autoportret z lustra
ze wszystkich znajomych wierszy
najmniej pamiętam własne
wciąż mi wersy
żyją osobno
może ich nie brać
do siebie
nieraz jednak
kołacze we mnie
takie czy owakie
ale
jakieś moje tylkonajmniej pamiętam własne
wciąż mi wersy
żyją osobno
może ich nie brać
do siebie
nieraz jednak
kołacze we mnie
takie czy owakie
ale
myśli
gdy je zgubię
znaczy że mnie nie ma
nie ma mnie
więc
nie zniknę
(Lena Sadowska- "Sprawy bieżące)
***
„Jak oddać zapach w poezji...
na pewno nie przez
proste nazwanie
ale cały wiersz
musi pachnieć
i rym
i rytm
muszą mieć
temperatury miodowej polany
a każdy przeskok
rytmiczny
coś z powiewu
róży
przerzuconej nad
ogrodem...”
(Andrzej Bursa - "Dyskurs z poetą")
„Pisaniem faramuszek param się od dawna. Są jak plamki słońca na nosku miłej dziewczyny. Mam nadzieję, że wywołają cień uśmiechu. Czasem gorzkiego, czasem frywolnego, czasem czułego, ale... nie przejdą bez echa”.(Lena Sadowska- „Faramuszki”)
Męczennik
- Cierpię za miliony
Płakał, siedząc w celi.
-Jakbym nie dość ucierpiał
Od watah wierzycieli
***
Miara miłości
Wyśpiewywał peany,
Hymny godne aniołów,
Po uszy w niej zakochany
( Mierząc - rzecz jasna - od dołu)
***
Czym chata bogata
Dostał niestrawności
Od nadmiaru gości
***
Wyśpiewywał peany,
Hymny godne aniołów,
Po uszy w niej zakochany
( Mierząc - rzecz jasna - od dołu)
***
Czym chata bogata
Dostał niestrawności
Od nadmiaru gości
***
Niezłomna
Gdy któryś jest w jej typie
Szybko się bastion cnoty sypie
Gdy któryś jest w jej typie
Szybko się bastion cnoty sypie
***
Twarze
Nasze twarze
Witraże.
Lustra rozbite.
W uśmiechy skąpe i w łzy obfite.
Nasze twarze
Witraże.
Lustra rozbite.
W uśmiechy skąpe i w łzy obfite.
***
Haiku (hai-kai)-
krótki, kunsztowny utwór liryczny w poezji japońskiej(od XVII w.),
składa się z trójwersów o rozmiarze 5,7,5 sylab; forma epigramatu
lub fraszki.
(Stanisław
Sierotwiński- „Słownik terminów literackich.”)
pastelowe czwarte
koszyczek ostu
wiedzie spór o lepsze z lnem
waśń turkusowa
***
ażurowe trzecie
drabina do nieba
z powyłamywanymi
szczeblami
***
spod palców drugie
niżej i niżej
mkną tasiemki rozmowy
nożem ucięte
***
spod palców pierwsze
wykute myśli
pąkiem tiulowej róży
palce porżnięte
koszyczek ostu
wiedzie spór o lepsze z lnem
waśń turkusowa
***
ażurowe trzecie
drabina do nieba
z powyłamywanymi
szczeblami
***
spod palców drugie
niżej i niżej
mkną tasiemki rozmowy
nożem ucięte
***
spod palców pierwsze
wykute myśli
pąkiem tiulowej róży
palce porżnięte
Obrazki. Mamusia.
"Zanim wszedł do pokoju, zajrzał do kuchni i wyjął z lodówki piwo. Z puszką w ręce wkroczył do pomieszczenia, które nazywali szumnie salonem, chociaż był to zwykły duży pokój.
Nim jeszcze zapadł się w swoim ulubionym fotelu, wyczuł ten specyficzny zapach – mieszankę kamfory i naftaliny. Spojrzał na Alicję, która udawała, że ogląda jakiś ogłupiający talk-show.
Jego fotel okupowała mamusia.
– Jak się masz, Karolku! – zawołała i uśmiechnęła się pomarszczoną twarzą. „
"Zanim wszedł do pokoju, zajrzał do kuchni i wyjął z lodówki piwo. Z puszką w ręce wkroczył do pomieszczenia, które nazywali szumnie salonem, chociaż był to zwykły duży pokój.
Nim jeszcze zapadł się w swoim ulubionym fotelu, wyczuł ten specyficzny zapach – mieszankę kamfory i naftaliny. Spojrzał na Alicję, która udawała, że ogląda jakiś ogłupiający talk-show.
Jego fotel okupowała mamusia.
– Jak się masz, Karolku! – zawołała i uśmiechnęła się pomarszczoną twarzą. „
…
Któregoś
dnia Alicja wyszła do miasta, a mamusia do kościoła. Dzwonek do
drzwi trochę go zdziwił, a kiedy w drzwiach zobaczył smarkulę,
nie był zbyt zadowolony. Miał nadzieję, że uda mu się załatwić
wszystko, nim wrócą Alicja i mamusia.
Praca szła im dobrze i właściwie skończyli, kiedy usłyszał trzask wejściowych drzwi.
Chytry wzrok mamusi powiedział mu, że nie szykuje się nic dobrego.
Rzeczywiście.
Ledwo współpracownica znikła, mamusia oznajmiła:
– Widziałam.
– Co mamusia widziała? – spytał naiwnie Karol, ale zadrżał.
– Widziałam, jak gziłeś się z tą smarkulą – oznajmiła.
– No co mamusia? – próbował protestować Karol, chociaż czuł, że to beznadziejne. Może umiałby wszystko wyjaśnić Alicji, gdyby nie była zazdrosna o tę właśnie dziewczynę. A tak…
Mamusia popatrzyła na niego wymownie, a on potulnie podał jej pilota, podniósł się z fotela i z rezygnacją pokuśtykał w kierunku dizajnerskiego krzesełka”
(Lena Sadowska- "Obrazki II")
Szczęściarz
"Uf - sapnął, kiedy w drzwiach stanęła przysadzista czterdziestolatka w żarówkowo-zielonej sukience.
Żółtawaondulacja nadawała jej okrągłej twarzy wygląd pyzatego księżyca z kreskówek. Miała bardzo jasną karnację, więc głęboki dekolt upstrzyły czerwone plamki. Obfity biust falował,sprawiając wrażenie,że przyciasna sukienka lada chwila rozlezie się w szwach.W miejscu talii kurczyły się i rozkurczały pierścienie, opadając na biodra niczym trzy plażowe kółka.jej ręce wyglądały jak wyrastające z ramion przecenione serdelki, a odsłonięte do kolan nogi sprawiały równie nieapetyczne wrażenie.
Tylko nie tu- zagrało w nim, ale było już za późno. Po chwili rozległo się plaśnięcie wydatnych pośladków. Jęknął.
(Lena Sadowska- "Twórczość radosna")
Praca szła im dobrze i właściwie skończyli, kiedy usłyszał trzask wejściowych drzwi.
Chytry wzrok mamusi powiedział mu, że nie szykuje się nic dobrego.
Rzeczywiście.
Ledwo współpracownica znikła, mamusia oznajmiła:
– Widziałam.
– Co mamusia widziała? – spytał naiwnie Karol, ale zadrżał.
– Widziałam, jak gziłeś się z tą smarkulą – oznajmiła.
– No co mamusia? – próbował protestować Karol, chociaż czuł, że to beznadziejne. Może umiałby wszystko wyjaśnić Alicji, gdyby nie była zazdrosna o tę właśnie dziewczynę. A tak…
Mamusia popatrzyła na niego wymownie, a on potulnie podał jej pilota, podniósł się z fotela i z rezygnacją pokuśtykał w kierunku dizajnerskiego krzesełka”
(Lena Sadowska- "Obrazki II")
Szczęściarz
"Uf - sapnął, kiedy w drzwiach stanęła przysadzista czterdziestolatka w żarówkowo-zielonej sukience.
Żółtawaondulacja nadawała jej okrągłej twarzy wygląd pyzatego księżyca z kreskówek. Miała bardzo jasną karnację, więc głęboki dekolt upstrzyły czerwone plamki. Obfity biust falował,sprawiając wrażenie,że przyciasna sukienka lada chwila rozlezie się w szwach.W miejscu talii kurczyły się i rozkurczały pierścienie, opadając na biodra niczym trzy plażowe kółka.jej ręce wyglądały jak wyrastające z ramion przecenione serdelki, a odsłonięte do kolan nogi sprawiały równie nieapetyczne wrażenie.
Tylko nie tu- zagrało w nim, ale było już za późno. Po chwili rozległo się plaśnięcie wydatnych pośladków. Jęknął.
(Lena Sadowska- "Twórczość radosna")
***
Pogromca
"Zacisnął powieki. Pamięć rozklekotała się korowodem kadrów z własnego, nie tak długiego przecież jeszcze życia. Wydał zduszony jęk i ponownie znieruchomiał. Postanowił dzielnie stawić czoła przeznaczeniu. Nastawił się na bohaterską, męczeńską śmierć. A kiedy już pogodził się z nieuniknionym – uspokoił się. Jego oszalałe serce zwolniło, a burząca się krew przestała bulgotać. W zaległej nagle ciszy dobiegł go dziwny dźwięk. Coś jakby… sapanie…
Desperacko przytworzył jedno oko. Tuż nad nim tkwiła potężna, zębiasta paszczęka.Była zamknięta.
Pod jego uchylona powiekę wdarła się smużka piekącego dymu. Wstrzymał oddech,zbyt przerażony, by ponownie zamknąć rozwarte oko.
Jak na zwolnionym filmie zobaczył cofającą się o dwa kroki,wyraźnie poirytowana gadzinę. Zatrzymała się na wprost niego i popukała się w łuskowate czoło. Następnie zadarła ogon, wzięła krótki rozbieg i, rozpościerając skrzydła, wzbiła się w przestworza.
-Pora- mruknęła,obrzucając okolicę smętnym spojrzeniem i odleciała z godnością w siną dal."
(Lena Sadowska - "Twórczość radosna")
"Zacisnął powieki. Pamięć rozklekotała się korowodem kadrów z własnego, nie tak długiego przecież jeszcze życia. Wydał zduszony jęk i ponownie znieruchomiał. Postanowił dzielnie stawić czoła przeznaczeniu. Nastawił się na bohaterską, męczeńską śmierć. A kiedy już pogodził się z nieuniknionym – uspokoił się. Jego oszalałe serce zwolniło, a burząca się krew przestała bulgotać. W zaległej nagle ciszy dobiegł go dziwny dźwięk. Coś jakby… sapanie…
Desperacko przytworzył jedno oko. Tuż nad nim tkwiła potężna, zębiasta paszczęka.Była zamknięta.
Pod jego uchylona powiekę wdarła się smużka piekącego dymu. Wstrzymał oddech,zbyt przerażony, by ponownie zamknąć rozwarte oko.
Jak na zwolnionym filmie zobaczył cofającą się o dwa kroki,wyraźnie poirytowana gadzinę. Zatrzymała się na wprost niego i popukała się w łuskowate czoło. Następnie zadarła ogon, wzięła krótki rozbieg i, rozpościerając skrzydła, wzbiła się w przestworza.
-Pora- mruknęła,obrzucając okolicę smętnym spojrzeniem i odleciała z godnością w siną dal."
(Lena Sadowska - "Twórczość radosna")
Obraz zamieszczony w kategorii "Sztuka latania" |
Niedyskrecja
pod osłoną nocy
pod osłoną nocy
granatowej
czarnej
kochają
najpierwsi
na
świecie jedyni
ona
go
uwodzi
pocałunkiem
wonnym
on
jej
półszeptami
muśnięcia
oddaje
w
kruchej aureoli
ftalowego
pyłu
słowik
na czeremsze
(Pierwszy wiersz nagrodzony w konkursie)
strzępek myśli
dwadzieścia cztery kręgi
dwadzieścia cztery kręgi
pacierza
na twardym łóżku
odciśnięte
wszystkie grzechy
świata
byłam
twoim oknem na
prawdę
...
...
w oszukiwaniu
nie posunęłam
się ani o krok
straconego nie potrafię
strącić w przeszłość
czasu nie cofnę tak to
się mówi nie myśli
(...)
Psiunia
jest …
parokilowa
kupka strachu
odcięta od drzewa
drzwi spacer samochód
wszystko wróg
miska woda dłoń
jej płochliwy świat
naznaczany
szaleńczym biciem serca
przerażona czujna
szorstko-różowa
wdzięczność
powiedz po co jesteś
jest …
parokilowa
kupka strachu
odcięta od drzewa
drzwi spacer samochód
wszystko wróg
miska woda dłoń
jej płochliwy świat
naznaczany
szaleńczym biciem serca
przerażona czujna
szorstko-różowa
wdzięczność
powiedz po co jesteś
no
powiedz
kto wrzuca do szuflady
poduszkę do igieł
i przysypuje ją
stertą niepotrzebnych słów
i po co
żeby jakaś idiotka
szukała po omacku świec
bo jest awaria życia
tu jesteś
z gotowym opatrunkiem
to stąd ten rumor w kuchni
nie dmuchaj nie całuj
zepsute zaklęcia
nie zatamują milczenia
poduszkę do igieł
i przysypuje ją
stertą niepotrzebnych słów
i po co
żeby jakaś idiotka
szukała po omacku świec
bo jest awaria życia
tu jesteś
z gotowym opatrunkiem
to stąd ten rumor w kuchni
nie dmuchaj nie całuj
zepsute zaklęcia
nie zatamują milczenia
***
Życie
nam nie daje żyć...(taki sobie protest song)
Upłynęło
lat niemało…
Co się dzisiaj z nami stało?
Gdzie dziewczyny roześmiane?
Gdzie chłopaki malowane?
W lustrach nagle chłopy, baby…
Do pierwszego aby aby…
Co się dzisiaj z nami stało?
Gdzie dziewczyny roześmiane?
Gdzie chłopaki malowane?
W lustrach nagle chłopy, baby…
Do pierwszego aby aby…
Życie nam nie daje
żyć…
Wódka nam nie daje pić…
Żarcie nam nie daje
jeść…
Tylko forma.
A gdzie treść…
A my ciągle
zagubieni…
Jacyś tacy bez polotu.
A my ciągle zagonieni…
Od
kłopotu do kłopotu.
Przeleciało
czasu wiele…
Co się stało, do cholery?
Gdzie marzenia
najtajniejsze?
Gdzie przyjaźnie najwierniejsze?
Stare znikło.
Nic nowego.
Żeby…
żeby do pierwszego…
Życie nam nie daje
żyć…
Sadło nam nie daje tyć…
Kłamstwo się nie daje
zwieść…
Tylko forma.
A gdzie treść?
A my wiecznie na
paluszkach.
Jacyś tacy… jakby w cieniu.
A my wiecznie krętą
dróżką.
Od problemu do problemu.
Ściekły dni
niepostrzeżenie
W lata, wiosny i jesienie.
Gdzie to szczęście
wymodlone?
Gdzie sukcesy wywróżone?
Nigdy prosto… Raczej
chyłkiem…
Do pierwszego tylko tylko…
Życie nam nie daje
żyć.
Ciało nam nie daje gnić.
Bieda się nie daje
gnieść.
Tylko forma.
A gdzie treść?
A
my znowu o pół kroku.
Jacyś
tacy bez znaczenia.
A my znowu milczkiem, z boku.
Od
zmartwienia do zmartwienia.
obraz zamieszczony w kategorii "Sztuka latania" |
Na
koniec za zgodą autorki zamieszczam w całości tekst, który
czytałam śmiejąc się i płacząc na przemian, oczywiście z
rozbawienia.
„Wpadła
wczoraj do mnie Gobunia. Znamy się już jakieś… pięćset lat?
No, coś koło tego.
W przypływie weny rodzice nazwali ją Boguchwałą. Imię piękne, tylko nieco, hmm, kłopotliwe i Gobunia bardzo się przez nie nacierpiała. Głównie za sprawą skretyniałych przedszkolanek, które, objawiając zwyrodniałe poczucie humoru, wołały do niej: „Chwała Bogu, chodź tu!”. Dzieciaki, jak to dzieciaki, zmałpowały, i Gobunia wiele nocy przepłakała, nie chcąc być „Chwałą Bogu”. Sama imienia wymówić nie umiała, bo i długie, i zlepek spółgłosek trudny, a na dodatek Gobunia się jąka. Nie, żeby jakoś strasznie, ale Boguchwała była nie do przebrnięcia. Przechrzciła się zatem na Gobunię. I tak już zostało. Nawet jej facet do dnia ślubu myślał, że żeni się z Gobunią, a nie z Boguchwałą.
W przypływie weny rodzice nazwali ją Boguchwałą. Imię piękne, tylko nieco, hmm, kłopotliwe i Gobunia bardzo się przez nie nacierpiała. Głównie za sprawą skretyniałych przedszkolanek, które, objawiając zwyrodniałe poczucie humoru, wołały do niej: „Chwała Bogu, chodź tu!”. Dzieciaki, jak to dzieciaki, zmałpowały, i Gobunia wiele nocy przepłakała, nie chcąc być „Chwałą Bogu”. Sama imienia wymówić nie umiała, bo i długie, i zlepek spółgłosek trudny, a na dodatek Gobunia się jąka. Nie, żeby jakoś strasznie, ale Boguchwała była nie do przebrnięcia. Przechrzciła się zatem na Gobunię. I tak już zostało. Nawet jej facet do dnia ślubu myślał, że żeni się z Gobunią, a nie z Boguchwałą.
Nie
o tym jednak chciałam.
Gobunia to fajna, ciepła kobietka, przeważnie pogodna i uśmiechnięta, kiedy więc pojawiła się u mnie zielona jak młody jarmuż na wiosnę, wiedziałam, że coś się święci.
Pierwsza myśl – może coś z jej mamą, bo młoda już nie jest i jakieś problemy z serduchem ma.
Nie.
Gobunia wpadła do kuchni, klapnęła na krześle, sapnęła z irytacją, podparła brodę rękoma i zastygła.
– Kawy? – spytałam, bo jestem gościnna.
Cisza.
– Hej! Gobunia, kawy chcesz? – zagaiłam głośniej i bardziej natrętnie.
– Wódki chyba… – ocknęła się.
– Mogę dać ci i wódki – oznajmiłam i poczułam mrowienie w okolicach lędźwi.
Gobunia jeśli już coś pijała, to piwo. Po wódce zaraz ją gotowało i resztę imprezy spędzała samotnie, blokując toaletę.
Skoro „wódki”, zrozumiałam, że sprawa jest poważna.
Zrobiłam kawę, do ręki wcisnęłam jej obranego batona i czekałam.
„Wódki dać zawsze zdążę…” – myślałam.
Gabunia żuła w milczeniu, z cierpiętniczą miną popijając kawę. Tak wyglądała, że zaczęłam się martwić, czy nie kupiłam jakiejś trefnej paczki. Dyskretnie wstałam od stołu i zajrzałam do pojemnika. Nie. Pachniało jak zwykle.
Po batonie Gobunia zjadła pół miski krówek. Przy mlecznej z orzechami trochę mnie zemdliło. Od patrzenia.
Ale chyba jej ta słodyczowa terapia pomogła, bo zmełła opakowanie od czekolady, rzuciła ze złością w okolice kubła i spojrzała przytomniej.
Gobunia to fajna, ciepła kobietka, przeważnie pogodna i uśmiechnięta, kiedy więc pojawiła się u mnie zielona jak młody jarmuż na wiosnę, wiedziałam, że coś się święci.
Pierwsza myśl – może coś z jej mamą, bo młoda już nie jest i jakieś problemy z serduchem ma.
Nie.
Gobunia wpadła do kuchni, klapnęła na krześle, sapnęła z irytacją, podparła brodę rękoma i zastygła.
– Kawy? – spytałam, bo jestem gościnna.
Cisza.
– Hej! Gobunia, kawy chcesz? – zagaiłam głośniej i bardziej natrętnie.
– Wódki chyba… – ocknęła się.
– Mogę dać ci i wódki – oznajmiłam i poczułam mrowienie w okolicach lędźwi.
Gobunia jeśli już coś pijała, to piwo. Po wódce zaraz ją gotowało i resztę imprezy spędzała samotnie, blokując toaletę.
Skoro „wódki”, zrozumiałam, że sprawa jest poważna.
Zrobiłam kawę, do ręki wcisnęłam jej obranego batona i czekałam.
„Wódki dać zawsze zdążę…” – myślałam.
Gabunia żuła w milczeniu, z cierpiętniczą miną popijając kawę. Tak wyglądała, że zaczęłam się martwić, czy nie kupiłam jakiejś trefnej paczki. Dyskretnie wstałam od stołu i zajrzałam do pojemnika. Nie. Pachniało jak zwykle.
Po batonie Gobunia zjadła pół miski krówek. Przy mlecznej z orzechami trochę mnie zemdliło. Od patrzenia.
Ale chyba jej ta słodyczowa terapia pomogła, bo zmełła opakowanie od czekolady, rzuciła ze złością w okolice kubła i spojrzała przytomniej.
Ale
syf! – poinformowała dobitnie.
Milczałam. Gobunia podłubała w zębie, dożuła coś, przełknęła i skrzywiła się.
– To zrobisz tej kawy?
Zrobiłam.
– Coś ci pokażę – warknęła i zerwała się od stołu. Po chwili wróciła z reklamówką. Poszeleściła i rzuciła na stół coś czerwonego. Nie wiedziałam, czy mogę dotknąć i zawahałam się. – A zobacz sobie, zobacz! – sarknęła.
Zobaczyłam.
Bielizna. Piękna, koronkowa bielizna – majteczki, biustonosz i haleczka.
– Kupiłaś? – spytałam niepewnie, bo Gobunia to typ sportowy: bawełna na dzień i na noc.
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, pewnie bym już tego nie pisała.
– Nasrałaś! – oznajmiła mało elegancko i dodała: – Paczkę dostałam…
Nie zrozumiałam, więc westchnęła nade mną i kontynuowała mętnie:
– Nie ja, Grzesiek…
Po długim wyciąganiu z niej końmi każdej informacji, zyskałam z grubsza obraz sytuacji.
Grzesiek ma firmę i wszelkie służbowe pakunki przychodzą na tamten adres. Gobunia pracuje w domu i co dostanie, otwiera, jak leci. Tak było i tym razem: podpisała i otworzyła.
– A tu jakby kto w mordę dał! Jakaś kurewska bielizna!
Tyle rozpaczy było w jej głosie, że zrobiło mi się jej żal.
– Myślisz, że mnie zdradza? – zapytała cienkim głosikiem i pociągnęła nosem.
Nie myślałam. Grzesiek to porządny facet i kocha swoją Gobunię na zabój. Ale… jak powiedzieć jej, że po tylu latach małżeństwa mogły mu się już opatrzeć bawełniane piżamki w miśki ze ściągaczem przy szyi i na kostkach u rąk i nóg.
– A może to dla ciebie? – bąknęłam nieśmiało.
Milczałam. Gobunia podłubała w zębie, dożuła coś, przełknęła i skrzywiła się.
– To zrobisz tej kawy?
Zrobiłam.
– Coś ci pokażę – warknęła i zerwała się od stołu. Po chwili wróciła z reklamówką. Poszeleściła i rzuciła na stół coś czerwonego. Nie wiedziałam, czy mogę dotknąć i zawahałam się. – A zobacz sobie, zobacz! – sarknęła.
Zobaczyłam.
Bielizna. Piękna, koronkowa bielizna – majteczki, biustonosz i haleczka.
– Kupiłaś? – spytałam niepewnie, bo Gobunia to typ sportowy: bawełna na dzień i na noc.
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, pewnie bym już tego nie pisała.
– Nasrałaś! – oznajmiła mało elegancko i dodała: – Paczkę dostałam…
Nie zrozumiałam, więc westchnęła nade mną i kontynuowała mętnie:
– Nie ja, Grzesiek…
Po długim wyciąganiu z niej końmi każdej informacji, zyskałam z grubsza obraz sytuacji.
Grzesiek ma firmę i wszelkie służbowe pakunki przychodzą na tamten adres. Gobunia pracuje w domu i co dostanie, otwiera, jak leci. Tak było i tym razem: podpisała i otworzyła.
– A tu jakby kto w mordę dał! Jakaś kurewska bielizna!
Tyle rozpaczy było w jej głosie, że zrobiło mi się jej żal.
– Myślisz, że mnie zdradza? – zapytała cienkim głosikiem i pociągnęła nosem.
Nie myślałam. Grzesiek to porządny facet i kocha swoją Gobunię na zabój. Ale… jak powiedzieć jej, że po tylu latach małżeństwa mogły mu się już opatrzeć bawełniane piżamki w miśki ze ściągaczem przy szyi i na kostkach u rąk i nóg.
– A może to dla ciebie? – bąknęłam nieśmiało.
-Dla
mnie? W paczce na niego?
– No… Wiesz… – brnęłam, choć nie znoszę wtrącać się w takie sprawy. – Może chciał ci zrobić niespodziankę?
– Piękna niespodzianka! – zabulgotała ze złością. – Że niby co? – załapała nagle – Że ja miałabym w tym… – pogardliwym ruchem ręki trzepnęła w czerwony tłumoczek. – W tym… paskudztwie?
– To nie jest paskudztwo. Zobacz! – Wzięłam do ręki biustonosz. – Bielizna jest elegancka, dobrze wykończona, nie żaden chłam.
Gobunia zamilkła. Coś przetrawiała, zerkając od czasu do czasu na bieliznę. Już jakby z mniejszym wstrętem.
Nie odzywałam się. Rozumiałam, że na moich oczach dokonuje się przemiana.
– Słuchaj… A… może byś go zapytała? – spojrzała nagle na mnie z nadzieją.
„Co za idiotka!” – pomyślałam z lekkim niesmakiem, ale głośno odparłam:
– Zwariowałaś? Jak to sobie wyobrażasz? Że co? Że idę do Grześka, rzucam mu to na biurko i walę „To dla Gobuni, czy masz kochankę?”.
– Nno nie… Może nie tak ostro…
– Mowy nie ma! – pokręciłam głową.
– To co ja mam zrobić? -zawołała płaczliwie.
– Ja bym się w to wieczorem odstroiła i poparadowała po sypialni.
– A jak to nie dla mnie?
– Przecież się nie przyzna! – stwierdziłam złośliwie, bo już mnie diabli brali na tę jej tępotę.
– A ja jeszcze, głupia, z tej złości opakowanie porwałam. – biadoliła.
Znowu milczałyśmy. Długo. Bardzo długo.
– To mówisz, żeby włożyć? – odezwała się wreszcie. Pokiwałam twierdząco głową.– Hmm… Tylko kiedy, cholera? – przerwała ciszę po kolejnym kwadransie. – Może… w sobotę, jak dzieciaki pójdą do teściów? A w sumie to mógł mi powiedzieć, a nie tak… z przyczajki…
Dyplomatycznie zapatrzyłam się w okno.
– Ale to nawet ładne jest, nie? – wzięła do ręki haleczkę i oglądała z uwagą.
– Bardzo ładne.
– I ten haft taki delikatny… Nie jakaś tandeta, nie? I mój rozmiar… I miła w dotyku…
Gobunia pomyślała jeszcze chwilę, spakowała bieliznę i pieszczotliwie pogłaskała reklamówkę. Sapnęła, wstała od stołu i dopiła zimną kawę. Ze wstrętem popatrzyła na stertę papierków po cukierkach.
– To lecę.
Odprowadziłam ją do wyjścia.
– Dzięki. A ty nie jedz tyle tego słodkiego, bo ci jeszcze kiedy zaszkodzi – dodała już w drzwiach z zatroskaną miną.
Taktownie milczałam. Co jej będę wypominać. I tak pewnie spali te krówkowe kalorie w najbliższy sobotni wieczór.”
– No… Wiesz… – brnęłam, choć nie znoszę wtrącać się w takie sprawy. – Może chciał ci zrobić niespodziankę?
– Piękna niespodzianka! – zabulgotała ze złością. – Że niby co? – załapała nagle – Że ja miałabym w tym… – pogardliwym ruchem ręki trzepnęła w czerwony tłumoczek. – W tym… paskudztwie?
– To nie jest paskudztwo. Zobacz! – Wzięłam do ręki biustonosz. – Bielizna jest elegancka, dobrze wykończona, nie żaden chłam.
Gobunia zamilkła. Coś przetrawiała, zerkając od czasu do czasu na bieliznę. Już jakby z mniejszym wstrętem.
Nie odzywałam się. Rozumiałam, że na moich oczach dokonuje się przemiana.
– Słuchaj… A… może byś go zapytała? – spojrzała nagle na mnie z nadzieją.
„Co za idiotka!” – pomyślałam z lekkim niesmakiem, ale głośno odparłam:
– Zwariowałaś? Jak to sobie wyobrażasz? Że co? Że idę do Grześka, rzucam mu to na biurko i walę „To dla Gobuni, czy masz kochankę?”.
– Nno nie… Może nie tak ostro…
– Mowy nie ma! – pokręciłam głową.
– To co ja mam zrobić? -zawołała płaczliwie.
– Ja bym się w to wieczorem odstroiła i poparadowała po sypialni.
– A jak to nie dla mnie?
– Przecież się nie przyzna! – stwierdziłam złośliwie, bo już mnie diabli brali na tę jej tępotę.
– A ja jeszcze, głupia, z tej złości opakowanie porwałam. – biadoliła.
Znowu milczałyśmy. Długo. Bardzo długo.
– To mówisz, żeby włożyć? – odezwała się wreszcie. Pokiwałam twierdząco głową.– Hmm… Tylko kiedy, cholera? – przerwała ciszę po kolejnym kwadransie. – Może… w sobotę, jak dzieciaki pójdą do teściów? A w sumie to mógł mi powiedzieć, a nie tak… z przyczajki…
Dyplomatycznie zapatrzyłam się w okno.
– Ale to nawet ładne jest, nie? – wzięła do ręki haleczkę i oglądała z uwagą.
– Bardzo ładne.
– I ten haft taki delikatny… Nie jakaś tandeta, nie? I mój rozmiar… I miła w dotyku…
Gobunia pomyślała jeszcze chwilę, spakowała bieliznę i pieszczotliwie pogłaskała reklamówkę. Sapnęła, wstała od stołu i dopiła zimną kawę. Ze wstrętem popatrzyła na stertę papierków po cukierkach.
– To lecę.
Odprowadziłam ją do wyjścia.
– Dzięki. A ty nie jedz tyle tego słodkiego, bo ci jeszcze kiedy zaszkodzi – dodała już w drzwiach z zatroskaną miną.
Taktownie milczałam. Co jej będę wypominać. I tak pewnie spali te krówkowe kalorie w najbliższy sobotni wieczór.”
obraz zamieszczony w kategorii "Sztuka latania" |
Lena Sadowska-absolwentka Filologii polskiej na UW. Dumna mama, pracująca zawodowo. Poza pisaniem uwielbia haftowanie,
szydełkowanie, malowanie, makramy i wytwarzanie biżuterii
ekologicznej. Od dwóch miesięcy zamieszcza swoje utwory na
http://madagaskar08.pl/. Bierze
udział w konkursach poetyckich, niektóre utwory można znaleźć w
almanachach pokonkursowych. Wydała trzy tomiki wierszy(debiutancki
nosi tytuł „Bez adresu”), ale jak sama mówi „były to bardzo
smarkate wiersze”. Chociaż w swojej twórczości „obnaża się
emocjonalnie”, to informacje o Niej czy rodzinie nie są potrzebne
czytelnikowi, bo zazwyczaj nie mają wpływu na to „co i jak
pisze”.
Nie wiem jak udaje się
tej Niezwykłej Kobiecie, łączyć pracę zawodową, życie rodzinne
i pisarstwo. Dla Niej doba ma chyba podwójną liczbę godzin.
Gdy wykorzystałam Jej
wiersze w poście o jesieni, obiecałam sobie, że wrócę do autorki
i jej pisarstwa. Już po trzech dniach, wiedziałam że lektury tego
pięknego literackiego bloga, nie da się zamknąć w krótkim
czasie. Autorka odbiera rzeczywistość całą sobą, wszystkimi
zmysłami, dlatego zna „muśnięcie zimy, zapach lata, smak
jesieni”. Oryginalny styl, bogate słownictwo, niezliczona ilość
porównań, metafor(„ziarnista błogość”,”liszaje bieli”) i
odniesień do malarstwa czy muzyki(„Rozdarcie fiołkowego
świtu” ,"Muśnięcie letniego stringendo”), sprawiają, że mamy
przed oczami „klejnociki” wierszowane i prozatorskie. Nie
wszystkie teksty były dla mnie zrozumiałe czy łatwe w odbiorze.
Najczęściej rozpraszałam się, gdy próbowałam sobie przypomnieć jak wygląda turkus i kobalt lub stwierdzałam, że nie mam pojęcia jak brzmi „Sonata”
Becka, czy „Fantazja” Glassa.
Autorkę "urzeka smak słów" dlatego obok słów powszechnie używanych, stosuje wyrażenia gwarowe i neologizmy,których znaczenia możesz się domyślać jedynie z kontekstu zdania lub ogólnej treści, bo nie zawierają ich "Słownik języka polskiego" czy "Słownik wyrazów obcych"(aweole,baiao,balafon,biuduga,chorieo,kajlamba,kulicz,mygi, oniryczny,pirlikała,plapera,tygrzyk). Po autoryzacji tekstu przez autorkę, wiem już że: wyrazy niegwarowe: (oreola [różowa otoczka wokół sutka], baiao [taniec], balafon [instrument muzyczny], kalimba [instrument muzyczny], oniryczny [senny], tygrzyk [pająk – tygrzyk paskowaty])
Autorkę "urzeka smak słów" dlatego obok słów powszechnie używanych, stosuje wyrażenia gwarowe i neologizmy,których znaczenia możesz się domyślać jedynie z kontekstu zdania lub ogólnej treści, bo nie zawierają ich "Słownik języka polskiego" czy "Słownik wyrazów obcych"(aweole,baiao,balafon,biuduga,chorieo,kajlamba,kulicz,mygi, oniryczny,pirlikała,plapera,tygrzyk). Po autoryzacji tekstu przez autorkę, wiem już że: wyrazy niegwarowe: (oreola [różowa otoczka wokół sutka], baiao [taniec], balafon [instrument muzyczny], kalimba [instrument muzyczny], oniryczny [senny], tygrzyk [pająk – tygrzyk paskowaty])
wyrazy pochodzące z naszej gwary: (binduga [gwar. miejsce spławiania drzewa], kulicz [gwar. rodzaj ciasta paschalnego, wielkanocnego chleba], mygi [gwar. drobne muszki, podobne do owocówek], pirlikała [gwar. gadać, szczebiotać], plapera [gwar. niezbyt rozgarnięta kobieta z tendencją do plotkowania]).
Słowniczek znajdujący się na blogu, którego potrzebę tak tłumaczy -
„Poniższe słownictwo mogło zostać zaczerpnięte z już istniejących języków, jak również – dowolnie zmodyfikowane na użytek przytoczonych opowieści, bądź też powstać w rozpasanej słowotwórczo wyobraźni autorki.
Słowniczek będzie sukcesywnie uzupełniany. ”
podaje tylko słowa zawarte w dwóch baśniach(przeze mnie interpretowanych jako opowiastki fantastyczne) "Majme" i "Ubakit".
Blog Leny Sadowskiej, to nie tylko kartki zapisane pięknymi historiami(tragicznymi lub śmiesznymi), bo autorka umie podpatrywać, słuchać, opowiadać. To kompendium wiedzy o ludziach, przyrodzie,potrawach i obrzędach("Wspomnień czar")- „ I wtedy pomyślałam sobie, że warto może utrwalić choć część tych wspomnień. Bywały piękne, zabawne,smutne – słowem różne. Ale ważne, skoro wciąż pamiętamy”
O innej ciekawej kategorii "Z piątku na niedzielę" tak napisała: „I tak oto – nieco pokrętną drogą – dochodzę do sedna: w ramach wspominanej wyżej terapii, coś tam sobie oglądam, czytam, czegoś słucham i czasem nasuwają mi się jakieś refleksje, z którymi nie bardzo wiem, co robić, więc pomyślałam, że je spiszę i trochę pokatuję szersze grono…
”A czemu "z piątku na niedzielę"? No bo kiedy u diaska?
Znajdziecie w tym miejscu bardzo ciekawe opinie autorki na temat literatury, filmu i innych zagadnień kulturalnych.
Najwięcej trudności sprawiło mi wybranie wierszy z takiego ich ogromu(203).Wszystkie są piękne. Zamieszczam tylko kilka, z tych które do mnie przemówiły, zapadły w pamięć.
Blog Leny Sadowskiej powinni obowiązkowo poznać amatorzy literaci,marzący o wydaniu własnego tomiku poezji, zbioru opowiadań czy powieści. Tacy jak ja, choć czasami mogą złapać się na myśli "wiem, że nic nie wiem", wiele się z niego dowiedzą, a jeszcze więcej przeżyją, bo teksty Leny nabrzmiałe są od emocji.
Obraz zamieszczony w kategorii "Sztuka latania" |
Iwonko, wieki podziw masz ode mnie za tak piękny artykuł!
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam , że Lena publikuje gdzieś jeszcze!
Też mnie dziwi, że jej doba wystarcza na wszystko, moja zbyt krótka lub po prostu leniwa jestem...
Lubię wszystkie polecane tutaj utwory i podziwiam za wszechstronność oraz talent.
Ty i kilka innych osób blog i talent Leny Sadowskiej dostrzegło dużo wcześniej niż ja, czego dowodem są komentarze pod postami. To Ty nazwałaś Jej utwory perełkami. Cieszy mnie, że post Ci się podoba, choć ja czuję niedosyt, bo zbyt mało powiedziałam o Jej umiejętności opisywania przyrody czy podanych przepisach na potrawy. Kiedyś jeszcze będę chciała wykorzystać Jej teksty właśnie w takich kontekstach, mam nadzieję, że mi na to pozwoli. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńIwonka, gratuluję. Gdy rozmawiałyśmy ostatnio, zastanawiałaś się, jak opisać blog Leny. Wybrałaś fantastyczny sposób. Czytam Lenę od dawna, czasem łapię się na ty, że daleko mi do jej poczucia piękna, wyjawiania myśli i opinii. lena jest nadzwyczajnie utalentowana. dziwię się, że nie zna jej cała Polska. A może zna tylko pod innym imieniem. Nie wiedziałam, że Lena publikuje w innym miejscu. Biegnę tam poczytać więcej. Pozdrawiam ciebie i Lenę :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za literówki, ale byłam pod wrażeniem i nie przeczytałam po sobie :)
UsuńTwórczość Leny Sadowskiej zachwyca nie tylko różnorodnością tematyki ale przede wszystkim ilością rodzajów wypowiedzi literackiej. Sama też jeszcze nie czytałam Jej utworów na http: madagaskar08.pl, bo blog dostarczał tyle materiałów, że bez dodatkowego źródła miałam problem z wyborem tekstów do ilustracji. Dziękuję za komentarz i przesyłam uściski.
UsuńJeżeli jesteś w realu taka sama jak tutaj, to przyjażń z Tobą jest zaszczytem.
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem, co oznacza "jeśli jesteś w realu taka jak tutaj", ale dziękuję za przyjaźń jaką mnie obdarzyłaś. O utalentowanych ludziach i ich twórczości nie pisze się lekko, bo zawsze czuje się niedosyt, że za mało się powiedziało, ale zawsze poznając ich, chociażby tylko wirtualnie, wzbogacamy się sami. Stajemy się piękniejsi, lepsi, mądrzejsi. Mam nadzieję, że część z tych, którzy przeczytają ten post, pójdzie w moje ślady i zapuka do "Sezamu", by się otworzył. Ucałowania.
UsuńTaka.. tzn.że widzisz i odkrywasz w ludziach ich dobre cechy, cieszy Cię, pasja innych, pokazujesz ją na swoim blogu, by osoby czytające Twój blog mogly poznać ciekawych ludzi.
OdpowiedzUsuńDokładnie taka i jeszcze więcej, choć nie ma łatwo, myśli głównie o innych i potrafi każdemu zrobić przyjemność. Zawstydza mnie na każdym kroku.
UsuńTakich ludzi coraz mniej!
Liwio-uwielbiam ludzi mających zainteresowania i pasje. Twórcze działanie wzbogaca, a to bogactwo sprawia, że stajemy się lepsi. W życiu nie miała za bardzo szczęścia do ludzi, ale zupełnie inaczej jest od momentu, gdy zaczęłam prowadzić bloga. Poznawani wirtualnie ludzie rozpraszają moją samotność, wywołują uśmiech na mej twarzy i pomagają walczyć w chwilach zwątpienia i apatii. Dziękuję tym, którzy odwiedzają mój blog, dają dowód docenienia moich wysiłków i napędzają do jeszcze lepszej pracy.
UsuńDroga Jotko-od chwili gdy napisałaś do mnie i wirtualnie się poznałyśmy, jesteś moim Dobrym Duchem. Ciągle wierzę, że nadejdzie czas naszego spotkania w realu. Pozdrawiam serdecznie obie Panie.
Bardzo dziękuję za tak ciekawe przedstawienie twórczości Leny. Nie znałam , ani bloga ani Autorki. Pozdrawiam Iwonko
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że odwiedzisz bohaterkę mojego postu i sama przekonasz się jak wspaniała kobietą jest Lena, którą podziwiam nie tylko za bardzo staranne wielokierunkowe wykształcenie , kulturę osobistą wyniesiona z domu rodzinnego, ale także za znajdowanie czasu na działalność społeczną i pracę z młodzieżą.Ty pracujesz z małymi dziećmi odbywając spotkania z nimi przy okazji promocji książek napisanych z myślą o nich.Ukłony.
UsuńWitaj, Iwono.
OdpowiedzUsuńNie mam słów uznania na to, jak poradziłaś sobie z moim narowistym blogiem.
Jako autorka wiem, ile czasu pochłania wstawienie jednego postu. A co dopiero - przeczytanie, wybór i zrobienie przekroju. To tytaniczna praca, której sprostałaś po mistrzowsku.
Dziękuję Ci za ten trud, a także za to, że tak ciepło, z sympatią wypowiadasz się o mojej twórczości.
Właśnie ta sympatia Czytającego jest najlepszą zachętą do dalszego pisania:)
Pozdrawiam:)
Żadna praca nie wydaje się za trudna, gdy ma się do czynienia ze wspaniałymi utworami i budzącą podziw ich Autorką. Pomimo, że starałam się ze wszystkich sił, to jednak czuję niedosyt, że powiedziałam za mało. Wołałam jednak, żeby przemawiały Twoje utwory i Ty przez nie. Dziękuję za pomoc w przygotowaniu tego postu, poprzez poświęcenie czasu na jego autoryzację. Mam nadzieję, że Twój "Sezam", będzie się zapełniał dalszymi skarbami. Uściski.
UsuńBardzo Ci dziękuję za tak piękne przedstawienie twórczości Leny Sadowskiej. Nie znałam blogu, choć nazwisko autorki często widziałam w komentarzach innych blogerów, do których zaglądam. Fantastyczna osoba, renesansowa! Na pewno skorzystam z twojej rekomendacji i odwiedzę blog Leny :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, Lena to prawdziwa kobieta renesansu, a Jej bloga warto odwiedzać, by poznać ciekawe ludzkie losy, zagadnienia kulturalne,o których mówi mądrze i ciekawie, ilustrując je przykładami z literatury i innych gałęzi sztuki. Dziękuję za wizytę, komentarz i pozdrawiam serdecznie.
UsuńW takim razie i ja muszę kiedyś do niej zajrzeć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozumiem, że mój post spełnił swoją rolę i zachęcił Cię, by poznać interesującą osobę poprzez Jej twórczość. W takim razie do zobaczenia. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Pozdrawiam.
UsuńIwonko, moje uznanie i podziw dla Ciebie za pokazanie tej pięknej twórczości! Lenę spotykałam w komentarzach na innych blogach, teraz odwiedzę jej blog.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Witaj w nowym roku. Dziękuję za miłe słowa i docenienie mojego starania. Taki był zamysł postu, by blog Leny poznało jak najwięcej osób. Zatem zapraszam w Jej i swoim imieniu. Uściski.
UsuńNiesamowicie piękną pracę wykonałaś Iwonko.
OdpowiedzUsuńA twórczość Leny Sadowskiej znam z bloga kartkasbrulionu który śledzę od samego początku i z tomiku "Bez adresu" który stoi na mojej półce ...
A Lena to osoba wyjątkowa pod każdym względem. To osoba o bardzo wysokiej kulturze.
Pozdrawiam obydwie Panie serdecznie.
Dziękuję za pozdrowienia i słowa uznania dla mojej pracy. Podobno tomików Jej poezji już nie można kupić, tym bardziej zazdroszczę, tego debiutanckiego. Masz rację, to wspaniała kobieta. Pozdrawiam.
UsuńNiesamowitą pracę wykonałaś przygotowując tak wspaniałą prezentację. Nie znałam twórczości Leny Sadowskiej, choć czytywałam jej komentarze na różnych blogach. Koniecznie muszę zajrzeć na jej blog.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :))
Ja także najpierw zwróciłam uwagę na Lenę dzięki komentarzom, cieszę się, że nie jestem jedyna, której się one podobały. Do zobaczenia na Jej blogu. Ukłony.
UsuńPięknie napisałaś o mojej ulubionej poetce (i nie tylko poetce), Iwono!
OdpowiedzUsuńBardzo cenię sobie Twoją opinię i cieszę się, że jest ona zgodna z moją.
Miło mi, że zgadzamy się w ocenie twórczości Leny. Miło, że zyskałam Twoje uznanie, choć mam świadomość, że różnimy się poziomem poczucia humoru(ja go nie posiadam). Uświadamiam to sobie, kiedy po przeczytaniu jakiegoś Twojego postu, nie umiem zdobyć się na komentarz. Jednak każdy tekst czytam i podziwiam. Pozdrawiam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj już w lutym
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciekawy wpis. A Wierszy Leny nie znałam. Postaram się zatem to nadrobić.
Pozdrawiam uśmiechem kwitnących u mnie bratków i goździków
Za znalezienie literówki dziękuję
OdpowiedzUsuńAle autorka obrazów i wierszy jest podana. Nie zauważyłaś, może dlatego, że umieściłam na dole wpisu
Gorąco polecam lekturę utworów Leny. Mój wybór jest subiektywny i wybiorczy. Na pewno gdy poznasz blog będziesz mogła znaleźć swoje ulubione utwory, bo jest ich bardzo dużo. Masz rację, faktycznie przeoczyłam ten drobny druk, którym zamieściłaś informację o autorce wierszy i obrazów. Jak to mówią, kto pyta nie błądzi. Pozdrawiam
UsuńPozdrawiam szumem wiatru za oknem
UsuńPiękna rekomendacja blogu i twórczości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję.
Mam nadzieję, że skorzystasz z polecenia i odwiedzisz moją bohaterkę w jej miejscu. Dziękuję za wizyte i komentarz. Ukłony.
UsuńWitam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję wszystkim za tak życzliwe przyjęcie.
Tym milej mi, że wśród Komentujących znajdują się zarówno osoby, z którymi łączy mnie dość już długa, kilkuletnia "znajomość" jak i takie, które znam przede wszystkim z obecności na innych blogach.
Oczywiście - doskonale zdaję sobie sprawę, że piękna notka Iwony walnie się do tak sympatycznych opinii tych, którzy mało mnie znają, przyczyniła, za co raz jeszcze chcę Jej serdecznie podziękować.
Zapraszam też, rzecz jasna, do siebie, jeśli ktoś ma ochotę, bo nigdy nie jest za późno na nową, wzajemną znajomość:)
Pozdrawiam:)
Piękna praca...;o)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDziękuję za pochwałę, warto było się potrudzić, by pokazać wartościową literaturę. Pozdrawiam.
Usuńdziękuję za polecenie, chętnie poczytałam i zajrzę jeszcze do niej :D
OdpowiedzUsuńMiło mi gościć Cię ponownie. Cieszę się, że post się spodobał. Twórczość Leny Sadowskiej jest warta i polecenia i zaznajomienia się z nią. Ukłony.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńIwono, nie wstawiasz wpisów bardzo często, jednak jak już to zrobisz to właściwie zawsze jestem pod wrażeniem tego, ile czasu poświęcasz na każdy temat. Należy się za to duża porcja szacunku.
OdpowiedzUsuńAle jakaś regularność jest zaletą w blogu, nawet raz na miesiąc, tylko właśnie regularnie.
Pozdrawiam!
Niby co miałaby mi zagwarantować owa regularność? Pozdrawiam.
UsuńNo nie wiem. Ale odbiorcy tacy jak ja mieliby wtedy możliwość częstszego obcowania z tym, o czym chcesz nam opowiedzieć. Wtedy pewnie pojawi się coś też dla Ciebie, pozytywne emocje z tym związane. Ale oczywiście nie przymuszam Cię do niczego, tak jak każdy bloger możesz pisać jak często chcesz i możesz.
UsuńTak, jak na razie wszystko jest dobrze. Port się sprawdza, bo Staruszek nie miał niemiłych odczuć związanych z podawaniem chemii jak wcześniej do żyły w ręku.
Dzięki za życzenia i pozdrowienia.
Pozdrawiam!
Kiedy rozpoczynałam prowadzenie tego bloga, byłam przekonana, że posty będę mogła wstawiać codziennie. Sporo się jednak zmieniło w ciągu tych kilku lat. Wiele napisanych tekstów pozostaje w wersji brudnopisu, bo jednego dnia jakiś temat wydaje mi się interesujący, a następnego trywialny. Oby sprawy związane ze zdrowiem Twojego taty nadal były na dobrej drodze. Pozdrawiam całą rodzinę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGeneralnie nie przepadam za poezją. Czasem ciężko mi ją zrozumieć. Właściwa treść pozostaje dla mnie nie do odczytania, ale jeśli chodzi o moją interpretację, muszę przyznać, że całkiem życiowe te haiku. Ale i tak z tych wszystkich wierszy najbardziej spodobał mi się "Życie nam nie daje żyć..."
OdpowiedzUsuńPoezję odbiera się raczej sercem i duszą, a fakt że spodobały Ci się haiku i protest song, dowodzi że jesteś na dobrej drodze do zrozumienia także innych utworów. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Pozdrawiam.
UsuńTekst o Gobunii jest świetny. Dziękuję za polecenie, z wielką chęcią pokręcę się trochę na blogu tej Pani!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Mnie i Autorce będzie bardzo miło, jeżeli zechcesz wpaść do Leny z wizytą. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ukłony.
UsuńBardzo piękny wpis, musiałaś dlugo myśleć aby stworzyć tak roznorodny tekst. Szalenie ciekawy i inspirujący. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Właśnie miałam wpaść do Ciebie. Zatem do zobaczenia.
UsuńRzeczywiście otworzyłaś drzwi do sezamu- skarbca pełnego różnorodnych i mnogich talentów Pani Leny. Dla bohaterki notki- mój wielki podziw. A dla Ciebie uznanie i szacunek za tak piękny i zachęcający do bliższego zapoznania się z twórczością Leny post.
OdpowiedzUsuńSerdeczności Iwono:-)
Za miłe słowa w imieniu Leny i swoim bardzo dziękuję. Cieszę się, że teksty się podobały i stały się zachętą do głębszego poznania twórczości niezwykłej kobiety. Uściski.
UsuńTo wszystko tak ciekawe, poruszające i forma jak przedstawiłaś blog Leny - fantastyczna! Włożyłaś w ten artykuł wiele pracy i warto było, bo poruszyłaś wiele umysłów i serc!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Bardzo mnie cieszą tak ciepłe słowa zarówno dla Autorki jak i dla mnie. Dziękujemy. Czyżby "Tajemne zapiski" zyskały nowy nick, czy też ja byłam mało spostrzegawcza do tej pory? Pozdrawiam serdecznie.
UsuńChylę czoła autorce i zafascynować, zamyślić i rozbawić potrafi. Zarówno w prozie jak i wierszu pięknie wypada :) Będę miała zapoznać się z resztą jej dzieł, koniecznie :)
OdpowiedzUsuńWitaj Sady Sana, miło że wpadłaś. Myślałam, że po krytycznej ocenie "Matrioszek" będziecie omijali blog z daleka. Wielkie zaskoczenie, że tak młodzi ludzie potrafią przyjąć nie tylko pochwały. Gdy tylko uda mi się zdobyć Twoją książkę, to kto wie, czy nie znajdziesz u mnie swojej recenzji. Póki co pozdrawiam.
UsuńA to była krytyczna ocena? Przecież nie napisałaś, że kiepsko wykonane, tylko tematyka Ci się nie podobała, a tu już bardzo kwestia gustu. Akurat Matrioszki robił mój mąż dla swojego brata, który kocha ten zespół. Zresztą my też słuchamy metalu ale mamy całkowitą świadomość, że nie każdemu może się spodobać i muzyka i "diaboliczne wilki" hehe. Cieszę się, że zwróciłaś uwagę także na włosy mojej laleczki. Akurat lubię kiedy na blogu pojawiają się jakieś sugestie i porady, co mi z samych pochwał, może radują serce ale niczego nie uczą :)
UsuńNie wiem czy książka będzie w Twoim guście ale jeśli zechcesz przeczytać i ocenić będę szczęśliwa. Aktualnie można ją kupić tylko na ridero lub papierową u mnie. Jeśli się zdecydujesz daj znać :)
Przyznaję z otwartą przyłbicą, że mnie do poezji nie ciągnie, więc skupiłam się na tym spostrzeżeniu: "Nie wiem jak udaje się tej Niezwykłej Kobiecie, łączyć pracę zawodową, życie rodzinne i pisarstwo. Dla Niej doba ma chyba podwójną liczbę godzin." Ja również podziwiam takie kobiety za determinację, pracowitość i poświęcenie. A kiedy czas na sen?...
OdpowiedzUsuńJak przyznała sama Lena mało śpi, więc faktycznie wykorzystuje czas na wszystkie pasje i zobowiązania. Ja przez małą ilość snu, nie potrafię się należycie skupiać,więc robić też mi się nie chce. Widocznie do wszystkiego trzeba mieć predyspozycje. Dziękuje za komentarz, odwiedziny i serdecznie pozdrawiam.
UsuńLubię poezję, pięknie to opisałaś:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za docenienie moich wysiłków i jeżeli lubisz literaturę, to tym goręcej zapraszam na blog Leny. Znajdziesz tam bardzo wiele ciekawych utworów. Należy bowiem pamiętać, że mój wybór był bardzo subiektywny. Miło, że wpadłaś z wizyta i zechciałaś zostawić opinię. Pozdrawiam.
UsuńLet me tell you something...
OdpowiedzUsuńThis might sound kind of creepy, maybe even a little "supernatural"
WHAT if you could just push "Play" and listen to a short, "musical tone"...
And miraculously attract MORE MONEY into your life?
What I'm talking about is BIG MONEY, even MILLIONS of DOLLARS!!
Do you think it's too EASY? Think this couldn't possibly be for REAL?
Well, I'll be the one to tell you the news...
Sometimes the most significant miracles in life are also the SIMPLEST!!
In fact, I will provide you with PROOF by letting you listen to a REAL "magical money tone" I've produced...
YOU just push "Play" and the money will start coming into your life.. starting almost INSTANTLY..
GO here NOW to PLAY this magical "Miracle Money-Magnet Tone" - it's my gift to you!!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń