niedziela, 8 maja 2016

NIESPODZIANKA

                                                 
   W jednym z postów wspomniałam o swojej sąsiadce, która miała szczęśliwą rękę do kwiatów. Od października zeszłego roku inni lokatorzy o nią pytali, ale nie umiałam powiedzieć, co się z nią dzieje. Szczerze powiedziawszy, podejrzewałam że umarła, bo wiekiem była zbliżona do moich rodziców. Jednak dwa tygodnie temu, moja suczka Masza ujadała przez dłuższy czas, denerwując mnie tym okropnie. Wyjrzałam za drzwi i okazało się, że w mieszkaniu pani Heleny wielki ruch. Syn z synową, wynosili meble i porządkowali rzeczy. Okazało się, że sąsiadka żyje i ma się dobrze, choć brak jej apetytu. Osobiście uważam, że brak jej chęci do życia ale tego nie powiedziałam jej dzieciom, bo mogliby pomyśleć, że to fakt zabrania jej do siebie tak na nią wpłynął. Mówi się, że starych drzew się nie przesadza, ale są takie sytuacje, że nie ma innego wyjścia. Od śmierci swojego drugiego syna(mąż zmarł dużo wcześniej), kobieta mieszkała sama i zaczęła mieć poważne problemy ze zdrowiem. Jak rozmawiałam z nią w lecie zeszłego roku, to była bardzo chuda i miała problem z nogami, wspomagała się szwedką. Pewnego dnia rodzina znalazła ją nieprzytomną na podłodze i stąd decyzja o wspólnym zamieszkaniu. Kiedy okazało się, że pochowałam panią Helenę przedwcześnie, to przekazałam pozdrowienia i życzenia wielu lat życia. Oczywiście zapytałam o jej kwiaty, będąc gotową przejąć je gdyby w nowym mieszkaniu nie było dla nich miejsca. Niestety ku mojemu wielkiemu żalowi, okazało się, że rodzina zatroskana zdrowiem matki, nie miała głowy myśleć o kwiatach i wszystkie uschły. Zapytałam także o księgozbiór, który był dość bogaty, bo mąż pani Heleny był bibliotekarzem, dyrektorem biblioteki, w której miałam zaszczyt pracować 37 lat temu.
    Szczególnie interesowała mnie 13-tomowa „Wielka encyklopedia powszechna”. Identyczną mieli moi rodzice ale siostra po śmieci matki pozbyła się jej jak i całego po nich księgozbioru. W sobotę 7 maja wyrwał mnie z drzemki dzwonek do drzwi i ujadanie moich psów. Nie byłam jednak w stanie się podnieść, by sprawdzić kto się dobija. Dopiero wieczorem, gdy syn przyszedł wyprowadzić psy, okazało się, że pod drzwiami leży owa encyklopedia, kupnem której byłam zainteresowana. Bardzo się ucieszyłam, że synowa pani Heleny pamiętała o mojej propozycji. Teraz muszę czuwać, kiedy znów będą w mieszkaniu, żeby zapytać o cenę jaką chcieliby za tę pozycję. Mam nadzieję, że będzie ona w granicach moich możliwości finansowych, choć mój syn twierdzi, że pozostawienie książek pod drzwiami świadczy o tym, iż przekazali je, nie myśląc o finansowym zysku. Tak czy inaczej dzięki takiemu prezentowi, sobotę mogę uznać, za bardzo udany dzień.
    Na zegarze godzina 5-ta, za oknem zrobiło się jasno. Nie chce mi się spać, więc po skończeniu pisania, pewnie trochę poczytam, co u innych blogerów słychać. 
   Miłej niedzieli dla wszystkich, którzy przeczytają te słowa, bo Ci którzy tego nie zrobią i tak nie będą wiedzieli, że im także tego życzę.  

5 komentarzy:

  1. ;-))) No tak, kto nie czyta ten nie wie. Dobre ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Zante- Ty zawsze jesteś na bieżąco. Dzięki za tyle uśmiechów. Ja Tobie przesyłam również wiele;-))). Do zobaczenia przy następnym poście. Ukłony.

      Usuń
  2. Przepraszam Renatę Klosowską, za nieopatrzne usunięcie jej komentarza. Zrobiłam to przez pomyłkę, bo Twój komentarz Renato wpisał się dwukrotnie. Chcąc usunąć jeden, zlikwidowałam oba. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to gapiostwo i mimo wszystko będziesz mnie odwiedzać. Ze swej strony zapraszam serdecznie i życzę udanego tygodnia

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam takie samo zdanie, jak dzieci sąsiadki. Dostałaś prezent:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Ozonie! Milo mi, że wpadłaś z wizytą. Jeżeli dostaje się prezent, to należy za niego podziękować, ofiarowując coś w zamian, a będzie ku temu okazja, bo 22 maja są imieniny Heleny. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń