Kuchnia wielkości 1 m na 1,5 m, nie jest pomieszczeniem przyjaznym dla osoby na wózku, o czym przekonuję się każdego dnia. Co rusz zdarza mi się strącić garnek lub patelnię z kuchenki. Jeżeli znajdują się w nich potrawy, i to gorące, zazwyczaj lądują na moich kolanach. Spadające z szafki talerze,szklanki lub kubki skutecznie pomniejszały ilość naczyń będących w użytkowaniu. Parę miesięcy temu zahaczyłam ręką o sznur od sanwicha i już nie robię ulubionych kanapek. Miesiąc temu na podłodze znalazł się czajnik elektryczny. W sklepach są różne ich modele, jednak chcę najprostszy, a co za tym idzie najtańszy. Po co mi taki, który zmienia barwę wraz ze wzrostem temperatury, ważne żeby sam się wyłączył, gdy woda będzie zagotowana. Ta idea przyświecała mojej matce,kiedy kupiła mi pierwszy taki czajnik. Wcześniej używałam czajnika z gwizdkiem, ale pewnego razu nie usłyszałam sygnału, czajnik się spalił zanim sobie przypomniałam, że wstawiłam wodę. Do wczoraj gotowałam wodę w garnku, ale jest to bardzo uciążliwe i często parzyłam się wrzątkiem, gdy próbowałam zrobić sobie kawę lub herbatę.
Sprawa czajnika podsunęła mi pomysł na post. Kilka osób już pisało na ten temat, ale może nie wszyscy czytali tamte notki. Podobno słowo czajnik wywodzi się z języka rosyjskiego чай, czyli herbata. Dawniej bowiem tak nazywano naczynie do jej parzenia, a nie do gotowania wody.Możemy o tym przeczytać na stronie http://www.herbata.info/czajnik/. „Pierwsze czajniki zaczęto wytwarzać w XVI wieku w Chinach. Na przestrzeni wieków zmienił się wygląd i materiał, z którego je wykonano. Była to porcelana, kamionka, metal, szkło, a nawet kamień. Za jedne z najlepszych czajników uważa się wyroby z chińskiej glinki z prowincji Yixing. Do ich produkcji używa się gliny zawierającej m.in. duże ilości tlenków żelaza, dzięki którym przybierają one barwy od żółtych i czerwonopomarańczowych po ciemnobrązowe wpadające w czerń. Budowa i materiał, z jakiego są wykonane, idealnie nadają się do parzenia herbacianych liści. Niewielkie, o porowatych ściankach rozgrzewają się powoli i długo utrzymują ciepło napoju, latem zabezpieczając przed zepsuciem. O czajniki należy dbać w specjalny sposób, m.in. chronić przed zapachami, nie myć przy użyciu detergentów. Czajnik używany regularnie przez wiele lat, pokrywa się patyną herbacianą, staje się bardziej gładki i błyszczący.”Obecnie czajnik służy do gotowania wody, a nie do zaparzania herbaty, bo do tego używane są zazwyczaj ceramiczne(porcelanowe lub fajansowe), szklane czajniczki lub dzbanki. Coraz częściej czajniki z gwizdkiem zastępowane są przez czajniki elektryczne. Pierwszy czajnik elektryczny powstał w 1891 roku i został wyprodukowany przez firmę Carpenter Electric Company of.St. Paul z Minnesoty, a jego autorem był Charles Carpenter. Zbudowany był z dwóch części: górnej miedzianej i dolnej wyposażonej w spiralę grzewczą w oddzielnej podstawce. Woda nie miała kontaktu z przewodami i podgrzewała się bardzo wolno. Dopiero w roku 1923 Arthur Large wewnątrz miedzianej rurki umieścił izolowane przewody elektryczne. Spowodowało to, że rurka bezpośrednio stykała się z wodą w czajniku i szybciej ją podgrzewała. Obecnie czajniki działają bardzo szybko, jednak jest to efektem pobierania bardzo dużej mocy-od 2000 do 3000 W. Co ciekawe, znane nam obecnie czajniki z plastiku zaczęto produkować dopiero pod koniec lat 70-tych.” (http://www.scandinavianhouse.pl/kto-wynalazl-czajnik-poznaj-historie-urzadzenia-bez-ktorego-sie-nie-obejdziesz/).
Moja siostra 30 lat temu gościła na Litwie. Stamtąd przywiozła samowar. Pomimo, że jest to przedmiot sporych rozmiarów, to nawet jak stoi na półce nieużywany,to wygląda dystyngowanie i urokliwie.Na temat tego urządzenia, wikipedia pisze tak:
Samowar(ros.самовар) –urządzenie do przygotowywania herbaty, charakterystyczne szczególnie dla Rosji i Iranu. Klasyczna konstrukcja składa się ze zbiornika na wodę, przez który przechodzi pionowo rura na węgiel drzewny, z rusztem u dołu. W dolnej części zbiornika samowara znajduje się kranik do spuszczania wody, a u góry miejsce na czajniczek na esencję. Znane w świecie wytwórnie samowarów znajdują się w Tule, Moskwie i Petersburgu. Współczesne samowary zamiast podgrzewania wody węglem drzewnym wykorzystują do tego celu grzałki elektryczne.
Na facebooku można znaleźć stronę (www.facebook.com/bajkizsamowara), której autorka pięknie napisała : „ Samowar to coś więcej niż urządzenie, niż ozdobny czajnik- to tradycja, nasza przeszłość, nasze matki i dzieciństwo, wartości które dziadkowie przekazywali. Samowar, to gorące serce, wokół którego zbierają się domownicy. To symbol.” W to miejsce warto zajrzeć, bo autorka na zdjęciach dokumentuje swoje fantastyczne wypieki, jakże pasujące do napoju z samowara.
Nie tylko ci, którzy są amatorami herbaty, wiedzą, że czajnik zwany także imbrykiem potrafi skłonić do snucia wspaniałych opowieści lub stać się ich bohaterem. Oto przykłady jak w literaturze widziany jest czajniczek:
Hans Christian Andersen „Imbryk”
„Pan czajniczek”
Etsuko Vatanabe „Czajniczek"
„Bianka rusza na pierwszą samodzielną wyprawę- Mama poprosiła ją o zakup czajniczka do herbaty. Ale nie będzie to zwyczajny wypad typu: „po bułki do Biedry”- dziać się będą bowiem rzeczy absolutnie niezwyczajne...”
Autorka bloga http://zbajkaprzezswiat.blogspot.com zamieściła cudowną japońską bajkę „Czarodziejski imbryczek”, którą polecam nie tylko dla dzieci.
Jestem bardziej amatorką kawy niż herbaty, ale czasami pijam Earl Gray. W młodości mniej pijałam kawy, za to uwielbiałam zaparzane w szklance herbaty granulowane. Ponieważ do przyrządzenia i jednego i drugiego napoju czajnik jest niezbędny, stąd te rozważania.
Wczoraj moja synowa kupiła mi taki czajnik. Włączałam go zaledwie trzy razy, więc poza tym, że w czasie grzania wody świeci na niebiesko, nic więcej powiedzieć nie mogę.
*wszystkie ilustracje zaczerpnięte z Google-Grafika
Tak, czajnik w kuchni to rzecz wręcz nieodzowna :) Mieliśmy też samowar (elektryczny), ale służył głównie do odświeżania go i zajmowania miejsca ;) Nawet nie wiem, co się z nim stało.
OdpowiedzUsuńTen Twój od synowej wygląda całkiem, całkiem. Oby długo i dobrze Ci służył.
Jeżeli dobrze pamiętam, to od 1986, to jest mój 4 czajnik elektryczny. Z samowara siostry herbatę piłam tylko raz, gdy go przywiozłą i chwaliła się rodzinie. Powiem szczerze, nie wygląd się liczy, ale szczerość ofiarowania. Uściski.
UsuńNigdy nie piłam herbaty z samowara, lubię celebrowanie picia herbaty, ale z mojego czajniczka strasznie kapie lub nie umiem nalewać, a dostałam taki z podgrzewaczem.
OdpowiedzUsuńElektrycznego czajnika używam w pracy, w domu mamy kuchenkę gazową i czajnik z gwizdkiem.
Czajnik ładny synowa kupiła, okamieniaj octem, to dłużej posłuży.
Herbatę z samowara piłam raz, a czajnik z gwizdkiem miałam taki, że pod ciśnieniem wyskakiwał na kuchnię i musiałam ciągle go szukać. Dlatego czajnik elektryczny jest dla mnie idealnym rozwiązaniem. Jeżeli czajniczek jest z podgrzewaczem, a korków Ci nie wysadziło, to znaczy, że kapanie jest wynikiem złego nalewania. Pozdrawiam.
Usuńkorków nie wysadziło, bo to czajniczek do zaparzania, nie gotowania...
UsuńIwonko, nawet z prostego czajnika zrobisz wspaniałą notkę. Prawie jak Andersen z imbryka. Podziwiam za spostrzegawczość i znajomosć tematu.
OdpowiedzUsuńU mojej cioci , repartianki z Kresów, stał na szafie prawdziwy, miedziany samowar z Tuły. Zrobiony był z jednego kawałka miedzianej blachy, z takim kominkiem przez który wychodzila para. Wodę zagrzewano węglem drzewnym.Oglądalam ten samowar jako dziecko w czasie wizyt w Gliwicach( bo tam ciocia zostala przesiedlona) Nie pamiętam, abym widziala ten rytuał parzenia herbaty, samowar stanowil pamiątkę innych czasów, zawsze pięknie się błyszczał.
To dobrze, ze synowa stanęła na wysokości zadania, czajniki elektryczne są wygodne i funkcjonalne.
Zadzwoń do mnie, jak będziesz miała ochotę i nastrój. Będzie mi bardzo milo.
Samowar mojej siostry, to była podróbka prawdziwego, bo był elektryczny. Twoja ciocia posiadała prawdziwy skarb i nic dziwnego, że stanowił pamiatkę i nie był używany. Za kilka dni napiszę maila. Uściski.
UsuńAle miło się czyta:)
OdpowiedzUsuńGwizdek zwiastujący gotowanie wody kojarzy mi się z domowym ciepłem, chwilą uspokojenia a nawet relaksu. Zimne podświetlacze w czajnikach elektrycznych nie działają tak na psychikę choć estetyczne i ciche.
Podobno szum samowara też miał kojące duszę właściwości.
Żeby się przekonać o kojących właściwościach samowara, należałoby uczestniczyć w parzeniu herbaty z takiego prawdziwego, na węgiel drzewny, bo elektryczne przypominają czajniki. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz oraz wizytę.
UsuńKiedyś, tak jakoś na początku lat sześćdziesiątych miałam elektryczny czajnik porcelanowy. Niestety pewnego pięknego dnia był łaskaw się zwyczajnie stłuc. Mój mąż miał kiedyś ochotę przywieźć z Rosji samowar jako ozdobę, ale na szczęście wybiłam mu to z głowy - nie przepadam za tak zwanymi "durnostojkami" do ozdoby. Ten elektryczny czajnik który posiadam to dopiero 3 w mej karierze kuchennej czajnik, który posiadam, kupiony już tu, w Berlinie. A ten, który kupiła Ci synowa bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńCzajnik od synowej jest 4 elektrycznym jaki miałam okazję używać. Wszystkie były plastikowe, ale kiedyś widziałam taki porcelanowy i wizualnie prezentował się znacznie lepiej niż te moje. Czajnik od synowej, jeśli szczerze dany, powinien mi trochę posłużyć. Najważniejsze, że już nie parzę się wrzątkiem przy napełnianiu szklanki. Dziękuję za komentarz, serdecznie pozdrawiam.
UsuńMam taki samowar...;o)
OdpowiedzUsuńA herbatki teraz pijamy domowe, z ziół wrzosowiskowych...Tak nam się odmieniło...;o)
Ziołwe herbaty są bardzo zdrowe. Ja niestety nie znam się na ziołach, by je zbierać. Czasami zdarza mi się pić miętę, pokrzywę, dziurawiec i skrzyp na różne dolegliwości. Ukłony.
UsuńO i cała historia powstała , bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńJa specjalnie amatorką herbaty nie jestem, ale ogromny kubek Rooibosa - stanowi mój wieczorny rytuał. Pozdrawiam Iwonko
Ps. Wysłałam kiedyś maila - nie wiem, czy dotarł
Wybacz, że nie odpowiedziałam na maila, który oczywiście doszedł. Twoje nagrania czy w słuchawkach czy w inny sposób są dobre. Okazało się, że to ja niespodziewanie ogłuchłam i nie słyszę nawet rozmowcy w telefonie. O Twojej herbacie nie słyszałam, więc zapytałam Wujka Google. Pokazał mi 25 rodzajów,a ponieważ obecnie mam fazę na kupowanie rzeczy, których jeszcze nie znam, to być może kiedyś będzie to traktat o herbacie. Uściski.
UsuńWitaj Iwonko
OdpowiedzUsuńPiękna ta dzisiejsza opowieść. Bardzo lubię celebrowanie picia herbaty. Jak byłam mała, to w domu rodziców był samowar. Ciekawe co się z nim stało?
A malutka kuchnia, coś o tym wiem
Pozdrawiam serdecznie
Witaj, cieszę się, że napisałaś. Ja ostatnio dwukrotnie wchodziłam na Twój blog, ale nie chciało mi wpisać komentarza i znów zaczęły pojawiać soę reklamy, zasłaniające znaczną część tekstu, bardzo mnie to denerwuje, bo nie wiem co zrobić, by się pozbyć reklam i móc pokazać, że ciągle pamiętam. Cieszę się, że post przypadł Ci do gustu. Do miłego.
UsuńPrzeszłościowym rozwiązaniem, ale pozbycia się czajnika będzie zapewne, podgrzewaną wodę do zaparzenia herbaty bezpośrednio z sieci ciepłowniczej miejskiej.
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam przekonania co do wody z sieci ciepłowniczej. Nawet gdyby była taka możliwość, to ja i tak gotowałabym dodatkowo.pozdrawiam.
UsuńCiekawy post. A samowar to marzenie...czarna herbata z konfiturą z wiśni...
OdpowiedzUsuńZ racji imienia i świąt, grudzień jest miesiącem, w którym bez wyrzutów sumienia, możesz poprosić o samowar w prezencie. Jako wytrawna gospodyni konfitury nie tylko wiśniowe masz zapewne w spiżarni. Zasiadaj do pisania listu do św. Mikołaja. Uściski.
UsuńJa lubię też z konfiturą różaną. Ale wiśnia na drugim miejscu
UsuńRzeczywiście niewielka ta Twoja kuchnia Iwonko...z pewnością masz problemy z poruszaniem się w niej. Kuchnia w moim poprzednim mieszkaniu też nie była duża za to niesamowicie wąska.
OdpowiedzUsuńPicie herbaty może być wielką przyjemnością tylko potrzebna jest do tego druga bliska osoba.
Mam stary samowar, który bardzo dawno temu dostałam od znajomej Rosjanki. Stoi sobie na szafce w kuchni w rogu pod samym sufitem, bo nie bardzo wiem jak się z nim obchodzić.
Dużo zdrowia Iwonko i wiele radości Ci zyczę :-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDroga Iwonko, a ja mam samowar z Tuły, który przywiozłam ze Lwowa...Taki złoty, z paroma pieczątkami. Kiedyś go czyściłam fachowo więc błyszczał, a teraz nie chce mi się, tylko szmatką "naokoło" i "chwatit" jakby powiedzieli Rosjanie. Herbaty mało piję bo coś mi nie służy, ma podobno fluor, a ten jest nie dobry na tarczycę, a ona jest niedobra dla mnie... A zatem bardziej kawa, taka po turecku, no i wystarczy. To, że Ci coś spada to już taka uroda rzeczy martwych... Ja mam trochę większą kuchnię, a też coś ciągle zbieram z podłogi. Ale jeszcze odnośnie herbaty to chyba jakiś japoński filozof mawiał " "Bądź zawsze pełen dobrej herbaty"...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa z Bajkowa
Mnie herbata nie służy, bo czy zielona czy czarna, to po każdej duzo sikam. Nie miałam pojęcia, że zawiera fluor, który jest niekorzystny dla tarczycy, na którą choruję.Japończycy obok Anglików i Rosjan przywiązują chyba największą wagę do rytuału parzenia i picia herbaty. Taki samowar, to wspaniała pamiątka, więc warto go mieć nawet jeżeli traktuje się go tylko szmatką "naokoło". Czytałam Twój tekst o materacu, bardzo zabawny. Pozdrawiam najserdeczniej i proszę o wybaczenie, że tak rzadko piszę, ale w domu sytuacja nieciekawa, więc mój intelekt śpi.
UsuńWitaj, Iwono.
OdpowiedzUsuńU mojego Dziadka był zwyczaj picia herbaty z samowara.
Wypicie pierwszej filiżanki było niezapomnianym przeżyciem dla małej dziewczynki.
Pamiętam, z jaką uwagą słuchałam wywodu Dziadka o sposobach picia tak przygotowanej herbaty:
"w prikusku" - należało sięgnąć po stojący na środku stołu talerzyk z bryłą cukru, odgryźć kawałek, odstawić talerzyk i popić to, co się odgryzło swoim czajem
"w prilizku" - tu trzeba było polizać tę-że bryłkę i, po odstawieniu, popić własną herbatą
"w prigliadku" - tu rzecz sprowadzała się do patrzenia na leżącą bryłkę i delektowania gorzkim naparem
Miałam może z pięć lat i nie załapałam, że Dziadek żartuje, więc poczułam się nieco rozczarowana, gdy, zamiast talerzyka, na stole postawiono pospolitą cukiernicę:)
Jestem wielbicielką czarnych herbat. Najczęściej (choć ten samowar jest teraz u mnie) używam elektrycznego czajnika. Napełniam wrzątkiem porcelanowy czajniczek, zanurzam naparzacz i przykrywam. Po pięciu minutach herbata jest taka, jak lubię - mocna i pachnąca:)
Mam nadzieję, że nowy czajnik długo Ci posłuży.
Pozdrawiam:)
Uroczą historyjkę opowiedziałaś o swoim Dziadku, który był człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru. W Jego opowieści jest ziarenko prawdy, bo znałam Rosjan, którzy pijali herbatę "w prikusku", choć nie odgryzali cukru z bryły, tylko wkładali do ust kostkę i popijali "czajem". Ja w młodości wsypywałam łyżeczkę granulowanej herbaty(taką lubiłam najbardziej) do szklanki i piłam gdy napój był czarny jak smoła. Rzadko pijam herbatę z cytryną(tylko w okresie jesienno-zimowym). Obecnie używam herbaty w torebkach, ale pijam jej mało, bo działa na mnie niekorzystnie. Też mam nadzieję, że czajnik długo mi będzie służył, bo synowej byłoby przykro gdybym o niego nie dbała. Dziękując za wizytę i komentarz, serdecznie pozdrawiam.
UsuńŚwietny tekst o dosyć zaskakującym temacie, a tego bliski piszącemu te słowa, który jest odwiecznym amatorem herbaty; kawę wprawdzie też pija, ale uwielbia nade wszystko herbatę. Oczywiście dzisiaj czajniki stawia się "na gazie" (spaliłem chyba z pięć w ostatnim dziesięcioleciu), są też elektryczne, ale w moich wspomnieniach z dzieciństwa królują te czajniki na wodę i te mniej pojemne na esencję herbacianą, którą po przyrządzeniu wlewało się do szklanek i uzupełniano wrzątkiem, a babcia, mistrzyni ceremonii, dbała o to, aby stawiając czajniczek na węglowej kuchni, nie dopuścić przypadkiem do tego, aby esencja się nie zagotowała, a woda w dużym czajniku była gorąca i zawsze przegotowana. Od czasu gdy królują torebki z herbatą, zaparzanie, czy w ogóle przygotowanie herbaty traci swój urok... a tak przy okazji... smutno się czyta, gdy z powodu niepełnosprawności masz takie problemy... trzymaj się!!!
OdpowiedzUsuńnie "a tego" , a "do tego"... sorki
OdpowiedzUsuńDziękuję za pochwałę,herbatę pijam ale rzadko. Moja matka zawsze zaparzała ją w małym zazwyczaj porcelanowym imbryczku. Potem wlewała esencję do dużego także porcelanowego kub fajansowego czajnika i dopełniała wrzątkiem. Uznawała tylko herbaty liściaste. Te w torepkach uważała za śmieci pozostałe jako okruchy pozostałe po pakowaniu herbaty właściwej. Po śmieci ojca, często parzyła herbatę w szklance, bo czajniczek był za duży dla jednej osoby.Ja czajniczka także używałam, ale tak naprawdę, to smakowała mi parzona w szklance i granulowana, gdyż liściasta zawsze przyklejała się do podniebienia. Być może stąd wzięło się powiedzenie "herbata plujka", podobnie jak o tej w torebkach nazywano "na smyczy". Od 18 roku życia pijam kawę, ale tak jak kiedyś była to czarna, tak teraz już z mlekiem, bo ątroba daje znać o sobie. To prawda, że herbaty w torebkach nie mają takiego smaku i uroku, jak te zaparzane w czajniczku czy w szklance. Prawdą jest, że liczyłam na dłuższe zachowanie samodzielności, jednak moje problemy z racji niepełnosprawności są niczym w porównaniu z ludżmi, którzy są przykuci do łóżka i wiele by dali, by móc się poruszać w taki sposób jak ja. Obiecuję się trzymać tak mocno jak to możliwe w obecnej sytuacji i Tobie także życzę udanej walki ze swoją ograniczoną sprawnością. Uściski.
UsuńCzajnik jest jakby nieodzownym i pierwszym
OdpowiedzUsuń"meblem" kazdej kuchni.
Zawsze mialam i mam ale utarlo sie iz stoi na kuchence i pelni role ozdoby. Od dawna jest nas dwoje a takze jemy i pijemy o roznych porach dnia wiec gdy ktores je posilek to potrzebuje wrzatku na jeden kubek, to wszystko. Gotujemy wiec w malym rondelku i na oko wiemy ile wody wen wlewac. Z przeszlosci wiem ze na ogol do czajnika wlewalismy za duzo, pozniej ta woda w nim stala, kamienila go, za kazdym razem nalezalo stara wylewac, czajnik oplukiwac.... za duzo klopotu, rondelkiem latwiej zwlaszcza ze tak naprawde potrzebujemy tylko przy sniadaniu. Z kawa podobnie - ugotuje tyle ile kubek wymaga i po wszystkim.
Nie mam nic do czajnikow, sa potrzebne i czesto piekne ale robia sens przy wiekszej rodzinie. Podobnie z kawiarkami - latwiej mi ugotowac i zalac z rondelka niz kawiarke oprozniac, odswiezac .......Kawe pije tylko ja wiec po co mi ona?
Przypomnialo mi sie ze jednego razu otrzymalam od tureckich znajomych trzy czesciowy komplet do parzenia herbaty - i nigdy go nie uzylam, stoi bezczynnie i tylko sluzy jako pamiatka.
Bardzo mily czajnikowy temat , Iwono - chociaz nie uzywam to czuje do nich sympatie, sa ciepla i przytulna czescia kuchni i zycia rodzinnego.
W rondelku gotowałam wodę przez jakiś czas, ale zdarzało mi się, że rekazadrżałą, woda chlapnęła-poparzenie gotowe.Dlatego też,choć jestem sama, używam czajnika, bo wydaje się być bezpieczniejszy. Turecką pamiątkę możesz przekazać, któremuś z synów(ich rodziny są liczniejsze). Dziękuję za wizytę i komentarz, pozdrawiam.
UsuńPrzez ostatni miesiąc poznałem nieco jak wygląda życie osoby z ograniczeniami ruchu. Zwłaszcza na początku jak musiałem chodzić o dwóch kulach było beznadziejnie, nic do ręki nie dało się wziąć, trzeba było mieć miejsce na kule zawsze itp. Teraz jak chodzę podpierając się jedną jest dużo łatwiej, mogę wziąć kubek czy cokolwiek chcę w drugą rękę.
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz chwilkę i będziesz chciała to może napiszesz do mnie na maila pietowskipiotr@gmail.com
Przyznam się, że jakoś tak brakuje mi kogoś, z kim mógłbym popisać na dowolny temat.
Pozdrawiam!
Nie wiem dlaczego poruszałeś się ostatnimi czasy o kulach(u mnie na blogu widnieje jako ostatnia notka "Pożegnanie"). Coś jednak musiałam przegapić. Kiedyś do Ciebie pisałam na adres zamieszczony na blogu, był inny niż ten dzisiejszy. Bardzo mi pochlebia, że tak młody człowiek zaprasza mnie do korespondencji, wkrótce się odezwę. Zdrowiej, aby i ta jedna szwdeka nie była Ci potrzebna. Uściski.
UsuńAh, dzięki za komentarz u mnie.
OdpowiedzUsuńA notka interesująca. Teraz jest tyle możliwości gotowania wody, że głowa mała. Szkoda tylko, że w nagromadzeniu funkcji zdarza się, że główna danego urządzenia nie do końca się sprawdza. Widzę to zwłaszcza po wszelkiego rodzaju gadżetach promowanych w mediach.
Szczerze powiedziawszy, czekałam na Twój komentarz pod poprzednim postem, a to z dwóch powodów. Po pierwsze zbieżność Twojego nazwiska z kompozytorem, a po drugie muzyka, co prawda preferujesz inną(mnie zupełnie obcą), ale ta o której pisałam bliska byłaby Twojej mamie, a może przede wszystkim babci, które przy tej okazji serdecznie pozdrawiam.
UsuńChyba właśnie w tej notce ostatniej wspominam o problemie z kolanem. Sytuacja okazała się dość poważna i 7 października miałem artroskopię tego stawu. Teraz mam rehabilitację, a do 7 listopada byłem poza domem na turnusie rehabilitacyjnym w Konstancinie. I to właściwie cała tajemnica.
UsuńWidziałem poprzedni wpis, jednak nie bardzo miałem chęć i możliwości, aby skomentować. Zbieżność nazwiska z tego co wiem jest przypadkowa, jest jeszcze taki aktor Marcin Piętowski, jednak i tu jest to przypadek raczej. Czasem słucham polskich dość starych piosenek, nie zawsze wiem kto jest kompozytorem czy autorem tekstu. A tak coś się dowiedziałem z muzycznej półki, która mnie interesuje.
Nie ma pośpiechu z mailem.
Dzięki za pozdrowienia. Babcia z tego co wiem (bardzo dawno nie byłem, na razie z powodu kolana nie pojadę też chyba) ma się całkiem nieźle jak na osobę leżącą. Mama też ma się dobrze.
Witam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńWspaniały, bardzo interesujący wpis! Moja mama miała samowar, chyba nadal gdzieś go ma, ale nie pamiętam by kiedykolwiek go używała. Czajnik oczywiście stoi. Teraz może wyglądać najróżniej jak tylko można go sobie wyobrazić :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Niestety nie znam się na dizajnie, dlatego na ten temat się nie wypowiadałam. Cieszę się, że post się podobał i przede wszystkim witam na blogu i zapraszam częściej. Ukłony.
UsuńDziękuję serdecznie za dobre słowo, bardzo chętnie będę zaglądać! Ślę uściski!
UsuńDla mnie dźwięk gwizdka to znak, że czas na przerwę, czas na kawę. Herbatkę też czasem pijam ale kawusia to konieczność codziennie. Współczuję Ci przygód w tej małej kuchni, na pewno nie jest łatwo :( ale za to post obmyśliłaś ciekawy. Nie wiedziałam, że czajnik na początku służył do zaparzania herbaty, choć w sumie ma to sens :)
OdpowiedzUsuńWitaj, ja też wolę kawę od herbaty, ale na jesienno-zimowe wieczory, herbata z cytryną, miodem, konfiturami lub imbirem -niezastąpiona. Dziękuję za wizytę i komentarz. Pozdrawiam.
UsuńUwielbiam herbatę z imbirem, cytrynką;))
OdpowiedzUsuńHmmm czajnik elektryczny mialam chwile do pierwszego rachunku za prąd potem wyladowal u męża w pracy . Mam maly imbryk ba parzenie herbaty lisciastej takiej .
OdpowiedzUsuńAle bardzo ciekawie odpisałaś swiat czajnikow imbrykow i innych cudów do parzenia herbaty
Iwonko, prosiłaś o pokazanie wieńca adwentowego. Prośba spełniona, zapraszam na mój blog.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń