W
grudniu minionego roku postanowiłam odkurzyć półki z książkami.
Chciałam w ten sposób poprawić sobie humor. Są kobiety, które w
tym celu idą na zakupy. U mnie i z chodzeniem i z kasą(niezbędną
przy sprawunkach) kiepsko, stąd sprzątanie. Wpadła mi w ręce
książka „Uśmiech i poezja Jana Sztaudyngera", autorstwa Wojciecha
Natansona. Dla mnie Sztaudynger, to przede wszystkim autor fraszek.
Taką oto ich definicję znajdujemy w owej książce: „drobne,
króciutkie, złożone z dwóch wersów nazywa „ucinkami”.To nie
znaczy, że fraszki dłuższe miały się odznaczać mniejszą
zwartością i celnością. Fraszki „swawolne”
nazywał”szumowinami”(piana powstała przy gotowaniu konfitur).”
Postanowiłam ponownie ją przeczytać ,licząc że spełni
terapeutyczne zadanie. Jest to publikacja niezwykła z kilku powodów.
Na zaledwie 176 stronach opowiedziano o kulturze, sztuce i nauce
polskiej w latach 1916-70. Wspominając lata szkolne spędzone w III
Gimnazjum im. „Króla Jana III Sobieskiego” w Krakowie przy ulicy
o tej samej nazwie, autor nie tylko mówi o wieloletniej przyjaźni z
Janem Sztaudyngerem. Sypie jak z rękawa nazwiskami wykładowców i
kolegów szkolnych. Omawia imprezy, w których uczestniczyli jako
wielbiciele literatury, teatru i malarstwa. Przede wszystkim jednak
ukazuje nam Sztaudyngera jako liryka, satyryka, teoretyka i praktyka
lalkarstwa w Polsce i pedagoga. Wymienia i omawia najcenniejsze tomy
i poszczególne utwory, ilustrując cennymi cytatami. Zanim
przedstawię Wam Jana Izydora Sztaudyngera, to kilka słów o autorze
tej jakże ciekawej książki:
Wojciech Natanson(pseudonim Leszczyński)(1904-1996) polski pisarz, krytyk teatralny i tłumacz. Ukończył Gimnazjum Jana III Sobieskiego w Krakowie, studiował na Uniwersytecie Jagielońskim prawo, otrzymał tytuł doktora prawa międzynarodowego. Romanistykę kończył na Sorbonie. W okresie międzywojennym publikował w krakowskiej „Gazecie Literackiej”. Żołnierz AK, brał udział w powstaniu warszawskim. Pracował w najznakomitszych teatrach jako kierownik literacki(„Teatr Stary”, Teatr Śląski”, Teatr Ludowy”, Teatr Rozmaitości”). W latach 1946-50 redagował „Listy z Teatru”, pisywał recenzje do wielu czasopism (m.in. „Teatr, „Słowo Powszechne”,”Kierunki”, Życie Warszawy”).Był autorem recenzji i felietonów o twórczości Stefana Żeromskiego, Stanisława Wyspiańskiego, Karola Wojtyły. Przetłumaczył „Dramaty” Alberta Camusa, „Łowcy meteorów” Juliusza Verne. Napisał „Boy Żeleński, powieść biograficzna”(Warszawa 1983, LSW) i „Sekrety fredrowskie”(Warszawa 1984 LSW).
Pierwszą refleksją po skończonej lekturze było :jak to możliwe by w tak krótkim życiu(w chwili śmierci miał 66 lat) stworzyć i zdziałać tak wiele. Nie byłam odosobniona w tym odczuciu, bo oto co napisał sam Natanson:„GDYŚMY NAD GROBEM PRZYPOMINALI LICZNE JEGO ZASŁUGI,OGARNĘŁO NAS ZDZIWIENIE,ŻE TYLU RÓŻNYMI SPRAWAMI SIĘ ZAJMOWAŁ, TYLE GATUNKÓW SZTUKI UPRAWIAŁ”.
W książce znajdziemy nazwiska ludzi bardzo znanych(np. Ludwik Solski-aktor, Julian Przyboś, literat), jak i takich, o których dziś nikt już nie pamięta, a byli elitą lat międzywojennych(Leon Chwistek,Zenon Klemensiewicz, Franciszek Fuchs, Stanisława Wysocka). Wspomina ludzi o nieprzeciętnych umysłach i wielkiej charyzmie. Mówi o tych, którzy przeżyli okupację oraz o tych, którzy zginęli w zawierusze II Wojny Światowej. Opisuje życie kulturalne Krakowa, pokazując jak bardzo Polacy z chwilą odzyskania niepodległości byli spragnieni wolnej, pięknej literatury, wspaniałego malarstwa, porywających przedstawień teatralnych.
Snując opowieść o Janie Sztaudyngerze(nigdy nie używa drugiego imienia poety) rozpoczyna od genealogii. Przedstawia prapradziadka, oficera bawarskiego, który przybył do ówczesnego Księstwa Warszawskiego i za sprawą pięknej i młodej Katarzyny osiadł w Piotrkowie. Temu przodkowi Sztaudynger poświęcił poniższe strofy:
Mój prapradziad,
Oficer armii bawarskiej,
Znalazł się w Piotrkowie
Po kataklizmie dziejowym
Przez Napoleona
I tu pozostał.
Kiedy umierał jako człowiek 77-letni,
Miał tu już dom,
Nową żonę Katarzynę
I syna Józefa.
Prapradziad Józef
W dniu śmierci swego ojca liczył lat osiem.
(wiersz zamieszczony na wstępie tomu Łatki na szachownicy )**
Dziadkowi, inżynierowi budującemu mosty na terenie Rosji, ożenionemu z córką Franciszka Gautier, warszawskiego obywatela, zaprzyjaźnionego z Tadeuszem Kościuszką. (Rodzina ta wywodziła się z Francji) napisał inny wiersz:
...Paryż
jest mój !
Może
na tej ulicyMoja prababka
Zgubiła
Bukiet fiołków, podwiązkę, łzę?!
Może ten właśnie most
Łukiem nakreślił mój dziad,
Śmiałym jak łuki brwi
Zmarszczone w gniewie!
Legendę wymarłą rodu
Tropię
W uliczkach skamieniałych koralem
Na oceanu dnie...
(wiersz Kropla francuskiej krwi)
Jan Izydor Sztaudynger(1904-1970) był synem Izydora Jana Józefa Sztaudyngera i Anny z Kokowskich. Jak pisze Natanson poeta odnajdywał u swego ojca „cechy typowo francuskie”:dowcip,poczucie humoru , praktyczność, oszczędność i trzeźwość. Był przekonany, że własny temperament i zamiłowanie do dowcipów i fraszek, to cechy odziedziczone po przodkach. Ojciec fraszkopisa był jednym z pierwszych narciarzy w Polsce. Nic więc dziwnego, że to właśnie jemu zostały zadedykowane Kantyczki śnieżne, zbiór wierszy narciarskich powstały po jeździe na nartach w towarzystwie Gustawa Morcinka.
Matka
Boska na nartach
Zjechała
z gór Beskidu
(A dobrze jeździć umie,
Nie zrobi narciarzom wstydu!).
(
Matka Boska na nartach)
Wiersz
ten doczekał się dwóch diametralnie różnych ocen. „Zdaniem
Zofii Kossak „bardzo utalentowany skądinąd poeta” nie pisał
pod działaniem głębszej podniety religijnej, ale tak sobie, dla
mody, ze snobizmu i powierzchniowego rozrzewnienia”. Zofia Kossak
użyła przy tym określenia dość ostrego, „akatolicka parodia”.
Natomiast „Wasylewski z uznaniem wspominał, że autor " Kantyczek
śnieżnych" zdjął Matce Boskiej skrzydła z ramion i przypiął je
do nart.”
Anna z Kokowskich rodowita Krakowianka miała wielki wpływ na swego męża, który przez całe życie był pod jej urokiem. Odznaczała się pracowitością, niebywałą energią. Była bardzo muzykalna i wykazywała zdolności przy tworzeniu batików czyli rysunków woskiem na tkaninach. Wspomnienie o niej zawarł poeta w Szczęście z datą wczorajszą.
Rodzice Anny mieszkali w Myślenicach nad Rabą. Należał do nich kawałek pola, ogród i lasek. Dziadek poety był emerytem wykorzystującym należycie okres odpoczynku. Natomiast babka organizowała Janowi imieniny z przedstawieniami, co mogło mieć wpływ na późniejsze jego zainteresowania lalkarstwem. Był jej ukochanym wnuczkiem. Dziadkom poświęcił Dom na rzeczkach.
Jan Izydor Sztaudynger ożenił się z Zofią Jankowską- „bardzo miła, powabna i dowcipna sekretarka czasopisma „Tęcza”[...] przyczyniła się swą energią do umożliwienia Sztaudyngerowi debiutu. W jej domu , w atmosferze pogody, spokoju,optymizmu i życzliwości, znalazł poeta bodźce, które były mu tak bardzo potrzebne. Rozbity, rozgorączkowany, borykający się z trudnościami, skłonny do depresji – trafiał na pewniejszy grunt. Nastąpiły zaręczyny i ślub”- tak o Zofii pisał Wojciech Natanson. W 1933 urodziła mu się córka Anna. Współautorka tomu wspomnień Chwalipięta czyli rozmowy z Tatą. W 1946 urodził się syn Jacek.
Taki byłem ciekawy,
Jaka będziesz Ty moja córeczko,
Żem pochylał się dniami już naprzód,
Ponad pustym dla Ciebie łóżeczkiem.
I chodziłem i kwiatów pytałem,
Czy będziesz jak one, czymś białym?
I pytam się w nocy miesiąca,
Czy będziesz tak cicha i lśniąca.
( Prolog do cyklu wierszy O mojej córce)
***
Czy nie lepiej ci było,mój synu,
Gwiazdy się rodzić promykiem,
Listeczkiem dzikiego wina,
Stokrotką nad strumykiem?
(Czy nie lepiej-wiersz nieopublikowany)
Wnuczka Dorota była pomysłodawczynią do dwóch tomów „Śmiesznoty”(dziadek to pisze takie śmiesznoty) i „Chwalipięty”. Jej też poświęcił Zwrotki dla Dorotki jeden z tomików wierszy jakie napisał dla dzieci(„Muchomory”, „Kasztanki”, „Narodziny obłoczka”, „Dróżką przed siebie”).
Mijają lata. Nie wierzy mi,
Bo jej mijają dopiero dni.
(O wnuczce)
Jan Sztaudynger otrzymał staranne wykształcenie. Uczęszczał do Wzorcowej Szkoły Ćwiczeń przy Seminarium Nauczycielskim w Krakowie. Po wybuchu I Wojny Światowej kontynuował naukę na Prywatnych Polskich Kursach Gimnazjalnych w Brnie na Morawach. W 1915 podjął naukę w III Gimnazjum im. Króla Jana Sobieskiego w Krakowie. Po jego ukończeniu i zdaniu matury w roku 1922, rozpoczął jednocześnie studia polonistyczne i germanistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sztaudynger tytuł doktora historii literatury(wikipedia podaje, że posiadał tytuł doktora filozofii) uzyskał u profesora Józefa Kallenbacha, pisząc pracę na temat wpływu Goethego na młodego romantyka Stefana Floriana Garczyńskiego. Dzięki ukończeniu rocznego Studium Pedagogicznego, mógł podjąć pracę nauczyciela szczebla średniego w Dębicy, Bydgoszczy i Poznaniu(w Studium Nauczycielskim im. Ewarysta Estkowskiego). Nauczał z przerwami w latach 1928-37.
Ucieszyłbym się na własnym pogrzebie.
Gdyby mówiono, żem był godny ciebie.
(Do gimnazjum Sobka)
„Wędrówka zdawała się być przeznaczeniem poety spragnionego cichej przystani”. W latach 1904-1929 mieszkał w Krakowie przy ul. Długiej. W latach 1930-39 gościł go Poznań. Tu dokonała się artystyczna przemiana, poezja wzbogaciła się o dramatyczne tony. Uzmysłowił sobie także , że posiada talent satyryczny. Okupację spędził w sandomierskiej wsi Malice, należącej do jego krewnych Mikułowskich - Pomorskich. W 1945 osiedlił się w Łodzi, do której wrócił w 1951, po krótkim pobycie w Szklarskiej Porębie(1947-51). Ostatnie lata życia spędził w domku rodziców w Zakopanem. Każdemu miastu, w którym mieszkał lub przebywał poświęcił cykle lub pojedyncze wiersze czy fraszki (Krakowskie piórka,Ballady poznańskie,Strofy wrocławskie, Puch ostu ).
W naporze dni bez znaczenia i wielkich, bo małych
nieszczęść,
Zbiegałem z miasta do Ciebie w przejrzyste, jasne
powietrze,
W opiekę drzew twych domowych, kur rozgadanych
i świątka,
Gdzie malowałeś bez przerwy wątłe anielskie
dziewczątka...
(Kuźnia skrzydeł -Wlastimilowi Hofmanowi).
Szczególnym tomem jest Rzeź na Parnasie. Jak podkreśla Natanson "wbrew tytułowi i opinii, zbiór nie ma czysto pamfletowego charakteru. Kpiny sąsiadują z wyrazami uznania , a nawet zachwytu.
... księżyc pisze z nieba
Do pana błagalne listy:
Ach chciałbym być jak Pan
Niesamowicie srebrzysty
(Iwaszkiewicz )
„Po wojnie, a zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu fraszkopisarstwo zaczynało przesłaniać twórczość liryczną. Krytycy a nawet czytelnicy widzieli w nim już jedynie autora niefrasobliwych, lekkomyślnych fraszek.” „Swawolne” wysunęły się na plan pierwszy wśród czytelników. Autor cyklowi fraszek "frywolnych" nadał nazwę „szumowiny”. Tom tak zatytułowany został wydany z posłowiem Anny Sztaudynger- Kaliszewicz w roku 1986. Przed wojną powstały 23 fraszki, które weszły w skład zbioru Piórka wydanego pierwszy raz po wojnie w 1954 przez „Czytelnika”. Potem piórek było więcej( „Krakowskie piórka”, „Stare i nowe piórka”, „Piórka z gór”). Piórko oznacza powiewność, lekkość i tym charakteryzują się utwory Sztaudyngera.
Ale na piórka które roni ptaszek.
(fraszka z tomiku Piórka)
***
Z góralem sprawa jest krótka,
On koniem jeździ, nim wódka.
(Furmani)
Oprócz „Piórek” w licznych „odsłonach” były też Wiórki(wymyślone przez córkę Annę), Supełki, Śmiesznoty. Różni artyści robili ilustracje do fraszek, ale Maja Berezowska była najwyżej ceniona przez samego poetę. Jak pisze Natanson "swawolna i dosadna ale nie wulgarna.
Szczególną rolę w twórczości poety odegrał Boy- Żeleński, którym był zafascynowany i dla którego napisał utwór Boyowo i bojowo. Również sławne "Słówka"nasunęły Sztaudyngerowi myśl opublikowania tomu fraszek zatytułowanych Półsłówka(K.A.W. 1986, seria Osobliwości). Matka Boya , Wanda Żeleńska ułożyła antologię ulubionych swoich utworów na wszystkie dni roku. Sztaudynger podchwytując jej pomysł, zebrał 366 fraszek i ułożył je w formie kalendarza, z fraszką pod datą każdego dnia. W ten sposób powstał Raptularz zakochanych. A pod datą 24 czerwca(imieniny Jana) znajdujemy takie oto słowa:
Źle wróżysz mi jaśminie,
Bo wróżysz mi Jaś minie...
(Zła wróżba)
W swoim dorobku ma Sztaudynger „Mikrodramaty”- sceniczne odpowiedniki fraszek czy też kropli lirycznych. Są to króciutkie sztuki. Dwie z nich zamieszczono w tomie Pięć grzechów głównych i zostały wydane jeszcze za życia autora("Wygnańcy Ewy" i "Jak zwykle wszystko winą jest Amora"). Ten drugi tytuł posłużył do nazwania tomu 6 mikro sztuk, które zostały wydane w 1973. Większy utwór dramatyczny "Apostołowie" nie został opublikowany, bo niektóre sceny są tylko naszkicowane.
W ostatnich latach życia pisze wiersze dla dzieci, wspomnienia o matce i ojcu oraz "bajki dla dorosłych", żartobliwe i antropomorficzne (wyobrażenie bogów na wzór ludzi).Według Natansona najzabawniejsza jest „Pani Zajączkowa”-pochwała mądrej małżonki, lekkomyślnego zajączka. Utwór odznacza się niespodziewaną i zaskakująca pointą. Jest aluzją do rozsądku żony poety. Bajki dla dorosłych znalazły się w zbiorze "Śmiesznoty".
Postępek męski
Uśmiechem witać klęski
(Postępek męski)
Tomu wspomnień o swym życiu i twórczości nie zdążył napisać. Rodzina spisywała opowieści i pomysły, a poeta zmieniał i poprawiał na gorąco maszynopis. W roku 1973 Wydawnictwo Łódzkie wydało książkę „Chwalipięta czyli rozmowy z Tatą”, a przedmowę napisał Tadeusz Chróścielewski. Obok „Piórek” jest to chyba najbardziej znana czytelnikom pozycja Sztaudyngera.
Rozprawa popularnonaukowa Marionetki dotyczy teatrów lalkowych w Polsce. Poeta odbył także podróż do Czechosłowacji i Francji, by poznać tamtejsze teatry lalkowe. Pisywał dla tych teatrów sztuki(„Chiński mur czyli 101 awantura Stracha na wróble”, „Przygody Kubusia”, „Królewicz Szafirek i ochmistrz okularnik”-baśń w 3 aktach), wydawał czasopismo „Bal u lal” oraz kwartalnik „Teatr lalek”.
Zajmował się Sztaudynger także tłumaczeniami. Już w szkole średniej przekładał wiersze Horacego i drobne utwory Goethego(„Goethe i pseudo-Goethe”, „Dywan Wschodu i Zachodu”). Szczytowym osiągnięciem było przełożenie dramatu w 5 aktach Książę Homburgu H. Kleista. Nie można pominąć milczeniem przekładu nowel oraz powieści Papież z ghetta. Legenda rodu Pier Leonich. Gertrudy von Le Fort, wybitnej, krytycznie nastawionej do hitleryzmu katolickiej pisarki niemieckiej.
Nie umrę wszystek,
Zostanie po mnie figowy listek
(Horacy krócej)
***
Rzeźbie moje wierszyki jak kozikiem w drzewie,
Jak je trudno wyrzeźbić, nikt prócz mnie nie wie...
(Rzeźba kozikiem)
Podsumowując twórczość Sztaudyngera autor „Uśmiechu” tak
napisał
„JEDNA
Z TAJEMNIC POEZJI SZTAUDYNGERA: GORYCZ I BÓL, ZAMIENIAŁY SIĘ W
RADOŚĆ, WZRUSZENIE – W ŻART. NAJISTOTNIEJSZYM NURTEM OWEJ
TWÓRCZOŚCI BYŁO ZAGADNIENIE SZCZĘŚCIA - SZCZĘŚCIE JEST GDY
SERCE UPAJA SIĘ CHWILĄ, GDY JEST PODDANE POD DYKTAT WSZECHŚWIATA.
TEN SPOSÓB POJMOWANIA SZCZĘŚCIA WYRAŻAŁ SIĘ ZACHWYTEM WOBEC
PRZYRODY, UNIESIENIAMI NAD PIĘKNEM MIAST, BŁYSKAMI HUMORU I
POCHWAŁĄ PIĘKNA ŻYWEGO.
PRZEMIENIAĆ POZORNE
DYSONANSE W POCZUCIE ISTOTNEJ HARMONII,BÓL W ŚMIECH,DROBNE LUDZKIE
SPRAWY W POEZJĘ, PRZESZŁOŚĆ W NADZIEJĘ,KONFLIKT W PRZYMIERZE,
PRZEMIJALNOŚĆ W TRWANIE – oto cel pisarstwa Jana Sztaudyngera.”Któż o kolorach może mówić lepiej
Niżeli właśnie my, poeci – ślepi
(Któż o kolorach)
Czy w twórczości Sztaudyngera można odnaleźć uśmiech? Z pewnością tak i to nie tylko we fraszkach.
Tworzę dzieła wiekopomne,
O których jutro sam zapomnę
(Dzieła wiekopomne)
***
A kiedy do mnie przyjdzie ta z kosą,
Niech będzie ładną , młodą, bosą,
Abym nie słyszał zawczasu
Stukania jej obcasów
(Zamówienie)
Ci, którzy czują niedosyt, mogą zajrzeć na najlepszy blog literacki 2015 roku(notka z 6.10.2015) http://okruchy.pl/spotkania/spotkanie-w-domu-jana-sztaudyngera/
*„schylony jak narcyz nad ruczajem” -określenie poetyckie użyte przez Witolda Zechentera w książce „Upływa szybko życie”, odnoszące się do Sztaudyngera.
**Dla przejrzystości tekstu pominięto cudzysłów w tytułach utworów, stosując pogrubienia i kolor niebieski, dla ważnych (zdaniem autorki notki) tytułów poszczególnych tomików lub utworów.
Jan Sztaudynger? Mistrz!
OdpowiedzUsuńWitaj, dawno Cię nie było w komentarzach. Należał do pokolenia, które ja osobiście podziwiam. Niestety ludzie urodzeni w początkach XX wieku odchodzą nie tylko z powodów naturalnych, ale także w zapomnienie u potomnych. Ukłony.
UsuńUwielbiam Sztaudyngera - jego myśli są takie celne, trafne i uniwersalne...
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć wielką wiedzę humanistyczną, bardzo pozytywny stosunek do człowieka i wielki krytycyzm do samego siebie, by umieć przy użyciu minimum słów, wyrazić maksimum myśli. Dziękuję za odwiedziny, obiecuję rewanż i serdecznie pozdrawiam.
UsuńJak dobrze przypomnieć sobie o takich wspaniałych twórcach.
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsza, ze wspomnianych tu, fraszek jest ta o jaśminie. Majstersztyk!
Z zacytowanych przeze mnie fraszek mnie najbardziej podoba się ta o koziku. Czytając po 30 latach na nowo "Uśmiech" spojrzałam i na lirykę okiem dojrzałej kobiety, i stwierdzam że jest piękna. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńIwonko, Twoja dziesiejsza notka, ba! artykuł nawet, to prawdziwa perełka w zalewie polityki i kłótni wszelakich!!!
OdpowiedzUsuńNa szczęście twórczość Sztaudyngera wraca do łask jako lektura już w podstawówce, kupiłam nawet dwa opasłe tomiska i gdy znajdę chwilę, poczytam także:-)
Dziękuję za przychylną ocenę moich starań. Życzę przyjemnej lektury zakupionych książek. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńMusiał Cię ten Sztaudynger bardzo zauroczyć - rzadko kiedy spotyka się tak wspaniale opracowaną notkę na temat jakiegoś twórcy.
OdpowiedzUsuńWykonałaś bardzo dobrą robotę, Iwonko :)
Szczerze powiedziawszy zauroczył mnie nie tylko Sztaudynger, ale także Natanson, który choć dr prawa międzynarodowego, to jednak wielki humanista. Dzisiaj, to już "wymierający gatunek". Podziwiam ludzi o tak szerokich horyzontach, bo dzięki nim uświadamiam sobie jak mało sama wiem i umiem. Dziękuję za odwiedziny, przychylną ocenę notki. Pozdrawiam
UsuńTym bardziej doceniam, bo ze mnie humanista, jak z koziej.... ;)
UsuńProfesjonalne podejście do sprawy, to i pochwała się należy! :)
Twoje notki zaprzeczają tezie o "trąbie". Piszesz ciekawie, masz wielką wrażliwość i lekkie pióro, a według mnie, to cechy humanisty. Pozdrawiam.
UsuńTeż musiałabym odkurzyć półki z książkami, ale obawiam się, że natychmiast zaczytałabym się w jakiejś książce, której dawno nie widziałam.
OdpowiedzUsuńMam prześliczne malutkie wydanie fraszek Sztaudyngera, ale już nie pamiętam, gdzie ono leży. Musiałabym poszukać i na nowo poczytać.
Serdecznie pozdrawiam.
Ja zanim odkurzyłam książki, zaczytałam się w "Błękitnym zamku, więc wiem co masz na myśli. Jednak spojrzenie na ulubione pozycje po latach, ma tylko dobre strony,pozwala dostrzec to, co umknęło przy pierwszym czytaniu, gdy człowiek był obarczony marzeniami, a nie doświadczeniem. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLubię książki i filmy biograficzne, bo faktycznie są poszerzające wiedzę i pouczające. Pozdrawiam.
UsuńCzasami warto robić sprzątanie w biblioteczce. Też muszę zajrzeć do swoich archiwów. :)
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa, co w nich znajdziesz. Jak napiszesz, to przeczytam, choć z Twoim blogiem bez komentarza"mam taki problem, że nigdy nie wiem, która notka jest najnowsza. Pozdrawiam.
UsuńMoja ulubiona niegdyś fraszka Sztadyngera to " I tyle na mnie rzucono kamieni, że to niedługo w pomnik się zamieni" - gdzie niegdyś starannie wykaligrafowane wisiało u mnie na ścianie....
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie opracowałaś temat i przybliżyłaś nam poetę i człowieka.. Bardzo pięknie..
No cóż notka wyszła bardzo długa, a ja ledwie musnęłam temat. Przytoczona przez Ciebie fraszka(nie spotkałam się z nią ani w książce, ani w tych materiałach z internetu, które przeczytałam)oddaje dokładnie to, co Sztaudyngera spotykało w życiu jako człowieka. Na każdym domu, w którym mieszkał umieszczono tablice, ale nie wiem czy doczekał się pomnika. Jednak największy hołd złożono by pisarzowi, gdyby rok 2020(50 rocznica śmierci) ogłoszono jego imieniem.
UsuńA na półce u mojej mamy stoi "Raptularz zakochanych", kiedyś do niego zaglądałam dość często. Odkąd jestem na swoim (czyli już od wielu lat) sama próbuję pisać fraszki. Dla mnie to taka gimnastyka umysłu, jak w kilku słowach zawrzeć jak najwięcej treści. I czasem nawet mi się uda. Sztaudynger to mistrz fraszek niedościgniony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czy zamieszczasz swoje utwory na blogu(pytam, bo bywam u Ciebie od niedawna i nie zdarzyło mi się trafić).Motto Przybosia minimum słów-maksimum treści, powinno być bliskie nie tylko tym, którzy próbują pisać. Pozdrawiam.
UsuńOczywiście. Moje fraszki znajdziesz w zakładce FRASZKI. Skopiowałam tam wszystkie z bloga na Onecie i napisałam już też kilka nowych.
UsuńSerdeczności
Przy najbliższej wizycie spróbuję poczytać. Do miłego zobaczenia.
UsuńTwoje sprzątanie zaowocowało bardzo interesującym tekstem. Gratuluję i dziękuję za przybliżenie sylwetki Sztaudyngera. Pozdrawiam 😉
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzliwą ocenę moich wysiłków i za gratulacje. Postaram się zrewanżować. Póki co pozdrawiam serdecznie.
UsuńSztaudyngera kojarzę z niesamowitym poczuciem humoru. Miło mi do Ciebie zajrzeć, bo dowiedziałam się nieco więcej
OdpowiedzUsuńhttps://zolza73.blogspot.com/
https://mrocznastrefa.blogspot.com/
No to macie coś wspólnego, bo Ty mnie też kojarzysz się z ogromnym poczuciem humoru, chociaż przyznaję, nie zawsze przeze mnie w pełni rozumianego. Pozdrawiam.
UsuńJa ostatnio wpadłam do piwnicy. Zalega tam mnóstwo książek których nawet nie miałam okazji przeczytać
OdpowiedzUsuńWzięłam kilka na chybił trafił i czytuje w wolnych chwilach
Wolnych chwil jednak niewiele więc jestem dumna jak udaje mi się dziennie choć jeden rozdział przeczytac
Witam na moim blogu. Ja niestety nie posiadam ani piwnicy, ani balkonu, więc książki świeżo przeczytane lądują w kartonach.Te starsze z dolnych półek wchodzą na niedostępne pod sufitem. Nawet kilka chwil z dobrą książką relaksuje, więc warto je znajdować(i chwile i książki). Zapraszam częściej, pozdrawiam.
UsuńPiwnica jest zbawienna choć powoli przypomina składowisko śmieci bo moi rodzice cierpią na syndrom "to jeszcze się przyda"
UsuńW takim razie pozdrowienia dla Rodziców od tej, która też tak ma. Tobie ukłony
UsuńMiałam chyba 14 lat, gdy usłyszałam od taty, przy okazji jakiejś w domu imprezki: "Myjcie się dziewczyny, bo nie znacie dnia ni godziny". Wówczas myślałam, ze to tato wymyślił... A póżniej wpadły, zakochując się w Mai Berezowskiej - dotarłam do fraszek Sztaudyngera ilustrowanych przez moja idolkę. Gdzies przy licznych przeprowadzkach wcięło mi książeczkę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Cos mi umknęło... a raczej "przekomponowałomisię"...miało być: a póżniej, zakochujac się w Mai Berezowskiej - dotarłam do fraszek...
OdpowiedzUsuńMaja Berezowska w moim domu "była portrecistką", bo przez 25 lat wisiała na ścianie reprodukcja portretu dziewczynki. Z artystką jako ilustratorką nie miałam większej styczności, chociaż rysunki wykonane piórkiem są przeze mnie uwielbiane. Sporo fraszek przeniknęło do języka potocznego, funkcjonując obecnie jako porzekadła. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa bym w tym momencie zastanowiła się nad swoim życiem i zadała pytanie - skoro ten facet mógł tak wiele w tak krótkim okresie, to dlaczego ja jeszcze nie zrobiłam niczego?
OdpowiedzUsuńBardzo motywującą biografię przedstawiłaś. Powinno się mówić nie tylko o książkach, ale o ich autorach. Wielu może być wzorem dla pokoleń.
Czy jesteś pewna, że nie zrobiłaś niczego? Twój blog "Marszruta" o ile dobrze pamiętam, mówi coś innego. Niestety w obecnych czasach autorytety nie są w modzie, a szkoda. Co gorsza zdarzają się tacy, którzy odwołują się do niewłaściwych wzorców. Dziękuję za wizytę i pozdrawiam.
UsuńWow, jestem pod wrażeniem tego opracowania. Napracowałaś się i stworzyłaś perełkę :-) I jak to można niechcący znaleźć inspirację... Kiedyś, jeszcze na starym blogu, miałam wszystkie posty zaplanowane na kilka miesięcy do przodu. Obecnie też inspiruje się na bieżąco.
OdpowiedzUsuńNa pierwszym blogu w latach 2009-2013 też miałam zarys główny bloga z pomysłami na poszczególne notki, które przeplatałam bieżącymi wydarzeniami. Na tym blogu jest nieco inaczej, a to ze względu na zdrowie, nie najlepsze niestety. Dziękuję za odwiedziny i przesyłam uściski.
Usuńopowiem w tym utworze
OdpowiedzUsuńo faunie i o florze
raz faun do igraszek skory
pozbawił nimfę flory
siedzi we mnie ów fragment od tak dawna, że już zapomniałem od kiedy, a duszy archiwisty nie mam i nie umiem już sobie przypomnieć, ale zgadywać mogę - nie goliłem się jeszcze wtedy
A teraz już się golisz, czy wolisz na drwala? Ja wczoraj trafiłam wreszcie na Twojego bloga, bo wcześniej odpowiadało mi, "że nie odnotowano". Tak więc będę odwiedzała Cię jak innych raz w tygodniu. Zatem do zobaczenia. Dziękuję za wizytę i witam na moi blogu.
Usuńchodzę na gładko, żeby mnie wiatr nie zaczepiał, a reszta świata tak - przynajmniej ta ładniejsza.
Usuńnie odnotowano? a cóż to za komunikat? - jeszcze takiego nie widziałem.
Być może za pierwszym razem źle spisałam adres strony i stąd taka informacja. Niestety przestałam być "ładniejszą częścią świata" ale na Ciebie będę miała oko. :-))) Pozdrawiam.
Usuńostatnio zaczepiła mnie pani siedemdziesięcioletnia - oko puszczała i żarcikiem poczęstowała i mało brakowało, a łokciem pod żebra dostałbym z życzliwości. nie czas na samobiczowanie - po co się skazywać.
UsuńUważasz, że się samobiczuję przyznając iż nie jestem już piękna i młoda? Nie wstydzę się swego wieku, a uroda każdemu przemija. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.
UsuńPięknie to przygotowałaś !! ;o)
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie i serdecznie pozdrawiam.
UsuńFiu, fiu, fiu. Jak dla mnie za taką notkę należy się szacunek, bo opracować temat drobiazgowo i ciekawie to jest sztuka.
OdpowiedzUsuńMoże będę chwalipiętą z lekka, bowiem rozumiem jak ten szanowany twórca mógł tyle spraw i tyle dzieł zostawić po sobie. Sam próbuję co niecoś stworzyć w dziedzinie słowa i jego obrotem, ilościowo mam się już czym chwalić (nie wiem jak z jakością). :)
Z ostatnich moich odkryć mogę wymienić ,,Pegaz Zdębiał" Barańczaka, chyba kiedyś wypożyczyłem ale za młody mogłem być, by docenić całość.
Pozdrawiam!
Jesteś nader łaskawy z tą pochwałą, ale jeżeli się podobało(pomimo, że trochę długie), to się cieszę. Niestety Barańczaka znam z nazwiska ale nie z twórczości, niestety.A ta twoja twórczość, to? Proza, poezja? Jakość jest najważniejsza ale ilość też nie bez znaczenia. Dziękuję za wizytę i kłaniam się.
UsuńPiszę jak czuję, ot co. :)
UsuńJa też średnio znam twórczość Barańczaka.
Właściwie spróbowałem wszystkiego, może poza rzeźbą w życiu. Ale najbardziej wychodzą mi chyba wiersze i opowiadania krótkie. Troszkę też kiedyś rysowałem/malowałem i proste utwory muzyczne na komputerze robiłem.
Pozdrawiam!
Próby muzyczne mnie nie dziwią, bo jesteś pasjonatem muzyki. Czy opowiadania i wiersze znajdę na blogu, gdybym się w niego zagłębiła? Pozdrawiam.
UsuńAle nie mam słuchu muzycznego, więc jednak powinny dziwić. :) Ale to zupełnie prosty program z gotowymi próbkami dźwięków, nawet przypadkowe ustawienie dawało dobry efekt.
UsuńMoje wiersze i parę opowiadań znajdziesz tu: https://wierszezebranekb.blogspot.com
Cóż nie da się czasem kogoś zmusić do czegoś. Ale akurat urząd pracy mimo wszystko nie jest taki zły.
Pozdrawiam!
wielka szkoda, że nie potrafię instalować nawet prostych programów, bo taki bardzo by mi się przydał. Może nie masz słuchu absolutnego, ale jakiś masz na pewno. Pod wskazany adres zajrzę. Pozdrawiam.
UsuńŻałuję, że nie umiem na odległość pomóc. Bo znam parę programów do różnych działań powiedzmy artystycznych i nie tylko.
UsuńNie wiem czy spodobają Ci się moje wiersze i inne bazgrołki. Ale mimo to zapraszam zawsze. :)
Pozdrawiam!
Odwzajemniam pozdrowienia.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo postarałaś się, aby przekazać w swoim tekście tak interesującą opowieść o Sztaudyngerze, którego głównie fraszki znam i zawsze je podziwiałem, natomiast moja wiedza o samym autorze jest niewielka. Nawiasem mówiąc szczególnie doceniam krótkie formy literackie, w których udaje się autorom wydobyć za pomocą niewielu słów jakąś istotną, sensowna myśl, a takimi własnie utworami są miedzy innymi fraszki... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za ocenę postu. Ja niestety nie potrafię pisywać zwięźle, jestem rozgadana, bo wszystko wydaje mi się ciekawe i warte przekazania. czytuję Twoje opowiadania chociaż nie zawsze potrafię skomentować(rozmowa na cmentarzu). Pozdrawiam serdecznie, dziękując za wizytę.
Usuń...oj, nie będziemy się licytować, kto większym jest gadułą :-) :-) :-)
UsuńWcale Ci się nie dziwię (komentarz), bo trudno odnosić się do rzeczy nieukończonej, zwłaszcza że pozostawiam po sobie opowiadania lub ich fragmenty, w których eksperymentuję z narracją oraz sytuacjami z pogranicza rzeczywistości i fantazji .... również pozdrawiam...
To rozgraniczenie jest najtrudniejsze. Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszych udanych eksperymentów.
Usuńdziękuję za przypomnienie, lecę poszukać tych które kiedyś znałam...... :)
OdpowiedzUsuńŻyczę miłej zabawy przy czytaniu. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.
Usuńtakie znaleziska remanentowe fajnie się czyta... niedawno trafiły mi się "Myśli nieuczesane" S.j.Leca wyd.1959 r. z ilustracjami Daniela Mroza /znanego mi z ilustracji dzieł S.Lema/, po prostu perełka...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Leca też czytywałam, choć nie z tak starego wydania. Lema niestety nie czytuję, bo fantastyka, to nie mój ulubiony gatunek. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.
Usuń