Zauważyliście, że gałęzie żywego drzewka układają się zupełnie inaczej niż naśladowcy? |
O dobroczynnym wpływie drzew na nas możecie przeczytać u Gai http//plantacjamagicznych myśli.blogspot. com z 9 listopada.
"W wielu krajach drzewo zwłaszcza iglaste, jest uważane za symbol życia, odradzania się, trwania i płodności. Wiecznie zielone drzewko przynoszono do domu, nie bez powodu-wiązała się z nim symbolika nieprzerwanego życia, nadzieja na dobrobyt w gospodarstwie oraz ochrona przed chorobami i złymi urokami. Chronić przed tym miały iglaste gałązki sosny, świerku lub jodły. Słowiańskie święta, oparte na kulcie solarnym, rozpoczynały się 21 grudnia w nocy, czyli w czasie przesilenia zimowego. Tego dnia obchodzono symboliczne zwycięstwo światła nad mrokiem, gdyż od tego momentu dni zaczynały się wydłużać, a noce skracać. Nazywano je Świętem Godowym, Szczodrymi Godami lub Świętem Zimowego Staniasłońca".
" Choinka
jako drzewko bożonarodzeniowe pojawiła się w XVI w, jej tradycja
narodziła się w Alzacji. Wystawione drzewko ubierano ozdobami z papieru i jabłkami.Najpierw stały się popularne w protestanckich Niemczech. Nieco później zwyczaj przejął Kościół katolicki, rozpowszechniając go w krajach Europy. Do Polski zawitała za sprawą niemieckich protestantów w XVIII i XIX wieku, stając się najbardziej rozpoznawalnym symbolem Świąt Bożego Narodzenia. Na wsiach wyparła słowiański zwyczaj zdobienia snopów zboża, zwany Diduchem. Dawniej na wsiach przyniesienie z lasu choinki lub kradzionych gałęzi miało cechy kradzieży obrzędowej i miało zapewnić szczęście". Choinka symbolizuje źródło życia, umieszczona na jej czubku Gwiazda Betlejemska pomagać miała w powrotach do domu z dalekich stron. Łańcuchy symbolizowały zniewolenie grzechem, anioły chroniły dom przed chorobami, a światełka przepędzały złe duchy. Pod jemiołą całowali się zakochani lub godziły zwaśnione pary. "
Pierwszą
choinką jaką pamiętam była ta u dziadków, z roku poznania
kolędników. W naszym wrocławskim mieszkaniu najpierw była choinka
żywa, zawsze wysoka. Kiedy nałożyło się na nią czub, stykał
się z sufitem. Była kupowana wcześniej i czekała na balkonie. W
przeddzień wigilii ojciec ją ustawiał i zawieszał ozdoby
przygotowane przez nas dzieci i mamę, która piekła pierniki i
kruche ciasteczka. Ozdobione kolorowym lukrem pierniki znikały z
drzewka najszybciej, nie było po nich śladu jeszcze przed nowym
rokiem. W miarę upływu czasu, gdy my rosłyśmy, to choinkę
kupowało się coraz mniejszą, aż nastał czas gdy została
zastąpiona sztuczną. Przestało pachnieć igliwiem i żywicą, a
magia świąt i dostojeństwo stało się mniej dostrzegalne.Najpiękniejszymi ozdobami były bombki, różnokolorowe, zdobione srebrnym brokatem. Zawsze się wydawało,że jest ich za mało, chociaż z roku na rok rodzice dokupywali nowe, o kształtach jakich nie mieliśmy.Pojawiły się podłużne sople, bałwanki, grzybki, aniołki, gwiazdki, mikołaje. Powiadają, że "potrzeba jest matką wynalazku", chyba podobnie myślał Hans Greiner, twórca szklanych wydmuszek. Jak głosi legenda wymyślił bombki, bo nie było go stać na tradycyjne w owym czasie ozdoby:jabłka, orzechy i cukierki. Ja z siostrą robiłyśmy łańcuch z kolorowego papieru, złożony z ogniw, gdzie każde było innego koloru i musiało się przeplatać z kontrastującym. Jeżeli łańcuch nie przerwał się w czasie roboty lub zawieszania, to świadczyło, że jest solidny. Drugim typem łańcucha był papierowo-słomiany, w którym złożone w harmonijkę bibułki przeplatane były krótkimi słomkami. Bardzo lubiłam taki łańcuch robić.
Niektórzy orzechy owijali sreberkiem od czekolady, żeby były lśniące |
Moją specjalnością były koszyczki z kolorowego brystolu lub papieru kolorowego, w które wkładaliśmy malowane "srebrolem" orzechy włoski lub brązowe laskowe. Z wydmuszek robiliśmy koty, psy, łabędzie lub pawie oraz ptaki. Któregoś razu ojciec przyniósł torbę podłużnych cukierków, owiniętych w kolorowe lśniące papierki i celofan. Miały udawać sople(tak się zresztą nazywały). Pod papierkami były białe z wąziutkim czerwonym paseczkiem na całej długości. Miały kwaskowaty smak. To je najbardziej lubiłam podkradać z gałązek. Kiedy z czubka choinki aż do dołu zwisał "anielski włos", był to sygnał, że strojenie drzewka dobiegło końca. Zanim nastał czas elektrycznych lampek choinkowych, na czubkach gałązek przypinało się świeczki, umieszczone w małych uchwytach "żabkach".
Świeczki były zapalane tylko podczas łamania się opłatkiem, bo była obawa, że anielski włos lub papierowa dekoracja się zapali. Z tego też powodu, choć zimne ognie wieszało się na choince, to w moim domu można je było zapalić po zdjęciu z niej i w pewnej odległości. Chociaż nazywa się to "zimnymi ogniami", to jednak kiedy taka iskierka z niego upadła na rękę, czuło się jakby ukłucie. Uwielbiam "pstrokatą" choinkę, na której jest duża ilość różnorakich i wielobarwnych ozdób. Nie przemawiają do mnie drzewka obwieszone bombkami jednakowego kształtu czy wielkości w ściśle określonym np. złotym lub tylko srebrnym kolorze, z odpowiednio dobranym łańcuchami-girlandami zrobionymi z połyskującej folii. Są dla mnie za monotonne i nawet dodane czerwone jabłuszka i kokardki, nie przekonują mnie. Choinka jest moim ulubionym symbolem Bożego Narodzenia.
W swoim i moim domu choinkę ubiera syn, bo ja nie mam szczęśliwej ręki. Ilekroć chciałam ją ubrać, to przewracała się, tłukły się bombki i psuły światełka. Był stres, płacz i niepotrzebna szczególnie w ten wieczór awantura. Na mojej 60 cm , niestety sztucznej choince jest kilka bombek pamiętających dzieciństwo syna. Młodzi przez kilka lat kupowali drzewko w doniczce,ale teraz mają wyższe sztuczne. Dali mi kilka nowych bombek, gdy dokupywali dla siebie. Syn rozkłada światełka tak fajnie, że często wieczorami siedzę tylko przy ich blasku.
Łamanie się opłatkiem jest najbardziej wzruszającym i najmilszym momentem wigilii. Głos mi więźnie w gardle, ręka drży, a przemyślane życzenia ulatują z głowy.
Mam swoje ulubione potrawy wigilijne i świąteczne.
Wbrew temu, co napisała w swoim poście Maria Hayman-Frydrych
http:/ jakajesteśmario.blogspot.com , że powinno się popróbować wszystkich potraw, to mnie ta sztuka się nie udała.
Barszcz, smażona ryba (najbardziej wyczekiwana), kilka pierogów, to wszystko, co jestem w stanie zjeść. U rodziców królował karp, był smażony, w galarecie i po grecku. Ja zawsze połknęłam jakąś ość i musiałam ją przepychać chlebem, popijając znienawidzonym kompotem z suszu, który był jedynym napojem na wigilijnym stole. Matka wszystkie potrawy i ciasta przygotowywała sama, bo nie miała przekonania do rzeczy kupowanych, które już można było dostać w sklepie. Choć makowiec i sernik (ulubiony przez ojca) zawsze jej pękały, to były nieporównywalnie lepsze niż te z cukierni.Lubię drobne pierniczki z lukrem i w czekoladzie. Te robione przez mamę, ozdobione kolorowym lukrem, znikały najszybciej zarówno z patery jak i z choinki. Jednak duży piernik przekładany marmoladą, z powodu przypraw piernikowych, które działają na mnie drażniąco, nie cieszył się moim uznaniem. Jest kilka takich przypraw, których zapachu nie lubię, choć inni ludzie go sobie cenią.
Uwielbiam natomiast paszteciki, matka robiła ich dwa rodzaje. Te wigilijne do barszczu, gdy na talerzu zamiast uszek była duża fasola tzw. "Jasiek", były drożdżowe z farszem z kapusty i grzybów. W dni świąteczne zajadałam się pasztecikami z kruchego ciasta, wypełnionymi mięsem. Były o połowę mniejsze niż te z wieczerzy, dlatego mogłam ich zjeść nawet brytfankę za jednym razem, jeżeli wystarczająco przestygły. To za nimi tęsknię w święta najbardziej. Z dań świątecznych najmilej wspominam schab ze śliwką, pieczeń
rzymską potocznie zwaną klopsem i pasztet. Najsmaczniejsze były święta, gdy trafiały do nas wyroby ze świniobicia, które zarządzał dziadek dwa razy do roku. Niezrównane były te kaszanki, wątrobianki, salcesony, kiełbasy i szynki. Nigdy więcej nie udało mi się kupić wędlin, które smakiem przypominałyby te dziadkowe. Tak jak nie dorównałam mamie w pieczeniu mięs, chociaż przez 14 lat piekłam schab(bez śliwki) i pieczeń rzymską oraz gotowałam bigos. Mój syn nie uczył się gotowania ani od babci, ani od mojej siostry, która także jest wyśmienitą kucharką. Ja jak wiecie, gotować ani piec nie potrafię. K.J ma jednak odwagę próbować przygotowania niektórych dań i o dziwo wychodzi mu to dobrze. Prawdziwy chrzest bojowy przejdzie w tym roku, bo całe święta przygotowuje sam. Mój wkład w święta ograniczę do listy słodyczy, bez których nie wyobrażam sobie Gwiazdki. Dawniej gdy posiadałam własne zęby najwięcej było orzechów włoskich i laskowych. Z wielką lubością je rozłupywałam i pochłaniałam, chociaż śmieciłam przy tym niemożliwie. Za pomarańczami nie przepadam ale mandarynki zjem w każdej ilości. Do tego migdały, rodzynki, czekolady i mieszanka wedlowska obowiązkowo. Jak na prawdziwego łasucha przystało.
Na zakończenie podam kilka przepisów dań, które wyszukałam w książce "W staropolskiej kuchni".Naszła mnie ochota, by ich popróbować, więc może kiedyś namówię syna na ich zrobienie, wzbogacimy w ten sposób rodzinną tradycję i wigilijny stół.
WIGILIJNA ZUPA MIGDAŁOWA
Wbrew temu, co napisała w swoim poście Maria Hayman-Frydrych
http:/ jakajesteśmario.blogspot.com , że powinno się popróbować wszystkich potraw, to mnie ta sztuka się nie udała.
Barszcz, smażona ryba (najbardziej wyczekiwana), kilka pierogów, to wszystko, co jestem w stanie zjeść. U rodziców królował karp, był smażony, w galarecie i po grecku. Ja zawsze połknęłam jakąś ość i musiałam ją przepychać chlebem, popijając znienawidzonym kompotem z suszu, który był jedynym napojem na wigilijnym stole. Matka wszystkie potrawy i ciasta przygotowywała sama, bo nie miała przekonania do rzeczy kupowanych, które już można było dostać w sklepie. Choć makowiec i sernik (ulubiony przez ojca) zawsze jej pękały, to były nieporównywalnie lepsze niż te z cukierni.Lubię drobne pierniczki z lukrem i w czekoladzie. Te robione przez mamę, ozdobione kolorowym lukrem, znikały najszybciej zarówno z patery jak i z choinki. Jednak duży piernik przekładany marmoladą, z powodu przypraw piernikowych, które działają na mnie drażniąco, nie cieszył się moim uznaniem. Jest kilka takich przypraw, których zapachu nie lubię, choć inni ludzie go sobie cenią.
Uwielbiam natomiast paszteciki, matka robiła ich dwa rodzaje. Te wigilijne do barszczu, gdy na talerzu zamiast uszek była duża fasola tzw. "Jasiek", były drożdżowe z farszem z kapusty i grzybów. W dni świąteczne zajadałam się pasztecikami z kruchego ciasta, wypełnionymi mięsem. Były o połowę mniejsze niż te z wieczerzy, dlatego mogłam ich zjeść nawet brytfankę za jednym razem, jeżeli wystarczająco przestygły. To za nimi tęsknię w święta najbardziej. Z dań świątecznych najmilej wspominam schab ze śliwką, pieczeń
rzymską potocznie zwaną klopsem i pasztet. Najsmaczniejsze były święta, gdy trafiały do nas wyroby ze świniobicia, które zarządzał dziadek dwa razy do roku. Niezrównane były te kaszanki, wątrobianki, salcesony, kiełbasy i szynki. Nigdy więcej nie udało mi się kupić wędlin, które smakiem przypominałyby te dziadkowe. Tak jak nie dorównałam mamie w pieczeniu mięs, chociaż przez 14 lat piekłam schab(bez śliwki) i pieczeń rzymską oraz gotowałam bigos. Mój syn nie uczył się gotowania ani od babci, ani od mojej siostry, która także jest wyśmienitą kucharką. Ja jak wiecie, gotować ani piec nie potrafię. K.J ma jednak odwagę próbować przygotowania niektórych dań i o dziwo wychodzi mu to dobrze. Prawdziwy chrzest bojowy przejdzie w tym roku, bo całe święta przygotowuje sam. Mój wkład w święta ograniczę do listy słodyczy, bez których nie wyobrażam sobie Gwiazdki. Dawniej gdy posiadałam własne zęby najwięcej było orzechów włoskich i laskowych. Z wielką lubością je rozłupywałam i pochłaniałam, chociaż śmieciłam przy tym niemożliwie. Za pomarańczami nie przepadam ale mandarynki zjem w każdej ilości. Do tego migdały, rodzynki, czekolady i mieszanka wedlowska obowiązkowo. Jak na prawdziwego łasucha przystało.
Na zakończenie podam kilka przepisów dań, które wyszukałam w książce "W staropolskiej kuchni".Naszła mnie ochota, by ich popróbować, więc może kiedyś namówię syna na ich zrobienie, wzbogacimy w ten sposób rodzinną tradycję i wigilijny stół.
WIGILIJNA ZUPA MIGDAŁOWA
15
dkg migdałów oparzonych wrzątkiem, obranych z łupek, dokładnie
wysuszonych i następnie zmielonych zalewamy1,1/2 l wrzącego mleka
i gotujemy na małym ogniu(na płytce azbestowej) przez 15 minut.,
do wazy wkładamy, licząc po łyżce na osobę, na sypko wypieczony
ryż i zalewamy gorącym mlekiem migdałowym. Tuż przed podaniem
można zupę zaprawić surowym żółtkiem.
KROKIETY
ORZECHOWE
30
dkg świeżo ugotowanych gorących ziemniaków utłuc na miazgę,
dodać 10 dkg zmielonych orzechów włoskich i całe jajo, czubatą
łyżkę tartej bułki oraz łyżkę najdrobniej posiekanej naci
pietruszki. Posolić do smaku i ręką wyrobić na jednolitą masę.
Formować małe krokiety, panierować je w jajku, bułce tartej,
następnie usmażyć na maśle na złoty kolor.
ŁAMAŃCE
Z MAKIEM
2
szklanki maku zalewamy 2 szklankami wrzącego mleka i gotujemy na
najmniejszym ogniu(najlepiej na azbestowej płytce) przez 15-20
minut. Dokładnie odsączony na sitku, mielimy 3-krotnie w maszynce
od mięsa. Zmielony mak łączymy z 2/3 szklanki płynnego miodu
pszczelego, dodajemy 1/3 laski utłuczonej wanilii, 10 dkg
namoczonych w rumie lub koniaku rodzynków oraz 10 dkg obranych z
łupek i posiekanych migdałów. Gdyby masa była zbyt gęsta, można
ją rozrzedzić małą ilością słodkiej śmietanki.
Jeśli
łamańce są przeznaczone dla dorosłych mak można „uperfumować”
kieliszkiem dobrego koniaku. Masę makową ochładzamy w lodówce.
Bezpośrednio przed podaniem przekładamy ją do salaterki i „
szpikujemy” podłużnymi kruchymi ciasteczkami domowej roboty.
ŁAMAŃCE
wersja
„chuda”: zagniatamy tęgie ciasto z 12 dkg mąki,12 dkg cukru
pudru i1 jajka.
wersja
krucha: zagniatamy ciasto z 13 dkg mąki, 6 dkg masła, 3 dkg cukru
pudru oraz 1 surowego żółtka.
Dobrze
wyrobione ciasto powinno „odpocząć” w lodówce przez 30 minut.
Po tym czasie rozwałkowujemy je cienko i wycinamy wąskie
prostokąty(2x7 cm) i pieczemy w piekarniku na natłuszczonej blasze
na jasnozłocisty kolor.
KARP
W SZARYM SOSIE*
1.Pięknego
karpia o wadze ok. 1 kg zabijamy i skrzętnie zbieramy krew do
filiżanki, do której uprzednio wcisnęliśmy sok z 1/2 cytryny. Po
oczyszczeniu rybę kroimy poprzecznie na porcje i po nasoleniu
pozostawiamy w chłodnym miejscu przez 20 minut. Następnie wkładamy
rybę do płaskiego rondla i zalewamy wywarem(1/2 l wody, 1 średni
seler pokrojony w paseczki, duża cebula, 1 kieliszek czerwonego
wytrawnego wina,kawałek cieniutko obranej skórki cytrynowej, kilka
ziarenek pieprzu, 1/3 łyżeczki zmielonego imbiru i sok z 1/2
cytryny). Ugotowanego karpia przekładamy na ogrzany półmisek i
trzymamy w cieple.Wywar przecieramy przez gęste sito metalowe,
dodajemy krew z karpia, szklankę ciemnego piwa, 2-3 kostki cukru,
łyżkę powideł ze śliwek, 5 dkg ususzonego i utartego
piernika(upieczonego na miodzie), 5 dkg obranych i posiekanych
migdałów, 5 dkg rodzynek oraz czubatą łyżkę masła. Sos ten
gotujemy 10-15 minut, a gdy nieco ostygnie doprawiamy solą do smaku
i gorącym polewamy rybę ułożoną na półmisku.
*Przepis
pierwszy(na karpia) zaczerpnięto z „W staropolskiej kuchni” s.
192-3, przepis drugi z Maciej. E. Halbański „Leksykon sztuki
kulinarnej”. Warszawa 1983, Wydawnictwo „Watra” s.79,178.
Pozostałe z książki Marii Lemnis, Henryka Vitry „W
staropolskiej kuchni”.
Z
okazji Świąt Bożego Narodzenia, wszyscy mamy oczekiwania,
marzenia, życzenia. Życzę Wam wszystkim, wchodzącym na tego
bloga, aby spełniło się to, czego po tych szczególnych dniach
się spodziewacie. Kiedy już wyśpiewacie ulubione kolędy,
popróbujecie najsmaczniejszych dań, za którymi tęskniliście
cały rok, zajrzyjcie do mnie.Opowiedzcie o swojej najpiękniejszej choince, najszczęśliwszych świętach. Będę na Was czekała jak zawsze z niecierpliwością, radością i przyjemnością.
Też doskonale pamiętam choinkę i Wigilię u rodziców, gdy byłam małolatą.
OdpowiedzUsuńTylko dwa razy w moim domu gościła żywa choinka, bo nie dość, że igły się obsypywały na dywan, to jeszcze nie było się jej jak pozbyć.
Zawsze mi się marzy zupa migdałowa, bo taką jadły sułtanki we "Wspaniałym stuleciu". Może skorzystam z Twego przepisu.
Podaję Ci nowy adres bloga, bo wiesz, że nasze onetowskie blogi niedługo skończą swój żywot.
Pod tym adresem jest nowe-stare "Życie Anny":
https://zycie-anny-reaktywacja.blogspot.com/
Życzę radosnych świąt i dużo szczęścia w nowym roku.
Za życzenia bardzo dziękuję i odwzajemniam. Jestem przekonana, że w nowym miejscu, Twoje posty będą równie ciekawe, skłaniające do refleksji jak dotychczas. Do miłego zobaczenia po świętach.
UsuńJa to zawsze stresuję się przed opłatkiem :)
OdpowiedzUsuńTo jest szczególna chwila, więc nawet najlepsi oratorzy mogą czuć się zestresowani. Wszystkiego najpiękniejszego na tę Gwiazdkę życzę.
UsuńIwonko, podobne mam wspomnienia, robiliśmy łańcuchy, koszyczki, Mikołaje z wydmuszek, owijaliśmy orzechy w sreberka od czekolady, a na żywym drzewku paliły się świeczki, prezenty były proste, skromne, ale cieszyły bardzo... szkoda, że trochę tego klimatu z dzieciństwa zginęło bezpowrotnie...
OdpowiedzUsuńMy malowałyśmy orzechy, bo sreberka z dwóch tabliczek czekolady, które były w paczkach świątecznych jakie dostawaliśmy u ojca w pracy, to trochę mało. Wtedy jeszcze nie było folii do żywności, którą teraz za parę złotych można kupić i na srebrno przystroić niejedną choinkę.Ten post dla ludzi, po 30-tce może się wydać infantylny, bo większość z nich pamięta opisywane rzeczy z własnego życia. Ja jednak wierząc, że zaglądają(niekoniecznie komentując) tu także najmłodsze pokolenia(18-30) pisałam post jako podpowiedź, że łańcuchy nie muszą być jak boa z piór, a z tym mi się kojarzą te kupowane. Mnie prezenty pod choinką rzadko cieszyły, bo zazwyczaj były bardzo praktyczne i wiązały się z odzieżą. Z tych oryginalnych pamiętam figurówki dla mojej siostry i "dwupłozówki" dla mnie, które wypróbowałyśmy w dwa świąteczne dni na sztucznym lodowisku, na które zabrał nas ojciec. Pozdrawiam.
UsuńJa z dzieciństwa nie kojarzę jakoś specjalnych potraw wigilijnych. Gdy byliśmy dziećmi nie było u nas żadnych tradycyjnych dań. To dopiero z czasów szkolnych dowiedzieliśmy się co powinno być na wigilijnym stole i z siostrą namawiałyśmy Mame na ich przygotowanie. Nie było nigdy karpia. Zawsze zastępowała go inna ryba. Pozdrawiam świątecznie :)
OdpowiedzUsuńWitam Cię, chyba komentujesz pierwszy raz, choć mam nadzieję, że nie ostatni. Dawno temu karpia sprzedawano w całości i to na domiar złego żywego. W mojej rodzinie, zawsze był problem, kto ma go uśmiercić po dwóch dniach pływania w wannie, która była potrzebna do kąpieli przed uroczystą wieczerzą, aby nie zasiadać do niej brudnymi. Być może w Twoim rodzinnym domu, też był tego rodzaju kłopot, a być może uznawano karpia za rybę zbyt ościstą, tak jak twierdziłam ja. Poza tym, co dom to obyczaj. Z pewnością mieliście swój własny sposób spędzania czasu w święta i na sylwestra, kto wie może kiedyś o tym napiszesz, a ja chętnie przeczytam. Również życzę wszystkiego co najprzyjemniejsze na te grudniowe dni. Do miłego zobaczenia.
UsuńPamiętam te cukierki-sople. I też robiłam łańcuchy, i pamiętam anielskie włosy i zimne ognie. I też tak jak ty lubię choinkę kolorową, bogatą w różnorodne dekoracje. Widzisz, jakie jesteśmy podobne? Uściski
OdpowiedzUsuńJestem sporo starsza od Ciebie, ale większa część naszego życia przypadła na wiek XX, więc siłą rzeczy pamiętamy wydarzenia podobnie. Uściski.
UsuńIwonko, i Tobie życzę spełnienia tych wymarzonych skrycie i głosno powiedzianych życzeń-marzeń. A przede wszystkim zdrowia.
OdpowiedzUsuńTu, na obczyżnie już zasnuły się mgłą wspomnienia świąt z dzieciństwa. Nie kultywowane, a raczej dopasowane przez lata do tutejszych warunków....
Jak przez mgłę pamiętam karpie w wannie i Samantkę (kotka, która z pasją przebywała na dworze, polując na pobliskich polach i drażniąc psa sąsiada), którą w tym czasie trudno było wygonić z łazienki, gdzie siedząc na brzegu wanny "hipnotyzowała" karpie... Zawsze dostawała od babci jakies odpady z oprawianych karpi. Acha, poza takimi "dmuchanymi" pęcherzami, z których , po wymyciu i wysuszeniu, robiłam kukiełki.. lepiłam też papierowe łańcuchy na choinkę. Ale co do potraw, to mama z babcią goniły z kuchni.
Generalnie bardziej tęsknię, bo pamietam, za tymi świętami, które ja już jako dorosła robiłam dla mojej rodziny :-) Ale przecież wszystkie tamte tradycje, to była kontynuacja świąt i choinek z dzieciństwa.
Pozdrawiam i przytulam.
Te kukiełki z pęcherzy, to fascynująca sprawa. Mogłabyś kiedyś o tym napisać. Matka też nie lubiła żebym podglądała ja przy gotowaniu(dlatego sama nie umiem tego robić) i mój syn zawsze zazdrościł swojemu sąsiadowi-rówieśnikowi, tych potraw które z okazji nie tylko świąt podawała na stół matka chłopca. Na obczyźnie święta dopasowuje się do otoczenia, ale Ty i Renatka z pewnością jakieś polskie akcenty zachowałyście. Pozdrawiam najserdeczniej.
UsuńDziękuję, że wspomniałaś o mnie;)
OdpowiedzUsuńJa akurat lubię wszystkie wigilijne potrawy, ale trochę bardziej pierogi, rybę smażoną i rybę po japońsku. Ciasta wprost uwielbiam, ze wszystkich słodyczy własnie ciasta sa moim ulubionym przysmakiem, lubię też przyprawę piernikową i w zapachu i w smaku. Podobnie jak Ty lubię świąteczny wystrój domu, choinkę mam zawsze, także pstrokatą, kiedyś żywe drzewko, od kilku lat sztuczne. Pamiętam także wszystkie opisane przez Ciebie ozdoby, które robiliśmy razem z rodzeństwem;)
Dziękuję za życzenia i wzajemnie życzę Iwonko - zdrowych, radosnych, rodzinnych świąt!
Twój post odnośnie tradycji świątecznych był bardzo ciekawy. Uważam, że jeżeli mój tekst przeczytały osoby, które jeszcze nie trafiły na Twojego bloga, to jest okazja aby to uczyniły. Ja dodatkowych dekoracji poza choinką nie stosuję, chociaż bardzo mi się podobają stroiki na zewnętrznej stronie drzwi wejściowych, jemioła u sufitu. Dziękuję pięknie za życzenia i mam nadzieję, że spotkamy się po świętach na naszych blogach.
UsuńSama kwintesencja Świąt Bożego Narodzenia w tym tekście.
OdpowiedzUsuńCukierki - sople to bardzo charakterystyczny element dawnych czasów. Nie wiem dlaczego, ale moja mama zabraniała jedzenia tych cukierków. Mówiła, że są niedobre, szkodliwe i są tylko do patrzenia. I nie wynikało to bynajmniej z oszczędności i niedostatku. Zagadka...
Serdeczności świąteczne posyłam:))
Moi rodzice, co prawda nie "obrzydzali" mi smaku tych cukierków, ale byli niezadowoleni kiedy zamiast nich odkrywali na choince same papierki wypchane papierem. Bo ich zdaniem miały to być wieloletnie ozdoby. Słodycze przeznaczone do jedzenia miałyśmy w paczkach przynoszonych z imprezy choinkowej urządzanej u ojca w pracy. Naszym zadaniem było takie ich podzielenie, żeby ich wystarczyło nie tylko na święta ale na cały czas stania choinki. Do miłego zobaczenia przy okazji innych wspominków z PRL-u.
UsuńŚwięta Bożego Narodzenia lubiłam głównie z powodu robienia razem z dziadkiem ozdób choinkowych. Pierwsze ozdoby powstawały już w pazdzierniku. Tuż przed świętami wszystkie ozdoby wędrowały do jednego pudełka. Przez kilka lat gdy budziłam się w wigilijny poranek w pokoju, tuż obok mego łóżka, stała ubrana w te wszystkie ozdoby plus bombki- choinka. Lśniąca od anielskich włosów, ze świeczkami, których nie wolno było zapalać. Magia Świąt jakoś szybko minęła a przemieniła się w westchnienie "ojej, znowu święta", a w końcu te dni zostały u mnie dniami odpoczynku, spotkań z miłymi sercu osobami, wyjazdami w góry.Teraz te dni są dniami poświęconymi dzieciom i też jest dobrze.
OdpowiedzUsuńCo do świątecznego menu-jedyne co mi odpowiadało to: pierogi z grzybami, bakalie, cytrusy, zupa grzybowa z domowymi łazankami, kruche domowe ciasteczka z grubymi kryształkami cukru na wierzchu. A teraz, gdy mam tyle obostrzeń dietetycznych przestała mnie interesować kulinarna strona świąt.
Iwonko- życzę Ci z całego serca by te Święta były miłe, spokojne i radosne, choć dobrze wiem, jak mało mamy wszyscy powodów do radości.
Miłego;)
Masz wspaniałą spełnioną życiowo córkę i piękne wnuki. Czyż można pragnąć więcej? Teraz wnuki będą zapamiętywały święta i ubieraną z babcią choinkę jako najmilsze wspomnienie. Życzę aby tych wspomnień było jak najwięcej przez długie lata. Do miłego zobaczenia,dziękuję za życzenia.
UsuńIwonko, mam podobne jak Ty wspomnienia.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwych świąt, zdrowia i odrobiny radości na co dzień. W Nowym Roku spełnienia marzeń, nawet tych najskrytszych.
Z całego serca dziękuję za życzenia. Do radosnego spotkania po świętach. Pozdrawiam.
UsuńAż mi zapachniało choinką u Dziadków i zamigotało świeczkami "w żabkach"...;o)
OdpowiedzUsuńCo najważniejsze żabki były metalowe, więc się nie psuły, w odróżnieniu od plastikowych stosowanych przy pierwszych lampkach choinkowych.
UsuńUściski.
Bardzo cenne informacje i wspomnienia zamieściłaś.
OdpowiedzUsuńZe swojej strony jeśli o choinkę chodzi przypominam sobie jak chyba dwa razy byłem z Rodzicami u ich byłego szefa, w jego domu pod Warszawą. Za każdym razem choinka miała wiodący kolor ozdób, do którego wszystkie bombki, łańcuchy, ozdoby były dopasowane. Do dziś bardzo podoba mi się taki ogólny zamysł dekoracji.
:) I znów ciekawe rzeczy piszesz w kontekście tego piernika jak Uluru.
Dzięki wielkie. Też wszystkiego co najlepsze, dużo zdrowia, pomyślności, spełnienia marzeń i celów w Nowym Roku dla Ciebie i bliskich.
Pozdrawiam!
Informacje jeżeli cenne, to być może młodzieży się przydadzą. Wspomnienia już mniej, bo każdy ma je indywidualne. Jesteśmy odmiennego zdania, co do stylu dekorowania choinki, ale święta lubimy jednakowo, więc smacznego makowca życzę, mój niestety kupowany w Biedronce. Ukłony.
UsuńJa tam lubię czytać i o faktach i o wspomnieniach, zawsze można z jednych i drugich skorzystać.
Usuń:) Zgadzam się w całości. Święta uważamy jednakowo za ważny czas.
Też miałem parę kupnych rzeczy, jeśli makowiec z Biedronki dobry, to nie ma problemu. Wiele rzeczy z tego sklepu ma według mnie dobrą jakość.
Pozdrawiam!
Ależ nas przygotowałaś do świąt tym wpisem! :)
OdpowiedzUsuńMnie święta kojarzą się przede wszystkim z nietypowymi zapachami, których nie spotyka się w żadnym innym dniu :)
Wszystkiego dobrego w święta! :)
Odnośnie zapachów to się z Tobą zgadzam w całej rozciągłości, dlatego też zapach choinki,bigosu kojarzy mi się pozytywnie, kompotu z suszu negatywnie. Za życzenia dziękuję i odwzajemniam.
UsuńJa też nie przepadam za kompotem z suszu. Ona ma jednak specyficzny zapach i smak - nie każdemu to pasuje. W mojej rodzinie rzadko go przygotowywano właśnie z tego powodu ;)
UsuńIwonko, święta, święta i po...
Okazyjnie: szczęśliwego Nowego Roku! :)
Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia i komentarz. Pozdrawiam świątecznie.
UsuńSzczęśliwego roku 2018 ♥
UsuńDziękuję za życzenia i również przesyłam słowa jak największego powodzenia dla Ciebie w 2018 roku.
UsuńBardzo dziękuję Iwono za wartościowy tekst i życzę Tobie i Twoim Najbliższym Pięknych Świąt Bożego Narodzenia.
OdpowiedzUsuń:-)
Dziękuję pięknie za wspaniałe życzenia i przychylny komentarz. Do miłego zobaczenia po dniach rodzinnych spotkań i pełnego relaksu.
UsuńA gdybyś nie zdążyła do mnie zajrzeć to przekazuję Ci też życzenia od Andrzeja Pogorzelskiego, który prawdopodobnie nie zdąży do domu na Wigilię.
UsuńDziękuję i życzę wszystkiego najlepszego w 2018 roku. Ukłony.
UsuńTo dziwne, ale poza łańcuchem słomkowym i zupą migdałową pozostałe atrybuty wigilijne są mi doskonale znane. Czuje się tak jakbym tam był.
OdpowiedzUsuńZdrowia i jeszcze raz zdrowia życzę Ci Iwonko.
Zdrowie bardzo mi się przyda, tym bardziej, że ostatnimi miesiącami mocno szwankuje. Być może kiedyś zrobisz łańcuch słomkowy z wnuczętami, a zupę migdałową na kolejną wigilię. Miłego świętowania życzę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam karpia w szarym sosie. Sama robiła jedyny raz w/g przepisu z internetu i troszkę mi nie wyszedł.
OdpowiedzUsuńStaramy sobie z siostrą urządzić święta w/g naszej ,rodzinnej tradycji ..
Ciesze się ,że spędzisz święta z synem i rodzina i życzę wszystkiego naj,naj
Mam nadzieję, że Wasze święta były tak udane jak moje. Życzę aby nowy rok był dla Was i Rodzin najpomyślniejszy. Serdecznie pozdrawiam.
UsuńMiłych, radosnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku!!!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Za pozdrowienia i życzenia świątecznie bardzo dziękuję. Ukłony.
UsuńNajpierw, choć spóźnione, ale serdeczne: Zdrowych, rodzinnych, pogodnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz spełniania się marzeń w nadchodzącym, 2018 roku...
OdpowiedzUsuńa teraz...
... doczytałem się przemiłych, arcyciekawych informacyjnych przepyszności o bożonarodzeniowych zwyczajach... dziękuję w tym miejscu także za odcinek numer jeden...
... i jeszcze powrócę do wiersza, który już sam jest świetny, bezlitośnie szczery w swoim wyrazie, a jeżeli przymiotnik "osobisty" w tym wypadku odnosi się nie tylko do liryki, ale też do własnych przeżyć, tym bardziej tekst Twój wart jest zauważenia i odczytania go w sposób szczególny... rozumiem, jak trudno Ci było opisać ten stan, w jakim się znalazłaś i ile wymagało to odwagi... bo o miłości najczęściej pisze się pięknymi zgłoskami, o traumatycznych przeżyciach niechętnie, bo nawet upływ czasu nie zdoła zagoić wszystkich ran, gdy sięga się pamięcią... dziękuję za ten wiersz...
Mam nadzieję, że udało Ci się spędzić Święta w gronie najbliższych.Ja otrzymałam tyle wspaniałych życzeń, że moje były bardzo udane. Dziękuję, za przychylną ocenę ostatnich postów. Każdy z moich "lirycznych tekstów" jest przede wszystkim autobiograficzny. Do miłego zobaczenia. Pozdrawiam.
UsuńZdrowych, radosnych, pięknych, pachnących choinką świąt Bożego Narodzenia!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samą choinkę, u mnie zawsze była sztuczna - od dwóch lat, na nowym mieszkaniu, zawsze mamy żywą choinkę.
Wierzę, że nowe mieszkanie i "nowa" choinka sprawiły, iż te Święta były nadzwyczajne. Oby nowy rok przyniósł jak najwięcej szczęśliwych chwil. Pozdrawiam.
UsuńTeż pamiętam zgrzebne czasy, kiedy mama robiła ozdoby choinkowe, bo w sklepach trudno było coś znaleźć, pewnie też dlatego, że mieszkaliśmy na wsi. A dzisiaj, mimo, że mogę mieć bombki, jakie sobie wymyślę, to wolę własnoręcznie zebrane szyszki czy ususzone plasterki pomarańczy :-)
OdpowiedzUsuńChoinka przyozdobiona oryginalnymi ozdobami zyskuje na wartości i "elegancji". Szyszek co prawda nie zbierałam osobiście, ale mam je na choince. W przyszłym roku spróbuję z plasterkami pomarańczy. Życzę miłych chwil sylwestrowych i do zobaczenia.
UsuńBardzo ciekawy post, chociaż po Świętach czytanie o potrawach wigilijnych jest wyjątkowo trudne:-) Ściskam Cię mocno Iwono i przesyłam masę ciepłych myśli. Niech będzie pięknie, i żebyś Ty czuła się szczęśliwa cały rok. Bez wyjątku.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za pochwałę.Po dniach tak błogich jak Święta nie tylko czytanie jest trudne. Dziękuję za tak serdeczne życzenia i również przesyłam słowa pomyślności na Nowy Rok.
UsuńKiedyś większość albo i wiele ozdób robiło się ręcznie, teraz to rzadkość, chyba że ktoś akurat ma takie hobby, to się dziś nazywa DIY :)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko w świętach dobre jest to, że większość gospodyń wtedy gotuje i piecze samodzielnie, takie własnoręcznie zrobione potrawy niemal zawsze są o niebo lepsze od tych kupnych. No chyba, że się nie udadzą. :)
Pozdrowienia już poświąteczne z najlepszymi życzeniami na Nowy Rok!
Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Mam nadzieję, że nadchodzący rok będzie pomyślny, szczęśliwy i radosny dla Ciebie i Twoich Najbliższych. Ukłony.
UsuńNie mogę narzekać na Sylwestra, położyłem się spać koło 2, wcześniej oglądałem nieco słabsze jak rok temu fajerwerki. Jednak ogólnie na plus wszystko jest.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na Nowy Rok, dużo zdrowia, pomyślności, tematów na bloga i spełnienia marzeń dla Ciebie i bliskich.
Pozdrawiam!
To ciekawe, bo mój syn także zauważył, że fajerwerki w 2017 były marne. Bardzo mnie cieszy, że wszystko dobrze Ci się układa i niechaj tak zostanie na wszystkie 365 dni. Ukłony.
UsuńMoże po prostu ludzie przeznaczyli pieniądze na inne sprawy w poprzednim roku? Stąd taka sytuacja z fajerwerkami.
UsuńWygrał Kamil Stoch, drugie miejsce ma Robert Lewandowski, a trzecie Anita Włodarczyk.
O tak, taka nagroda to przekaz dla Golloba, że kibice i nie tylko oni pamiętają o nim.
Pozdrawiam i najlepszego jeszcze raz na Nowy Rok, dużo zdrowia i pomyślności. :)
Dziękuję za odwiedziny w nowym miejscu, cieszę się, że mnie tam znalazłaś. Mam już Twojego bloga na swojej liście ulubionych blogów, więc łatwiej mi będzie Cię czytać na bieżąco. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku
OdpowiedzUsuńJestem zaszczycona, że włączyłaś mnie do grona ulubionych blogów. To zobowiązuje. Niechaj życzenia pomyślnego roku dotyczą wszystkich na których nam zależy, których lubimy, wszystkich znajomych i życzliwych.
UsuńWszystkiego co miłe i wymarzone w tym Nowy 2018 roku. I zdrówka oczywiście
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie ukrywam, że zdrówko najważniejsze, bo cóż po marzeniach, kiedy nie ma się sił, by je realizować. Ukłony.
Usuńpięknie u Ciebie ... ciepło rodzinnie pachnąco ...
OdpowiedzUsuńWSZELKIEGO DOBRA IWONKO
Witam nowa komentatorkę i pozdrawiam serdecznie w nowym roku. Mam nadzieję, że będziesz częstym gościem. Zapraszam i rewizyty obiecuję.
Usuń