Historia jest tragiczna, chociaż
rozpoczęła się niewinnie 41 lat temu. Po pierwszym roku studiów (tak mi się wydaje, że to właśnie było wtedy) wyjechałam do sanatorium do Ośrodka Rehabilitacyjnego w Lądku
Zdroju. Poznałam tam dwie Górnoślązaczki: Olę i Celinę.
Olka była na etapie popalania papierosów. Dla mnie temat nie
był nowy, bo wszyscy członkowie mojej rodziny byli palaczami. Ja do
opisywanego momentu wzbraniałam się dzielnie. Kiedy jednak Olka
wyciągnęła paczkę „Feminy” i powiedziała, „one są bardzo
słabe, spróbuj”, no to nie chciałam wyjść na cykora.
![]() |
To jest właśnie miejsce, w którym rozpoczęłam swoją nikotynową edukację. W tej chwili nosi nazwę Dom Weterana. |
![]() |
od takiej paczki się zaczęło |
O ile pamiętam stateczna, zrównoważona i zawsze rozsądna Celinka, nie brała udziału w tym niecnym procederze. Pod jednym względem moja koleżanka miała rację, papierosy były słabiutkie, bo pusty filtr zgniatałam zębami, a część wypełniona tytoniem wydawała mi się nad wyraz krótka i po kilku pierwszych „szlugach” nie czułam się napalona ani tym bardziej uzależniona. Tkwiło we mnie głębokie przekonanie, że panuję nad nową „umiejętnością” i w każdej chwili mogę to zakończyć.
Z natury jestem człowiekiem otwartym i szczerym. Nigdy nie lubiłam tajemnic, sekretów, działania w ukryciu.Wiedziałam, że rodzice nie będą zachwyceni tym, że palę papierosy, ale po powrocie do domu nie chciałam oszukiwać, kryć się i kombinować. Chociaż listy z sanatorium pisywałam rzadko, bo to tylko miesiąc rozłąki, to jednak wtedy poszedł w świat tekst zatytułowany „Kochani rodzice, zaczęłam palić papierosy”, a dalej było to co już wiecie z dwóch wcześniejszych zdań.Jak wspomniałam papierosami „Femina”
nie byłam zachwycona i powiedziałam sobie, że jeżeli mam już
palić, to takie, by je „czuć”. W moje życie wkroczyły
„Zefiry”. Lubię zapach i smak mięty, więc przez jakiś czas
były to „moje” papierosy. Po rozpoczęciu roku zaczęłam jednak
eksperymentować z innymi markami. Od rodziców dostawałam
100zl(czerwonego Waryńskiego) kieszonkowego w miesiącu i nie
obchodziło ich, jak ja to wydaję. Biorąc pod uwagę, że pierwszą
rzeczą było kupienie bloczka(100 sztuk) biletów ulgowych, to
te 50(zielony Świerczewski) na niewiele wystarczało. Mentol wysuszał mocno gardło, na scenę wkroczyły „Carmeny”. Długie, białe i mocno aromatyzowane, nie zagrzały miejsca w mojej torebce. Po nich było „Caro”, przez krótki czas „Klubowe”, które stale palił mój ojciec. Z chwilą gdy siostra wyszła za mąż zapanowała w rodzinie moda na „Ekstra mocne”, bo takie palił jej mąż. Wszyscy poza ojcem przerzuciliśmy się na „schabowe”. Były warte swej nazwy. Najgorzej z tym nałogiem było w czasie, gdy tytoń był na kartki. Nie wystarczało przydziału na osobę, dla naszej rodziny. Ja raz w kantynie jednostki kupiłam karton „Wiarusów”, bo były w wolnej sprzedaży ale nie dla siebie tylko dla swojej lekarki, ginekologa. Ponieważ przyjęła mnie na wizycie prywatnie u siebie w domu i nie chciała za to pieniędzy, to "Wiarusy" dałam w podziękowaniu.
Przez te 40 lat ceny papierosów ulegały zmianom. Kiedy te, które aktualnie paliłam drożały, to poszukiwało się tańszych lub w takiej samej cenie ale „lepszych” smakowo. Dlatego też przez ostatnie kilka lat „małpując” matkę paliłam „Goldeny”, a ostatni rok „Winstony”.
Przez te 40 lat ceny papierosów ulegały zmianom. Kiedy te, które aktualnie paliłam drożały, to poszukiwało się tańszych lub w takiej samej cenie ale „lepszych” smakowo. Dlatego też przez ostatnie kilka lat „małpując” matkę paliłam „Goldeny”, a ostatni rok „Winstony”.
Nadszedł czerwiec 2016 roku,
kaszel, ból głowy, złe samopoczucie i przeświadczenie, że
to wszystko z powodu zbyt dużej ilości wypalonych papierosów. Pali się więcej, bo człowiek się oszukuje, że papieros uspakaja, gdy stres dobija, bo nic nie układa się tak jak by się chciało. Choroba jednak wzięła górę i nie ciągnęło
do papierosa dzień, potem drugi i następne. Po pięciu dniach
nie palenia, gdy zaczęłam brać antybiotyk, czułam się wprost
rewelacyjnie: z rana nic nie dusiło w piersiach, nie było kaszlu i
flegmy. Tylko poczucie lekkości, jakby nagle ubyło lat.
Powiedziałam sobie wytrzymałaś 5 dni, wytrzymasz tydzień, a potem
były trzy następne. Nie palę od miesiąca. Jak długo wytrzymam?
Nie mam pojęcia. W 2012 i 2013 roku, gdy leżałam najpierw tydzień, a
potem dwa w szpitalu, to też nie paliłam, bo nie chciało mi się z
nogami jak balon drałować na dwór by się zaciągnąć.
Jednak pierwszą rzeczą jaką robiłam po opuszczeniu szpitala było
zapalenie papierosa i powrót do nałogu. Kiedy różni
ludzie namawiali mnie, żebym rzuciła palenie, bo mam skrócony
oddech, bo zaburzenia krążenia, to śmiałam się, że każdy musi
na coś umrzeć, a u mnie przynajmniej „gruźlicy nie stwierdzą z
braku płuc”. Po trzech tygodniach od rzucenia palenia, wzięłam
kalkulator do ręki i zrobiłam proste działania matematyczne 41 lat
x 365 dni x paczka papierosów dziennie równa się
14965 dni x 10 zł za paczkę(średnia cena) to daje 149 650 zł.
Całkiem niezłą sumkę puściłam z dymem, a jeżeli uwzględnić,
że cena niektórych papierosów przekraczała 10 zł, a
niekiedy paliło się więcej niż paczkę, to gdyby zaokrąglić tę
kwotę do 200 000, to być może nie popełniłoby się wielkiego
błędu.
Nie namawiam palaczy żeby rzucili
palenie, tym bardziej że alkoholik niepijący nawet wiele lat, nadal
jest alkoholikiem, bo w każdej chwili może sięgnąć po kieliszek.
Tak jest z każdym innym nałogowcem: palaczem, hazardzistą,
seksoholikiem.
Kiedy tydzień nie paliłam, to mój
syn powiedział: po takim czasie, głupio byłoby wrócić ale
ja Cię czymś zdenerwuję i Ty sięgniesz z powrotem po fajki. W
ciągu tego miesiąca denerwował mnie wielokrotnie, tak jak
niezliczoną ilość razy łapałam się na tym, że chce mi się
zapalić. Przypominałam sobie wtedy te wieczory(bo wtedy najczęściej
to nachodzi) kiedy zlewałam się potem, czułam niewytłumaczalny
lęk i nerwowość. Bałam się, że antybiotyk nie działa, a
mnie dopadła sepsa. A to była reakcja organizmu na odstawienie
nikotyny. Podobno jak się wytrzyma te objawy przez miesiąc, to w
miarę upływu czasu będzie lepiej. Póki co nie jest. Do niedawna w każdym
pokoju leżał jeden papieros ale syn je wypalił „żeby ciebie nie
kusiło” mówił, gdy po nie sięgał. Przez te 30 dni
teoretycznie zaoszczędziłam 400 zł, bo nie wydałam ich w czerwcu
na papierosy. Kupiłam sobie w tej kwocie drukarkę ze skanerem 180
zł, pompkę do kół i maszynkę do strzyżenia włosów.
Ponieważ jednak w czerwcu ogólnie na utrzymanie wydałam
znacznie więcej pieniędzy, więc tej „papierosowej oszczędności” nie widać.
Mam jednak nadzieję, że w swoim postanowieniu nie wracania do
palenia wytrzymam pozostałe miesiące(jeżeli nie życia, to
przynajmniej tego roku) i wtedy zacznie być ona odczuwalna nie tylko
na zdrowiu ale i w kieszeni. Jedyna rzecz nad jaką nie potrafię
jeszcze zapanować, to jedzenie kanapek, zup, kotletów co dwie
godziny, a pomiędzy nimi zagryzanie paluszkami, krakersami,
cukierkami lub żucie gumy., gdy nachodzi chęć zapalenia. A przecież nadmierne kilogramy są dla
mnie równie niewskazane jak palenie. Wczoraj syn był w aptece
po suplement diety na chrząstkę stawową, maść na zmienioną
skórę podudzi, a o „Apetiblocku” zapomniałam.
NIKOGO DO NICZEGO NIE NAMAWIAM,
opisałam tylko to co się wydarzyło w czasie tego "chorowitego" miesiąca.