niedziela, 12 grudnia 2021

ZACZAROWANY ŚWIAT DZIECKA



  W czasie jednego z wakacyjnych miesięcy roku 1976 odbywałam staż w ramach praktyk studenckich, w Muzeum Książki Dziecięcej. Siedzibę swoją miało w budynku przylegającym do gmachu Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy, znajdującej się na ul. Koszykowej. Z chodnika wchodziło się w bramę, po prawej stronie znajdowały się schodki prowadzące do drzwi z tablicą Muzeum Książki Dziecięcej. 

Nie pamiętam ile pomieszczeń wtedy zajmowano,ale panowała tam wielka  ciasnota. Pracownice były dwie:kierowniczka(imienia nie pamiętam),ale być może była to Halina Skrobiszewska, która w latach 70-tych XX, była kierowniczką tego muzeum. Drugą pracownicą, była niewiele starsza ode mnie, młoda mężatka Małgorzata, z którą szybko znalazłam wspólny język. Ponieważ był to najmilej spędzony miesiąc praktyk, postanowiłam napisać kilka słów na temat tego niezwykłego miejsca.

Z inicjatywy Związku Księgarzy i Wydawców Polskich zorganizowano Bibliotekę Wzorcową dla Dzieci i Młodzieży przy okazji wystawy księgarskiej w 1926 roku. Współorganizatorką i pierwszą kierowniczką była Maria GUTRY, która od 1936 samodzielnie kierowała Sekcją Bibliotek dla Dzieci w Bibliotece Publicznej m.st. Warszawy. Jako samodzielna jednostka organizacyjna Muzeum Książki Dziecięcej(MKD) zaczęło istnieć od 1938 roku. Z pożogi wojennej zachowało się 1000 woluminów dawnego księgozbioru. W 1945 zaczęto kompletować księgozbiór na nowo, około 1971 liczba wynosiła około 23000 wol. Obecnie ilość ta, to około 100 000.

   Dążeniem Muzeum jest gromadzenie możliwie pełnego zbioru książek pisanych dla dzieci( wydane w Polsce w języku polskim i tłumaczonych na język polski; polskie książki dla dzieci w językach obcych;polskie książki wydane za granicą; literaturę obcą w wyborze)-beletrystycznych., popularno-naukowych, dawnych i współczesnych. Muzeum posiada również zbiór czasopism polskich i przykładowych obcojęzycznych, a także polskie i obce czasopisma o literaturze dziecięcej , takie jak: „Guliwer”, „Bookbird”, „The Yunior Bookshelf”, Detskaja Literatura”, „Zlaty Maj”. Prócz literatury gromadzone są książki i artykuły o literaturze, czytelnictwie i bibliotekach dziecięcych.

   Oprócz katalogów dotyczących zbiorów, istnieją kartoteki zagadnień, ilustratorów, artykułów i recenzji oraz teczki z wycinkami prasowymi.

   Muzeum organizuje spotkania autorskie i premiery książkowe, zarówno otwarte, jak i dla grup zorganizowanych. Odbywają się także wystawy książkowe i malarskie oraz sesje i seminaria naukowe. Muzeum nie jest biblioteką dziecięcą, a czytelnią naukową, w której na miejscu, w niewielkiej czytelni korzystać ze zbiorów mogą „osoby dorosłe zawodowo związane z literaturą dla młodego czytelnika. Ponad 1/3 wszystkich osób odwiedzających stanowią studenci. Głównie są to studenci:pedagogiki, polonistyki i bibliotekoznawstwa. Rzadziej Akademii Sztuk Pięknych i psychologii. Najczęściej znamy tematy ich prac i ułatwiamy dobór materiałów, selekcję. Podsuwamy stosowne opracowania krytyczne, zachęcamy do śledzenia prasy fachowej” . Muzeum współpracuje z Polską Sekcją IBBY(International Board on Books for Young People-międzynarodowa organizacja non-profit, zajmująca się promocją literatury dziecięcej i młodzieżowej, założona w Zurychu w 1953), Instytutem Goethego, Instytutem Szwedzkim(polsko-szwedzkie seminarium poświęcone literaturze tych krajów. „Astrid Lindgren-wieczór wspomnień”), Słowackim i Duńskim. Książki pozyskiwane są na mocy egzemplarza obowiązkowego, przez zakup(książek zagranicznych, zarówno opracowań i czasopism fachowych dla dorosłych, jak i książek dla dzieci). Bardzo cennym źródłem uzupełniania zbiorów są dary. Muzeum bowiem ma obowiązek zbierać wszystkie wydania tytułu danej książki. Kolekcja literatury dla dzieci i młodzieży znajduje się w Mazowieckiej Bibliotece Cyfrowej.  

   W latach 2009-17 Muzeum Książki Dziecięcej organizowało Konkurs Literatury Dziecięcej. Jego patronką została Halina Skrobiszewska, zasłużona kierowniczka Muzeum w latach siedemdziesiatych XX wieku, autorka wielu prac badawczych z zakresu literatury dla młodego czytelnika. Nagrodzone książki(nagroda główna, nagroda II, III, specjalna) i wyróżnione(za tekst i ilustracje, wyróżnienie literackie), trafiają na listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej. Mnie udało się dotrzeć do list za lata 2008 - 2016. Niestety w zakładce na stronie głównej Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy na Koszykowej, nie znalazłam kontynuacji za lata 2017-19,ale można znaleźć tytuły nagrodzone w roku 2020, co oznacza, że konkurs jest kontynuowany.Konkurs organizowany jest przez Muzeum Książki Dziecięcej, dział specjalny i czytelnię naukową Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy Biblioteki Głównej Województwa Mazowieckiego. Rozstrzygnięcie konkursu następuje , co roku w połowie maja(być może ma to związek z obchodzonymi w tym miesiącu Dniami Książki). Jurorzy będący pracownikami MKD oceniają książki(od 2020) w trzech kategoriach:

-najlepsze polskie książki współczesne dla dzieci i młodzieży,

 -najlepsze zagraniczne książki dla dzieci i młodzieży wydane w Polsce,

-nagroda specjalna w kategorii „nostalgia” za najlepszy reprint,wznowienie lub nową edycję krajowej i zagranicznej klasyki dla dzieci i młodzieży.  Nie ukrywam, że mnie samą najbardziej zainteresowała kategoria „nostalgia”, bo byłam ciekawa do jakich książek lubimy wracać, wychowując następne pokolenia.

W roku 2020 były to:

1.ADMIRAŁOWIE WYOBRAŹNI.100 lat polskiej ilustracji dla dzieci pod redakcją Anity Wincencjusz-Patyny w opracowaniu graficznym Ewy Stasiny(wydawnictwo Dwie siostry). Jak zaznaczyło jury nie jest to reprint ani nowa edycja, ale wpisuje się w zjawisko nostalgii za klasycznymi publikacjami dla dzieci i młodzieży.

2. BYŁA RAZ STARSZA PANI. Z ilustracjami Abnera Graboffa, w tłumaczeniu Emilii Kiereś(wydawnictwo Kropka).

3.Seria MAŁE KOBIETKI Louisy May Alcot w tłumaczeniu Anny Bańkowskiej, Zofii Grabowskiej,Joanny Wadas. Z ilustracjami Franka Thayera Merrilla i w opracowaniu graficznym Zuzanny Malinowskiej (wydawnictwo MG). Pierwszy tom „Małe kobietki” ukazał się w roku 2019, jednak większość serii została wydana w roku 2020, zostało to potraktowane jako całość.

4.Seria MUMINKI Tove Jansson w tłumaczeniu Teresy Chłapowskiej i Ireny Szuch-Wyszomirskiej(Nasza Księgarnia).

5. PIPPI NIE CHCE BYĆ DUŻA I INNE KOMIKSY Astrid Lindgren i Ingrid Vang Nyman w tłumaczeniu Anny Węgleńskiej(wydawnictwo Zakamarki).

6. ŚWIAT ZOFII Josteina Gaardera z okładką projektu Jakuba Sobczaka i w tłumaczeniu Iwony Zimnickiej(wydawnictwo Czarna Owca).

Niestety nie znalazłam w internecie listy książek za rok 2021.

Ponadto Jury może przyznać Grand Prix jednej z nagrodzonych książek(w wymienionych kategoriach, jeśli odznacza się ona jednocześnie szczególnymi walorami literackimi i graficznymi, doskonałym przygotowaniem redakcyjnym i edytorskim, wysoką jakością wydania i tłumaczenia(w przypadku książek zagranicznych).

   Natomiast od 2019 MKD jest organizatorem Nagrody Biblioteki na Koszykowej „Laur imienia Joanny i Jana Kulmów” przyznawanej w dwóch kategoriach:    popularyzacji czytelnictwa i twórczości. W roku rozpoczęcia przyznawania, laureatami zostali: prof. Joanna Papuzińska-Beksiak(w kategorii sztuki) i Dział Pracy z dziećmi Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej im. T. Mikulskiego(kategoria -animacja czytelnictwa).

   Inną ciekawą inicjatywą jest MKD poleca, na liście znajduje się 15 książek:

 

  1. WANDA CHOTOMSKA „Panna Kreseczka”, „Pan Motorek”, Tere Fere”, „Leonek i lew”, „Pies z ulicy Bałamutów”, „Muzykalny słoń”.

  2. MARIA TERLIKOWSKA: „Drzewo do samego nieba”, „Chodzi mucha po ścianie”, „Przygody kropli wody”.

  3. JULIAN TUWIM: „Słoń Trąbalski”, „Lokomotywa”.

  4. STEFANIA SZUCHOWA: „Przygoda z małpką”.

  5. JANINA PORAZIŃSKA: „Ściana zaczarowana”.

  6. ANNA ŚWIERCZYŃSKA:” Cudowna broda szacha”

  7. JOANNA KULMOWA: „Kolory”.


   Teraz kilka słów o dwóch działach, o istnieniu których nie miałam pojęcia, a które podlegają MKD.

Wypożyczalnia im. Haliny Rudnickiej, znajduje się na warszawskim Żoliborzu, przy ul. Sułkowskiego 26, nazywana jest „Biblioteką w ogrodzie”.Ma za zadanie organizowanie i prowadzenie Wypożyczalni dla Dzieci, Wypożyczalni dla Dorosłych i Młodzieży wraz z czytelniami oraz Gabinetu Haliny Rudnickiej zgodnie z zapisem testamentowym.

Izba Pamięci Marii Kownackiej znajduje się również na warszawskim Żoliborzu na ul. Słowackiego 5/13 m.74. Izba znajduje się w dawnym mieszkaniu pisarki. Ma ona na celu:opracowywanie, przechowywanie i udostępnianie użytkownikom zbiorów Marii Kownackiej. Uzupełnianie zbiorów o nowe wydania książek pisarki, a także opracowań dotyczących Marii Kownackiej. Regularne prowadzenie zajęć z dziećmi przedszkolnymi i szkolnymi,służących promocji twórczości Marii Kownackiej. Zadaniem Izby jest też prowadzenie współpracy ze szkołami im. Marii Kownackiej i innymi instytucjami oraz organizacjami, w zakresie przygotowywania uroczystości poświęconych pamięci pisarki, a także promocji jej twórczości. Cała działalność ma się odbywać zgodnie z zapisem testamentowym.

Bardzo ciekawie o tych miejscach opowiada część 2 „Wirtualnego spaceru po Muzeum Książki Dziecięcej”. Filmiki zamieszczone na YT. https://www.youtube.com/watch?v=QLUBylI8-ZA, tracą dużo na wartości informacyjnej, gdyż w napisach znajdujących się w filmikach jest sporo błędów. W części pierwszej Kierowniczka MKD opowiada o samym muzeum, pokazuje także najstarsze i najciekawsze zbiory.

Pierwsza książka dla dzieci młodszych napisana przez  Młodą Polkę(pseudonim Klementyny z Tańskich Hoffmanową)
Pokaz najciekawszych eksponatów zakończono najnowszymi książkami popularno- naukowymi, w których bardzo dobra treść wspaniale współgra ze świetnymi ilustracjami. Ponoć ma to dowodzić, że książka dla dzieci i młodzieży po okresie zastoju i kiepskiej jakości wydawanych publikacji w latach 90-tych i na początku 2000-tysięcznych, odzyskuje wysoki poziom edytorski ("Ziemia żywa planeta", "Daj gryza", "Co budują zwierzęta").
"Pamiątka po dobrej matce  czyli..."-
to powieść dla dorastających panien-
     (oprawiona w skórę ze złoceniami, była książką ekskluzywną)









Klementyna z Tańskich Hoffmanowa została nazwana pierwszą autorką książek dla dzieci. W roku 1819 ukazała się „ Pamiątka po dobrej matce czyli ostatnie jej rady dla dobrej córki”. Powieść dla dorastających panien została dedykowana Izabeli Czartoryskiej, a autorka podpisała się pseudonimem Młoda Polka. Ta sama autorka wydała również „Powieści moralne dla dzieci”(1830) oraz pierwszą grę planszową „Zabawa historyczna”. W latach 1824-28 tworzyła pierwsze czasopismo " Rozrywki dla dzieci”.

Pierwsza gra planszowa "Assarmot" opracowana przez K.Tańską-Hoffmanową,byla czarno-biała(ilustracja pochodzi z wydawnictwa Ossolineum)



 Inne zaprezentowane książki to:

z roku 1829 „Tygodnik dla dzieci”-czasopismo współredagowane przez Stanisława Jachowicza, autora książki „Bajki i powieści”.





Władysław Bełza „Gwiazdka Kazia”-książeczka większego formatu bogate kolorowe ilustracje, dominujące nad tekstem.

Maria Konopnicka „Szczęśliwy światek", „Na jagody” -obie książki  mają bardzo ładne kolorowe ilustracje.


.


Pierwszy „Abecadnik” z roku 1849

 Daniel Defoe „Robinson Cruzoe”-nieilustrowana książka w tłumaczeniu Anczyca z roku  1899.         

 W serii „Biblioteczka dla Dobrych Dzieci” ukazało się 6 małych książeczek z ilustracjami ręcznie malowanymi już po zakończeniu druku.


Zofia Urbanowska, „Atlanta, czyli przygody młodego chłopca na wyspie bezludnej”- pierwsza polska powieść fantastyczna


Seria "Biblioteczka dla dobrych dzieci" składala się z 6 książeczek o formacie niewiele większym od pudełka zapałek.




Erazm Majewski „Profesor Przedpotopowicz”, „Doktor Muchołapski”.

"Doktor Muchołapski"

"Profesor Przedpotopowicz"





Książki obrazkowe: Wójcicki „Bieda z nędzą. Baśń ludowa”, Julian Ejsmond „Baśń o ziemnych ludkach”, „Świat w obrazach”.


Julian Ejsmond "Baśń o ziemnych ludkach"


Stefan Themerson „ Pan Tom buduje dom”-6 niewielkich książeczek z ilustracjami Franciszki Themerson.


 


    Na tym zakończę wspomnienie i opowieść o Muzeum Książki Dziecięcej, które mieści się w Warszawie na ul. Koszykowej 26/28 w gmachu Biblioteki Publicznej m. st. Warszawy Biblioteka Główna Województwa Mazowieckiego,  jako sekcja specjalna. 

    Ponieważ już niedługo Święta Bożego Narodzenia   , kiedy to szczególnie dzieci obdarowujemy dużą ilością prezentów, to może tym , którzy jeszcze nie wybrali książki dla swego smyka, wspomniane tytuły lub ich autorzy, pomogą w wyborze.

czwartek, 18 listopada 2021

"To co się wymyka"





   W sierpniu moja Przyjaciółka przesłała mi link do pewnego tekstu, który został opublikowany na portalu regionalnym korsosanockie.pl. Osoba, podpisująca się inicjałami MK zamieściła recenzję tomiku wierszy, zatytułowanego „44 wiersze”. Tekst, którego autorką jest Helena Tułodziecka-recenzentka tomiku, bardzo mi się spodobał, choć dziwiło mnie, że nie został wzbogacony utworami.

   Ponieważ tak się składa, że poznałam Helenę Kapri, poprosiłam  o przysłanie mi tej niewielkaiej książeczki liczącej 53 strony. Została ona wydana przez Wydawnictwo Ruthenus-Rafał Barski z Krosna.


W wierszach Kapri uderza subtelna forma, która współgra z treścią. Ta ostatnia to „rdzeń, to pierwień, to przyczyna” dla pierwszej (J. Tuwim). Liryka refleksyjna odwołuje się nie tylko do bogatego doświadczenia życiowego Autorki, lecz również do lektur, pasji, skojarzeń; jest reakcją na nadmiar doświadczenia, które wywołuje zdumienie światem oraz samym człowiekiem.

Fotografia

Przybyło ci przeze mnie lat...

Na głowie trochę siwych włosów,

na mapie twarzy zmarszczek ślad,

ale zapomnieć mnie nie sposób.


Miałam być czwartą żoną, lecz

grać na pianinie nie umiałam.

A włosy, cóż w niedbały kok

zawsze nad ranem układałam.


Nie topiłam życia w wódce,

a spać chodziłam z kurami.

I tylko na tamtych zdjęciach

wciąż jesteśmy tacy sami.

   Na wiersze krakowskiej poetki trzeba spojrzeć wzrokiem „przekręconym” – nie jak zamkniętą w sobie na całość, czy jednoznacznie sformułowaną tezę, lecz na niczym wiszące na końcu języka słowo – „udręczone drobiny codzienności” (Elias Canetti, Sumienie słów), utkane z przemijania, starzenia się, wielkich miłości i przelotnych zadurzeń; miejsc i spotkanych ludzi. Na końcu przeplecione nicią śmierci, która według poetki ma „oczy z ciemnego światła”. Innym razem jako „czarna wiewiórka”przysiada na łóżku, trzymając w pazurkach „twardy orzeszek życia”.Helena Kapri przywołuje wspomnienia przyjaciół i znajomych,również postaci z bliżśzej i dalszej przeszłości: sióśtr Bronte, żony Jana Kasprowicza -Marusi Bunin, Tadeusza Brosia - polskiego dziennikarza, prezentera telewizyjnego, aktora i reżysera. A także bohaterów przeczytanych książek:Annę Kareninę - tragiczną bohaterkę powieści Tołstoja, Ofelię - jedną z postaci Szekspira czy Julię Capuletti... Pisząc o tych wszystkich żyjących,nieżyjących, rzeczywistych i fikcyjnych osobach, patrzy na nie zza firanki, dyskretnie, czułym okiem,z troską... Za ich pośrednictwem chce coś powiedzieć o: przemijaniu, tymczasowości, samotności, tragediach i niedogodnościach losu, niespełnionych pragnieniach i uczuciach, o nieprzewidywalności życia...


Kobieta, którą znam

Kobieta,którą znam,

ma niebieską kartę

i niebiesko-żółte sińce,

jak wielkookie bratki...

Jest szczęśliwa krótkotrwałym szczęściem

jednodniowej

łątki.


Julia

Tamta Julia zostałą w Weronie

pochylona nad kamienną balustradą

zaklinała skowronka, by na powrót stał się słowikiem.

Na smukłe palce nawijała jasny pukiel włosów,

przysięgała miłość.

Kiedy została wdową,pękło jej czternastoletnie serce

Wiersze Kapri jak akwarele – z lekkością, delikatnie i subtelnie oddają nastrój miejsc, zjawisk, rzeczy i zdarzeń. A wszystko dzieje się niczym i tak jakby… Jednak to, co się wymyka, jest właśnie tym, o co chodzi…”

Madame K

Madame Karenin

zatańcz ze mną walca nad ranem,

brylantowe kolczyki włóż,

usta muśnij obłokiem różanym...

Nad dzieckiem czuwa anioł stróż.

Madame Karenin, jak to jest

kresowi patrzeć prosto w twarz,

gdy w życiu, zamiast prosto iść,

chodziło się na wspak...



Stukot obcasów, turkot kół

brzmią jednakowo dziś...

Za mocno żyłaś, aby być

tak letnią – pół na pół.

 Wkładając między akapity zacytowanej recenzji wybrane wiersze, myślałam, że będą, to linijki lub zwrotki. Jednak wiersze Heleny Kapri, to opowieści, których nie da się przerwać w dowolnym miejscu, bo straciłyby mądrość i sens jakie z nich wypływają.

   Na blogu zachwycałam się filozoficznymi wierszami Leny Sadowskiej, uduchowionymi strofami Gabrieli Kotas i żartobliwymi zwrotkami Ewy Radomskiej.Skłaniały mnie one do refleksji, wzbogacały wewnętrznie, bawiły. Czytając utwory z tomiku „44 wiersze” musiałam przerywać lekturę, bo wzbudzały we mnie tyle emocji, że łzy cisnęły się do oczu. Jest w zbiorku tym kilka wierszy, których nie rozumiem, ale może dlatego, że mówiły o doświadczeniach autorki, które mnie są obce. Jednak większość zamieszczonych utworów, to poezja bliska moim odczuciom, myślom i doznaniom.

Zanim przedstawię te wybrane spośród moich ulubionych, parę słów o Autorce.

Helena Kapri jest absolwentką Uniwersytetu Jagielońskiego. Przeprowadza młodzież przez meandry języka ojczystego. Jako wnuczka ekspatriantów ze Lwowa, działa w Stowarzyszeniu Pomocy Polakom na Wschodzie -  „Kresy”. Urocza, uśmiechnięta kobieta, kochająca muzykę oraz śpiew Anny Szałapak. To serdeczna osoba i wspaniała Przyjaciółka, potrafiąca godzinami wysłuchiwać moich skarg o kłopotach. Jednak przede wszystkim, to matka i babcia, która Rodzinę stawia na pierwszym miejscu (wiersz „Dziewczynki”).

   Ponieważ jest listopad, niechaj wiersz o nim rozpocznie poetycką ucztę.


Listopad

Zdejmuje bezwstydnie

bluzki i suknie

do nagości ciała.

Nawet listka figowego

nie zostawia.


Jesienny deszcz

zmywa grzechy drzew.

Wiatr targa gałęzie

o rozczochranych włosach.

W alejach parku

koszami odnosi

pagórek rudych liści

i pociski kasztanów.


Zwierciadła kałuż

odbijają twarz jesieni.


Witebsk

Anioły nad Witebskiem mają białe skrzydła

I smutne twarze poczerniałe od dymu szabasowych świec.

Zaglądają przez niziutkie okna do ubogich mieszkań,

w których zatrzymał się czas.

Snop złotych iskier spada na cynowy talerzyk

z kromką chleba i cieniutkim śledziem.

Nad dziecięcą kołyską rozsypała się makiem

grzechotka dla najbiedniejszych.

Jasne, anielskie skrzydło muska policzek zakochanej dziewczyny.

Nie jest łatwo wyjść z Witebska,

udało się to tylko nielicznym

Mordechajowi, Izaakowi, Szlomie.

W dalekim Paryżu 

Mojsza Szagarow dłonią o siedmiu palcach

maluje w jidisz


Siostry z Yorkshire

Świat zamknięty w ramie kamiennych murków

z białymi plamami owiec i kwitnących rododendronów

Szorstkie wrzosy pochylone od wiatru i srebrzyste, wartkie strumienie.

Niespokojność serca ukryta pod suknią i modlitwą

niespokojność ciała tylko na kartach książek.



Związek niesakramentalny

Związki niesakramentalne trwają tak krótko,

że nawet nie zdążą się zarumienić.

Nie rozciągnięte w lata

skupiają w sobie wszystkie pory roku.

Są pośpieszne jak pociągi,

letnie jak herbata,

nietrwałe jak puch.

Nie związane węzłem,

nie wymagają wierności.

Wykraczają poza poprawność

i dobry smak.

Bywa, że znajdują zakończenie

na małych dworcach Tołstoja.


Znam początek

Znam początek, ale nie znam zakończenia.

W moim domu obca kobieta nosi moje nazwisko,

Ale nie zna imienia.

Dom patrzy zmrużonymi oczami okien,

na wszystkie lata za nami,

na przebyte drogi pół świata

I za cóż taka zapłata?


Miasto 

                                            Co noc stoję boso

                                              przed zatrzaśniętą bramą

                                              mojego miasta

                                               Z.Herbert

                                           

                                                                                     

Pojechać do Lwowa - mówi poeta

Z dowolnego dworca,o byle jakiej porze roku i dnia,

w blasku gwiazd lub słońca,

w gniewnej śnieżycy czy ulewnym deszczu.

Pojechać – czyli powrócić

do haftowanych serwet,popołudniowych jour fixów

do popielatych sukien z tysiącem guzików,

nieuległych niecierpliwym palcom.



Pojechać – to przywitać bliskich

Ormian, Rusinów, Żydów,

dla których przyjaźń była

jak ślad bochenka chleba na klonowym liściu.

Pojechać – to przypomnieć

Brygitki * w gorące, czerwcowe noce,

kiedy nad miastem unosił się odór

niepogrzebanych ciał.

Grozę Wzgórz Wuleckich,**

której nie opiszą już

żadne słówka zamordowanego artysty.

Więc lepiej – nie pojechać,

aby znowu nie spakować swego życia w dwie walizki.

I mieć pewność,

że gościnni mieszkańcy

nie poczęstują wódką banderowką

o zapachu krwi.

*Brygitki -więzienie we Lwowie, gdzie w czerwcu 1941 roku NKWD dokonało masowego mordu na więźniach politycznych.        **Wzgórza Wuleckie – miejsce rozstrzelania w lipcu 1941 roku polskich profesorów z Uniwersytetu Jana Kazimierza i Politechniki Lwowskiej, Wśród rozstrzelanych znalazł się Tadeusz Boy-Żeleński wykładowca, lekarz, artysta.


   Swój tomik autorka dedykowała przyjacielowi i kto wie, czy to nie za Jego namową, ta piękna liryka ujrzała światło dzienne. Obyśmy wszyscy mieli takich przyjaciół.

 
Utwór "Nie opieraj się o słońce"  śp.Anna Szałapak wykonywała przy akompaniamencie skrzypiec, które tak kocha Helena. Stąd mój wybór tego utworu.

środa, 3 listopada 2021

O IMBRYKU

                                             

   Kuchnia wielkości 1 m na 1,5 m, nie jest pomieszczeniem przyjaznym dla osoby na wózku, o czym przekonuję się każdego dnia. Co rusz zdarza mi się strącić garnek lub patelnię z kuchenki. Jeżeli znajdują się w nich potrawy,  i to gorące, zazwyczaj lądują na moich kolanach. Spadające z szafki talerze,szklanki lub kubki skutecznie pomniejszały ilość naczyń będących w użytkowaniu. Parę miesięcy temu zahaczyłam ręką o sznur od sanwicha i już nie robię ulubionych kanapek. Miesiąc temu na podłodze znalazł się czajnik elektryczny. W sklepach są różne ich modele, jednak chcę najprostszy, a co za tym idzie najtańszy. Po co mi taki, który zmienia barwę wraz ze wzrostem temperatury, ważne żeby sam się wyłączył, gdy woda będzie zagotowana. Ta idea przyświecała mojej matce,kiedy kupiła mi pierwszy taki czajnik. Wcześniej używałam czajnika z gwizdkiem, ale pewnego razu nie usłyszałam sygnału, czajnik się spalił zanim sobie przypomniałam, że wstawiłam wodę. Do wczoraj gotowałam wodę w garnku, ale jest to  bardzo uciążliwe i często parzyłam się wrzątkiem, gdy próbowałam zrobić sobie kawę lub herbatę.

   Sprawa czajnika podsunęła mi pomysł na post. Kilka osób już pisało na ten temat, ale może nie wszyscy czytali tamte notki. Podobno słowo czajnik wywodzi się z języka rosyjskiego чай, czyli herbata. Dawniej bowiem tak nazywano naczynie do jej parzenia, a nie do gotowania wody.Możemy o tym przeczytać  na stronie  http://www.herbata.info/czajnik/. Pierwsze czajniki zaczęto wytwarzać w XVI wieku w Chinach. Na przestrzeni wieków zmienił się wygląd i materiał, z którego je wykonano. Była to porcelana, kamionka, metal, szkło, a nawet kamień. Za jedne z najlepszych czajników uważa się wyroby z chińskiej glinki z prowincji Yixing. Do ich produkcji używa się gliny zawierającej m.in. duże ilości tlenków żelaza, dzięki którym przybierają one barwy od żółtych i czerwonopomarańczowych po ciemnobrązowe wpadające w czerń. Budowa i materiał, z jakiego są wykonane, idealnie nadają się do parzenia herbacianych liści. Niewielkie, o porowatych ściankach rozgrzewają się powoli i długo utrzymują ciepło napoju, latem zabezpieczając przed zepsuciem. O czajniki należy dbać w specjalny sposób, m.in. chronić przed zapachami, nie myć przy użyciu detergentów. Czajnik używany regularnie przez wiele lat, pokrywa się patyną herbacianą, staje się bardziej gładki i błyszczący.”

   Obecnie czajnik służy do gotowania wody, a nie do zaparzania herbaty, bo do tego używane są zazwyczaj ceramiczne(porcelanowe lub fajansowe), szklane czajniczki lub dzbanki. Coraz częściej czajniki z gwizdkiem zastępowane są przez czajniki elektryczne. Pierwszy czajnik elektryczny powstał w 1891 roku i został wyprodukowany przez firmę Carpenter Electric Company of.St. Paul z Minnesoty, a jego autorem był Charles Carpenter. Zbudowany był z dwóch części: górnej miedzianej i dolnej wyposażonej w spiralę grzewczą w oddzielnej podstawce. Woda nie miała kontaktu z przewodami i podgrzewała się bardzo wolno. Dopiero w roku 1923 Arthur Large wewnątrz miedzianej rurki umieścił izolowane przewody elektryczne. Spowodowało to, że rurka bezpośrednio stykała się z wodą w czajniku i szybciej ją podgrzewała. Obecnie czajniki działają bardzo szybko, jednak jest to efektem pobierania bardzo dużej mocy-od 2000 do 3000 W. Co ciekawe, znane nam obecnie czajniki z plastiku zaczęto produkować dopiero pod koniec lat 70-tych.” (http://www.scandinavianhouse.pl/kto-wynalazl-czajnik-poznaj-historie-urzadzenia-bez-ktorego-sie-nie-obejdziesz/).


                                                       

   Moja siostra 30 lat temu gościła na Litwie. Stamtąd przywiozła samowar. Pomimo, że jest to przedmiot sporych rozmiarów, to nawet jak stoi na półce nieużywany,to wygląda dystyngowanie i urokliwie.Na temat tego urządzenia, wikipedia pisze tak:

   Samowar(ros.самовар) –urządzenie do przygotowywania herbaty, charakterystyczne szczególnie dla Rosji i Iranu. Klasyczna konstrukcja składa się ze zbiornika na wodę, przez który przechodzi pionowo rura na węgiel drzewny, z rusztem u dołu. W dolnej części zbiornika samowara znajduje się kranik do spuszczania wody, a u góry miejsce na czajniczek na esencję. Znane w świecie wytwórnie samowarów znajdują się w Tule, Moskwie i PetersburguWspółczesne samowary zamiast podgrzewania wody węglem drzewnym wykorzystują do tego celu grzałki elektryczne.

    Na facebooku można znaleźć stronę (www.facebook.com/bajkizsamowara), której autorka pięknie napisała : „ Samowar to coś więcej niż urządzenie, niż ozdobny czajnik- to tradycja, nasza przeszłość, nasze matki i dzieciństwo, wartości które dziadkowie przekazywali. Samowar, to gorące serce, wokół którego zbierają się domownicy. To symbol.” W to miejsce warto zajrzeć, bo autorka na zdjęciach dokumentuje swoje fantastyczne wypieki, jakże pasujące do napoju z samowara.

   Nie tylko ci, którzy są amatorami herbaty, wiedzą, że czajnik zwany także imbrykiem potrafi skłonić do snucia wspaniałych opowieści lub stać się ich bohaterem. Oto przykłady  jak w literaturze widziany jest czajniczek:



Hans Christian Andersen „Imbryk”






Pan czajniczek”





Etsuko Vatanabe „Czajniczek"

Bianka rusza na pierwszą samodzielną wyprawę- Mama poprosiła ją o zakup czajniczka do herbaty. Ale nie będzie to zwyczajny wypad typu: „po bułki do Biedry”- dziać się będą bowiem rzeczy absolutnie niezwyczajne...”

   Autorka bloga http://zbajkaprzezswiat.blogspot.com zamieściła cudowną japońską bajkę „Czarodziejski imbryczek”, którą polecam nie tylko dla dzieci.

   Jestem bardziej amatorką kawy niż herbaty, ale czasami pijam Earl Gray. W młodości mniej pijałam kawy, za to uwielbiałam zaparzane w szklance herbaty granulowane. Ponieważ do przyrządzenia i jednego i drugiego napoju czajnik jest niezbędny, stąd te rozważania.

     Wczoraj moja synowa kupiła mi taki czajnik. Włączałam go zaledwie trzy razy, więc poza tym, że w czasie grzania wody świeci na niebiesko, nic więcej powiedzieć nie mogę.

   

                                               


*wszystkie   ilustracje zaczerpnięte z Google-Grafika                                                      

wtorek, 12 października 2021

DZISIAJ, JUTRO, ZAWSZE

 

                                                          Wojciech Piętowski(1930-2000)


„ Dzisiaj, jutro, zawsze”, to chyba największy przebój Bogdana Łazuki. Autorem słów jest Andrzej Tylczyński, a muzykę skomponował Wojciech Piętowski i to właśnie on jest bohaterem dzisiejszego postu.

PIĘTOWSKI Wojciech (1930-2000), warszawski kompozytor i pianista. Ukończył Średnią Szkołę Muzyczną w klasie fortepianu. Absolwent Wydziału Łączności Politechniki Warszawskiej. Debiutował w 1949, jako pianista i akordeonista w jazzowym zespole Marabut, działającym pod patronatem Jazz Club YMCA w Warszawie. Później prowadził zespół akompaniujący solistom na estradzie, w nagraniach płytowych i radiowych.

   W latach 1951-79 związany był z warszawskimi Zakładami Fonograficznymi (późniejsze „Polskie Nagrania”). Jako reżyser dźwięku uczestniczył w nagraniu ponad 300 płyt gwiazd polskiej estrady(Mieczysław Fogg, „Andrzej i Eliza”, „Asocjacja Hagaw”, Anna German, Wojciech Skowroński).

  

 W roku 1959 zadebiutował jako kompozytor. Za piosenkę „Spróbujmy jeszcze raz” otrzymał I nagrodę na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej Opole 1968. W konkursie „Dziecko-Wojna-Pokój” zdobył II nagrodę. W plebiscycie Polskiego Radia piosenka „Dzisiaj, jutro, zawsze” została uznana za przebój roku 1963 i przebój 20-lecia. Na festiwalu w Sopocie w 1974, piosenka ta wykonywana przez szwedzki zespół „Scafell Pike” zdobyła I nagrodę. Utwory tego kompozytora na sopockim festiwalu wykonywali inni zagraniczni artyści: w 1965(za „Najlepszy dzień”-Patsy Ann Noble i Jean Turner za „Deszczem, zawieją”) oraz 1975 za wykonanie piosenki „Nigdy więcej” Bursztynowego Słowika otrzymała Corina Chiriac.

Napisał muzykę do 150 piosenek, chociaż Cyfrowa Biblioteka Polskiej Piosenki wymienia tylko 40 tytułów.

   Do chwili opracowywania tego postu, nie wiedziałam, że niektóre z moich ulubionych piosenek, to kompozycje Wojciecha Piętowskiego, używającego także pseudonimu Adam Ort. Wykonawcami jego utworów byli najbardziej znani piosenkarze:


Bogdan Łazuka: „Mieszczańska dusza”, „Nie ma wyjścia panowie”, „Rodzinne tango”(covery)

Czesław Niemen: „Obok nas”

Jerzy Połomski:”Co robić gdy mgła”

Anna German:”Deszczem, zawieją”, „Trzeba nam się pospieszyć”, „Wszystko w życiu ma swój kres”

Sława Przybylska:” I... i inni”, „”Spróbujmy jeszcze raz”,

Irena Santor:”kim będziesz”,To nie ja”, „ To nie było przewidziane”

Piotr Szczepanik:”Nigdy więcej”, „Pójdę drogą”

Teresa Tutinas: „Jutro Warszawa”, „Na deszczowe dni”

Violetta Villas:” Czy pani tańczy twista”, „Spójrz prosto w oczy”

Zbigniew Wodecki:” Zanim nas w ramiona weźmie jesień”

Filipinki: „Naucz się grać”, „Jutro pogoda lub deszcz”

Halina Kunicka:”Są takie dni”

   Na liście 40 tytułów wymienionych w Cyfrowej Bibliotece Polskiej Piosenki są także inni piosenkarze(Wiślanie i Janusz Hryniewicz, Janusz Gniatkowski, Janusz Laskowski, Maciej Kossowski i Kasia Sobczyk z zespołem „Czerwono-czarni”, Rinn i Czyżewski, Zbigniew Kurtycz, Waldemar Kocoń, Andrzej Stockinger, Maciej Kossowski, Katarzyna Bovery, Regina Pisarek, Tadeusz Woźniakowski) jako wykonawcy oryginalni. Wiele piosenek miało także covery(Dana Lerska „Spróbujmy jeszcze raz”, Robert Janowski „Nie ma wyjścia panowie”, Rena Rolska”Długa noc”).

   Z pełną premedytacją wymieniałam te nazwiska, bo choć ludziom mojego pokolenia są one doskonale znane, to młodsi, 20-30 latkowie wielu z nich nie kojarzą, a byli to wokaliści najlepsi.

   Dokonując przeglądu piosenek Wojciecha Piętowskiego można dojść do przekonania, że miał on swoich ulubionych „tekściarzy”, a byli nimi: „Andrzej Tylczyński, Jerzy Miller, Janusz Odrowąż i Kazimierz Winkler.

   Piosenka „Są takie dni” została wykorzystana w filmie „Lunatycy”.

                                            



   Bardzo dużo postów piszę pod wpływem wspomnienia lub inspiracji. Ten tekst jest też takim. W latach studenckich byłam na jednym roku z Dorotą Piętowską, wysoką, zgrabną i piękną dziewczyną. Była najinteligentniejszą studentką z naszego roku. Chodziły słuchy, że po obronie pracy magisterskiej, zostanie w Instytucie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej i będzie kształcić następne pokolenia. W roku 1993 moja koleżanka Wanda zorganizowała zjazd rocznika, ale Dorota na nim się nie pojawiła. Być może jest ziarenko prawdy w tym, że wyjechała do Australii i tam została na stałe. Dziewczyna o długich blond włosach, zebranych w węzeł na karku, była córką kompozytora, mam prawo przypuszczać, że był nim właśnie Wojciech Piętowski, chociaż nie dane było mi  Go poznać osobiście. A Dorota, fascynująca mnie od pierwszej chwili, nie opowiadała o znanym ojcu, bo choć skupiała wokół siebie grono znajomych, to cechowała Ją niezwykła skromność.

   Niektórzy ludzie o czasach PRL-u potrafią mówić tylko źle i wymieniać to czego brakowało lub jak szare i nieciekawe były to lata. Ja tego nie neguję, byli tacy którym powodziło się bardzo dobrze i ci, którzy ledwo wiązali koniec z końcem. Ja jednak z radością wracam do wybitnych pisarzy, poetów, kompozytorów i piosenkarzy, bo to oni dawali siłę by przetrwać najgorsze momenty.




poniedziałek, 4 października 2021

ZWIERZYNIEC

 

   Dzisiaj 4 października obchodzimy Światowy Dzień Zwierząt. Nie pamiętałabym zapewne o tym święcie, gdyby nie post Stokrotki http://stokrotkastories.blogspot.com/2021/10/dzisiaj-bedzie-o-myszkach.html. Ja za tymi zwierzątkami nie przepadam,a kojarzą mi się one głównie z legendą o Popielu i „Myszeidą” poematem heroikomicznym Ignacego Krasickiego.

   Kiedy mamy na myśli myszy, to nieodłącznie kojarzy się z nimi kot, którego ludzie zazwyczaj trzymali w domach, by za nich rozprawiał się z tymi nieproszonymi gośćmi przychodzącymi z pól, by w domostwach przetrwać zimę. O kotach powstało wiele bajek i innych utworów. Ja pierwszego kota poznałam chyba w bajce Charlesa Perraulta „Kot w butach”. Nieco później, gdy już potrafiłam czytać doskonale wiedziałam co czuje bohater książeczki Stanisława JachowiczaPan kotek był chory”.

Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku,

I przyszedł kot doktór: «Jak się masz koteczku!»

«Źle bardzo…» i łapkę wyciągnął do niego.

Wziął za puls pan doktór poważnie chorego,

I dziwy mu śpiewa: «zanadto się jadło,

Co gorsza, nie myszki, lecz szynki i sadło;

Źle bardzo… gorączka!

źle bardzo koteczku! 

Oj długo ty, długo poleżysz w łóżeczku,

   Dzięki mojemu synowi zaprzyjaźniłam się z Filemonem, bohaterem filmu animowanego. Autorami książki pod tytułem „Przygody kota Filemona” są: Marek Nejman i Sławomir  Grabowski.

 Bardzo niemiłe spotkanie w życiu miałam z kotem wyciągniętym przez podwórkowych chłopaków z  blokowego śmietnika. Złapali oni to przestraszone zwierzę i rzucili mi je na klatkę piersiową. Kot podrapał mi twarz i przewrócił, a ja zapamiętałam tylko to, że pyszczek miał obsypany czymś białym i że czmychnął przede mną i swymi oprawcami za wieżowiec. Nie wykluczone, że to właśnie zdarzenie miało wpływ na moją niechęć do trzymania kota jako zwierzęcia domowego.

 


   W najmłodszych latach, czyli do 6 roku życia przebywałam najwięcej u dziadków na wsi i tam poznałam różne zwierzęta. Pierwszym był ukochany przez wszystkich „Brychu”, pies rasy owczarek szkocki długowłosy Collie, ogromny, nie mieszkający w domu tylko w stodole. Dostawał jedzenie od mojej babci, pamiętam jak wynosiła mu je przed ganek, ale potrafił też znikać by samemu coś upolować. Mojej mamie, która chciała zabrać go do Wrocławia, ta sztuka się nie udała, nie pozwolił się wywieźć samochodem marki Warszawa. Pamiętając o pierwszym psie dzieciństwa, z wielką przyjemnością przeczytałam książkę „Lessie wróć” Erica Knighta, a potem obejrzałam film. Zarówno podczas czytania jak i oglądania filmu ryczałam jak przysłowiowy bóbr. Pies, to zwierzę, które ma chyba najbogatszą literaturę. „O psie, który jeździł koleją”, to następna książka, która przychodzi mi na myśl, jeżeli się nie mylę była ona lekturą szkolną. Równie emocjonalnie jak losy Lessie przeżywałam przygody bohaterów francuskiego filmu "Bella i  Sebastian”, w którym występował pirenejski pies górski. Film nakręcono na podstawie powieści Cecile Aubry,

  Mój dziadek trzymał konie, za moich czasów były już tylko dwa, wykorzystywane do prac gospodarskich i polowych. Kiedy o koniach mowa, to przypominają mi się Marii Konopnickiej „Nasza szkapa” i Gustawa Morcinka „Łysek z pokładu Idy”. Ale to są przykłady niewłaściwego wykorzystywania tych zwierząt. Czy mam jakieś szczęśliwe skojarzenia? Przede wszystkim Pegaz-skrzydlaty koń zrodzony z krwi Meduzy, symbol natchnienia poetyckiego i plastycznego. Bucefał był ulubionym koniem Aleksandra Wielkiego, który towarzyszył we wszystkich wyprawach wojennych. W bajce Piotra Jerszowa „Konik garbusek”, sfilmowanej w 1947, kucyk potrafił mówić i znał odpowiedzi na wszystkie pytania. Był też serial, mój ulubiony „Koń, który mówi”, nakręcony w latach 1958-1966(angielski Mister Ed).

     główni bohaterowie

   Książka Joy Adamson „Elza z afrykańskiego buszu”, to było moje pierwsze spotkanie z lwicą. W roku 1966 nakręcono na jej podstawie film. Później w życiu lwy spotykałam tylko we wrocławskim zoo i w cyrku, który bardzo lubił mój ojciec, ale za każdym razem gdy stykałam się z tym królem zwierząt, odczuwałam strach. Dopiero animowany film „Król lew” obejrzany z moim synem, sprawił, że moje podejście do lwów złagodniało. "Wojownicze żółwie Ninja", to kolejny film z repertuaru mojego syna, który razem widzieliśmy w kinie.

   Literackimi bohaterami były także byki, w mitologii greckiej pojawił się byk kreteński, piękne zwierzę wyłaniające się z morza, pokonany przez Herkulesa w ramach jednej z 12 prac. „Byczek Fernando”, nie lubił korridy, za to uwielbiał przyrodę. Książeczkę Munfro Leafa pokochały dzieci na całym świecie.

   Tuwim opisał świat ptaków w „Ptasim radio”. Charakter małpy próbowali zgłębić Aleksander Fredro w wierszu „Małpa w kąpieli” i Kornel Makuszyński w „Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki”.

   Długo jeszcze można by wymieniać zwierzęta, które były opisywane, co jest dowodem na to, że człowiek nie wyobraża sobie życia bez nich. Szkoda tylko, że aby docenić czworonogi i uczyć się jak je traktować musimy ustanawiać światowy dzień, jakby nie było oczywiste, że dbać i humanitarnie obchodzić się powinniśmy z nimi przez 365 dni w roku.

Wilki- wilczyca kapitplińska wykarmiła Remusa i Romulusa, „Szara wilczyca”  i jej syn Bari, to bohaterowie książek Jamesa Curwooda. „Biały kieł”, to powieść Jacka Londona, opowiadająca o przejściach wilka z psami i ludźmi. Film animowany „Wilk i zając” czyli „nu pogadi”, to przezabawne perypetie tytułowych zwierzątek.

Kozy- Amaltea, koza czy też według innych źródeł nimfa, która wykarmiła Zeusa. Ułamany róg kozy był symbolem rogu obfitości, ciągle napełniającego się jedzeniem, a z jej skóry Zeus zrobił egidę, tarczę która zapewniła mu zwycięstwo nad Kronosem . Koziołek Matołek bohater książki Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza-to pierwsza historyjka obrazkowa z kolorowymi rysunkami, ukazała się w 1932.

Niedźwiedź- z jego udomowioną wersją zapoznajemy się już od najmłodszych lat. Jako pluszowa zabawka lub przytulanka miś jest przyjazny, mięciutki i ma wielkie piwne oczy. takie są miśki z animowanych filmów „Miś Uszatek”, „Coralgol” czy Yogi, mieszkaniec Parku Yellowstone. Największym jednak powodzeniem cieszy się od wielu lat „Kubuś Puchatek”,przebywający w stumilowym lesie. Ed Paddington bohater książek Michaela Bonda też ma różne przygody chociaż to książeczka dla odrobinę starszych czytelników niż kubusiowi wielbiciele miodku. Sobie i wszystkim życzę żeby na swej drodze spotykali tylko łagodne misie, a nie żyjące dziko niedżwiedzie, jak w znanej bajce Adama Mickiewicza „Przyjaciele”.

 Wielką miłośniczką misiów dużych i małych jest poetka i pisarka Gabriela Kotas, ktora wydziergała ich bardzo dużo i rozdawała na spotkaniach z małymi czytelnikami.

   W epopei narodowej „Pan Tadeusz” odnajdziecie innych przedstawicieli fauny, a w "Muppet show” poznacie kolejne wesołe zwierzaki.



    Jeżeli o mnie chodzi, to ostatnim jakiego udało mi się poznać,był chomiczek Kaja z książeczki Ewy Radomskiej "Z pamiętniczka małego chomiczka".


   Post Stokrotki miał być pretekstem by w Światowym Dniu Zwierząt opowiedzieć Wam o książce Guillaume'a Apollinaire'a* „Zwierzyniec albo świta Orfeusza”, która przyszła mi na myśl dziś nad ranem. Mój egzemplarz został wydany w roku 1983 jako Bibliofilska edycja miniatur Wydawnictw Artystycznych i Filmowych. Przekładu z francuskiego dokonał Artur Międzyrzecki. Może jeszcze kiedyś powrócę do tej niepozornej książeczki. Tych bardziej niecierpliwych zachęcam do osobistej lektury.


Guillaume Apollinaire-
Guillaume Albert Vladimir Alexandre Apollinaire de Kostrowitzky właściwie Wilhelm Apolinary Kostrowicki lub Wilhelm Apollinaris de Kostrowitski – francuski pisarz i krytyk sztuki polskiego pochodzenia. Jeden z głównych przedstawicieli francuskiej awangardy poetyckiej, twórca terminu surrealizm.

środa, 22 września 2021

MOJE GRECKIE FASCYNACJE

 

Dziewiętnastego sierpnia otrzymałam maila od jednej z moich ulubionych blogerek. „Jotka”, autorka bloga „Pani od biblioteki ” , poinformowała mnie, że wysłała drobny upominek ze swojego urlopowego pobytu w Grecji. Bardzo wzruszyła mnie tym, że chciała sprawić przyjemność osobie, która nigdy nie odwiedzi żadnego obcego kraju , a i swój własny zna słabo. Co prawda dzięki książce Jadwigi Śmigiery „Mój kraj nad Wisłą” i innym blogerom, którzy opisują swoje wojaże i miejsca zamieszkania, ilustrując opowieści zdjęciami, mam okazję zobaczyć to i owo, ale dużo fajniej jest być w ciekawym miejscu osobiście.




Niestety przez opieszałość mojego syna, dopiero po miesiącu otworzyłam małą białą kopertę, w której znajdowały się dwie kartki i magnes na lodówkę. Jedna kartka pokazywała piękno Grecji,
a druga miła na celu rozweselenie mnie, bo brak postów na blogu mógł wskazywać, że mój nastrój jest kiepski i weny brak. Magnes na lodówkę zniknął błyskawicznie w kieszeni syna, bo jego partnerka je zbiera.




".
..gdy humor na chwilę cię opuści lub za
oknemkrajobraz ponury, spójrz na tę kartkę i pomyśl o mnie" 

Kiedy oglądałam pocztówkę przez głowę przeszła mi myśl „z czym kojarzy mi się Grecja”? Próbując odpowiedzieć sobie na to pytanie, postanowiłam przemyśleniami podzielić się z Wami.

 
  Najpierwsze były mity greckie. Moje pokolenie poznawało je z „Mitologii” Jana Parandowskiego, natomiast synowi kupiłam „Mity greckie” Stanisława Srokowskiego, wydanie III z 1995 roku. To właśnie do tej pozycji zajrzałam, by przypomnieć sobie dobrych i złych bogów. Ulubionymi byli:

PROMETEUSZ -bo dał ludziom ogień, a więc ciepło i światło, a został za to przykuty do skał Kaukazu. Ciekawe do jakich skał należałoby przykuć rządzących, którzy wciskają nam ciemnotę i robią przed Europą ciemnogród z naszej pięknej ojczyzny.

EROS, bóg miłości, bo jak każdy pragnęłam kochać(to się spełniło) i być kochaną(klapa na całej długości i szerokości geograficznej). Ale nadziei nie tracę, póki życia.

ATENA-bogini wojny, przedstawiana w złotej zbroi-też bardzo, bardzo lubię złoto(nie koniecznie w formie oręża) lub z sową na ramieniu jako atrybutem mądrości.

HERKULES-heros, zasłynął z wykonania 12 prac i śmierci w męczarniach, których sprawczynią była Dajanira. Przydałby się i mnie taki, co to prace w moim mieszszkaniu by zrobił i nie zdarł ze mnie skóry.

APOLLON -bo autorów pięknych i mądrych wierszy wieńcem laurowym nagradzał. Chciałabym znaleźć się w gronie ludzi tak uhonorowanych.

DIONIZOS- ten to potrafił się bawić, a jego bachanalia sławę zyskały w całym antycznym świecie.

Wśród mieszkańców Olimpu, byli i tacy, którzy mojej sympatii nie zyskali. Co ciekawe, gdy chciałam przytoczyć ich imiona, to okazało się, że to same kobiety. Czyżbym była mizoginistką?

HERA -niby patronka macierzyństwa, a przeszkałała Latonie w narodzinach bliźniaków, Apolla i Artemidy. Uważa się ją także za opiekunkę małżeństwa, piękna i rodziny, a cechował ją gwałtowny charakter, zazdrość i mściwość. Dlatego wykorzystując swoją pozycję na Olimpie, w okrutny sposób pozbywała się rywalek(Semele,Persefony,Io,Kallisto, Echo).

PANDORA-kobieta ulepiona z gliny, ożywiona przez Zeusa. Wiedziona niezdrową ciekawością, otworzyła wbrew zakazowi puszkę, z której na świat wylazły na świat „ból, lęk, starość,bieda, głód, zemsta, nienawiść, podłość,skrytość, podejrzliwość,nieufność, intryga,kłamstwo, egoizm, pycha, wyskoczyły też wszystkie choroby, które sprawiają, że ludzie cierpią i umierają”.(S.Srokowski "Mity greckie").

ERIS- uskrzydlona bogini niezgody, chaosu i nieporządku. Chyba z Olimpu zeszła na ziemię i zamieszkała w naszym kraju.

   Mówiąc czy myśląc o Grecji nie można nie wspomnieć o Homerze. Uważa się go za ojca poezji epickiej i autora epopei „Iliada” i „Odyseja”. Jako 16-latka traktowałam te dzieła jak przymusową lekturę i nie przypadła mi ona do gustu pod względem treści czy formy spisania(wiersz bohaterski czyli heksymetr daktyliczny). Niechaj wybaczą mi ci, którzy z uwielbieniem pochylają się nad opowieścią o ostatnich 51 dniach 10-letniej wojny lub podziwiają zręczność z jaką Homer opisał przygody Odysa zwanego także Ulissesem. Ja nie mogłam pojąć jak setki mężczyzn walecznych, odważnych i chyba niegłupich, mogło zmarnować 10 lat, walcząc o jedną kobietę. Najtragiczniejsze było to, że wielu straciło życie, a Helena Trojańska ocalała i wróciła z Menelaosem do Sparty.

   Nie dostawałam też wypieków na twarzy, czytając o licznych przygodach Odysa i jego niewierności( dziecko z czarodziejka Kirke i 7 lat spedzonych u nimfy Kalipso, w zamian za niesmiertelność), kiedy w tym czasie w Itace jego słynąca z wierności żona Penelopa oganiała się od wielbicieli, którzy chcieli posiąść ją i zawładnąć majątkiem.

 
 Będąc początkującą „wierszokletką” poznałam twórczość Safony, najwybitniejszej greckiej poetki, mieszkanki wyspy Lesbos. W swoim domu założyła koło, którego zadaniem była opieka nad niezamężnymi niewiastami z arystokratycznych rodów. Uczyła ona młode dziewczyny gry na instrumentach, tańca, przygotowując do zamążpójścia. Jej liryki miłosne, przeznaczone dla podopiecznych, mówiły o radości wspólnie spędzanych chwil i o smutku, gdy panny opuszczały „szkołę” Safony. Ciekawe czy późniejsze guwernantki lub właścicielki pensji dla dobrze urodzonych dziewcząt, korzystały z doświadczeń greckiej poetki. Ilekroć słyszę o Safonie, to nie wiedząc czemu, przypomina mi się Jadwiga Łuszczewska zwana Deotymą, polska poetka i powiesciopisarka okresu romantyzmu, a to za sprawą takiego tekstu:

Deotyma kiecki nie ma,

zamiast kiecki,

ma strój grecki.

  W swoim dorobku Łuszczewska nie miała utworów nawiązujących do antyku. Jej poematy poświęcone historii Polski, nie zyskały uznania krytyki, ale historyczne powieści dla młodzieży już tak. Najbardziej znane, to sfilmowana w roku 1964 przez Marię Kaniewską „Panienka z okienka” oraz „”Branki w jasyrze”. Z bogatej literatury romantycznej, w której znaleźć możemy nawiązania do motywów greckich wspomnę o Słowackim i „Grobie Agamemnona” oraz o Norwidzie i „Coś ty Atenom zrobił Sokratesie”.

   Przechodząc do współczesności, to pamiętam rok 1966 i Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie, na scenie którego wystąpiła Angela Zilia, wysoka, smukła i piękna, ubrana w biało-czarną sukienkę. Zaśpiewała „Cyganerię” i w Dniu Polskim zdobyła I Nagrodę za interpretację „Dzień niepodobny do dnia”.

 Demis Roussos,pojawił się w Sopocie w roku 1979
 a przeboje „My Friend the Wind”, „Goodbye My Love Goodbye”, porywały nie tylko festiwalową publiczność. Niektórzy pamiętają z pewnością filigranową kobietkę z grzywką, Mireille Mahieu, która po francusku wyznawała „Akropolis adieu” . Z rodzimego podwórka muszę napisać o Eleni, piosenkarce greckiego pochodzenia, która swoimi piosenkami „Miłość jak wino”, „Nic miłości nie pokona”(tytuł także książki, będącej wywiadem z piosenkarką), „Po słonecznej stronie życia”, zawsze potrafiła mnie wprawić w dobry nastrój.




Książka Nikosa Kazandzakisa „Grek Zorba” została spopularyzowana przez swą ekranizację w roku 1964, a główny motyw muzyczny taniec Zorba był tańczony nie tylko na greckich weselach. Martin Scorsese w 1988 zekranizował drugą najważniejszą powieść „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, ale książki nie czytałam i filmu nie oglądałam. Pozostaję zafascynowana „Zorbą”.



     Jeżeli już weszliśmy na plan filmowy, to nie mogę nie powiedzieć o „Agencie nr 1” z doskonałą rolą Karola Strasburgera, który wcielił się w postać Jerzego Iwanowa-Szajnowicza, polskiego pochodzenia agenta brytyjskiego wywiadu, działającego w Grecji w czasie II Wojny Światowej. Film na podstawie książki Stanisława Strumph-Wojtkiewicza zrealizował w 1971 Zbigniew Koźmiński.

   Na koniec kilka słów o człowieku, który nie był związany ani z literaturą, ani ze sztuką czy muzyką lub filmem. Nauczyciel geografii w V Liceum Ogólnokształcącym im. Jakuba Jasińskiego we Wrocławiu, nazywał się Jorthanis Lazopoulos i był moim wychowawcą. Nie wiem jak inni moi koledzy, ale ja zawsze stresowałam się przed każdą lekcją, bo choć był to łagodny, wesołego usposobienia człowiek, to miał zwyczaj odpytywać na środku klasy, a uczniów wybierał, celując palcem w listę obecności. Jeżeli nie dawało się natychmiast odpowiedzi na pytanie o stolice Polski i Grecji, lądowało się w ławce z dwóją w dzienniku. Pomimo, że przy nazwisku mogło widnieć kilka dwój, to nie pamiętam żeby ktoś powtarzał klasę z powodu niezaliczenia przedmiotu.

 I to tyle moich wspominków i fascynacji Grecją i tym, co się z nią wiążę. Nadmienię tylko, że chociaż kilka razy trafiałam w TV na reklamę produktów pochodzenia greckiego, sprzedawanych w ramach „tygodnia...” w Lidlu, to nigdy nie udało mi się w określonym czasie trafić do sklepu. Zawsze brakowało funduszy. Dlatego choć uwielbiam jeść(szczególnie słodycze), to na temat smaków kuchni greckiej nic nie umiem powiedzieć.  Na odwrocie widokówki z Iraklionu, Jotka napisała” zdjęcia nie oddają zapachów, wiatru i klimatu,ale zawsze to jakaś namiastka i źródło wspomnień”.Tych, którzy nie znają „Pani od biblioteki”, odsyłam na blog https://paniodbiblioteki.blogspot.com/2021/09/kocha-lubi-gotuje, a stałych bywalców zachęcać nie muszę.

   Wierzę, że Ci, którzy zamieszczą pod niniejszym postem komentarz, podzielą się swoimi skojarzeniami dotyczącymi tego pięknego kraju.