A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.
Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.
(Konstanty Ildefons Gałczyński „Prośba o wyspy szczęśliwe”)
Kiedy na blogu Gabrieli Kotas przeczytałam o pomyśle zaproszenia kilku kobiet na bezludną wyspę, potraktowałam sprawę dosłownie. Myślałam, że kobiety skrzyknęły się,wybrały jakieś ustronne, sympatyczne miejsce i tam się spotkały. Od czasu poruszania się na wózku nie opuszczam mieszkania, wiedziałam że taka eskapada byłaby dla mnie niemożliwa. Kiedy jakiś czas później okazało się, że podróż odbyła się za pomocą maili i komunikatora zrobiło mi się trochę żal.
Kilkanaście dni temu dostałam książkę zatytułowaną „(Bez)ludna wyspa”, w której autorka przedstawia historie 8 niezwykłych, silnych i uroczych kobiet. Jest to pozycja niewielka, bo licząca 107 stron ale nie da się jej przeczytać ciurkiem. Wyznania kobiet zawierają się w rozdziałach, każdy poświęcony jest innemu tematowi. Uczciwie przyznaję, że taki układ tekstu trochę mi „przeszkadzał”, ja każdy rozdział poświęciłabym jednej konkretnej osobie, która opowiedziałaby o dzieciństwie, marzeniach, pierwszej miłości, klęskach, kolejach losu. Rozwiązanie zaproponowane przez autorkę sprawiło, że po przeczytaniu danego rozdziału nie pamiętałam jakie było dzieciństwo pierwszej, czwartej czy następnych uczestniczek. Książka bowiem naładowana jest taką ilością informacji,że trudno wszystko spamiętać. W każdej opowieści jest tak duża doza emocji,że udzielają się one czytelnikowi. Mnie bardzo mocno. Dlatego czytałam ją na raty. Co więcej, by móc odpowiedzieć sobie na pytanie,do której z niewiast jest mi najbliżej, po kilku dniach przerwy przeczytałam książkę powtórnie. Po pierwszym czytaniu nie umiałabym o bohaterkach powiedzieć nic więcej jak tylko to, że są wspaniałe, dzielne i niepowtarzalne. No i przede wszystkim odważne, bo nie każdy zdobyłby się na to, by tak szczerze opowiadać o sobie i swoim życiu.
Wiedziałam, że o książce napiszę na swoim blogu i to nie tylko dlatego, że Gabriela Kotas mi ją podarowała, ale przede wszystkim dlatego, że opowiedziane historie, to życiorysy wspaniałych kobiet, które warto poznać. To relacja z życia bez ubarwień i blichtru.
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie opowieść Marii, która choć najstarsza w grupie, tryska energią i optymizmem. Czytając każdy fragment Jej wypowiedzi mówiłam sobie w duchu, „to niesamowite”, wprost niewiarygodne. Wychowała dzieci i trójkę wnucząt, gdy Jej córka zmarła w bardzo młodym wieku. Żaden rodzic nie chce przeżywać takiej chwili. Jej świat się zawalił, a mimo to znalazła siły by sprostać zadaniu jakie wyznaczył los. Jest to kobieta nie tylko waleczna i o bardzo silnym charakterze, ale o ogromnym poczuciu humoru, o czym świadczyć mogą punkt 2 i 4 na liście rzeczy, które postanowiła zabrać na bezludną wyspę:
leki(zabierały je wszystkie panie)
wędka-na podobny pomysł wpadła Joasia, tyle tylko, że ona chciała zdobywać pożywienie za pomocą sieci rybackiej.
Pismo Święte-inne kobiety też zabierały książki, Joanna aż cały wór, nie wymienia jednak autorów czy tytułów. Natomiast Dorota wzięła „Potęgę teraźniejszości”, bo jak twierdzi zmieniła dzięki niej swoje życie. Może uznała tę lekturę za talizman przynoszący szczęście także na wyspie.
sprzęt do czyszczenia protezy zębowej-zastanawiałam się czy był w zestawie także „Protefix”, bo higiena jamy ustnej to jedno, ale trudno się je czy rozmawia gdy zęby się ruszają.
przyprawy i sprzęt do owoców morza-nie jadam takich rzeczy, więc ja w to miejsce pewnie zabrałabym maszynkę do masażu i baterie.
różaniec
parasol przeciwsłoneczny-na podobny pomysł wpadła Ewa, która przed słońcem chciała się skryć pod dużym słomkowym kapeluszem. Najwidoczniej panie liczyły, że pogoda będzie bezdeszczowa, bo żadna nie wymieniła parasola na deszcz, który mógłby także pełnić rolę przeciwsłonecznego.
Inne panie miały w swoim bagażu również ciekawe przedmioty. Najbardziej praktyczna zdawała się być Jowita, która oprócz ciepłego koca, na którym można usiąść przy ognisku lub się nim otulić, gdy wieczór zimniejszy, wzięła siekierkę. To mogło się okazać zbawienne, bo na żadnej liście nie zauważyłam noża, chyba że był on wśród naczyń jakie zabrała ze sobą Joanna lub towarzyszył kociołkowi i chochli, o których pomyślała Aurelia. Ona też wzięła najoryginalniejszą rzecz jaką był szamański bęben Djemble. Niektóre z nich zabrały notatniki i przybory do pisania. Papier i długopisy się przydały, bo zapisano na nim wspaniałe opowieści.
Najsmutniejsza, ale bardzo bliska memu sercu, wydała mi się opowieść najmłodszej uczestniczki 35letniej Joasi. Zaglądam na Jej blog i podziwiam hart ducha. Pomimo choroby, z którą się zmaga, udziela się charytatywnie. Twierdzi, że odnajduje w tym radość, szczęście i sens życia. Wierzę, że tak jest, ale czasami trzeba pomyśleć o sobie. Zdanie "kiedy w życiu pojawia się choroba, szpital, nie ma czasu na chwile zapomnienia i randki", zasmuciło mnie i miałam ochotę krzyczeć, że to nieprawda.Jestem kaleką od urodzenia, mam prawie dwa razy tyle lat, co ta młoda dzaiewczyna i wiem, że w przerwach między operacjami, szpitalami i sanatoriami można szukać miłości i dążyć do jej zdobycia. Jest czas na czucie "motyli w brzuchu". Przede wszystkim jesteśmy ludźmi, mamy prawo kochać i pragnąć by nas pokochano. Mamy prawo marzyć by założyć rodzinę. Trzeba tylko się odważyć by poszukać swojej drugiej "połówki". Jest to trudniejsze niż w przypadku ludzi zdrowych, ale w pełni możliwe i realne. Choroba jest zmorą(Joasia nazaywa ją towarzyszką), ale to nie znaczy, że ma nad nami dominować. Mam nadzieję, że poznanie tych kobiet(niektóre zmagają sie z ciężkimi chorobami), pomoże Joasi odnaleźć w drugiej połowie życia "przebudzenie serca", nie tylko w tych momentach, które sama wskazała.
Gabriela Kotas na tylnej okładce napisała, że niektóre kobiety zmieniły swoje imiona, moim zdanie zupełnie niepotrzebnie, bo niejeden chciałby się podpisać pod ich tekstami. Wybór tak rzadkich imion jak Aurelia i Jowita dowodzi, wielkiej wyobraźni, a jednocześnie przypomina, że kiedyś były one bardzo popularne.
Książka jest wzruszająca i mam nadzieję, że gdy dojdzie do spotkania pań w realu, to powstanie druga część, którą autorka już zapowiada. Jestem rada, że poznałam opisane kobiety i ich losy. Mam nadzieję, że Joasia nauczy się od tych kobiet pewności siebie, wiary we własne siły, walki o szczęście osobiste, a nie tylko wynikające z pracy na rzecz innych, z posiadania grona oddanych przyjaciół. Pozostałym kobietom życzę by nadal czuły się zakochane, spełnione, szczęśliwe w swym pociągu życia.
„Gdyby odeszły w siną dal dolegliwości spowodowane Reumatoidalnym Zapaleniem Stawów,zapewne jak ręką odjął odeszły by również zły nastrój i tęsknota za normalnością”. (Joasia)
„ Doktorku-cofamy licznik i wtedy marzenia do spełnienia same się znajdą. Człowiek przecież nie dostaje od losu więcej niż jest w stanie unieść. To prawda, że na pewnym etapie swojego życia człowiek zostaje w swoim własnym towarzystwie. Nie narzekam. Mogę robić to co kocham, bo mam swoje pasje, na które kiedyś nie było czasu(w pandemii jest to szycie maseczek). Lubię też w samotności odpocząć od tłumu. Moją energią ciągle jestem w stanie obdarować młodsze pokolenia i zawsze jeszcze służyć pomocą”(Maria).
„ Nie mogę pozwolić sobie na załamywanie rąk. Z szacunku dla moich dzieci, najbliższych i siebie samej”. Dotarło do mnie, że wcale nie jestem skazana na życie w samotności. Przecież jestem dobrym człowiekiem, pragnącym tylko przeżyć życie z godnością i miłością.”(Aurelia)
„Napełnienie serca miłością do samej siebie. Tego mam o wiele za mało.”(Jowita)
„Nosiłam w sobie sporo swoich i nie swoich win”(Ewa)
„Mój pociąg często jechał albo stawał bez mojej zgody i wiedzy. Decydowali o tym inni. Ja miałam tylko przytakiwać i zacisnąwszy usta i pięści, starać się, żeby tylko było dobrze. Lecz komu? Na pewno nie mnie. A przecież przez długi czas na to pozwalałam. W pewnym momencie zrobił się taki chaos, że mój pociąg się wykoleił. Długo zeszło na naprawę i renowację zarówno pociągu jak i torów. Za to teraz jedzie bez większych problemów, a gdy się pojawiają, szybko je rozwiązuję. Mój pociąg jest przestronny i radosny, otwarty na nowe doznania, pełen optymizmu i nadziei.” (Ania)
„Do mojego pociągu wsiadają nowi ludzie, inni wysiadają, ale to ja jestem maszynistą, kierownikiem i konduktorem tego składu. To ja ustalam emocjonalną trasę, którą chcę podążać.”(Dorota)
„To nie od liczby pasażerów, którzy dosiadają się na kolejnych stacjach, zależy jakość naszej podróży. Ważny jest bagaż, który zabieramy ze sobą, spokój ducha, by nie bać się kolejnych przystanków, dobry wzrok i otwarte okna.”(Joanna)
Wybrane cytaty mówią nie tylko o autorkach ale przede wszystkim o tym, co zawiera książka zatytułowana „(Bez)ludna wyspa”. Miejsce, w którym snute są opowieści, to nie samotny skrawek lądu otoczony bezkresem wody. Ta wyspa tętni życiem, jest ono czasami naznaczone bólem i cierpieniem, czasami odbudowane ze zgliszczy, ale jest. Jak napisała Joasia „Cieszmy się życiem. Mamy je jedno” .
Z ogromną przyjemnością poznałam te kobiety i mam nadzieję, że Ich życie teraz będzie takie jakie same chcą by było. Polecam zarówno kobietom jak i mężczyznom tę niepozorną książeczkę, która ma w sobie moc dawania nadziei, że najgorsze chwile też mijają, że choroba choć jest uciążliwością nie jest wyrokiem.
Dziekuję autorce i Jej towarzyszkom, za chwile wzruszeń, refleksji, optymizmu i uśmiechu. Oby Wasze marzenia o dalszym ciągu "magicznych chwil" spełniły się już wkrótce.
„Daj światu swoje piękno
pomimo
że ktoś może uważać inaczej
Znajdź oczy
w których zobaczysz
siebie w całym majestacie
piękna i mądrości
W inne nie warto zaglądać
wierz mi”
(Gabriela Kotas 8.03.2017)