „jutracie czy lubicie odwlekanie, nie tylko do jutra?