Dla poprawienia nastroju sobie, a może i Wam, cofnę się pamięcią do lat 1974-78. Wśród licznych zajęć w ramach studiów, miałam lektorat z łaciny. Maleńka, szczuplutka, starsza pani Augustyniak, próbowała przekazać piękno języka, który dawno, dawno temu był urzędowym, a teraz nazywany jest „martwym”. We współczesnym świecie, używają go: nauczyciele łaciny,księża, lekarze i prawnicy. No i może nieliczne grono pasjonatów językowych, którzy znają po kilka języków, bo lubią się ich uczyć. Zawsze mówię, że nikomu niczego nie zazdroszczę, bo jeżeli ktoś coś ma, to zazwyczaj dzięki ciężkiej pracy, więc jeżeli chcę mieć to, co ten ktoś, to muszę pracować. W tym przypadku zazdroszczę poliglotom łatwości uczenia się danego języka, wytrwałości no i osiągnięcia celu.
W procesie edukacji uczyłam się języka rosyjskiego, który zmorą stał się dla mnie dopiero na etapie licealnym. Na studiach lektorat z tego języka polegał przede wszystkim na oglądaniu filmów w wersji oryginalnej, wyświetlanych w Domu Kultury Rosyjskiej i Radzieckiej na ul. Foksal w Warszawie. Nie zbyt chętnie tam chodziłam, bo jak dla mnie było daleko i ciężko. Zawsze docierałam zmęczona i spocona. Niemniej jednak kiedy już dotarłam, to nigdy nie żałowałam, bo pomimo wydźwięku ideologicznego większości filmów, była to dobra kinematografia.
Drugim językiem poznanym w podstawówce był niemiecki. Uczyłam się go ze strachu. Całe życie boję się, by nie powtórzył się 1939, a wtedy wyznawałam zasadę, że należy znać język swojego wroga. Z wymową miałam problemy, bo nie wiedziałam czy „ch” należy wymawiać miękko jak uczyła nauczycielka czy twardo jak kazała matka. Gramatykę znałam dobrze i nauczycielka w klasie VI-VIII, twierdziła, że „szprechała" bym doskonale, gdybym nie była leniwa i uczyła się słówek. Jak się ma ograniczone słownictwo, to nawet w języku ojczystym ma się trudności z wysławianiem. W czasie studiów posługiwanie się językiem niemieckim, ograniczało się do czytania tekstów zawodowych i poznawania słownictwa w tym zakresie.
Wracając do łaciny, to lekcji ze szkoły średniej nie pamiętam. Dopiero zajęcia z panią Augustyniak sprawiły, że lubiłam ten język, chociaż tłumaczenie tekstów szło mi bardzo opornie. Do dziś jednak pozostał sentyment, a przetrwał w poznawaniu łacińskich sentencji, które uwielbiam. Proponuję zabawę, będziecie mogli sprawdzić, które z podanych poniżej zdań są Wam znane. Oto wybór moich ulubionych sentencji:
AMOR VINCIT OMNIA
BEATE VIVERE EST HONESTE VIVERE
CAVE ME, DOMINE, AB AMICO,AB INIMICO VERO ME IPSE CAVEBO
DE GUSTIBUS ET COLORIBUS NON EST DISPUTANDUM
LACRIMIS ADAMANTA MOVEBIS
MAJOR SUM, QUAM CUI POSSIT FORTUNA NOCERE
NON OMNIS MORIAR
PER ASPERA AD ASTRA
QUO VADIS
SAPIENS SEMPER
Czy już wiesz ile znasz sentencji z tych podanych? A może masz swoją ulubioną, podaj ją w komentarzach. Dla tych, którzy mieli wątpliwości, czy dobrze przetłumaczyli, a nie mają pod ręką słownika "Łacińsko-polskiego.Polsko-łacińskiego", podaję polską wersję:
Ad.1 Miłość zwycięża wszystko (akcent na „o” w słowie omnia)
Ad 2 Żyć szczęśliwie, znaczy żyć uczciwie(akcent na „i” w słowach vivere)
Ad.3 Strzeż mnie Boże od przyjaciół, od nieprzyjaciół sam się obronię(akcent na „o” w słowie domine)
Ad.4 O upodobania i kolory nie należy się spierać(akcent na u w gustibus i na drugie o w coloribus)
Ad.5 Łzami skruszysz nawet diament(akcent na „a” w lacrimis)
Ad.6 Jestem mocniejszy od losu- nie może mi więc zaszkodzić
Ad.7 Nie wszystek umrę(akcent na „o”w słowie moriar)
Ad.8 Przez cierpienie do gwiazd. Przez cierpienie do sławy
Ad.9 Dokąd idziesz
Ad.10 Mędrzec zawsze szczęśliwy(akcent na „a' w wyrazie sapiens)
Od czasu zakończenia edukacji minęło ponad 40 lat. Niewiele miałam okazji mówić w omówionych językach, dlatego wszystko praktycznie zapomniałam i dziś mogę mówić o znajomości danego języka w czasie przeszłym.
quidquid Latine dictum sit, altum videtur :)
OdpowiedzUsuń"Cokolwiek powiesz po łacinie, brzmi mądrze"-wspaniałą sentencję wybrałaś Aniu. Witam Cię w nowym roku. Cieszę się, że zajrzałaś. Mam nadzieję, że ten rok dla nas wszystkich będzie łaskawszy od minionego."Vivere est cogitare". Uściski.
UsuńTo prawie ten sam czas (+/_ 2 lata) studiów co mój.Te same języki w szkołach, tylko u mnie brak łaciny. Wielka szkoda, bo wielu błędów bym nie popełniała, więcej bym rozumiała. Dobry tekst na przemyślenia.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu, nie trzeba znać łaciny, by uczyć się wyciągania wniosków z popełnionych błędów. Każdy naród ma swoje przysłowia i jeżeli umiemy korzystać z ich mądrości, to się wzbogacamy bez pieniędzy. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńŁaciny odrobinę "liznęłam" w domu, bo Mamciaśka-Pielęgniarka była jej uczona w szkole...Mnie usiłowano nauczyć francuskiego, ale nauczycielka (wychowana pod Paryżem) miała oryginalny tryb edukacyjny...Odhaczyć, zaliczyć, zapomnieć...;o)
OdpowiedzUsuńMoja matka znała niemiecki, który poznała w czasie okupacji. Babcia doskonale znała francuski, niemiecki (dzięki nauce na pensji u zakonnic)i trochę rosyjski. Siostra uczyła się angielskiego i rosyjskiego, jednak podchodziła do nauki(nie tylko języków) tak ja Twoja nauczycielka francuskiego. Dziękuję za wizytę i komentarz. Pozdrawiam.
UsuńNie tak źle ze mną , bo nie znałam tylko dwóch.
OdpowiedzUsuńŁacinę miałam w liceum i na studiach, ale przez lata pracy mało miałam styczność, więc wiele uleciało.
Wiele zależy od naszych predyspozycji językowych i od nauczyciela.
Ciekawy pomysł na post, Iwonko;-)
Ja nauczycieli miałam wyśmienitych, gorzej z predyspozycjami. W czasie nauki w szkole miałam tremę gdy mnie odpytywano, dlatego zawsze wypadałam przeciętnie. Dopiero 11 letnia praca zawodowa pozwoliła mi wrobić się nieco i śmielej podchodzić do publicznych występów. Nadal jednak wyznaję zasadę "jeśli nie potrafisz nie pchaj się na afisz", dlatego nigdy nie mogłabym zostać politykiem. Myślałam o cyklu takich postów z uwzględnieniem innych języków(narodów), ale mam zbyt mały dostęp do źródeł. Uściski.
UsuńJa natomiast znałam tylko dwa :)
OdpowiedzUsuńMiałam łacinę w szkole średniej. Nie nauczyłam się niczego. Zdałam dzięki koledze :) Czy żałuję? Nie. Jakoś mnie brak łaciny w życiu nie uwiera.
W miarę upływu lat, odnoszę wrażenie, że ojczystego języka nie znam należycie i to niestety uwiera. Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
UsuńA ja byłam dobra z rosyjskiego. Nawet bardzo dobra podobno. Bardzo lubiłam ten język choć nauczycieli miałam raczej średnich. Angielski nie wchodził mi do głowy, nie lubiłam i nie umiem do dziś.
OdpowiedzUsuńNiemieckiego nauczyłam się "ze słuchu i z potrzeby rozmowy" - całkiem biegle jeśli nie przyczepiać się do gramatyki:))
A łacina to kompletna abstrakcja chociaż niektóre z sentencji znam.
Niestety, obcy język nie używany ulatuje! Tak się stało z moim rosyjskim i powoli staje z niemieckim. Wtórny analfabetyzm grozi jak nic:))
Ja uwielbiam literaturę i kulturę rosyjską chociaż jest ona mało ceniona przez większość Polaków. W latach 90-tych w naszym domu bywało dużo Rosjan i oni byli zdziwieni, że tak dobrze mówię po rosyjsku. Od lat sobie obiecuję, że powrócę do nauki niemieckiego, ale jakoś trudno mi się za to zabrać. Angielski chociaż jest powszechniejszy obecnie niż inne języki, jakoś mnie nigdy nie pociągał. Serdecznie pozdrawiam, dziękując za komentarz.
Usuńczyli nie taki martwy, sadząc z licznych wstawek językowych:))
OdpowiedzUsuńWyśmienicie to podsumowałaś. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńRosyjski, angielski, niemiecki - tych języków uczyłam się w różnych szkołach. Sama nauczyłam się włoskiego /ale tylko podstawy/ i Esperanto. Sama też uczyłam się łaciny.
OdpowiedzUsuńAle to prawda, że jak się nie ma języka w użyciu, to się go zapomina... dlatego staram się przynajmniej jaknajwięcej słuchać w tych językach.
Moje uznanie za tekst Iwonko :-)
Powaliłaś mnie na kolana, do tej pory znałam tylko dwie osoby, które znały 4 języki obce. Twoja szóstka robi wrażenie. To ja jestem pełna uznania dla Ciebie i Twojej wiedzy. Uściski.
UsuńWszystkie sentencje znam.Ale ja bardzo lubię łacinę,uczyłam się jej w liceum a na studiach wybrałam jako język dodatkowy razem z greką.
OdpowiedzUsuńWcale mnie nie dziwi, że te łacińskie sentencje są Ci znane. Z greką raczej nie poradziłabym sobie, bo i łaciny nie poznałam w takim zakresie jakim bym chciała. Dziękuję za wizytę i pozdrawiam.
UsuńBardzo dziękuję za poruszenie tematu, który przywołał wiele wspomnień ( 20 lat wcześniejszych niż Twoje :).
OdpowiedzUsuńRosyjskiego uczono nas od klasy V. Łatwo opanowałem cyrylicę i to dało mi mocną pozycję.
W szkole średniej był wybór - łacina albo niemiecki. Do klasy z łaciną szli ci, którzy myśleli o studiach medycznych, "inzynierowie", w tym ja, wybierali niemiecki.
Dodatkowo, do niemieckiego przypisany był angielski,a do łaciny - francuski. W przypadku wszystkich 3 języków miałem świetnych nauczycieli
Witam na blogu, ogólnie było przyjęte, że humaniści wybierali łacinę, a umysły ścisłe angielski. Ja również miałam świetnych nauczycieli i to nie tylko w odniesieniu do języków. Chociaż nasza młodość przypadała w trudnych czasach, to jednak miały one swój urok, bo mamy co wspominać. Dziękuję za odwiedziny, komentarz i serdecznie pozdrawiam.
UsuńLubiłem język łaciński. Też go miałem na polonistyce. Uczyłem się z tej pierwszej na obrazku, ale przede wszystkim z takiej pokaźnie grubej (mam w domu, ale autorów nie pamiętam, była z wypisami). Obszerne cytaty łacińskie ma, z kolei w wersji elektronicznej. Lubiłem też język starocerkiewnosłowiański oraz gramatykę opisową - to mój konik, choć wiele zwrotów, zapożyczeń i form już nie pamiętam, ale oczywiście profesora Miodka i innych bardzo sobie cenię... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoja nauczycielka języka polskiego w podstawówce była bardzo rozczarowana, gdy dowiedziała się, że nie wybrałam polonistyki tylko bibliotekoznawstwo. Ja jednak uważałam, że jestem za mało oczytana, by pchać się na filologię polską(to przeświadczenie pozostało mi do dziś). Książkę Czesława Jędraszko kupiłam sobie już po skończeniu studiów, a na zajęciach z lektoratu też mieliśmy gruby, duży podręcznik, który w moim przypadku się nie zachował. zastanawiam się, kto będzie dbał o poprawność językową gdy zabraknie Miodka i Bralczyka, bo młodsi językoznawcy, którzy by przejęli pałeczkę od wymienionych, nie przychodzą mi na myśl. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
UsuńJak uczyć się języka to tylko przez bezpośrednie obcowanie z nim. Przynajmniej w moim przypadku tak jest. 12 lat uczyłam się niemieckiego. Potrafiłam się tylko przedstawić, przywitać itp. Pojechałam do Austrii i już po tygodniu załapałam więcej zwrotów. Angielski też męczę, bo czasem aż mi wstyd, każdy dookoła zna ale wszelkie aplikacje, słuchanki, filmy, książki nic mi nie dają. Mnie chyba trzeba postawić pod murem, żeby mózg zaczął pracować. Z łaciną wiadomo jakie są trudności ale język ciekawy. Pamiętam jak w gimnazjum z koleżanką wypisywałyśmy sobie takie łacińskie sentencje w zeszycie. Niestety zeszyt chyba gdzieś przepadł.
OdpowiedzUsuńŁacinę w liceum lubiłam i nawet chciałam zdawać na maturze, ale nasz łacinnik tak naprawdę był "tylko" polonistą i wykręcił się od męki przygotowywania matury dla jednej tylko chętnej, że nie ma uprawnień :) Zdawałam wobec tego rosyjski :)
OdpowiedzUsuńFajny post - języki uwielbiam, zawsze chętnie o tym czytam. Myślę, że gdybym się urodziła w innych okolicznościach (niż PRL i małe miasteczko) mogłabym w tej dziedzinie osiągnąć dużo więcej. Brak dostępu do podręczników, literatury, audycji radiowych czy filmów - tego wszystkiego, co dziś oferuje internet - i brak możliwości wyjazdów zrobiły swoje. Bo prawdą jest, że najważniejszy jest kontakt z żywym językiem.
A potem rosyjskiego już nigdy nie miałam okazji użyć i gdy zapragnęłam po ponad 30 latach przeczytać książkę, najpierw musiałam sobie przypomnieć... cyrylicę :) Ale jakoś poszło i dziś cieszę się, że, trochę przypadkiem, ale jednak na ten rosyjski po latach trafiłam, bo zaczęłam kolekcjonować radzieckie kino - a to jest studnia bez dna :)
Te dwie pierwsze książki ze zdjęć mam do tej pory i jeszcze trzecią, chyba tę, o której pisze Kawiarenka, z brązową okładką, autorstwa m.in. Lidii Winniczuk.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńMiałam to nieszczęście, że w szkole zmieniali się nauczyciele języka obcego. Tak więc uczyłam się czterech języków obcych, nie poznawszy dobrze żadnego.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo ciekawy wpis! Łacinę miałam na studiach, to było moje pierwsze zetknięcie z językiem i tylko 2 semestry, niestety. Wiem, że teraz uczy sie studentów na lektoracie sentencji. My byliśmy skupieni na gramatyce przede wszystkim. Bardzo mi sie to podobało, tłumaczenia, to było jak rozwiązywanie łamigłówek. Lubiłam to, nawet miałam piątkę na koniec. Ale... wszystko(lub prawie) zapomniałam. Z sentencji znałam tylko 3. Ale mam jedną "pecunia non olet", bo moja ciocia lekarka żartowała sobie często mówiąc "pecunia non OMLET, co mnie jako dziecko bardzo śmieszyło. język rosyjski był moim narzędziem pracy przez 35 lat (uczyłam studentów). Uczyłam się też przez liceum i studia angielskiego, znam go na tyle, ze na wyjazdach zagranicznych mogę się dogadać. Niemiecki znam dzięki tacie od wczesnego dzieciństwa, dzięki temu mogę spokojnie odpuścić sobie polską TV i patrzeć tylko na niemiecką (piękne filmy przyrodnicze i krajoznawcze, ciekawe programy informacyjne, no i kryminały). Liznęłam też włoski i hiszpański, więc i w tych krajach sie dogadam. Ale gdybym nie była taka leniwa, to mogłam w swoim czasie poznać te dwa języki (i angielski) lepiej. Teraz już mi się nie chce... Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuń