Omówienie lektur klas I-III było prawdziwą przyjemnością i sprawiło wiele frajdy. Co prawda żal mi się zrobiło wierszyka Władysława Bełzy „Katechizm polskiego dziecka”:
Kto ty jesteś?
Polak mały
Jaki znak Twój?
Orzeł biały.
…..
bo był chyba jednym z pierwszych spotkań z poezją i niezapomnianą lekcją patriotyzmu. Zastąpiono go „Rotą” Marii Konopnickiej i to dobrze(choć i ona w ostatnim czasie wywołała burzę w mediach). Dzieci nie przeczytają „O sierotce Marysi i krasnoludkach”, ani „Naszej szkapy”, więc niechaj chociaż z „Roty” wiedzą, że był ktoś taki jak Maria Konopnicka.
W czasach PRL-u dla każdej klasy sporządzano indywidualne listy lektur obowiązkowych i uzupełniających. Dawniej utwory poetyckie omawiało się na lekcjach języka polskiego, bo w najprostszy sposób charakteryzowały twórczość danego pisarza czy omawianej epoki. Listę lektur stanowiły powieści, a uzupełniały je nowele i opowiadania. Nie twierdzę, że wszystkie zalecane lektury były przez uczniów czytane, ale znajomość lektur obowiązkowych sprawdzano bądź wywołując do odpowiedzi ustnych, bądź zadając prace domowe w formie wypracowań. Nawet jeżeli uczniowie korzystali ze streszczeń i opracowań(np. „Biblioteki analiz literackich”), to znali całą treść danej lektury. Czy dzisiaj gdy wymagane są tylko fragmenty, wybrane zostaną te które to zagwarantują? Właśnie owe fragmenty sprawiły, że się zirytowałam i wpadłam na pomysł postu o lekturach. Kiedy przystąpiłam do pisania, zadanie wydawało się łatwe. Ściągnęłam z interetu wykazy lektur dla klas IV-VI i VII-VIII, żeby je przeanalizować. Największym problemem okazał się brak wiedzy na temat tego jaki program z języka polskiego jest przerabiany. Drugim zaskoczeniem było, że lista lektur uzupełniających w klasach VII-VIII była taka sama jak dla wcześniejszych. Dłuższą chwilę myślałam, że coś źle ściągnęłam ze strony, potem jednak doszłam do wniosku, że jest ona tak długa(54 pozycje), bo dotyczy wszystkich klas starszych.
Na każdą listę lektur tych dwóch poziomów(IV-VI i VII-VIII) składają się: lektury obowiązkowe, drobne utwory literackie poznawane w całości, takie poznawane we fragmentach oraz utwory poetyckie i wspomniane już lektury uzupełniające. W klasach IV - VI obowiązuje zatem 5 pozycji obszerniejszych, 7 krótkich i po 2 pozycje w każdym roku szkolnym z listy uzupełniającej.
Jan Brzechwa „Akademia Pana Kleksa”(wyd.1946)
Ferenc Molnar Chłopcy z Placu Broni”(1907)
John Ronald Reuel Tolkien „Hobbit, czyli tam i z powrotem”(wyd.1937)
Janusz Christa „Kajko i Kokosz. Szkoła latania”(1972)
Clive Staples Lewis „Opowieści z Narnii. Lew, czarownica i stara szafa”( wyd.1950)
Ponieważ
wszystkie wyżej wymienione książki są współczesne, to zostały
uzupełnione krótkimi utworami z różnych okresów literackich,
począwszy od „Biblii”, przez mity greckie, podania i legendy
polskie, baśnie polskie i europejskie, bajki Krasickiego, „Pana
Tadeusza” i wybrane wiersze: Jana Brzechwy,
Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Anny Kamieńskiej, Joanny
Kulmowej, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Leopolda Staffa,
Juliana Tuwima, Jana Twardowskiego, oraz pieśni patriotyczne (w tym
Rota Marii Konopnickiej). W grupie tej znalazł się także
„Mikołajek”(wybór opowiadań) R. Gościnnego i J.J.Sempe.
Z bogatej listy lektur uzupełniających, zainteresowałam się pisarzami działającymi obecnie, uznając literaturę obowiązkową za klasyczną.
Dla zabawy ułożyłam własną listę lektur dla klasy IV, a wyglądałaby ona tak:
1.Jan Brzechwa „Akademia Pana Kleksa”
2. Janusz Christa "Kajko i Kokosz. Szkoła latania"
3. Maria Konopnicka "Rota"
4. Józef Wybicki "Mazurek Dąbrowskiego"
5. Wybrane mity greckie(o Prometeuszu, o Syzyfie, o Demeter i Korze, o Dedalu i Ikarze, o Heraklesie, o Tezeuszu i Ariadnie)
6. Barbara Kosmowska "Pozłacana rybka"
7. Nazywam się...(Jan Paweł II, Mikołaj Kopernik, Maria Skłodowska-Curie)
Książki J. Bednarek "Dom nr 5" i Ewy Nowak Pajączek na rowerze" zaleciłabym dla klasy V, a P.Beręsowicza "Wszystkie lajki Marczuka" oraz E. Karaś "Rzeka" klasom VI. Ich objętość liczy od 120 do 180 stron, więc nie są to pozycje grube.
W klasach VII-VIII lista lektur obowiązkowych wygląda tak:
Juliusz Słowacki "Balladyna”
Adam Mickiewicz „Dziady cz.II”
Aleksander Kamiński „Kamienie na szaniec”
Antoine de Saint-Exupéry „Mały Książę”
Charles Dickens „Opowieść wigilijna”
Aleksander Fredro „Zemsta”.
Zastanawiałam się czy „Mały Książę” nie powinien być poznany już w klasie VI. Książka określana jest „baśnią filozoficzną dla dzieci i dorosłych”. Znam kilkoro ludzi, którzy czytali tę książkę jako dzieci, ale wracali do lektury jako dorośli. Osobiście uważam, że zamiast „Dziadów”(których wszystkie części należałoby poznawać w liceum) w powyższym zestawie powinien znaleźć się „Pan Tadeusz” w całości. Epopeja narodowa Adama Mickiewicza, to dzieło pisane wierszem, więc czyta się szybko. Poznawanie go na wyrywki, to jak lizanie cukierka przez papierek. Niby które fragmenty czytano by w klasach IV-VI? Inwokację i te księgi, których nie wymieniono dla klas starszych? Nie wymagam żeby nakazywano wyuczenia się Inwokacji na pamięć(jak to było za moich czasów), ale należyte zrozumienie nie tylko treści, ale przede wszystkim przesłania, jakie w sobie zawiera, wymaga nie dzielenia na fragmenty.
W kategorii "utworów krótkich" znalazło się 9 pozycji: H. Sienkiewicz("Latarnik" i "Quo vadis"-obie we fragmentach), A. Mickiewicz("Reduta Ordona", "Świtezianka", "Pan Tadeusz"-ks.I,II,IV, X-XII), S.Żeromski("Syzyfowe prace" we fragmentach), J.Kochanowski(wybrana pieśń, wybór fraszek, "Treny" VII i VIII), wybrane wiersze poetów wskazanych w klasach IV-VI oraz wiersze: K.K.Baczyńskiego, Z. Herberta, B. Leśmiana, Cz.Miłosza, T. Różewicza, W. Szymborskiej, a także aforyzmy S.J. Leca.
Jako uczennica wolałam książki Sienkiewicza od prozy Żeromskiego, która działała na mnie dołująco. Sienkiewicz zawsze był za Reymontem, a ten z kolei za B. Prusem. . Jednak opowiadanie „Latarnik”(raptem 9 stron) wzruszył mnie i nie rozumiem dlaczego zalecany jest we fragmentach. Podobnie jak „Quo vadis”, chociaż wolałabym przeczytać w całości opowiadanie o tęsknocie za ojczyzną Polaka emigranta niż 470 stron o historii miłości z czasów Nerona. Wyjątkowo nie mam nic przeciwko „Syzyfowym pracom” poznawanym we fragmentach.
Jeżeli z listy 54 książek lektur uzupełniających wykreślimy 6 zalecanych w klasach IV-VI, to dla dwóch ostatnich zostaje 48 tytułów, przy czym w tych klasach obowiązuje co najmniej jedna pozycja(a nie dwie). To sprawia, że wiele tytułów i ich autorów może być całkowicie pominiętych. Ponieważ wybór lektury zależy od nauczyciela, należy zadać i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy pedagog ma wytyczne z MEN które utwory preferować, czy faktycznie o wyborze decydują na przykład prywatne upodobania wybierającego? Według mnie jeżeli klasa liczy około 30 uczniów, każdy z nich powinien dodatkowo przeczytać jedną książkę i na lekcji przedstawić ją koleżankom i kolegom. Na liście są bowiem autorzy polscy jak i obcy, a i proponowane tytuły należą do różnego rodzaju powieści. Są utwory zaliczane już do klasyki jak i bardzo współczesne i mogą zainteresować zarówno dziewczyny jak i chłopaków.
Mam mieszane uczucia, co do takich pozycji jak: M.Białoszewski "Pamiętnik z powstania warszawskiego"(dawniej chyba lektura uzupełniająca w I klasie liceum)., K. Lanckorońska "Wspomnienia wojenne 22 IX 1939 -5 IV 1945", Melchior Wańkowicz "Bitwa o Monte Cassino", choć zalecane tylko we fragmentach. Jak najbardziej jestem za tym, żeby młodzież poznawała literaturę odnoszącą się do II Wojny Światowej, ale może na początek poprzez poezję: W. Broniewski "Bagnet na broń", "Żołnierz polski", K.I. Gałczyński "Pieśń o żołnierzach z Westerplatte"(być może znana już w klasach wcześniejszych), Antoni Słonimski "Alarm", Feliks Konarski "Czerwone maki na Monte Cassino"(znany jako pieśń z muzyką Alfreda Schütza). To co zastanawia, to fakt, że W. Broniewski, A.Słonimski(chyba, że zostaną uwzględnieni w pozycji : inne utwory literackie i teksty kultury, w tym wiersze poetów współczesnych i reportaże), pozytywista Adam Asnyk, czy autorka „Nocy i dni” Maria Dąbrowska, nie figurują na żadnej liście lektur szkolnych. Czym sobie zasłużyli na zapomnienie?
Jeżeli umieściłam na przykładowej liście dla klas IV „Rotę” i „Mazurek Dąbrowskiego” jako wzory utworów patriotycznych, to nie mogę oprzeć się pokusie by nie zacytować czterowiersza, znanego z twórczości Mikołaja Reja. Wszak nie na próżno zwanego „ojcem literatury polskiej”
„A niechaj narodowie
wżdy postronni znają,
iż Polacy nie gęsi,
iż swój język mają”
Moje młode lata przypadały na bardzo ciekawy okres, polscy reżyserzy sięgali po lektury szkolne, by przenieść je na ekran. Szkoły organizowały zbiorowe wyjścia do kina i w ten sposób obejrzałam „Wesele”(1972) i „Chłopów”. Inaczej odbiera się filmy widziane na dużym ekranie niż w telewizji. Niestety „Ziemię obiecaną”(1974), „Noce i dnie” (1975) i „Nad Niemnem” widziałam już tylko na szklanym ekranie. Urodzeni i wyedukowani w latach 1945-89 mieli do dyspozycji książki(choć nie wszyscy polscy autorzy byli lubiani przez ówczesną władzę, a autorzy zagraniczni zaliczali się do klasyki literatury), filmy i spektakle poniedziałkowego teatru telewizji. Dzisiaj dzieci i młodzież oprócz książek papierowych wielu autorów, mają ebooki, audiobooki i internet. Mogą być bardziej wyedukowani i oczytani niż ich dziadkowie i rodzice. Autorzy tegorocznej listy lektur starają się zachować równowagę między klasyką a literaturą współczesną polską i obcą, co bardzo cieszy.
Pisząc ten post, przekonałam się jak bardzo jestem staroświecka. Świat i ludzie się zmieniają, a wraz z nimi ich literaccy bohaterowie. Moich zastąpili komiksowi idole syna: Batman, Spaider-Man, Superman, Wojownicze Żółwie Ninja. Ich wyparli bohaterowie książek J.R.R Tolkiena, C.S Lewisa, S. Meyer, J.K.Rowling. Niemniej jednak wszyscy bohaterzy powinni odznaczać się: prawdomównością, odwagą(czasami cichą jak Janusz Korczak, Maksymilian Kolbe, Jerzy Popiełuszko), szacunkiem dla starszych i słabszych, tolerancją dla inaczej myślących lub wyglądających.
Osoby odwiedzające mój blog, są oczytani bardziej ode mnie i mam tego świadomość. Świadczą o tym książki, które polecają na swoich blogach. Mają także swoje typy, co do książek, które powinien znać młody Polak, kończący edukację w wieku lat 18(chociaż ten post dotyczy tylko młodzieży do lat 15).
Przyznam, że się trochę uśmiechnęłam czytając "Ponieważ wszystkie wyżej wymienione książki są współczesne". No raczej jest to klasyka, współczesnych książek w lekturach prawie nie ma (niestety). "Pamiętnik z powstania warszawskiego" powinien być lekturą obowiązkową (jest świetna wersja muzyczna tego tekstu). Bardzo ważna pozycja szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy młodzież zna wojnę tylko z filmów i znowu mamy pokolenie, któremu się wydaje, że weźmie broń, pójdzie zabić i wróci.
OdpowiedzUsuńFajnie jest wiedzieć, że moje posty bawią i wywołują uśmiech. Niechaj towarzyszy Ci on na co dzień. "Współczesny-występujący, żyjący w tym samym czasie, w którym żyje mówiący lub ten o kim mowa" (Słownik języka polskiego). Nie bez przyczyny podałam przy tytułach rok napisania lub wydania utworu. Dla mnie literatura XX wieku jest współczesną. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
UsuńWitaj jesienną szarugą Iwonko
OdpowiedzUsuńNie jestem bardziej oczytana od Ciebie, chociaż czasem piszę o książkach. Pewnie różnimy się w swoich gustach.
Ale tak, popieram pomysł z Broniewskim, Gałczyńskim, Słomińskim.... Asnyk i Dąbrowska nie zasłużyli sobie na zapomnienie.
i u mnie Sienkiewicz był za Reymontem, a ten z kolei za Prusem. Nowele Sienkiewicza nie tylko mnie wzruszały, ale i wywoływały duży smutek...
Swoją opowieścią przywiałaś wspomnienia. Też jestem staroświecka. Nie jesteś w tym sama.
Pozdrawiam szumem deszczu
Jakże nudne byłoby życie, gdyby wszyscy lubili(podobałoby się) to samo. Miło jest wiedzieć, że są ludzie, którzy też kochają literaturę, szczególnie ojczystą. Ja próbuję nie zauważać szarugi i słyszeć deszczu. Wolę mniej ostre, ale jednak świecące słońce, tak jak to, ma miejsce dzisiaj. Uściski przesyła, do zobaczenia przy kolejnych postach.
UsuńTeż uważam , że Latarnik powinien być czytany w całości, co tu skracać?
OdpowiedzUsuńMazurka Dąbrowskiego dzieci poznają już w przedszkolu, więc zostaje jedynie kontekst historyczny.
Dobry polonista potrafi z każdej lektury i bohatera wydobyć pożądane wartości, ważne by literatura była chętnie czytana i przemawiała do wyobraźni.
jotka
Wyobraźnia, to dziwna umiejętność w naszym mózgu- nie zawsze pomaga nam polubić bohatera, ale jesteśmy zdziwieni, co dzieci potrafią wymyśleć w codziennym życiu. Całkowicie się z Tobą zgadzam, że rola polonisty w polubieniu każdej książki, nawet tej czytanej przymusowo, jest ogromna. Miałam to szczęście, że zarówno w podstawówce(kiedy rozbudzono moją miłość do książek) jak i w liceum(gdy wspierano mnie przy wyborze kierunku dalszej nauki), miałam świetnych polonistów, z sympatią i rozrzewnieniem wspominanym do dziś. Uściski.
UsuńMam zupełnie inne zdanie na temat lektur szkolnych. Marzy mi się, żeby na semestr była przewidziana jedna lektura. Nie po to, żeby wyróżnić jej treść, ale żeby nauczyć dzieci, kawałek po kawałku, czytać ze zrozumieniem. Jeśli będą wiedziały na co zwracać uwagę, same dobiorą sobie w przyszłości książki do czytania. Nie wszyscy muszą być polonistami, ale każde z nich zasługuje na szansę bycia czytelnikiem. Torturowanie dziecka PRZYMUSEM czytania jest prostą drogą do obrzydzenia mu go.
OdpowiedzUsuńZawsze dużo czytałam, choć akurat lektur niewiele :) Tak na dobrą sprawę żadnej nie pamiętam. Pan Tadeusz był/jest/będzie dla mnie nie do przebrnięcia. Jak zresztą cały Mickiewicz. Co innego C.K.Norwid, ale jego akurat było w programie, jak na lekarstwo. Mimo to maturę z polskiego zdałam na 5.
Teraz modny jest trend, by dziecku czytać od pierwszych chwil życia. Co z tego, że rodzic przeczyta dziecku na dobranoc bajeczkę, kiedy tak naprawdę robi to, po to aby ono jak najszybciej zasnęło. Rzadko kiedy czytamy dziecku i rozmawiamy o tym, czego z danej bajki się dowiedziało. Dziecko idące do szkoły już powinno umieć rozumieć przeczytaną treść. Rodzic ma jedno lub dwoje dzieci, nauczyciel 30-tu. Chociaż zgadzam się, że o tym jak dany utwór zostanie przedstawiony przez nauczyciela, ma duży wpływ na podejście do niego dziecka. Miłośniczką Mickiewicza była moja matka, dlatego ja nie mogłam nie znać Jego twórczości, chociaż z Romantyków wolałam Słowackiego. Norwid, zwany czwartym wieszczem, to najlepszy przykład jak geniusz może być niezrozumiany przez współczesnych sobie. Dziękuję, za bardzo ciekawy komentarz i pozdrawiam.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNie wszystkie lektury szkolne przeczytałam i nie nadrobiłam tego do dziś. Jeśli książka nie wciągnie tak, żeby upajać się nią z latarką pod kołdrą i przy jedzeniu, to żadna siła nie zmusi do przeczytania, choćby typowanie lektur było jak najlepsze.
Pozdrawiam serdecznie.
W pełni zgadzam się z Tobą. Lektury szkolne zaliczyłam, bo tego dopilnowała moja matka nauczycielka. Jednak nie nadrobiłam lektury wielu innych książek, które obiecywałam sobie przeczytać. Życie jest za krótkie, a książek tak wiele. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńO, Tak! Nie wystarczy życia na przeczytanie wszystkich książek. Trzeba więc wybierać i dobierać, aby nie tracić czasu na "byle co". Tego "byle co" jest bardzo dużo obecnie. Kiedyś wszyscy czytali, a teraz wszyscy piszą.
UsuńW szkole byłam znana z tego że oprócz lektur obowiązkowych czytam także te których nie powinno się czytać. Nie zaszkodziło mi to wcale a myślę że poszerzyło moje horyzonty
OdpowiedzUsuńWięc może nie powinno się młodzieży niczego narzucać?
Stokrotka
Mówi się "mieć młode lata, a mądrość starca". Od najmłodszych lat uczymy dzieci mówić "przepraszam, dziękuję, proszę", narzucając sposób zachowania się. Nie narzucając młodzieży pewnych rzeczy(w tym czytania np. lektur) doprowadzilibyśmy do anarchii. Bezstresowe wychowanie jest najlepszym tego przykładem. Też oprócz lektur czytałam książki, które podbierałam matce(nie zawsze dobre w określonym wieku) i jak zauważyłaś nie zaszkodziło to naszemu rozwojowi. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńAle solidnie popracowałaś nad tym tekstem! Gratuluję i podziwiam. Miło przypomnieć sobie szkolne lektury. Dla mnie czytanie lektur nigdy nie było problemem, czytałam z chęcią. Miałam swoje ulubione pozycje, do których wracałam po "przerobieniu" na lekcjach.
OdpowiedzUsuńMiałam świetną nauczycielkę, która umiała wytworzyć odpowiednią dla utworu atmosferę i malować tło historyczne. Tak to jakoś robiła, że losami bohaterów żyliśmy nie tylko na lekcjach, ale i w luźnych rozmowach po lekcjach przerzucając się cytatami, które były obowiązkowo uczone na pamięć. Większość tych cytatów pamiętam do dziś:)
Dziękuję za pochwałę tekstu. Zachęca ona do dalszej pracy nad postami, chociaż już chyba nie nad lekturami, bo tu temat wygląda na omówiony. Uważam, że miałam doskonałych polonistów, ale opisana przez Ciebie nauczycielka chyba ich przebiła. My musieliśmy pisać wypracowania na temat lektur, ale nie pamiętam żebyśmy uczyli się na pamięć cytatów(poza Inwokacją). Dziękuję za bardzo ciekawy komentarz i przesyłam uściski.
UsuńTak z ręką na sercu -czytałam sama od piątego roku życia i nie da się ukryć, że najczęściej z pozycji dla dzieci to był "Świerszczyk" a z książek to na początek były w domu libretta oper i operetek, a moją ulubioną pozycją był ilustrowany podręcznik "Choroby zakaźne" no i nawet załapałam "Krzyżaków", ale wtedy to już chodziłam do II klasy. Nawet się popłakałam. A w kwestii lektur szkolnych - wszystkie były jak dla mnie do kitu. A tego "Katechizmu" Bełzy nigdy się nie uczyłam i nikt tego od nas nie wymagał w szkole, pani Konopnickiej nie trawiłam. Za to będąc w II klasie przeczytałam książkę "Ditta", pana Andersena Nixo, która na pewno nie była lekturą dla dzieci . Ja tylko gazet codziennych nie czytałam. Po prostu podczytywałam książki, które aktualnie czytał mój dziadek, ale nie lubiłam gazet - wyjątek to były felietony Wiecha. Ale zupełnie nie mogłam pojąć jak dziadka mogła interesować książka "Na zachodzie bez zmian". W moim odczuciu to była strasznie nudna. W ogóle to szalenie dużo czytałam i to mi zostało do dziś. Moi wnukowie też zostali zakażeni namiętnym czytaniem - ich rodzice też nałogowcy w tej materii. Wiesz- ja jestem rocznik 43 i pierwsze lata po wojnie kiepsko było z książkami. Do szkoły poszłam jako 6-latka. Tak naprawdę to najważniejsze by dzieci chciały czytać a nie oglądać tylko ruchome obrazki. Serdeczności ślę;)
OdpowiedzUsuńanabell
Zanim sięgnęłam po "Świerszczyk", zaliczyłam "Misia". U mnie czytano "Przekrój", "Panoramę" i kilka innych gazet. Książką, którą skrytykowała moja matka było G.Grassa "Blaszany bębenek", dlatego ja jej nie przeczytałam. Poruszyłaś bardzo ważny temat, jeżeli dorośli dają przykład dzieciom i wnukom, że warto czytać, to bardzo często i dla nich staje się to, nawykiem. Dziękuję za obszerny i szalenie interesujący komentarz. Życzę wielu lat w zdrowiu, z ciekawą lekturą na szafce nocnej. Serdeczności odwzajemniam.
UsuńMówię o sobie: polonistka z odzysku, bo te studia skończyłam dawno temu jako podyplomowe (podobnie jak edukację wczesnoszkolną - tak a propos poprzedniego postu). Byłabym chyba złą polonistką (chyba bardziej się sprawdzam jako mama polonistki), bo wszystko robiłabym po swojemu aż by wywalili z roboty. :D Byłoby na pewno mnóstwo teatru, filmu i poezji. I dużo książek w każdej postaci, nawet komiksów.
OdpowiedzUsuńCo do Żeromskiego - nigdy nie pojmę jego fenomenu.
Uściski i serdeczności!
Błąd naszego szkolnictwa polega właśnie na tym, że w nauczycielach zabija się indywidualizm(robienie wszystkiego po swojemu), a narzuca się sztampowe, zgodne z "podstawą programową" realizowanie programu. Jak napisałam w tekście za prozą Żeromskiego nie przepadałam, choć w klasie 4-tej liceum pisałam na Jego temat jakąś pracę.
UsuńWitaj, Iwono.
OdpowiedzUsuńNależałam do dzieci drukożerczych, czytałam wszystko, co wpadło mi w ręce, a że domowa biblioteka była dość obszerna - trochę książek przeczytałam:) Wśród nich większość lektur, a dowiadywałam się, że to lektury, gdy polonistka przedstawiała listę.
Uważam, że czytanie klasyków jest niezbędne, by zachować tożsamość narodową. Poczucie przynależności jest niezwykle ważne, ponieważ pozwala nabrać szacunku nie tylko do własnej, ale także do innych, odmiennych kulturowo nacji.
Osobiście nie zamykałabym listy lektur na pozycjach dwudziestowiecznych, bo w czasie ostatniego ćwierćwiecza pojawiło się wiele interesujących utworów, ale gdyby ktoś zażyczył sobie, bym to ja taki spis stworzyła - chyba nie potrafiłabym:) Zbyt wiele wartościowych dzieł powstało, bym umiała wybrać.
Jak zawsze pełna podziwu dla Twoich dociekliwości i rzetelności w podejściu do tematu - pozdrawiam:)
Dziękuję za wspaniały komentarz. Do dziś mam wyrzuty sumienia, że jak na tak długie życie przeczytałam za mało. Cieszę się, że za moich młodych lat lista lektur była taka, bo dzięki temu poznałam wielu autorów, których mogłabym pominąć, gdybym kierowała się tylko własnymi gustami. Na temat pisarzy literatury dziecięcej ostatniego ćwierćwiecza wiem niestety niewiele, ale zwróciłam uwagę na tych 13 autorów, których lista uzupełniająca uwzględnia. Serdecznie pozdrawiam.
UsuńIwonko,
OdpowiedzUsuńbrawo za pomysł, doceniam Twoją pracowitość przy lekturach.
Według mnie, minister oświaty powinien mieć młodych doradców, bo świat się zmienia, a młodzi nie chcą i nie będą uczyli się rzeczy, które w życiu nie będą potrzebne lub nie interesują uczniów. Nagromadzono mnóstwo materiału, zbędnego tylko po to, by zakuć i zapomnieć. Narzekamy, że młodzi nie czytają, a potem dajemy furę lektur, które młody nie trawi, przecież nie jest i nie każdy będzie polonistą. Szkoła zniechęca, a nie zachęca do czytania, niestety, między innymi przez przeładowaną podstawę programową.
Serdeczności
Jak wybrać te rzeczy, które mogą nam w życiu być potrzebne? Młodzi spędzają wiele godzin nad grami komputerowymi, w których w przeważającej mierze dominuje przemoc. Możliwość nagrywania filmików telefonem, wykorzystują do ośmieszania i poniżania słabszych, biedniejszych, a co najgorsze wielokrotnie mądrzejszych od siebie, bo wiedza nie jest cenną wartością i umiejętnością. Nie chodzi o to, żeby każdy był polonistą, ale Ci żyjący pod zaborami, wiedzieli jak ciężko było być Polakiem, więc my żyjący w wolnym kraju powinniśmy też to wiedzieć, a tego uczyli od Odrodzenia po Powstanie Warszawskie. Niestety nie mamy szczęścia do mądrych pedagogów takich jak :Konrad Prószyński, Janusz Korczak i wielu innych, o których nie wiem, bo ciągle za mało czytam. Uściski.
UsuńLektury to mój konik i coś czym się wciąż zajmuję, ale nie zamierzam tworzyć własnego kanonu lektur, co jednak nie przeszkadza mi w paru przynajmniej miejscach poddać krytyce pomysły ministerstwa. Skandale jest dla mnie obowiązek czytania "połowy"(sześciu) ksiąg "Pana Tadeusza. O ile mnie pamięć nie myli, to nawet w mrocznych czasach stalinowskich należało przeczytać "całego" "Pana Tadeusza". Za parę lat okaże się, że maturzysta nie musi znać tej epopei, bo przecież nie ma tej lektury w szkole średniej. Alternatywą będzie więc jaki Kojko i Kokosz oraz Hobbit. Niezrozumiałym jest brak "Nocy i dni" czy z przyczyn politycznych skreślonej powieści Andrzejewskiego "Popiół i diament" . Osobiście wyrzuciłbym do kosza "Quo vadis", gdyż powieść ta jest jednym wielkim kłamstwem, co jest zresztą typowe dla powieści historycznych Sienkiewicza, może z wyjątkiem "Krzyżaków", no ale skoro na liście lektur jest powieść fantasy o Hobbicie, to może w tych samych kategoriach należy traktować powieść o złym Neronie i dobrym Winicjuszu. Mógłbym tak pisać godzinami, ale w końcu czasami człowiekowi potrzebny jest sen. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIlekroć wchodzę na Twój blog, to podziwiam wyszczególnione na nim przeczytane dzieła. W starszych klasach szkoły podstawowej byłam częstym gościem w bibliotece i wtedy czytywałam książki podsuwane przez bibliotekarkę. W liceum orłem nie byłam i dużo czasu zajmowała mi nauka, ale czasami podbierałam książki czytane przez matkę. Osobiście wolę "Pożegnanie z bronią" Hemingway'a niż "Stary człowiek i morze". Za głupotę uważam wykreślanie z lektur pisarzy rosyjskich(wyjątek "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego), tylko dlatego, że toczy się wojna na Ukrainie. Wspomniany przez Ciebie "Popiół i diament" jest jedną z najlepszych powieści mówiących o młodym pokoleniu Polaków, którzy przeżyli koszmar wojny.
UsuńDziękuję za odwiedziny(po dłuższej przerwie) i komentarz. Ukłony.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW szkole czytałam wszystkie lektury z przymusu i prawdę powiedziawszy, niewiele z nich wyciągnęłam. Sporo rzeczy było dla mnie niezrozumiałych, albo po prostu nudnych. Sama zaś chętnie sięgałam po literaturę bardziej rozrywkową. Zaczytywałam się w fantastycznych i przygodowych światach. Później zaczęłam sięgać po lektury jeszcze raz, wynosząc z nich znacznie więcej. Nawet z tytułów przeznaczonych dla tych najmłodszych.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że dobrze jest wprowadzać trochę współczesnej literatury do szkół i zapoznawać się tylko z fragmentami klasyków. Zaznajomić z nimi młodzież i rozpalić miłość do czytania, wtedy sami chętnie po nie sięgną :).
Ten post powstał właśnie dlatego, że jestem przeciwniczką czytania klasyków we fragmentach. To co przymusowe, budzi sprzeciw, szczególnie u młodzieży. W powyższych komentarzach pokazano jak wielką rolę odgrywa polonista pasjonat. Rozpalenie miłości do czytania jest najtrudniejsze, nie potrafią tego zrobić rodzice i niektórzy nauczyciele. Dziękuję za komentarz i odwiedziny. Pozdrawiam Pracownię Kotołaka.
UsuńPoloniści łatwego życia nie mają...Pierwsze wyzwanie ?? Przekonać do czytania...;o)
OdpowiedzUsuńKilka lat temu usiłowałam czytać "Sierotkę Marysię" - nie da się...Słownictwo jest już na tyle archaiczne, że co drugie słowo trzeba tłumaczyć...;o)
"Sierotki..." nie czytałam od dzieciństwa, a samą Konopnicką "znienawidziłam" kiedy wrocławska poetka Salomea Kapuścińska o moich pierwszych próbach poetyckich powiedziała, że są podobne do wierszy właśnie Konopnickiej. Dzięki tym postom o lekturach, przekonałam się, że obecnie piszący dla dzieci, doskonale mogą zastąpić tych znanych z naszego dzieciństwa. Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
UsuńIwonko, bardzo ciekawy post. Podziwiam Twoje przygotowanie, znajomość lektur i w ogóle chęć zmierzenia się z tym tematem.
OdpowiedzUsuńJa jestem z tych czytających, aczkolwiek niektóre lektury dopiero dziś nadrabiam, a do niektórych z kolei wracam po raz enty. Pamiętam, że uwielbiałam "Lalkę" i "Zbrodnię i karę" i do dziś lubię. Z kolei z "Mistrzem i Małgorzatą" mam dziwną relację. ;)
Trylogia troszkę nużyła mnie długimi opisami, choć kunszt doceniam.
Natomiast współczesne dzieci mają coraz większą trudność ze skupieniem uwagi na dłuższym tekście, więc może stąd tendencja czytania fragmentów?
Może ministerstwo zakłada, że lepszy fragment niż nic? Albo liczy, że fragment pobudzi ochotę na lekturę całości? Nie wiem.
Jako ciekawostkę powiem Ci, że w Holandii w podstawówce nie ma lektur obowiązkowych, aczkolwiek dzieci codziennie czytają książki, które sami sobie wyszukują w szkolnej bibliotece. U każdego taka książka leży w szufladzie przy stoliku i w wyznaczonym czasie każdy czyta swoją książkę albo jak skończy wcześniej jakieś zadanie np. z matematyki, to może też sięgnąć po swoją książkę i czytać w czasie, jak inne dzieci jeszcze pracują. Na początku brak kanonu lektur mnie zszokował, teraz już się przyzwyczaiłam, że tak jest. Wiele książek z tzw. klasyki holenderskiej jest przeredagowanych pod kątem współczesnego języka dzieci, na pewno Holendrzy uwspółcześniliby taką "Sierotkę Marysię". Nie wiem, czy to jest do końca dobre, choć dla dzieci wygodne.